IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
(10) Zarośla


 

 (10) Zarośla

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : 1, 2  Next
Wyspa


Wyspa
https://wyspa.forumpolish.com https://wyspa.forumpolish.com https://wyspa.forumpolish.com
avatar :
© frightening

Punkty :
125


(10) Zarośla Empty
PisanieTemat: (10) Zarośla   (10) Zarośla EmptySro Sie 19, 2015 10:31 pm

Okolice plaży

Zarosla

Gęste zarośla, sąsiadujące z początkiem lasu.


Powrót do góry Go down
Sophie Poots


Sophie Poots
https://wyspa.forumpolish.com/t190-sophie-poots#902 https://wyspa.forumpolish.com/t195-zosia https://wyspa.forumpolish.com/t192-sophie-poots#971
Dane osobowe :
26, stewardesa, Norweżka zamieszkała w Los Angeles, 165cm

Ubiór :
Mundurek stewardesy (sukienka podarta w kilku miejscach)

Ekwipunek :
Torba: ( foliowy płaszcz przeciwdeszczowy w kolorze niebieskim, cztery pary skarpetek uniwersalnych, dwie sztuki długich spodni od garnituru, pięć niebieskich koszul, trzy granatowe krawaty w białe paski, cztery bokserki, sweter, klapki, adidasy, dezodorant w sprayu, pustą małą butelkę, portfel z dokumentami Toma). Różowa torebeczka z paciorków ( listek sześciu tabletek nasennych, paczka higienicznych chusteczek jednorazowych, rolka dwustronnej taśmy samoprzylepnej i dokumenty ze zdjęciem kobiety (Liliana Heeres, 27 lat, Kanadyjka).

Stan zdrowia :
ból po nastawionym barku, siniaki na kostkach

Punkty :
223


(10) Zarośla Empty
PisanieTemat: Re: (10) Zarośla   (10) Zarośla EmptyCzw Sie 20, 2015 12:30 am

po katastrofie

Gdy Sophie odzyskała świadomość, nie była pewna jak i dlaczego znalazła się pośrod zielonego listowia. Przypomnienie sobie turbulencji w samolocie, zajęło jej parę chwil. Ocknięcie się z szoku na widok nieznanego terenu, wymagało od stewardessy wysiłku i skupienia uwagi, rozpraszanej przez zapach, odgłosy i.. ból w ramieniu.
Poots syknęła, gdy chcąc się poruszyć i zmienić pozycję, poczuła przeszywający ból, nie pozwalający się podnieść. Ciągle tkwiąc na boku, kobieta podniosła tylko głowę i rozejrzała się w poszukiwaniu pomocy. W potarganych włosach zaplątało się kilka listków i gałązek, którymi Sophie nie mogła teraz zaprzątać sobie umysłu. Dostrzegła za to rozdarty materiał spódnicy i bluzki, nie poświęcając temu zbyt wiele uwagi. Chciała się podnieść, więc zacisnęła zęby i podparła się na łokciu, podnosząc do pozycji siedzącej i wybuchając płaczem, przez ból jaki sama sobie zadała. Kuląc się, przycisnęła uszkodzoną rękę do ciała, zaciskając na przedramieniu dłoń zdrowej. Musiała dać sobie chwilę i przeczekać falę bólu, która podpowiadała, że bark został wybity.
- Halo?! Czy ktoś mnie słyszy?!
Zawołała płaczliwie, rozglądając się wokoło siebie i nasłuchując odpowiedzi. Bała się, że znalazła się tu całkiem sama i żadna pomoc nie przybędzie, zmuszając ją do samodzielnego szukania ratunku. Z wybitym barkiem? Sophie jednak wiedziała, że nie może siedzieć w miejscu. Podkuliła więc nogi i łapiąc się zdrową dłonią drzewa, wstała na równe nogi, szybko dowiadując się, że kostki zostały skręcone. Kolejna fala łez poleciała po policzkach stewardessy, gdy ta opierała się plecami o drzewo, zmuszona będąc do zsunięcie się po pniu. Sophie uderzyła tyłkiem o ziemię i spojrzała na stopy, modląc się aby były to tylko przejściowe obrażenia.
- HALO?!
Powrót do góry Go down
Felicia Sage


Felicia Sage
https://wyspa.forumpolish.com/t137-felicia-andrea-sage https://wyspa.forumpolish.com/t145-czy-leci-z-nami-pilot https://wyspa.forumpolish.com/t144-felicia-andrea-sage
Dane osobowe :
25 lat | stewardessa | wdowa | pół Brazylijka, pół Australijka | 180 cm

Znaki szczególne :
krótkie włosy w kolorze blond | czasami przechodzące w błękit, jasnoniebieskie oczy | praktycznie non stop czerwone usta

Ubiór :
gruby łańcuszek ze srebrnym krzyżem łacińskim, personalizowany, grawer ANGELO na pionowej części z tyłu, przy skórze pod koszulką | kolczyki-liski ze złota (wkręty) | długie spodnie damskie w stylu kowbojskim | biała koszulka męska | niebieska koszula damska z długimi rękawami | kowbojki | cienkie rajstopy podarte przy kolanach

Ekwipunek :
Dziecięcy plecak moro, a w nim: krem nawilżający, paczka mokrych chusteczek, czarna farba do włosów, maskara, dwie tabletki paracetamolu, dwie grube frotki, zeszyt, komplet kolorowych kredek, pluszowy miś, strój stewardessy [podarta sukienka, porwany żakiet, baleriny na niskim obcasie], pięć kiełbasek, dwie tortille, butelka koniaku, opakowanie tabletek antykoncepcyjnych, buteleczka wody utlenionej, poradnik Kamasutry, pusta butelka.

Stan zdrowia :
drobne ranki na twarzy i wierzchach dłoni |oczyszczone rany po szkle powbijanym w plecy - hipsterska wersja jeżozwierza | rozcięty łuk brwiowy - bo naturalne farby do twarzy są w cenie

Punkty :
673


(10) Zarośla Empty
PisanieTemat: Re: (10) Zarośla   (10) Zarośla EmptyCzw Sie 20, 2015 2:16 pm

|nie zabijajcie za jakość, zatrucie pokarmowe mnie zamęcza :c

Czego się boisz...?
Koszmarów sennych, tysięcy olbrzymich mrówek tnących ciało, olbrzymich orzechów kokosowych gotowych zabić swoją ofiarę na miejscu, kiedy tylko zwalą jej się na głowę, utonięcia w bezkresnym oceanie...
Jeszcze raz - czego TAK NAPRAWDĘ się boisz...?
Spadania...

Przesunęła rękami po ziemi, wyczuwając pod palcami niewielkie ziarenka piasku, którego zdecydowanie nie powinno tam być. Choć... Może jednak...? Jakaś część jej mózgu zarejestrowała przecież myśl o tym, że w Los Angeles było pełno piaszczystych plaż, a ona sama miała mieć z nimi jakiś związek. Przeraźliwy, rwący ból nie pozwalał jej jednak skupić się na tyle, by mogła powiązać ze sobą jakiekolwiek inne fakty tudzież ułożyć je razem w jakiś jaśniejszy obraz. Ba!, co dopiero mówić o zdolności tak logicznego rozumowania, jeśli nie lada wyczyn stanowiło dla niej otwarcie oczu. Zwłaszcza kiedy powieki, zupełnie jak na złość, nie chciały dać się unieść. Przesuwała więc tylko dłońmi po podłożu, raz po raz łapiąc drżący oddech i starając się zebrać w sobie na tyle siły, by pozwolić sobie na kolejny krok, jakim niechybnie miała być próba dojścia do tego, co się stało. Lecz wszystko powoli, metodycznie... Przynajmniej w teorii.
Praktyka bowiem... Cóż, miała się zupełnie inaczej. I kiedy w końcu Felicii udało się uchylić powieki, mrugając przy tym intensywnie - gdy ostre światło dnia uderzyło ją prosto w oczy, zaczęło się piekło. Już sam widok własnych dłoni dał jej, w zestawieniu z otoczeniem w postaci nieznanych krzaków, do myślenia. Nigdy wcześniej nie była w końcu aż tak blada. Ha!, wręcz sinoszara. Odruchowo przesunęła też rękę w stronę źródła wyjątkowo okrutnego bólu, jakie znajdowało się na jej plecach, napotykając lepką wilgoć. I choć pewien fragment podświadomości usilnie odwodził ją od prób spojrzenia na to, czym pokryta była teraz jej dłoń, ona sama irracjonalnie wszystkiemu zaprzeczała. Przecież to nie mogło być coś wielkiego, czyż nie? Miała tylko zły sen, z którego wystarczyło się obudzić, by zobaczyć, że wszystko jest dobrze.
Zrobiła więc to, czego robić nie powinna... Zamachała ręką przed swoją twarzą i... Momentalnie zwróciła przed sobą swój ostatni posiłek, jak nie jeszcze kilka wcześniejszych, zauważając dodatkowo wielką, czerwoną plamę na ziemi. Dotąd utrzymując się w szoku, po raz pierwszy dotarło do niej to, że po twarzy nieustannie spływała jej ciecz dużo bardziej gęsta od wody. Ciecz... Krew...
Cudem było to, że zachowała jednak na tyle trzeźwego myślenia, by dopuścić do siebie świadomość przebywania... Z kimś? W grupie? Dwójce? Kiedy usłyszała bowiem wrzask, zakaszlała, wychrypując lekko nieprzytomnie.
- Tutaj...
Przeraźliwie chciało jej się pić, a nieustanna utrata krwi sprawiała, że świat zamienił się w jedną wielką karuzelę na najwyższych obrotach. Nie wstawała. Czuła, że nie jest w stanie.
Powrót do góry Go down
Florence Queen


Florence Queen
https://wyspa.forumpolish.com/t87-florence-queen#181 https://wyspa.forumpolish.com https://wyspa.forumpolish.com/t231-florence-queen
Multikonta :
Timothy O'Brien

Dane osobowe :
26 lat, stewardessa, Amerykanka mieszkająca w Sydney

Znaki szczególne :
blizna na lewej łopatce

Ekwipunek :
chustka stewardessy, słuchawki nauszne

Stan zdrowia :
pęknięty obojczyk, silny ból głowy, problemy z koncentracją, ciągle zmęczenie, niegroźne rozcięcie ramienia

Punkty :
138


(10) Zarośla Empty
PisanieTemat: Re: (10) Zarośla   (10) Zarośla EmptyCzw Sie 20, 2015 3:04 pm

Ocknęła się z twarzą w ziemi.
Przez chwilę nie czuła nic, wpatrywała się w pajączka, który odważnie przechodził tuż przed jej oczami, wypluła drobinki ziemi znajdujące się w jej buzi. Wilgotne podłoże schłodziło ją, doprowadzając jej usta do delikatnego drżenia. Nieświadomość stanu jej ciała trwała stosunkowo krótko – jedynie do momentu, gdy postanowiła przekręcić się na plecy i ulżyć sobie w problemach z oddychaniem; wszystko uderzyło z podwójną siłą, a ona krzyknęła z bólu. Jej głowa pulsowała, dając wrażenie, jakby miała zaraz wybuchnąć, tak samo okolice lewego obojczyka wraz z ręką, które po wymacaniu okazały się być opuchnięte.
Zaległa nieruchomo, a rażące promienie słońca wpadającego w gałęzie znajdujące się nad nią nie pozwoliły jej się rozejrzeć. Leżała tak dłuższą chwilę, próbując uspokoić swój organizm, przyzwyczaić się do bólu i przemyśleć sytuację. Z tym ostatnim miała lekkie problemy – każda myśl po chwili zdawała się umykać, przemykały zbyt szybko przez jej głowę, by mogła się na nich skupić; żadna nie stworzyła zarysu sytuacji, w której mogła się teraz znajdować. Całości dopełniał narastający ból głowy, który przy każdej próbie skojarzenia faktów wysyłał kolejne pulsy, kolejne fale bólu, które jakby kasowały jej myśli. Nawet gdy usłyszała dobiegający z nie tak daleka znajomy głos, nie zaświtało jej w głowie, pomyślała jedynie, że powinna się tam dostać, wyjaśnić co się dzieje i gdzie jest.
- Jestem tutaj! – coś, co w zamierzeniu miało być głośnym krzykiem, tak naprawdę było ledwie zrozumiałym jękiem. Musiała wstać. Głos, mimo iż zagłuszany przez szumienie w jej głowie, naprawdę wydawał się jej znajomy.
Zaczęła powoli wstawać, sycząc z bólu. Nieopatrznie podparła się bliskiego drzewa opuchniętą ręką i jedynie mocne zagryzienie wargi pozwoliło jej się nie rozpłakać. Ale udało się. Wstała. Oparła się plecami o drzewo, głęboko oddychając. Wtedy tak naprawdę pierwszy raz się rozejrzała – dookoła były zarośla, które ani trochę nie zdawały się być jej znajome.
Zaczęła głęboko oddychać i w tamtym momencie usłyszała głośniejsze już - a może tylko tak jej się wydawało, bo oswoiła się już z bólem i wszystko wydawało się jakby wyraźniejsze? – jedno słowo:
- HALO?!
To nie jest… nie jest… tak daleko, starała się pocieszyć. W tym stanie nawet przejście pięciu metrów to STANOWCZO było za dużo. Ale ruszyła w stronę, z której dochodził głos, powoli, ale sunęła przed siebie pojękując, popłakując cichutko i podtrzymując się zdrową – tak można to nazwać, bo była tylko niegroźnie draśnięta – prawą ręką czego tylko mogła.
Wtedy zobaczyła bardzo znajomą twarz. Sophie. Dziewczyna siedziała bezradnie na ziemi. I wszystko zaczęło powoli łączyć się, składając się na wybrakowaną historię – lotnisko, lot samolotem nad oceanem, turbulencje, chwila spokoju, a potem…co? I co? I co dalej? Gdzie my jesteśmy?
- Żyjesz – powiedziała z nieskrywaną ulgą, mimo, iż przecież słyszała głos dziewczyny. Bała się co zastanie na miejscu – które okazało się nie tak dalekie od jej wcześniejszego miejsca pobytu, było to zaledwie kilkanaście metrów. Kilkanaście długich, ciężkich metrów podróży pełnej cichych łez i nieco głośniejszych jęków.
Kolejna fala bólu głowy zmusiła ją do złapania się drzewa, jednak ledwie dając coś po sobie poznać, mimo, iż chciała siąść i płakać beznadziejnie, spróbowała wydusić:
- My… samolot… – zacisnęła mocno oczy, próbując się skupić na wypowiadanych słowach, próbując sklecić je w sensowne zdanie. Wciąż było to dla niej trudne, mimo momentów jasności umysłu, nie mogła się skoncentrować na otoczeniu i rozmowie. – Czy… bardzo jesteś ranna? - rozejrzała się, czując rozrywający ból w pobliżu szyi. Trzeba będzie się tym zająć. Ale najpierw ważniejsze rzeczy.
Co, jeśli... jeśli przeżyłyśmy... jako jedyne?, przemknęła jej przez myśl przerażająca myśl. Mało to prawdopodobne, ale zdarzało się i tak. Cudowne ocalenie jednej, dwóch osób, reszta pasażerów martwa. Zamrugała pospiesznie, próbując odgonić natrętne myśli.
Powrót do góry Go down
Sophie Poots


Sophie Poots
https://wyspa.forumpolish.com/t190-sophie-poots#902 https://wyspa.forumpolish.com/t195-zosia https://wyspa.forumpolish.com/t192-sophie-poots#971
Dane osobowe :
26, stewardesa, Norweżka zamieszkała w Los Angeles, 165cm

Ubiór :
Mundurek stewardesy (sukienka podarta w kilku miejscach)

Ekwipunek :
Torba: ( foliowy płaszcz przeciwdeszczowy w kolorze niebieskim, cztery pary skarpetek uniwersalnych, dwie sztuki długich spodni od garnituru, pięć niebieskich koszul, trzy granatowe krawaty w białe paski, cztery bokserki, sweter, klapki, adidasy, dezodorant w sprayu, pustą małą butelkę, portfel z dokumentami Toma). Różowa torebeczka z paciorków ( listek sześciu tabletek nasennych, paczka higienicznych chusteczek jednorazowych, rolka dwustronnej taśmy samoprzylepnej i dokumenty ze zdjęciem kobiety (Liliana Heeres, 27 lat, Kanadyjka).

Stan zdrowia :
ból po nastawionym barku, siniaki na kostkach

Punkty :
223


(10) Zarośla Empty
PisanieTemat: Re: (10) Zarośla   (10) Zarośla EmptyCzw Sie 20, 2015 3:27 pm

Sophie starała się oddychać głęboko, by uspokoić nie tylko beznadziejne pragnienie płaczu, ale rownież drżenie całego ciała. Obolałego i posiniaczonego nie tylko w miejścach gdzie bolało najbardziej. Poots nie miała pojęcia jak znalazła się w tym miejscu, ale każdy mięsień podpowiadał, że musiała zaliczyć upadek z wysokości.
Pragnąc za wszelką cenę przypomnieć sobie moment po założeniu maski tlenowej, stewardessa rozejrzała się ponownie, słysząc szelest zarośli i trzask gałązek pod butami Florence. Gęste skupisko drzew i krzaków oraz przerażenie, podpowiadały kobiecie złe obrazy, uruchamiając wyobraźnie i strasząc podwójnie. Sophie miała ochotę wstać, by przed ewentualnym zagrożeniem nie bronic się na siedząco, ale ciało odmawiało posłuszeństwa i kazało siedzieć na miejscu.
- Florence... dzięki Bogu..
Westchnęła, pozwalając sobie na kwaśny uśmiech, który zniknął po kilku sekundach. Dobrze było widzieć koleżankę, dobrze było widzieć kogokolwiek, ale co z resztą? Gdzie była Felicia? Co się stało z Nicolasem i Franklinem?
- Gdzie reszta... mam wybity bark... musisz go nastawić. I... nie mogę chodzić, chyba zwichnęłam kostki.
Patrzyła na koleżankę z przerażeniem w oczach. Czerwone sińce wokół nich mieszały się z wilgocią łez, jakich jeszcze pełno Sophie musiała jeszcze wylać. Szczególnie, gdy Quenn zabierze się za konieczne sprawienie jej jeszcze więcej bólu.
Powrót do góry Go down
Nicolas Fuentes


Nicolas Fuentes
https://wyspa.forumpolish.com/t166-nicolas-a-fuentes https://wyspa.forumpolish.com/t182-senor-piloto https://wyspa.forumpolish.com/t181-nicolas-a-fuentes
Multikonta :
Rei

Dane osobowe :
36 * drugi pilot * Argentyńczyk

Znaki szczególne :
długa blizna przez całe plecy (poparzenie)

Ekwipunek :
strój pilota, butelka wody, ciemnozielony gruby koc, igła i szpulka jasnobrązowej nici

Stan zdrowia :
pulsujący ból moszny (palący przy oddawaniu moczu), opiłki szkła w twarzy

Punkty :
150


(10) Zarośla Empty
PisanieTemat: Re: (10) Zarośla   (10) Zarośla EmptyCzw Sie 20, 2015 3:59 pm

Cztery razy obudziłem się poza domem w dziwnym miejscu.
Pierwszy: po śmierci brata, gdy pierwszy raz upiłem się do nieprzytomności.
Drugi: po kawalerskim wieczorze kumpla, gdy wynajęliśmy łódkę a żaden z nas nie miał patentu.
Trzeci: po akcji ratowania płonącego śmietnika, która miała koniec w szpitalu.
Czwarty: no właśnie. Jaki "czwarty"?
Nie mogłem zrozumieć co stało się, kiedy ocknąłem się z twarzą w listowiu. Ostatnim moim wspomnieniem była rozmowa w barze, turbulencje następujące po niej i nic więcej. To było nienormalne. Postanowiłem tak tego nie zostawić i dać sobie parę sekund na zebranie myśli. Pamiętałem rady dziadka, który był świetnym człowiekiem i pilotem. Do obu tych pozycji musiał spełniać szereg zasad; jedną z nich było to, żeby nie dać strachowi ponieść się całkiem. Owszem na minutę albo dwie tak, ale nie dać mu zawładnąć na wieczność. Więc odpuściłem.
Jeden...
...dwa...
...trzy...
...cztery...
...pięć...
...sześć...
...siedem...
...osiem...
...(...)...
...pięćdziesiątdziewięć...
...sześćdziesiąt.
Czułem ból, ale do wytrzymania. Zacisnąłem zęby, dotykając do twarzy. Metalicznego zapachu krwi nie dało się pomylić z czymkolwiek innym. Tak samo odłamków czegoś ostrego co tkwiło w moim ciele i wywoływało krwawienie. Powinienem zająć się tym. Tak mówił mi rozum, ale wygrało człowieczeństwo. Uznałem, że mikro urazy mogą poczekać, kiedy usłyszałem krzyk. Właściwie to wrzask, który upewnił mnie, że nie zostałem sam. Podniosłem się z ziemi korzystając z gałązek, żeby nie wywrócić się od upływu krwi albo wstrząsu mózgu. To było trudne, bo zaraz po tym poczułem kolejny ból, ale zagryzłem zęby. Skierowałem się w stronę źródła krzyku, lecz nie dotarłem do niego, bo oto wpadłem na kogoś jeszcze. Po krótkim rozeznaniu dotarło do mnie, że to nie tylko pasażer lotu, ale także ktoś znany mi. Z kim żartowałem nie tak dawno... ...co pokazywało, że wspomnienia zaczynały powoli wracać.
- Felicia? - niepewnie spytałem, kierując się w stronę zakrwawionej blondynki leżącej na piasku. - Fel? Sage? Cia? Felicia? Do diabła!
Powrót do góry Go down
Florence Queen


Florence Queen
https://wyspa.forumpolish.com/t87-florence-queen#181 https://wyspa.forumpolish.com https://wyspa.forumpolish.com/t231-florence-queen
Multikonta :
Timothy O'Brien

Dane osobowe :
26 lat, stewardessa, Amerykanka mieszkająca w Sydney

Znaki szczególne :
blizna na lewej łopatce

Ekwipunek :
chustka stewardessy, słuchawki nauszne

Stan zdrowia :
pęknięty obojczyk, silny ból głowy, problemy z koncentracją, ciągle zmęczenie, niegroźne rozcięcie ramienia

Punkty :
138


(10) Zarośla Empty
PisanieTemat: Re: (10) Zarośla   (10) Zarośla EmptyCzw Sie 20, 2015 4:35 pm

Zaśmiała się, jakby resztkami sił, pół gorzko, pół bezradnie.
"Nie mogę", chciała odpowiedzieć Sophii. "Ledwo mogę ruszać ręką. Chyba złamałam obojczyk. Cholernie boli." Naprawdę chciała. Wytłumaczyć spokojnie. Może poszukać innych, którzy przeżyli, sprowadzić by pomogli, lub po prostu czekać na pomoc i w tym czasie wspierać się nawzajem.
Ale tego nie zrobiła, przynajmniej początkowo. Może nie wiedziała, że nadmierny ruch przy złamanym obojczyku może doprowadzić do przebicia tętnicy. Może nie była w stanie użyć tylu słów na raz. A może nie chciała zawieść koleżanki z pracy, która tak liczyła na jej pomoc. Kto to wie. Prawdopodobnie wszystko na raz.
- Okej... - powiedziała powoli, wręcz zbyt wolno. I równie powoli zbliżyła się do Sophii, kucając przy niej i oglądając jej bark. Wiedziała jak się to robi, już kiedyś to robiła, teraz jednak jej ruchy były tak niepewne, jakby nie wiedziała co robić, nie mogła sobie dokładnie przypomnieć jak to szło, miała zaćmę umysłową...
- N...nie, nie mogę... nie dam rady. - powiedziała płaczliwie, a jej oczy zaszły łzami. - Chyba mam coś z ręką. Obojczykiem. Nie wiem. Może i z tym, i z tym.
Jej serce zaczęło szybciej bić, jak gdyby próbowało wyskoczyć z klatki piersiowej. Podniosła się pospiesznie na nogi, czując, jak świat jej wiruje  i ciemnieje przed oczami. Zatoczyła się do tyłu i upadła na tyłek.
- Ja... pójdę po kogoś... przyprowadzę pomoc - jej oczy zaszły łzami, a ona sama zaczęła z paniką się rozglądać po gęstych chaszczach, szukając wzrokiem ludzi, czegoś, czegokolwiek, czego nie sposób określić. - Damy radę... po prostu... - próbowała skupić myśli, jej oddech przyspieszył, był głośny i płytki. - Na pewno... pójdę... nie mogę... - nie dawała rady zakańczać zdań, urywała je na samym początku i sama tak właściwie nie wiedziała, co chce powiedzieć i zrobić. Zapłakała gorzko.
I tak właśnie Florence, która uważała się za opanowaną osobę, zaczęła wpadać w panikę.
Powrót do góry Go down
Sophie Poots


Sophie Poots
https://wyspa.forumpolish.com/t190-sophie-poots#902 https://wyspa.forumpolish.com/t195-zosia https://wyspa.forumpolish.com/t192-sophie-poots#971
Dane osobowe :
26, stewardesa, Norweżka zamieszkała w Los Angeles, 165cm

Ubiór :
Mundurek stewardesy (sukienka podarta w kilku miejscach)

Ekwipunek :
Torba: ( foliowy płaszcz przeciwdeszczowy w kolorze niebieskim, cztery pary skarpetek uniwersalnych, dwie sztuki długich spodni od garnituru, pięć niebieskich koszul, trzy granatowe krawaty w białe paski, cztery bokserki, sweter, klapki, adidasy, dezodorant w sprayu, pustą małą butelkę, portfel z dokumentami Toma). Różowa torebeczka z paciorków ( listek sześciu tabletek nasennych, paczka higienicznych chusteczek jednorazowych, rolka dwustronnej taśmy samoprzylepnej i dokumenty ze zdjęciem kobiety (Liliana Heeres, 27 lat, Kanadyjka).

Stan zdrowia :
ból po nastawionym barku, siniaki na kostkach

Punkty :
223


(10) Zarośla Empty
PisanieTemat: Re: (10) Zarośla   (10) Zarośla EmptyCzw Sie 20, 2015 4:52 pm

Patrzyła na koleżankę, która w tej jednej minucie była jej jedyną nadzieją. Nie skarżąc się na ból i wyglądając zdrowo na tyle, na ile pozwalała katastrofa, Florence wydawała się Sophie pomocna. Ruszała się o własnych siłach, więc Poots była przekonana, że szatynka będzie w stanie nastawić jej bark. Sophie obserwowała jak Flo przy niej przykuca i zacisnęła zęby, przygotowując się do szarpnięcia.
Gdy usłyszała odmowę, rozchyliła usta nie rozumiejąc. Nie miała czasu na panikę koleżanki. Wiedziała, że jeśli ktoś jej wkrótce nie nastawi barku, problem się zacieśni. Dopiero kolejne słowa Queen, wyjaśniły jej zachowanie.
- Nie! Proszę.. nie zostawiaj mnie.
Sophie poczuła falę lęku na myśl o pozostanie tu samej. Nie chciała znowu czekać i pozwalać głupim wizjom napływać do umysłu. A jeśli Flo już nie wróciłaby? Blondynka wyciągnęła ku koleżance zdrową rękę i złapała ją za nadgarstek, wstrzymując chęć odejścia.
Płacz koleżanki był zaraźliwy i Sophie sama ponownie zapłakała, nie puszczając ręki kobiety. Zadrżała, zanosząc się szlochem, który usilnie starała się uspokoić.
- Musi tu ktoś jeszcze być.. - szepnęła sama do siebie, ale zaraz wyprostowała plecy, by jeszcze raz rozpaczliwie wezwać.. - POMOCY! - Urwała i zacisneła usta nagle, nie wiedząc czy dobrze słyszy. Gdzieś w dali też pojawiło się wołanie o pomoc. Bardzo słabe i nie wiadomo z której strony płynące. Ale dawało ono nadzieję, że gdzieś ktoś jeszcze przeżył katastrofę.
Powrót do góry Go down
Franklin Moran


Franklin Moran
https://wyspa.forumpolish.com/t205-franklin-moran#1124 https://wyspa.forumpolish.com/t207-franklin#1133om https://wyspa.forumpolish.com/t206-franklin-moran
Multikonta :
Felicia

Dane osobowe :
37 lat; pilot; Telfer, Australia

Znaki szczególne :
podłużna, około 5-centymetrowa blizna na lewej piersi, bransoletka z rzemyków ze srebrną zawieszką w kształcie podkowy na prawym nadgarstku, złota obrączka na środkowym palcu lewej ręki

Ekwipunek :
strój pilota

Stan zdrowia :
kilka rozcięć na twarzy, opuchnięcie okolicy narządów intymnych

Punkty :
147


(10) Zarośla Empty
PisanieTemat: Re: (10) Zarośla   (10) Zarośla EmptyCzw Sie 20, 2015 8:33 pm

|start
Nie było już życia poza niebem, błękitnym i pięknym, poza chmurami, białymi i puszystymi, poza promieniami słońca, złotymi gwiazdami i srebrnym niebem. Nie było świata poza kokpitem samolotu, poza błyskającymi światełkami, mnóstwem przycisków i wielką szybą, poza którą rozciągał się wielki, nieskończony i tajemniczy świat. Franklin miał wrażenie, że ostatnimi czasy jego stopa niemalże nie stanęła na stałym lądzie i że jego umysł, podobnie jak w dzieciństwie, znajdował się w odległych przestworzach.
Nie umiał już siedzieć w domu, cztery ściany zaczynało go przytłaczać, szczególnie odkąd stało się tam tak cicho i pusto. Nie było już kroków, nikogo, z kim budziłby się każdego ranka, z kim jadłby śniadanie, wyprowadzał psa na spacery. Nie widział już sensu w pozostawianiu z Melbourne, więc pozwalał porwać się w wir pracy. Dni wolnego, które pozostawały mu do wykorzystania, rosły z dnia na dzień, a on nie wiedział, na co je wykorzystać. Wyjeżdżał więc na każde święta, urodziny członków swojej rodziny, korzystał z możliwości spędzenia z nimi choćby krótkiej chwili. Zaczął też nabierać sentymentów.
Potrafił spędzać długie godziny we własnej, dziecięcej sypialni, która wciąż wyglądała tak, jak wtedy, kiedy wyprowadzał się z domu. Na szafkach stały drewniane modele różnych samolotów, półki zastawione były różnymi książkami, w tym o historii lotnictwa i rodzajach pojazdów powietrznych. Na ścianach wisiały plakaty jego ulubionych zespołów i filmów. Wracały wszystkie wspomnienia z jego wspaniałego dzieciństwa. Kiedy leżał na swoim łóżku, zamykając oczy, obrazy w jego głowie powracały. Przypominał sobie spotkania z ulubionym nauczycielem, przesiadywania na ganku przed domem, wypasanie zwierząt, obserwowanie starszych braci grających na ogrodzie za domem. Pamiętał o polowaniach, na które chodzili z ojcem i zaczynał tęsknić. Nigdy jednak nie twierdził, że zmarnował swoje życie.
Jedyne, co poszło na marne, to jego bezgraniczna miłość do Margot. Wciąż, kiedy kładł się wieczorami do ich wspólnego łóżka pamiętał, jak jej szczupłe dłonie wplatały się w jego włosy, jak usta muskały delikatnie jego skórę. Pamiętał o jej uśmiechu, który rozjaśniał każdą jego sekundę, o delikatnym głosie, którym szeptała mu do ucha jak bardzo go kocha.
Pamiętał także moment, w którym zimnymi oczyma wpatrywała się w niego czekając, aż złoży swój podpis na dokumentach będących końcem wszystkiego, co stworzyli przez cały ten czas. Gdyby mógł cofnąć czas, wziąć urlop wcześniej, zauważyć, że Margot pragnęła jego uwagi bardziej niż czegokolwiek. Poczucie winy zżerało go od środka, kiedy patrzył na złotą obrączkę i nie potrafił jej zdjąć, mając wrażenie, że przyrosła mu na stałe do palca.
Kiedy wsiadał na pokład samolotu lecącego do Los Angeles po raz kolejny miał świadomość, że jest już innym człowiekiem. Jakiś czas temu marzyłby o tym, aby być już w drodze powrotnej. Tym razem chciał, aby ten jeden lot trwał w nieskończoność.
Wszystko było idealnie, jak zwykle. Jakimś cudem na pokładzie znalazło się troje pilotów, ale szczerze mówiąc nie robiło mu to większej różnicy. Równie dobrze mógłby lecieć jako pasażer, byle by słyszeć ten dźwięk pracującej maszyny, oglądać chmury i przymglone lądy i wody pod jego stopami. W tamtym momencie, kiedy zapinał swój mundur i wsiadał na pokład odrzucał życie prywatne na bok. Nie było wspomnień, nie było powrotów do przeszłości. Liczyło się tu i teraz, każda sekunda była dla niego ważna, liczyła się bardziej niż każda poprzednia sekunda spędzona z Margot. Na jego barkach spoczywało życie setek osób. Był odpowiedzialny za ludzi, których twarzy nawet nie widział. Za anonimowych pasażerów, kobiety, mężczyzn i dzieci.
Kiedy otworzył oczy miał wrażenie, że ziemia wiruje. Wszystko zdawało się niewyraźne, dźwięki przytłumione. Mrugał wyraźnie, aby oczyścić powieki z pyłu. Czuł, jak zasycha mu w gardle, czuł metaliczny smak krwi na języku i przerażający ból w najdziwniejszym chyba miejscu jego ciała. Głowa pulsowała mu, nie wiedząc czy z bólu czy z konsternacji tym, co się wydarzyło. No właśnie, co?
Nie było świata poza błękitnym niebem. Błękitnym niebem. Niebem. Obserwował je, nie mogąc znaleźć w sobie odrobiny siły, aby się podnieść. Był zbity z tropu, zagubiony. Słyszał szum drzew dookoła niego, z oddali dobiegały jakieś głosy, ale nic z tego nie wyjaśniało sytuacji, w której tak nagle się znalazł. Po chwili, a może nawet po kilku dłuższych, jego umysł zaczął pracować na wyższych obrotach, próbując połączyć ze sobą wszystkie fakty. Leżał na ziemi. Uniósł rękę do twarzy, czując delikatne pieczenie i lepkość krwi na jego twarzy. Widział niebo, czuł ziemię pod swoimi plecami. Dostrzegał zieleń drzew i krzewów dookoła. Słyszał głosy, wołające o pomoc. I jedynym, co przychodziło mu na myśl, była katastrofa.
Kiedy znajomy, kobiecy głos rozdarł powietrze, zerwał się trochę zbyt gwałtownie na nogi, niemalże od razu kończąc na kolanach i po raz kolejny czując naprawdę okropny ból w kroczu. Odetchnął głęboko, woląc nie myśleć o tym, jakie obrażenia mógł odnieść podczas tego. Nie chciał też zastanawiać się nad tym, że samolot naprawdę był w stanie się rozbić, gdy tak naprawdę ostatnim, co pamiętał, była kabina pilotów i jego rozmowa z dwójką współpracowników.
Powoli i ostrożnie podniósł się do pionu, rozglądając się dookoła i krok za krokiem podążając za głosem. Po chwili ujrzał znajomą twarz w stanie, w którym naprawdę wolał jej nie oglądać. Wciąż czuł ból, wciąż czuł, jak rozcięcia na twarzy (nie miał pojęcia, jak głębokie były) krwawią.
- Sophie – wychrypiał, odchrząkując - Sophie, co się stało? – zapytał klękając przed nią i mając nadzieję, że stewardessa będzie znała odpowiedź na jego pytanie. Wszystko, to wiedział, to to, że coś musiało się stać. Umysł podsuwał mu jedną możliwość, ale pamięć zdawała się płatać figle i jedyne, co czuł, to wrażenie ziejącej w głowie czarnej dziury, która pochłonęła wydarzenia od spokojnego lotu w stronę Los Angeles, niezakłóconego żadnymi nieścisłościami. Żadnymi.
Powrót do góry Go down
Felicia Sage


Felicia Sage
https://wyspa.forumpolish.com/t137-felicia-andrea-sage https://wyspa.forumpolish.com/t145-czy-leci-z-nami-pilot https://wyspa.forumpolish.com/t144-felicia-andrea-sage
Dane osobowe :
25 lat | stewardessa | wdowa | pół Brazylijka, pół Australijka | 180 cm

Znaki szczególne :
krótkie włosy w kolorze blond | czasami przechodzące w błękit, jasnoniebieskie oczy | praktycznie non stop czerwone usta

Ubiór :
gruby łańcuszek ze srebrnym krzyżem łacińskim, personalizowany, grawer ANGELO na pionowej części z tyłu, przy skórze pod koszulką | kolczyki-liski ze złota (wkręty) | długie spodnie damskie w stylu kowbojskim | biała koszulka męska | niebieska koszula damska z długimi rękawami | kowbojki | cienkie rajstopy podarte przy kolanach

Ekwipunek :
Dziecięcy plecak moro, a w nim: krem nawilżający, paczka mokrych chusteczek, czarna farba do włosów, maskara, dwie tabletki paracetamolu, dwie grube frotki, zeszyt, komplet kolorowych kredek, pluszowy miś, strój stewardessy [podarta sukienka, porwany żakiet, baleriny na niskim obcasie], pięć kiełbasek, dwie tortille, butelka koniaku, opakowanie tabletek antykoncepcyjnych, buteleczka wody utlenionej, poradnik Kamasutry, pusta butelka.

Stan zdrowia :
drobne ranki na twarzy i wierzchach dłoni |oczyszczone rany po szkle powbijanym w plecy - hipsterska wersja jeżozwierza | rozcięty łuk brwiowy - bo naturalne farby do twarzy są w cenie

Punkty :
673


(10) Zarośla Empty
PisanieTemat: Re: (10) Zarośla   (10) Zarośla EmptyCzw Sie 20, 2015 9:21 pm

Nie miała nawet najmniejszego pojęcia, ile czasu spędziła, leżąc tak na rozgrzanym piasku, jednak umysł podpowiadał jej, że stanowczo zbyt wiele. Przechodziła w końcu niegdyś te wszystkie szkolenia i kursy, odnawiając je dodatkowo co jakiś czas, a nawet i bez nich mogła przecież zdać się na jakąś tam podstawową wiedzę medyczną, jaką czerpała choćby ze zwykłych seriali. To w zupełności wystarczyło, by wiedziała, że istniało dosyć duże prawdopodobieństwo wykrwawienia się z powodu otrzymanych urazów. Co prawda - miała świadomość zaistnienia tylko dwóch, jednak tylko sam los wiedział, czy nie doznała ich znacznie więcej. Katastrofy lotnicze były w końcu dosyć... Skuteczne... I nadzwyczaj niewiele osób wychodziło z nich w takim stanie, by faktycznie dożyć do czasu aż otrzymywały pomoc. Ba!, zdarzały się nawet takie przypadki, kiedy wszystko wyglądało całkowicie dobrze, poszkodowani docierali do odpowiednio wyposażonej placówki medycznej, aby tam umrzeć w męczarniach, ponieważ lekarze nie wzięli pod uwagę możliwości poparzenia płuc paliwem lotniczym. Tragicznych opcji było zatem nadzwyczaj dużo, a ona sama...
Cóż, Felicia najzwyczajniej w świecie zaczynała pogrążać się w swoistym czarnowidztwie przemieszanym ze swego rodzaju letargiem, jaki nakazywał jej leżeć w jednym i tym samym miejscu, by czekać... Właśnie, czekać na co? Wniebowzięcie? Wiedziała przecież, nawet aż nazbyt dobrze, jak kończyła się znaczna większość podniebnych kraks, a nic nie pozostawiało wątpliwości, że to właśnie jednej z nich była uczestniczką. Możliwe, że tylko jedną z dwóch ocalałych, co nasunęło jej wspomnienie czyjegoś krzyku. Choć równie dobrze mógł być to przecież tylko wytwór jej majaków. Uderzenie... Z jakiej dokładnie wysokości...? Mogło, nie - nawet musiało, mieć jakieś większe skutki. Ona natomiast nie miała pojęcia, jaki był jej stan. Wiedziała tylko, że krwawi... Obficie. Szkarłatna ciecz spływała wprost z pulsującego bólem łuku brwiowego, jednak to nie on martwił ją najbardziej, bowiem pokaleczone, poranione i piekące plecy miały dużo większą powierzchnię krwawienia, przez co płyny ustrojowe szybciej uciekały z jej ciała. Czy była w stanie się poddźwignąć? Nie sądziła, przynajmniej nie teraz.
Kiedy jednak usłyszała dobrze znany, zdenerwowany głos, uniosła jedną rękę i, zamachawszy nią nieznacznie w powietrzu, wychrypiała zmęczonym głosem.
- Żyję. Jestem tylko pokaleczona. Poza tym nic mi nie jest... Chyba. Wszystko dobrze...? - Zakasłała od nagłej suchości w gardle, potrząsając nieznacznie głową, przez co przecięty łuk brwiowy momentalnie dał o sobie znać. - Głupie pytanie.
Nie zadała za to jednego z tych, jakie nadzwyczaj często pojawiały się we wszelkiego rodzaju filmach. Co się stało? A czy to ważne? Roztrzaskali się. Nawet tutaj czuła swąd spalenizny przemieszany z ostrą wonią jej własnej krwi.
- Ktoś jeszcze...? - Zaczęła...
Powrót do góry Go down
Sophie Poots


Sophie Poots
https://wyspa.forumpolish.com/t190-sophie-poots#902 https://wyspa.forumpolish.com/t195-zosia https://wyspa.forumpolish.com/t192-sophie-poots#971
Dane osobowe :
26, stewardesa, Norweżka zamieszkała w Los Angeles, 165cm

Ubiór :
Mundurek stewardesy (sukienka podarta w kilku miejscach)

Ekwipunek :
Torba: ( foliowy płaszcz przeciwdeszczowy w kolorze niebieskim, cztery pary skarpetek uniwersalnych, dwie sztuki długich spodni od garnituru, pięć niebieskich koszul, trzy granatowe krawaty w białe paski, cztery bokserki, sweter, klapki, adidasy, dezodorant w sprayu, pustą małą butelkę, portfel z dokumentami Toma). Różowa torebeczka z paciorków ( listek sześciu tabletek nasennych, paczka higienicznych chusteczek jednorazowych, rolka dwustronnej taśmy samoprzylepnej i dokumenty ze zdjęciem kobiety (Liliana Heeres, 27 lat, Kanadyjka).

Stan zdrowia :
ból po nastawionym barku, siniaki na kostkach

Punkty :
223


(10) Zarośla Empty
PisanieTemat: Re: (10) Zarośla   (10) Zarośla EmptyPią Sie 21, 2015 7:28 pm

Palce Sophie zjechały po nadgarstku i dłoni Florence, gdy do uszu kobiet dotarł znajomy głos. Blondynka odwróciła głowę i odetchnęła głęboko, czując jak kamień spada z jej serca. Usta kobiety zadrżały w niekontrolowanym uśmiechu, który musiał pojawić się na widok pilota.
Żył, jak dobrze, że żył.
Poots podparła się zdrową dłonią o ziemię skrytą pod listowiem i zerknęła na Florence, mając nadzieję, że i ona poczuje się lepiej na widok kolejnej zywej osoby.
- Jesteś cały...? Widziałeś Felicie? Nicolasa?
Zapytała, zamiast odpowiedzieć na pytanie. Może nie znała odpowiedzi, a może nie mogła ułożyć myśli w słowa. Chciała wiedzieć co z resztą, gdzie byli i czy rownież żyją. Cała trójka zapewne podzielała multum pytań, którymi mogliby się raczyć bez końca. A na to nie było czasu gdy widmo obrażeń wisiało nad ich głowami.
Ból na tyle dawał się we znaki, że Sophie przypomniała sobie o swym stanie.
- Mam wybity bark... Musisz go nastawić.
Osłabiona, zacisnęła usta z których blady uśmiech zniknął tak samo szybko jak się pojawił. Patrzyła na Franklina, który na razie był jedyną osobą, która była w stanie jej pomóc. Zwieszając głowę, oddychała głęboko, czując powracające nudności i zawroty głowy, których rozpaczliwie pragnęła się pozbyć.
Powrót do góry Go down
Florence Queen


Florence Queen
https://wyspa.forumpolish.com/t87-florence-queen#181 https://wyspa.forumpolish.com https://wyspa.forumpolish.com/t231-florence-queen
Multikonta :
Timothy O'Brien

Dane osobowe :
26 lat, stewardessa, Amerykanka mieszkająca w Sydney

Znaki szczególne :
blizna na lewej łopatce

Ekwipunek :
chustka stewardessy, słuchawki nauszne

Stan zdrowia :
pęknięty obojczyk, silny ból głowy, problemy z koncentracją, ciągle zmęczenie, niegroźne rozcięcie ramienia

Punkty :
138


(10) Zarośla Empty
PisanieTemat: Re: (10) Zarośla   (10) Zarośla EmptySob Sie 22, 2015 8:56 pm

Zdecydowanie się uspokoiła, gdy ujrzała jednego z pilotów, który najwyraźniej słyszał krzyki Sophie. Poczuła ulgę – skoro on również przeżył, to znaczy, że na pewno przeżyli też inni. Trzeba będzie doprowadzić się  do (względnego) porządku i poszukać innych rozbitków.
Ma chłop pecha, trafił na dwie ryczące baby, jedna nie może chodzić, druga ciężko myśli i żadna z nich nie ma sprawnych obu rąk. Mężczyzna wydawał się być w trochę lepszym stanie niż one, mimo, iż jego twarz była odrobinę poharatana. Florence zdawała sobie sprawę, że trzeba będzie to opatrzyć, bo nawet w najmniejszą rankę może wdać się zakażenie. I jej ramię. I drugie ramię. I pewnie rany innych, którzy przeżyli. Jeśli już znajdą jakąś apteczkę, może apteczki, bankowo nie starczy ich zawartości dla wszystkich.
Na chwilę obecną priorytetem była jednak Sophie, która nawet nie mogła chodzić. Jakby wybity bark nie był wystarczającym problemem. Jakby JEDNA skręcona kostka nie była wystarczającym problemem.
Pięknie sobie z nas zakpiłeś, Boże. Bardzo śmieszne.
- Trzeba nastawić ten bark – powiedziała powoli, robiąc dłuższą przerwę między jedną częścią zdania, a drugą. Sama chciałaby to zrobić, ulżyć koleżance choć trochę, ale nie byłaby w stanie zrobić tego jedną ręką, choćby chciała. Z drugiej strony nie mogła ryzykować pogorszenia się stanu swojego złamanego obojczyka - o ile w ogóle to było możliwe. Jedynie co mogła, to spróbować pomóc nieopuchniętą i sprawną mimo lekkiego draśnięcia, prawą ręką. – I znaleźć coś, żeby… żeby… – zmarszczyła brwi – żeby usztywnić Twoje nogi, Sophie. – to było konieczne. Nie mogli zostać w miejscu, nie mogli też kobiety tu zostawić. Co prawda to nie rozwiąże tej ciężkiej sytuacji, ale pomoże, choćby w minimalnym stopniu.
Przypomniało jej się, jak zwykła bawić się w domku na najwyższym drzewie w całej okolicy. Zdawał się on być wiekowy, bardzo skrzypiał, brzydko pachniał, ale odkąd tylko pamiętała potrafili tam spędzać całe dnie. Nie był to domek jak z filmów – umeblowany, z wieloma zabawkami w środku, przyjemny. Wręcz przeciwnie, gdyby nie leżące w rogu spleśniałe kanapki, wyglądające, jakby zaraz miały wszcząć wojnę i przejąć domek, można by stwierdzić, że jest po prostu pusty.
Wyglądał, jakby miał zaraz runąć. Wyglądał tak od dobrych kilkunastu (a może nawet i więcej!) lat, więc nikt się nim nie przejmował – jakby miał runąć, to by runął, i tyle. Nie zrobił tego do tej pory, więc można było uznać go za bezpieczne miejsce zabawy.
- Trzeba poszukać apteczki, bagaży, czegokolwiek. Skoro my tu jesteśmy, bagaże też muszą. Musimy będzie przemyć twoją twarz. – tu zwróciła się do mężczyzny, który tak jak i ona, zdawał się mało pamiętać sprzed wypadku, co się tak właściwie stało.
Domek jednak się zawalił, razem z  Florence w środku i szóstką innych dzieci. Lądowanie było naprawdę twarde, huk głośniejszy, niż cokolwiek, co słyszała w całym swoim ośmioletnim życiu. Wszystko ją bolało.  Płakała wraz z innymi dziećmi, jedne miały poobijane głowy, inne połamane ręce. Mogła chodzić, nie krwawił jej łeb, po prostu bolało, i tyle.
Wtedy jako dziecko nie rozumiała, że ktoś może mieć gorzej niż ona, więc nie robiła nic, by pomóc innym, po prostu sama pomocy oczekiwała.
- Potem poszukamy innych. – zadecydowała, oczekując, że jej towarzysze się z nią zgodzą.
Teraz, niespełna dwadzieścia lat później uznała, że są rzeczy ważne i ważniejsze, że jej ręka może poczekać. Nie umrze przecież (chyba!), a kto wie, czy reszta niedobitków naprawdę nie potrzebuje pomocy.
Powrót do góry Go down
Mistrz Gry


Mistrz Gry
https://wyspa.forumpolish.com https://wyspa.forumpolish.com https://wyspa.forumpolish.com
avatar :
© frightening

Punkty :
1045


(10) Zarośla Empty
PisanieTemat: Re: (10) Zarośla   (10) Zarośla EmptyNie Sie 23, 2015 3:05 pm

Rany w plecach Felicii nie były głębokie, największy z odłamków miał niecałe dziesięć centymetrów długości i wbił się dosyć płytko. Jeśli Nicolas oceniłby sytuację, zadbał o względną sterylność i zdecydował się pomóc koleżance, z wyciągnięciem szkła nie powinno być większych problemów.

Franklin także nie powinien napotkać wielu przeszkód przy próbie nastawienia wybitego barku Sophie, który dokuczał dziewczynie coraz bardziej, o ile oczywiście ból w okolicach narządów intymnych nie sparaliżuje go na tyle, że nie będzie mógł udzielić stewardessie pomocy.  Skręcone kostki blondynki wymagały usztywnienia, ale o opaskach i ortezach mogła w tej chwili tylko pomarzyć.
Na szczęście Florence, choć ogarnięta paniką, rozglądała się po okolicy i już po chwili powinna zauważyć bezpańską chustkę stewardessy, która leżała kilka metrów dalej, a także zaplątane w nią białe słuchawki od odtwarzacza muzycznego.
Powrót do góry Go down
Nicolas Fuentes


Nicolas Fuentes
https://wyspa.forumpolish.com/t166-nicolas-a-fuentes https://wyspa.forumpolish.com/t182-senor-piloto https://wyspa.forumpolish.com/t181-nicolas-a-fuentes
Multikonta :
Rei

Dane osobowe :
36 * drugi pilot * Argentyńczyk

Znaki szczególne :
długa blizna przez całe plecy (poparzenie)

Ekwipunek :
strój pilota, butelka wody, ciemnozielony gruby koc, igła i szpulka jasnobrązowej nici

Stan zdrowia :
pulsujący ból moszny (palący przy oddawaniu moczu), opiłki szkła w twarzy

Punkty :
150


(10) Zarośla Empty
PisanieTemat: Re: (10) Zarośla   (10) Zarośla EmptyPon Sie 24, 2015 12:54 am

Nie powiem… …była duża. Nie, nie rana… … ulga, kiedy odezwała się Felicia. Nie patrzyłem na ranę; prawdę mówiąc. Widok krwi nie był czymś co obrzydzało mnie i powodowało odruch wymiotny, ale i tak stałem w miejscu. Zupełnie jak wmurowany. Ruszyłem się dopiero po paru chwilach, kiedy do mnie dotarło, że stoję. Stałem jak kołek, a powinienem jej pomóc. Ulżyć w cierpieniu, bo kto wie?... …może nie była zbyt wytrzymała. Najprawdopodobniej tak skoro leżała i to prawdopodobnie od dłuższej chwili, bo zakrwawiła spory teren wokół siebie. Drobniutkimi kropelkami krwi, które dziwnie wyglądały w głuszy. Jak małe czerwone robaczki albo kamyczki w towarzystwie większej plamy krwi przed nią. Ostatnia mnie zmartwiła, bo nie widziałem twarzy Fel. Jej plecy nie wyglądały tak tragicznie, kiedy przyjrzało się im tak bardziej fachowo. Trochę przerażały, ale nie do omdlenia. Za to urazy głowy mogły być groźne. Nie byłem lekarzem, ale wiedziałem to.
W ogóle gdzie my byliśmy? Nie pamiętałem momentu katastrofy. Zacząłem przypominać sobie szczegóły poza pogawędką w barze pierwszej klasy, kiedy przeszło chwilowe zamroczenie, ale nic szczególnego. Pierwsze turbulencje, opuszczenie Kiary, rozmowę w kokpicie, wejście za stery, zdenerwowanie i tyle. Lepsze to niż nic, ale i tak za mało. Byłem pilotem odpowiedzialnym za ludzi. Powinienem orientować się w terenie. Tymczasem to mógł być Pcim Dolny, Pcim Górny albo same Piekło lub Piekło o nazwie Pcim… …i tak nie wiedziałbym o tym. Cierpiało moje znawstwo w terenie. Oj cierpiało i to mocno razem z moim ego.
- Ze mną?... Tak. Chociaż jak mówisz… …chyba. Jeszcze żyję – powiedziałem, idąc w kierunku Sage. Nie chciałem przestraszyć Fel, więc nie skradałem się jak kot. Co byłoby w zaroślach trudne, bo nie chciałem wchodzić w głębsze krzaczuny, gdzie siedziały robale. Topografia terenu była nieznana mi, więc jego mieszkańcy też. Wiedziałem czym grozi to dla zdrowia. Mogliśmy być jedynymi ocalałymi. Słyszałem inny cichy głos, ale dużo wcześniej. Mogłem mieć przesłyszenia. Podszedłem do Cii i klęknąłem obok niej tak, żeby mogła spojrzeć na mnie. Pokręciłem głową. – Nie wiem… …słyszałem głosy – wyznanie jak u psychola. – HALO?! JEST TAM KTO?! – postanowiłem zawołać, ale odpowiedziała mi cisza. Przynajmniej na tę chwilę. Cóż… …plecy. Potem pomyślimy. – Muszę rozedrzeć materiał w niektórych miejscach – ostrzegłem. – Spróbuję wyjąć kawałki szkła. Nie wyglądają na wbite głęboko. Wtedy ściśnij mnie za rękę jeśli chcesz – nie czekałem po tym. Nie było po co. Ostrożnie chwyciłem zamek i rozpiąłem go na ile dało się, aby odsłonić część pleców Felicii. Tam gdzie nie mogłem ostrożnie porozrywałem materiał. Nie ruszyłem odłamków od razu. Miałem brudne ręce. Postanowiłem, że rozejrzę się za butelką wody albo alkoholu. Apteczka byłaby nieoceniona. Mieliśmy ją w samolocie. Może z nami wypadła. Zacząłem wzrokiem przeszukiwać okolicę. O sobie nie myślałem.
Powrót do góry Go down
Felicia Sage


Felicia Sage
https://wyspa.forumpolish.com/t137-felicia-andrea-sage https://wyspa.forumpolish.com/t145-czy-leci-z-nami-pilot https://wyspa.forumpolish.com/t144-felicia-andrea-sage
Dane osobowe :
25 lat | stewardessa | wdowa | pół Brazylijka, pół Australijka | 180 cm

Znaki szczególne :
krótkie włosy w kolorze blond | czasami przechodzące w błękit, jasnoniebieskie oczy | praktycznie non stop czerwone usta

Ubiór :
gruby łańcuszek ze srebrnym krzyżem łacińskim, personalizowany, grawer ANGELO na pionowej części z tyłu, przy skórze pod koszulką | kolczyki-liski ze złota (wkręty) | długie spodnie damskie w stylu kowbojskim | biała koszulka męska | niebieska koszula damska z długimi rękawami | kowbojki | cienkie rajstopy podarte przy kolanach

Ekwipunek :
Dziecięcy plecak moro, a w nim: krem nawilżający, paczka mokrych chusteczek, czarna farba do włosów, maskara, dwie tabletki paracetamolu, dwie grube frotki, zeszyt, komplet kolorowych kredek, pluszowy miś, strój stewardessy [podarta sukienka, porwany żakiet, baleriny na niskim obcasie], pięć kiełbasek, dwie tortille, butelka koniaku, opakowanie tabletek antykoncepcyjnych, buteleczka wody utlenionej, poradnik Kamasutry, pusta butelka.

Stan zdrowia :
drobne ranki na twarzy i wierzchach dłoni |oczyszczone rany po szkle powbijanym w plecy - hipsterska wersja jeżozwierza | rozcięty łuk brwiowy - bo naturalne farby do twarzy są w cenie

Punkty :
673


(10) Zarośla Empty
PisanieTemat: Re: (10) Zarośla   (10) Zarośla EmptyPon Sie 24, 2015 3:00 am

Rozbiliśmy się, rozbiliśmy się, rozbiliśmy się, ROZBILIŚMY SIĘ, NAPRAWDĘ SIĘ ROZBILIŚMY! Powtarzała to w głowie mimowolnie, odruchowo, niczym jakąś chorą mantrę, choć odnosiło to efekt całkowicie przeciwny do zachowywania spokoju. Zwyczajnie nie umiała się pozbierać. Szkolenia stewardess na nic się zdały, kiedy emocje przejęły nad nią te niewidzialne stery. Strach usiadł na jej sercu, uciskając je w rytmie panicznego ataku, a Trwoga weszła przez usta, wysuszając je metodycznie, kiedy Przerażenie pompowało całą wodę we łzy, z którymi mieszała się krew z rozciętego łuku brwiowego. I nie to, że Cia nie chciała się uspokoić. Co to, to nie! Ona naprawdę pragnęła to zrobić, jednak nie mogła. Miała wrażenie, że zaraz siądzie jej psychika. A kiedy zamykała oczy, z nadzieją modląc się o przeminięcie tego koszmaru, było tylko jeszcze gorzej. Czuła, że ciążą jej powieki, a w głowie huczy, kiedy wciągała w nozdrza mieszaninę zbyt intensywnych zapachów. Jednym z nich były własne wymiociny Sage. Całe szczęście, miała w sobie na tyle energii, by odsunąć się od nich wcześniej i nie paść w nie plackiem. To byłaby już całkowita porażka.
Jak...? Jak Nicolas mógł być aż tak spokojny? Co z nim było źle? Uraz głowy? Czy może wiedział coś, o czym ona nie miała pojęcia? Przecież kiedyś nie wyraziłaby zwątpienia w to, jakim dobrym i wrażliwym czlowiekiem był. W to, że przejmował się ludzkim losem. W końcu nie pracowali ze sobą od wczoraj, nieprawdaż? Znali się już od dłuższego czasu, mogłaby nawet rzec - przyjaźnili ze sobą. Dużo rozmawiali, wymieniali żarty, pomagali sobie... A jednak najwyraźniej wiedziała o nim tak niewiele. Kamienny spokój, jaki jej nagle zaprezentował, na chwilę zamknął usta Felicii. Ta zaś doszła do wniosku, że wolała go ludzkiego w tej panice, jaką okazał tuż po odnalezieniu jej. Natomiast bardziej spokojna postawa zdawała się nazbyt sztuczna, całkowicie nienaturalna. Kiedy przy niej klęknął, a ona spojrzała na niego przez załzawione, zmęczone oczy...
- Też je słyszałam, ale teraz nikt nie odpowiada. Myślisz, że oni wszyscy nie żyją, że jest już za późno? Może wtedy nie bez powodu krzyczeli? Wzywali pomocy, bo groziła im śmierć, a my nie poszliśmy, a my im nie pomogliśmy? Nico... - Wyszeptała powoli przez wysuszone gardło, wbijając w niego wzrok. Wyglądała bardziej dziecinnie niż zwykle. Niczym zakrwawiona, załzawiona dziewczynka z drżącą dolną wargą, szukająca kolejnego pretekstu do wybuchnięcia szlochem. I go znalazła... Ci wszyscy ludzie... I... Jej siostra... Jej starsza siostra, z którą były tak bardzo zżyte, tak sobie bliskie, zwłaszcza w ostatnim czasie. Leciały tym samolotem razem. Ona jako stewardessa, Issy jako pasażerka. Jeśli coś jej się stało, jeśli... Zginęła... Nie mogła, zwyczajnie nie mogła zginąć. Nie ona. Nie kolejna ważna osoba.
- Zrób to. Zwyczajnie to zrób. Chcę mieć to już za sobą. - Odpowiedziała tylko zrezygnowana, nadal płacząc wbrew przeszkoleniu w postępowaniu w kryzysowych sytuacjach i wbrew wszystkiemu, co na co dzień czyniło z niej dosyć twardą kobietę. Teraz czuła, że brak jej tej siły. Zamiast tego wypełniał ją strach o przyszłość. - Wyjdziemy z tego, prawda? - Spytała, jakby naprawdę była na tyle naiwna, by uwierzyć w jakąkolwiek twierdzącą odpowiedź. Westchnęła ciężko, jedną ręką wycierając twarz.
- Zdezynfekuj to czymś, dobrze? Nieistotne, jak będzie bolało teraz. Trzeba unieszkodliwić ewentualne zakażenie. I siebie też. Masz odłamki... Szkło w twarzy... - Zauważyła lekko półprzytomnie.
Powrót do góry Go down
Franklin Moran


Franklin Moran
https://wyspa.forumpolish.com/t205-franklin-moran#1124 https://wyspa.forumpolish.com/t207-franklin#1133om https://wyspa.forumpolish.com/t206-franklin-moran
Multikonta :
Felicia

Dane osobowe :
37 lat; pilot; Telfer, Australia

Znaki szczególne :
podłużna, około 5-centymetrowa blizna na lewej piersi, bransoletka z rzemyków ze srebrną zawieszką w kształcie podkowy na prawym nadgarstku, złota obrączka na środkowym palcu lewej ręki

Ekwipunek :
strój pilota

Stan zdrowia :
kilka rozcięć na twarzy, opuchnięcie okolicy narządów intymnych

Punkty :
147


(10) Zarośla Empty
PisanieTemat: Re: (10) Zarośla   (10) Zarośla EmptyPon Sie 24, 2015 9:15 pm

To wszystko wyglądało jak sen. A raczej koszmar, z którego mężczyzna naprawdę wolałby się obudzić. Zapach dymu unoszący się w powietrzu, dochodzący z oddali szum morza i delikatna woń słonej wody bynajmniej nie były dla niego kojące. Znalazł się w złym miejscu, wszyscy się znaleźli i choć nie miał pojęcia, którą mieli godzinę, był pewien, iż powinni być już zupełnie gdzie indziej. Jeśli nie w Ameryce, to przynajmniej na pokładzie luksusowego samolotu.
Media zwykły podawać, że samoloty to najbezpieczniejszy środek transportu. Każdego roku na drogach ginęło o wiele więcej osób niż w powietrzu i Franklin również głęboko w to wierzył. W końcu już tyle czasu spędził w przestworzach, jako pilot czy pasażer, tyle razy wznosił się w stronę słońca i bezpiecznie lądował na ziemi. Ufał ludziom, z którymi latał i choć nie zawsze łączyły ich przyjazne stosunki miał pewność, że może powierzyć im swoje życie. Ci ludzie, którzy lecieli z nimi, wchodząc na pokład samolotu musieli mieć tą świadomość, że na te kilka godzin oddają swój los w ręce zupełnie obcych ludzi. Ludzi, którzy zobowiązali się wziąć odpowiedzialność za to, co wydarzy się w ciągu tego ciągnącego się okresu czasu.
Kiedy szedł pomiędzy krzewami, wiedziony kobiecym głosem który, w innych okolicznościach, mógłby przyrównać do syreniego, tylko jedna myśl krążyła mu wokół głowy. Katastrofa. Jedna z tych, o których słyszy się w telewizji. Za każdym razem gdy oglądał reportaż mówiący o kolejnym wypadku, kolejnym samolocie, który spadł z nieba, miał poczucie, że jego to nigdy nie spotka. Wierzył, że jest na tyle dobry i ma na tyle szczęścia, że nie musi się martwić. Być może przecenił sam siebie, być może trójka to jednak za dużo, a może zawiniło zupełnie coś innego, jednak gdy ujrzał siedzącą na ziemi stewardessę dotarło do niego, że tylko jedna rzecz mogła się wydarzyć.
Wyczerpał swój limit szczęścia.
Poczuł to bardziej niż wtedy, gdy przy każdym kolejnym kroku odczuwał ból. Bardziej, niż kiedy czuł metaliczny smak krwi na zaschniętych wargach. Czuł pragnienie, ale starał się nie myśleć o czymś, czego nie mógł mieć. Były rzeczy ważne i ważniejsze, a jego jakże przyziemne potrzeby na pewno nie należały do tych drugich.
- Cały… i zdrowy – zaśmiał się, patrząc to na Sophie to na towarzyszącą jej stewardessę która, jak mu się wydawało, miała na imię Florence. Jednak i to nie było w tej chwili ważne – Dobrze że obie żyjecie, niestety nie widziałem nikogo więcej. Ale skoro jesteśmy my, na pewno przeżył ktoś jeszcze. Nie możemy mieć takiego szczęścia jako jedyny – powiedział, zdejmując ostrożnie marynarkę i podwijając rękawy brudnej koszuli – Dobry pomysł, ja zajmę się barkiem, a później znajdziemy jakiś sposób, żeby Sophie mogła chodzić. Moja twarz w tym momencie stanowi najmniejszy problem. I koniecznie poszukamy innych, którzy przeżyli – powiedział, przysuwając się bliżej rannej stewardessy – Sophie, to może zaboleć, ale postaram się to zrobić szybko – powiedział, po czym chwycił delikatnie jej rękę – Dobra, powiedz mi, co zamierzałaś zrobić kiedy wylądujemy, co? Miałaś kiedyś okazję zwiedzić Los Angeles? - zaczął zadawać jej różne pytania, starając się w ciągnąć ją w rozmowę i odciągnąć uwagę od całej sytuacji. Jego głos był spokojny i ciepły, a on sam uśmiechał się jak gdyby nic się nie stało. Jakby siedzieli na polanie w środku lasu, zamierzając za chwilę otworzyć szampana i zjeść kanapki, które zabrali ze sobą na piknik. Chciał, żeby skupiła się na nim, żeby patrzyła w jego oczy i nie myślała o niczym innym. Wiedział, że nie jest to możliwe. Oni nie byli na wycieczce, to nie był raj a myśli ich wszystkich skupiały się wokół najgorszego scenariusza, jaki ktokolwiek mógłby sobie wyobrazić. Mimo wszystko, po kilku minutach rozmowy, w samym środku wypowiadanego przez Sophie zdania, pociągnął niespodziewanie za rękę dziewczyny, nastawiając jej wybity bark. Potrafił sobie wyobrazić, jak wielki ból musiała poczuć, ale miał cichą nadzieję, że zajęcie jej rozmową trochę go złagodziło – Wszystko w porządku? – zapytał, głaszcząc ją dłonią po plecach i barku, po czym odwrócił się twarzą do Florence – Masz jakieś poważne obrażenia, czy dasz radę chodzić i pomóc mi znaleźć coś, czym możemy usztywnić jej nogi? Jakieś patyki, cokolwiek. Kawałkami ubrań możemy zastąpić opaski czy bandaże – powiedział, ocierając kropelki potu, które skapywały mu z czoła. Gdy spojrzał na swoją dłoń, pokryta była gęstą, czerwoną cieczą. Wytarł ją w białą koszulę.
Koszmar zdawał się trwać. Choć nastawienie barku Sophie zdawało się być sukcesem, nie zamierzał spoczywać na laurach i tryumfować. Nie było z czego się cieszyć, nie było powodów, dla których mogliby świętować. Ich samolot się rozbił, ludzie, którzy byli na pokładzie mogli być martwi, ranni, cierpiący i przerażeni, rozrzuceni po całym tym miejscu, czymkolwiek ono było, prawdopodobnie tracąc nadzieję na to, że nadejdzie jakakolwiek pomoc. A czy zamierzała nadejść? Tego nie wiedział nawet pan Moran, jednak jednego był pewien – on, dwaj pozostali piloci i stewardessy byli tymi, którzy nie mogli się teraz poddać i tymi, którzy powinni walczyć do końca, trzymając wszystko w ryzach i utrzymywać ich na powierzchni, gdy cała reszta powoli zaczynała tonąć. Czuł się bezsilny, nie miał pomysłów, nie wiedział, gdzie zacząć, a jednocześnie ogarniało go poczucie odpowiedzialności i konieczność zrobienia czegokolwiek.
- Ci ludzie nam zaufali – powiedział cicho, podnosząc się z ziemi – Musimy ich znaleźć, musimy im pomóc. Jesteśmy za nich odpowiedzialni. Jeśli nie znajdziemy tu niczego, co pomoże usztywnić twoje nogi, będę cię niósł – zwrócił się do Sophie, przejeżdżając ze zdenerwowania dłonią po włosach – Ale nie możemy siedzieć tu bezczynnie i czekać. Pytanie tylko, którą wybieramy stronę? – spojrzał po twarzach kobiet, mając wrażenie, że bełkocze, a jego twarze nie mają najmniejszego znaczenia. Miał jednak nadzieję, że obu uda się go zrozumieć i w końcu podejmą jakieś konkretniejsze działanie.
Powrót do góry Go down
Sophie Poots


Sophie Poots
https://wyspa.forumpolish.com/t190-sophie-poots#902 https://wyspa.forumpolish.com/t195-zosia https://wyspa.forumpolish.com/t192-sophie-poots#971
Dane osobowe :
26, stewardesa, Norweżka zamieszkała w Los Angeles, 165cm

Ubiór :
Mundurek stewardesy (sukienka podarta w kilku miejscach)

Ekwipunek :
Torba: ( foliowy płaszcz przeciwdeszczowy w kolorze niebieskim, cztery pary skarpetek uniwersalnych, dwie sztuki długich spodni od garnituru, pięć niebieskich koszul, trzy granatowe krawaty w białe paski, cztery bokserki, sweter, klapki, adidasy, dezodorant w sprayu, pustą małą butelkę, portfel z dokumentami Toma). Różowa torebeczka z paciorków ( listek sześciu tabletek nasennych, paczka higienicznych chusteczek jednorazowych, rolka dwustronnej taśmy samoprzylepnej i dokumenty ze zdjęciem kobiety (Liliana Heeres, 27 lat, Kanadyjka).

Stan zdrowia :
ból po nastawionym barku, siniaki na kostkach

Punkty :
223


(10) Zarośla Empty
PisanieTemat: Re: (10) Zarośla   (10) Zarośla EmptyPon Sie 24, 2015 10:15 pm

Sophie słuchała wypowiedzi swych towarzyszy, siląc się na spokojny wyraz twarzy i skupienie nad słowami. Było to jednak na tyle trudne, ponieważ ból przyćmiewał wszystko inne i w głowie tłukło się tylko jedno. Niech to się w końcu skończy!
Poots tak bardzo pragnęła czuć się już normalnie. Normalnie człowiek nie zdaje sobie sprawy jak to jest doceniać choćby sekunde spokoju, między kolejnymi falami bólu. Dopiero gdy on nadciąga, kurczowo łapiemy się ulgi. A tej Sophie nie odczuwała.
Z pochyloną głową, wpatrywała się w ziemię, w którą wbijała palce i starała się wstrzymać ochotę na płacz i skargi. Podniosła spojrzenie na Franklina, który ściągał z siebie marynarkę. Pokiwała głową i westchnęła, rozchylając drżące usta, by odpowiedzieć na pytania pilota. Parę sekund minęło, zanim Sophie zdołała zebrać myśli i ułożyć je w jakąś sensowną wypowiedź.
- Ja tam mieszkam Franklin... - chciała się zaśmiać, ale wyszło to bardzo gorzko i płaczliwie - Poszłabym spać. Spędzić w łóżku kilkanaście godzin. Z książką.. wiesz, tej o której ci mówiłam. O rodzinie Buendii, prześladowanej fatum kazirodztwa... - Sophie zaczęła opowiadać początek powieści, zapewne czekając na znak ze strony Franklina, który miał nastawić bark. i pewnie nikt, jak i ona sama, nie spodziewał się krzyku, który przerwał recenzję książki, jaką kobieta wystawiała.
Może krzyk nie był zbyt głośny, bo Sophie zaraz zacisnęła zęby i zapłakała w stronę ziemi, ale wystarczył aby jej najbliżsi towarzysze wiedzieli, ze nie było to najmilsze doznanie.
W ramach odpowiedzi, pokiwała tylko głową i odetchnęła z niemałą ulgą, bo mimo wybicia i bólu, bark był teraz na swym miejscu. Poots jęknęła, poruszając nim lekko i zaciskając powieki. Będzie dobrze. Teraz chyba już z górki, tak?
- Może plaża? - rzuciła propozycją na dylemat Franklina. To wyjście wydawało jej się najrozsądniejsze, chociaż jak tam Sophie się rozejrzała, to nie miała pojęcia w którą stronę jest plaża. Pokręciła głową nad swym blond myśleniem i zreflektowała się prędko, kiwnąwszy głową przed siebie. Losowo wybrany kierunek, ale nie było czasu na długie zastanawianie się. Gdzie by nie poszli, mogli dotrzeć albo i nie.
Powrót do góry Go down
Nicolas Fuentes


Nicolas Fuentes
https://wyspa.forumpolish.com/t166-nicolas-a-fuentes https://wyspa.forumpolish.com/t182-senor-piloto https://wyspa.forumpolish.com/t181-nicolas-a-fuentes
Multikonta :
Rei

Dane osobowe :
36 * drugi pilot * Argentyńczyk

Znaki szczególne :
długa blizna przez całe plecy (poparzenie)

Ekwipunek :
strój pilota, butelka wody, ciemnozielony gruby koc, igła i szpulka jasnobrązowej nici

Stan zdrowia :
pulsujący ból moszny (palący przy oddawaniu moczu), opiłki szkła w twarzy

Punkty :
150


(10) Zarośla Empty
PisanieTemat: Re: (10) Zarośla   (10) Zarośla EmptySro Sie 26, 2015 2:50 am

Zrozumiała była panika w takiej chwili. Pewnie sam dostawałbym świra, gdyby nie techniki opanowania, jakie cóż... ...opanowałem. Nieważne jak to głupio brzmi. Nie zdawałem sobie sprawy z tego jak odbiera mnie Felicia. Pewnie pokazałbym swoje ludzkie i przerażone oblicze, jeśli bym znał jej myśli. Tak nie było, więc postanowiłem, że całą energię skupię na chęci pomocy jej. Natomiast moja twarz mogła poczekać, ponieważ nie byłem kimś kto aż tak bardzo przejmował się swoim wyglądem. Nie należałem do tego typu hipsterów menelów, ale daleko było mi do modnisia z żelem w torebce. Miałem inne priorytety. Jak przyjaciele i rodzina... ...moje małe siostrzyczki, które MUSIAŁEM znaleźć, bo MUSIAŁY przeżyć. Innej opcji nie było. Jednak zostawić Cii na pastwę losu nie mogłem, więc wszystko zwaliło się na moją głowę a ja miałem radzić sobie z tym jak mistrz profesjonalista. Bez apteczki w zasięgu wzroku i czegoś do dezynfekcji ran. Jej, moich, może czyichś, żadnych. To nie pocieszało. Potrzebowałem pocieszenia... ...choć Fel bardziej za nim tęskniła.
- Mi cariño, uspokój się. Skoro my żyjemy to inni też żyją. Mieli takie same szanse... ...jak nie większe, bo poprzypinali się pasami i siedzieli. Los nobles - powiedziałem tonem jak do dziecka i tylko na końcu dorzuciłem sarkastycznie. Los nobles... ...szlachta. Klient nasz pan; takie podejście zarządu linii. Pasażerowie byli zobligowani do robienia głupot podczas każdego lotu a obsługa podczas lotu latała latać obsługiwać ich jak banda służących. Ok. Taka praca, ale powinna podczas turbulencji siedzieć. Nie biegać, bo ktoś zignorował ostrzeżenia. - Zrobiłaś ile mogłaś. Podczas katastrofy, gdzie wiem, że nie siadłyście tylko pracowałyście dalej. Ty i dziewczyny... ...mam nadzieję, że wkrótce zobaczymy je całe i zdrowe. Teraz nie obwiniaj się, bo nie masz powodu - odruchowo pogładziłem Sage po głowie. Miała... ...miłe włosy. Dziwna myśl, ale prawdziwa. - Zaraz, chwila, momento - odpowiedziałem i dodałem żarliwe zapewnienie. - Nie wątp w to. Ok? Obiecuję na moją zdolność dez... ...orientacji w terenie, że tak. Wyjdziemy z tego. Nie przejmuj się ani tym, ani szkłem. Zaraz znajdę cokolwiek i odkażę twoje plecy. Potem dam twarz - obiecałem, wstając. Ruszyłem trochę dalej i rozglądałem się. Halo?! Gdzie nasze rzeczy? - HALO, HALO? Jest tu ktoś... ...coś? HA-AALO-O?
Powrót do góry Go down
Mistrz Gry


Mistrz Gry
https://wyspa.forumpolish.com https://wyspa.forumpolish.com https://wyspa.forumpolish.com
avatar :
© frightening

Punkty :
1045


(10) Zarośla Empty
PisanieTemat: Re: (10) Zarośla   (10) Zarośla EmptySro Sie 26, 2015 11:01 am

Choć krzaki i małe drzewka nie były bardzo wysokie, ot maksymalnie na dwa i pół metra, rosły bardzo gęsto i trudno było zauważyć pomiędzy nimi cokolwiek. Nicolas jednak spoglądał uważnie pod nogi, dzięki czemu był w stanie odnaleźć małą butelkę z wodą, wcześniej nieotwieraną. Niestety, na wodę utlenioną nie mógł liczyć, a jego następnymi znaleziskami były już tylko kawałki metalu i szkła, porozrzucane w zaroślach. On i Felicia mogli też usłyszeć dziwne brzęczenie, jakby nieopodal znajdował się rój owadów.
Gdy pilot zdecydował się ruszyć dalej i krzyknąć, odpowiedział mu męski głos i kilka metrów dalej nasza dzielna załoga odnalazła rozbitków w lesie.

Próby odwrócenia uwagi pomogły tylko w niewielkim stopniu, ból przy nastawianiu barku był tak wielki, że Sophie musiała krzyknąć. Przeszkolenie Franklina sprawiło jednak, że cała operacja przeszła pomyślnie i obyło się bez uciśnięcia tętnicy; sprawność powinna w końcu powrócić, choć ciało mogło być wciąż obolałe.
Stewardessie trudno byłoby poruszać się o własnych siłach, dlatego propozycja pilota musiała wejść w życie. Moran nie miałby siły nieść jej całymi kilometrami, ale na dojście do piaszczystej plaży powinno wystarczyć.


Jeśli chcecie, możecie pisać już w tematach, do których zostaliście skierowani.
Florence poproszę jeszcze o reakcję na poprzedni post MG - czy podnosi i bierze ze sobą znalezisko? (możesz umieścić info na początku postu w innym temacie).
Powrót do góry Go down
Felicia Sage


Felicia Sage
https://wyspa.forumpolish.com/t137-felicia-andrea-sage https://wyspa.forumpolish.com/t145-czy-leci-z-nami-pilot https://wyspa.forumpolish.com/t144-felicia-andrea-sage
Dane osobowe :
25 lat | stewardessa | wdowa | pół Brazylijka, pół Australijka | 180 cm

Znaki szczególne :
krótkie włosy w kolorze blond | czasami przechodzące w błękit, jasnoniebieskie oczy | praktycznie non stop czerwone usta

Ubiór :
gruby łańcuszek ze srebrnym krzyżem łacińskim, personalizowany, grawer ANGELO na pionowej części z tyłu, przy skórze pod koszulką | kolczyki-liski ze złota (wkręty) | długie spodnie damskie w stylu kowbojskim | biała koszulka męska | niebieska koszula damska z długimi rękawami | kowbojki | cienkie rajstopy podarte przy kolanach

Ekwipunek :
Dziecięcy plecak moro, a w nim: krem nawilżający, paczka mokrych chusteczek, czarna farba do włosów, maskara, dwie tabletki paracetamolu, dwie grube frotki, zeszyt, komplet kolorowych kredek, pluszowy miś, strój stewardessy [podarta sukienka, porwany żakiet, baleriny na niskim obcasie], pięć kiełbasek, dwie tortille, butelka koniaku, opakowanie tabletek antykoncepcyjnych, buteleczka wody utlenionej, poradnik Kamasutry, pusta butelka.

Stan zdrowia :
drobne ranki na twarzy i wierzchach dłoni |oczyszczone rany po szkle powbijanym w plecy - hipsterska wersja jeżozwierza | rozcięty łuk brwiowy - bo naturalne farby do twarzy są w cenie

Punkty :
673


(10) Zarośla Empty
PisanieTemat: Re: (10) Zarośla   (10) Zarośla EmptySro Sie 26, 2015 12:32 pm

Jeśli bliżej się przyjrzeć, słowa Nicolasa były równie logiczne, co całkowicie tejże logiki pozbawione. Oczywiście, nie myślała przy tym o nazywaniu jej jego kochaniem, bo na to nawet nie zwróciła większej uwagi. Gdyby była jakąś rozchichotaną panienką z Australii albo Stanów Zjednoczonych, zapewne zrobiłoby to na niej jakieś wrażenie, zapewne nawet dosyć duże, jednak nią nie była. Poniekąd wychowała się przecież wśród dosyć luźnego podejścia do wszelkiego rodzaju pieszczotliwych słówek i komplementów, ponieważ w jej rodzinnych rejonach sypano nimi jak z rękawa. Zdecydowanie coś było w tych hiszpańsko i portugalskojęzycznych krajach, nie mogła temu zaprzeczyć, bo i jej samej zdarzało się nadmiernie personalnie podchodzić do ludzi. Chociaż to zależało chyba akurat od dnia, jaki miała, bo bywały takie momenty, kiedy zachowywała się wręcz przeciwnie - była oschła i odpychająca w swej skrytości.
Tak czy siak, nie o to jej teraz chodziło. Miała bowiem nieodparte wrażenie, że całkowicie się w tym wszystkim zagubiła. Cała ta katastrofa była w końcu czymś, co nie powinno się wydarzyć. Podobny dystans przebywała już kilkanaście razy, lubiła długie loty i chętnie brała je do grafiku, na tej samej trasie. Za każdym razem obywało się bez turbulencji, a co dopiero czegoś takiego. Trasę tę uważano przecież za coś zupełnie pewnego, samolot zaś był po niedawnym przeglądzie i remoncie, którym chwalił się główny pilot, kiedy dopiero zmierzali do środka. Dotychczas w jakimś sensie wierzyła liniom lotniczym, może nawet trochę nazbyt ślepo, pokładając nadzieję w tym, że wszystkiego dopilnowały. No, wszystkiego w sprawie bezpieczeństwa lotu, którego oni nie mogli ogarnąć. Bo psy... Cóż, wiadomo. Takie sytuacje zdarzały się wręcz nagminnie i już nawet traciła nadzieję, że się to zmieni. Może i była idealistką, ale nie aż taką.
W tej chwili przejawiała nawet bardzo silne skłonności ukierunkowane na zmianę idealistyczności w najzwyklejszy w świecie pesymizm przemieszany z dużą dawką sceptycyzmu. Zupełnie jak nie u niej. Na dodatek zaczęła też popadać w bierność, przyjmując postawę godną najbardziej zrezygnowanego człowieka na świecie, leżąc tak na gołej ziemi, kiedy serce łomotało jej w szalonym rytmie, a gula w gardle rosła z minuty na minutę. Zdecydowanie nie była kimś, z kim należało się teraz zadawać. Sama miała tego pełną świadomość. Wiedziała to właśnie choćby po tym, jak przyjęła pełne nadziei słowa o tym, że skoro oni przeżyli, to inni też mieli szanse - wieksze szanse. Faktycznie podczas turbulencji latała jak szalona, upominając bezrozumnych pasażerów i pomagając tym, którzy rozum mieli, ale jednak tejże pomocy potrzebowali. W tym Nicolas miał pełną rację, choć moment samej katastrofy nadal był dla niej mgliście rozmyty, jednakże co z tego...? Katastrofy lotnicze były skuteczne - to właśnie sobie powtarzała. Jak głupia... Zdecydowanie musiała się pozbierać, jednak jakoś nie była w stanie, świat wirował jej przed oczami - zupełnie niczym jakaś wielka karuzela.
- Mówisz...? - Uniosła głowę z ziemi, zaczerpując przy tym powietrza głęboko w płuca, co poskutkowało suchym kaszlem. Kiedy natomiast już się rozkaszlała, zwyczajnie nie mogła przestać. Kiedy wreszcie jej się to udało, poczuła się wyjątkowo głupio. Nie była w końcu jakoś wybitnie mocno ranna, nie czuła tego nawet, a i Nico nic o tym nie mówił. Wiedziała zaś, że w życiu nie okłamałby jej co do stanu zdrowia, bo w takich warunkach byłoby to skrajnie niepoważne. Obrociła twarz, wycierając sobie krew z niezranionej części policzka. Nie dotykała rany, by na własne życzenie nie dodać sobie jakiegoś wyjątkowo paskudnego zakażenia. Spojrzała także na swego towarzysza, rumieniąc się głupio pod całą swą trupią bladością.
- Przepraszam, powinnam być pomocą, a czym jestem...? Jakąś parszywą zawadą. Serio, zostaw mnie na chwilę i znajdź cokolwiek. Ja się zaraz pozbieram... Chyba. W końcu to nie jest apokalipsa, nie...? - Wychrypiała, kręcąc głową i przełykając ślinę, by choć trochę nawodnić swoje gardło. Zaśmiała się nawet kiepsko na żart o dezorientacji w terenie, machając ręką na mężczyznę, by pacnąć go lekko w ramię. Nie powinna się śmiać w obliczu takiej tragedii, ale zwyczajnie musiała, musiała dodać sobie choć trochę sił psychicznych. Czarny humor był przy tym najlepszym lekarstwem.
- Idź, idź. Ja się stąd chwilowo nigdzie nie wybieram. Poleżę i będę liczyć na to, że nikt nie weźmie mnie za jeżozwierza. - Uśmiechnęła się blado. A kiedy została już sama, słysząc tylko nicolasowe nawoływania, z początku autentycznie delektowała się ciszą i... Bzyczeniem...? Rozejrzała się z niepokojem. Gdzie przepadł Nico? Czuła, że powinni się stąd wynosić.
Powrót do góry Go down
Franklin Moran


Franklin Moran
https://wyspa.forumpolish.com/t205-franklin-moran#1124 https://wyspa.forumpolish.com/t207-franklin#1133om https://wyspa.forumpolish.com/t206-franklin-moran
Multikonta :
Felicia

Dane osobowe :
37 lat; pilot; Telfer, Australia

Znaki szczególne :
podłużna, około 5-centymetrowa blizna na lewej piersi, bransoletka z rzemyków ze srebrną zawieszką w kształcie podkowy na prawym nadgarstku, złota obrączka na środkowym palcu lewej ręki

Ekwipunek :
strój pilota

Stan zdrowia :
kilka rozcięć na twarzy, opuchnięcie okolicy narządów intymnych

Punkty :
147


(10) Zarośla Empty
PisanieTemat: Re: (10) Zarośla   (10) Zarośla EmptyCzw Sie 27, 2015 12:23 am

Moran nie był przyzwyczajony do takich sytuacji. Owszem, wiedział, co powinien robić, jednak pomiędzy tym, jak wypadałoby by się zachować a jak chciał się zachować istniała ogromna różnica. Trzeźwy umysł, spokój i opanowanie, nie okazywanie, że zgromadzone w głowie czarne myśli w końcu zaczną go przerastać… Jeśli chciał, aby przeżyli, aby znaleźli innych, aby dowiedzieli się, co wydarzyło się na pokładzie samolotu i nie postradali zmysłów, kręcąc się wokoło nieznanego im miejsca, musiał zachować spokój. I, szczerze mówiąc, czuł się spokojnie. Nie wiedząc czemu, z czasem zaczął się oswajać ze świadomością, że byli ofiarami katastrofy lotniczej i choć kompletna niewiedza odnośnie przyczyn i tego, czy w najbliższym czasie nadejdzie jakakolwiek pomocy mogły wydawać się nie do zniesienia, on sam czuł się nad wyraz wyciszony. Jakby z każdą kolejną sekundą sytuacja, w której wszyscy się znaleźli, zaczynała być zupełnie normalna, krzewy dookoła jakby znajome i jedynie ból pozostawał uciążliwy, przypominając o tym, iż nie znaleźli się na wakacjach.
Wiedział, że nie jest lekarzem i nie zrobi tego tak, jak uczyniłby to profesjonalista jednak ćwiczył, przeszedł kurs postępowania w tych sytuacjach i znał teorię, która miała poprowadzić go przez nastawienie barku dziewczyny. Nie umiał jednak złagodzić jej bólu i jedyne, co mógł, to odciągnąć jej myśli na inny tor. Szczerze mówiąc wierzył, że mu się to uda. Był w końcu pilotem, szkolili ich na wypadek takich właśnie sytuacji dlatego musiał umieć zapanować nad ludźmi, rozmawiać z nimi i wyciągać pomocną dłoń w tak ciężkiej jak ta chwili. Oczywiście znowu, teoria i praktyka to dwie różne bajki jednak Franklin postanowił sprawić, aby choć raz rzeczywistość nie odbiegała tak bardzo od barwnych opisów w książkach.
Wsłuchiwał się więc w jej słowa, kiwając uważnie głową i zadając coraz to nowe pytania, jednocześnie przypominając sobie o książkę, którą pożyczył od Sophie. Kiedy wydostaną się z tej wyspy będzie to pierwsza rzecz, którą zrobi po powrocie do domu.
- Faktycznie, jak mogłem o tym nie wiedzieć? – uśmiechnął się najweselej jak umiał, nie zwracają uwagi na przeinaczony śmiech, który dobył się z gardła blondynki. Nie było czasu na takie szczegóły.
Widząc ból na twarzy stewardessy poczuł okropny skurcz w żołądku. Ona też nie zasługiwała na to, co ich spotkało. Ta praca miała być przyjemnością, miała dawać jej radość z życia, a tym czasem walczyła z bólem w środku zarośniętego lasu, mając pustkę w głowie i wątłą nadzieję, że za chwilę nad ich głowami pojawi się helikopter szukający samolotu, z którym utracono kontakt podczas jednego z lotów. Powoli podniósł rękę, delikatnie ocierając łzę spływającą jej po policzku, mając nadzieję, że choć trochę podniesie ją to na duchu. Nie wiedział, czy inni piloci żyją, wolał zakładać, że tak, ponieważ w tym wypadku był w jednej trzeciej za nich odpowiedzialny. Musiał więc być jak ojciec, przyjaciel, brat i przywódca, podtrzymywać ich na duchu, dbać o ich zdrowie psychiczne i fizyczne i starać się, aby nie tracili nadziei. Póki nie wiedział, jak wielu pasażerów przeżyło, postanowił zająć się chociażby dwójką stewardess.
- Nie ważne, dokąd dojdziemy. Liczy się to, żebyśmy kogoś znaleźli – powiedział, pochylając się w stronę panny Poots, delikatnie i powoli biorąc ją w swoje ramiona i unosząc do góry. Nie była ciężka, jednak przy osłabieniu i wciąż promieniującym bólu odczuł jej ciężar, nie zamierzając jednak jej puścić. Nie zamierzał także kazać jej iść o własnych siłach, dobrze wiedząc, że nie dałaby rady ustać na nogach – Gotowa? - zwrócił się do Florence, po czym ruszył we wskazany przez Sophie kierunek. Miał nadzieję, że będą tam żywi ludzie.
|zt--->piaszczysta plaża
Powrót do góry Go down
Nicolas Fuentes


Nicolas Fuentes
https://wyspa.forumpolish.com/t166-nicolas-a-fuentes https://wyspa.forumpolish.com/t182-senor-piloto https://wyspa.forumpolish.com/t181-nicolas-a-fuentes
Multikonta :
Rei

Dane osobowe :
36 * drugi pilot * Argentyńczyk

Znaki szczególne :
długa blizna przez całe plecy (poparzenie)

Ekwipunek :
strój pilota, butelka wody, ciemnozielony gruby koc, igła i szpulka jasnobrązowej nici

Stan zdrowia :
pulsujący ból moszny (palący przy oddawaniu moczu), opiłki szkła w twarzy

Punkty :
150


(10) Zarośla Empty
PisanieTemat: Re: (10) Zarośla   (10) Zarośla EmptyCzw Sie 27, 2015 5:57 pm

- Nie pamiętam samej katastrofy, ale nie... ...chyba. We "World War Z" mieli na pokładzie zombiaka. U nas nie było go... ...znowu chyba - mruknąłem, bo chciałem podnieść na duchu Felicię. Lubiłem czarny humor. Pasował do każdej sytuacji. Swoją drogą my naprawdę przeżywaliśmy apokalipsę osobistą. Tylko nie chciałem by Felicia panikowała jeszcze bardziej. Robiła to wystarczająco a ja musiałem zachowywać spokój. Jakaś moja cząstka chciała móc ile wlezie panikować. Całe szczęście była nieduża i ją powstrzymywałem. - Powiedzmy nie apokalipsie. Ogarniemy się, ok? To nie koniec świata.
W tej pracy jak w innych były wzloty i upadki. Nikt nie mówił, że będzie bezpiecznie. Transport lotniczy uznawano za najbezpieczniejszy, ale nie tak w stu procentach. Wypadki nie były do eliminacji. Wiedziałem jak nikt inny o tym. Mój brat, mój ojciec, moja macocha... ...modliłem się o to, aby siostry żyły i były stosunkowo bezpieczne. Jak ja. Bez nich to by sensu nie miało. Wszystko byłoby bezsensowne, ponieważ zostałbym sam z wyrzutami sumienia. Już miałem takowe w stosunku do pasażerów. Nie wiedziałem czy zwaliła nas na ziemię awaria a może błąd nas... ...trzech pilotów, którzy źle zrobili coś bardzo ważnego. Od początku byłem sceptyczny do dwóch współpracowników zamiast jednego. Niby zbliżony wiek i ranga, ale mniejsze zgranie. To mogło przyczynić się do katastrofy. Targany wyrzutami chciałem stąd ruszyć w poszukiwaniu ocalałych. Ani ja, ani Felicia nie mieliśmy mocnych obrażeń. Mogliśmy pomóc.
- Nie przepraszaj. Każdy może załamać się w takim momencie. Nawet ludzie przeszkoleni - znów poklepałem po włosach Fel. Kilka razy ze sobą prawie flirtowaliśmy, ale teraz mi przypominała młodszą siostrę. Dorcas tak samo zachowywała się, gdy traciła kontrolę nad sytuacją. Totalny chaos psychicznie. - Nie wątpię, że pozbierasz się, mi puercoespín - uśmiechnąłem się pod nosem i pokręciłem głową. Jeżozwierz... ...nim zagięła mnie kompletnie, ale nie stałem i nie śmiałem się, bo mi nie było do śmiechu. Niestety. Ruszyłem zamiast tego rozglądając się. Same śmieci... ...a może jednak?... ...i butelka. Buteleczka właściwie, bo była nieduża. Mimo to nie narzekałem. Chwyciłem ją i wróciłem do Cii szybko. Na dodatek miałem wrażenie, że słyszałem głosy głęboko w lesie i chciałem sprawdzić to tym razem. Koniec bezczynności i bagatelizowania. Teraz zaczęło się działanie. Kucnąłem przy Felicii. - Hej. Mam wodę! Aż albo tylko - pochwaliłem się z przekąsem. Aż wodę, bo poza tym były tylko śmieci; tylko, bo była mała. Dłużej nie czekałem. Po pierwsze; chwyciłem za czysty kawałek własnego ubrania i oderwałem szeroki pasek. Po drugie; odkręciłem buteleczkę wody. Po trzecie; wylałem trochę na własną rękę i na szmatkę. Czwartego nie było, bo zacząłem działać. Powolutku odsłoniłem plecy Sage polewając trochę wodą, żeby oczyścić rany. Potem przez szmatkę zacząłem wyjmować odłamki szkła. Starałem się, żeby nie bolało. Tylko rozpraszało mnie bzyczenie. Takie niepokojące było.

Powrót do góry Go down
Mistrz Gry


Mistrz Gry
https://wyspa.forumpolish.com https://wyspa.forumpolish.com https://wyspa.forumpolish.com
avatar :
© frightening

Punkty :
1045


(10) Zarośla Empty
PisanieTemat: Re: (10) Zarośla   (10) Zarośla EmptyPią Sie 28, 2015 1:01 pm

Po kilku minutach Nicolasowi udało się usunąć z pleców Felicii odłamki szkła, a dla niej samej szczypanie z każdą chwilą stawało się coraz mniej uciążliwe. Dobrze, że mieli do dyspozycji czysty kawałek ubrania i wodę, choć na wszelki wypadek dobrze byłoby czymś jeszcze przemyć rany stewardessy. Póki co, ich największym zmartwieniem powinno być bzyczenie, a raczej jego źródło... pierwsza wielka mucha usiadła na ramieniu pilota, zostawiając na materiale krwawy ślad. Reszta owadów już zbliżała się w ich kierunku, co mogliby dostrzec, gdyby tylko unieśli głowy.
Powrót do góry Go down
Felicia Sage


Felicia Sage
https://wyspa.forumpolish.com/t137-felicia-andrea-sage https://wyspa.forumpolish.com/t145-czy-leci-z-nami-pilot https://wyspa.forumpolish.com/t144-felicia-andrea-sage
Dane osobowe :
25 lat | stewardessa | wdowa | pół Brazylijka, pół Australijka | 180 cm

Znaki szczególne :
krótkie włosy w kolorze blond | czasami przechodzące w błękit, jasnoniebieskie oczy | praktycznie non stop czerwone usta

Ubiór :
gruby łańcuszek ze srebrnym krzyżem łacińskim, personalizowany, grawer ANGELO na pionowej części z tyłu, przy skórze pod koszulką | kolczyki-liski ze złota (wkręty) | długie spodnie damskie w stylu kowbojskim | biała koszulka męska | niebieska koszula damska z długimi rękawami | kowbojki | cienkie rajstopy podarte przy kolanach

Ekwipunek :
Dziecięcy plecak moro, a w nim: krem nawilżający, paczka mokrych chusteczek, czarna farba do włosów, maskara, dwie tabletki paracetamolu, dwie grube frotki, zeszyt, komplet kolorowych kredek, pluszowy miś, strój stewardessy [podarta sukienka, porwany żakiet, baleriny na niskim obcasie], pięć kiełbasek, dwie tortille, butelka koniaku, opakowanie tabletek antykoncepcyjnych, buteleczka wody utlenionej, poradnik Kamasutry, pusta butelka.

Stan zdrowia :
drobne ranki na twarzy i wierzchach dłoni |oczyszczone rany po szkle powbijanym w plecy - hipsterska wersja jeżozwierza | rozcięty łuk brwiowy - bo naturalne farby do twarzy są w cenie

Punkty :
673


(10) Zarośla Empty
PisanieTemat: Re: (10) Zarośla   (10) Zarośla EmptySob Sie 29, 2015 12:42 am

Prawdę mówiąc, nigdy w życiu nie spodziewała się, że zostanie postawiona przed czymś takim. Była szczęściarą. No, może nie taką zupełną, ale mimo wszystko nie wierzyła w to, że przeszkolenie powypadkowe kiedyś jej się przyda. Nie takie... Tymczasem nagle musiała mierzyć się z tymi wszystkimi myślami, z wyrzutami sumienia, ze strachem i z niepokojem o los tych wszystkich, których znała bardzo blisko. Na tyle blisko, że ich utrata byłaby dla niej jak przysłowiowy gwóźdź do trumny. Zresztą cała ta tragedia, bo innego słowa użyć nie mogła, stanowiła dla niej wystarczający powód do tego, by się załamać. Zbyt mocno przypominała jej tamten dzień, kiedy dowiedziała się o katastrofie samolotu męża, choć wtedy nikt nie przeżył…
Do czasu nadejścia pomocy, bo nieoficjalne źródła, jakie po tym wypytywała, twierdziły uparcie, że byliby jacyś ocaleni, gdyby pomoc nadeszła wystarczająco szybko. Lecz nie nadeszła i Felicia miała ten rodzaj nieprzyjemnego wrażenia, iż tym razem może być podobnie. Byli w końcu gdzieś w jakiejś głuszy, która nijak nie przypominała znanych jej zakątków. Zarówno po roślinności, jak i temperaturze, która tylko wszystko pogarszała. Nie chciała co prawda powodować dodatkowych nerwów tym swoim narzekaniem, zatem zachowywała wszystko dla siebie, ale po minie Nicolasa… Cóż, widziała, że jednak on także mocno się niepokoił. Powoli zaczynało do niej dochodzić, że cały ten spokój był tylko pozą, grą aktorską. I wiedziała, zwyczajnie wiedziała, że powinna się na nim wzorować. Zajmowała się w końcu pasażerami. To wynikało z jej zawodu, z poczucia obowiązku i nie znikało nawet w takich sytuacjach, nawet po teoretycznym zakończeniu lotu.
Musiała się trzymać, zagryzając zęby, aby mogli ruszyć na poszukiwanie ocalałych. Nie była przecież małą dziewczynką, by leżeć plackiem na brudnej ziemi, zapewne wystawiając się na dodatkowe obrażenia, rycząc jak bóbr i robiąc z siebie zupełną ofiarę losu. To całkowicie przeczyło jej charakterowi oraz tej postawie życiowej, jakie chciała reprezentować. Sama wolała tę wersję siebie, która tupała nogą za każdym razem, kiedy napotykała problemy. Tupała nogą i brnęła dalej przez życie, nie oglądając się na to, co tak bardzo ją bolało. Przynajmniej w założeniu, bo w praktyce zaskakująco szybko pozwoliła losowi na weryfikację.
I gdy została zmuszona do stawienia czoła przeszłości, zwyczajnie od niej odskoczyła, robiąc przy tym awanturę na miarę kolejnej wojny światowej. Nie była z tego teraz dumna, kiedy przez głowę przeleciała jej myśl, że być może zmarnowała w ten sposób jakąś szansę. Nie, nie na relację, lecz na odkrycie czegoś, co faktycznie mogło zaistnieć. Choć jej mąż… Jej mąż nie był terrorystą! Co też miała z głową, by choćby dopuścić do siebie taką myśl?! Zdecydowanie nie czuła się dobrze. Być może dostała jakiegoś wstrząsu mózgu albo co... To mogło wyjaśniać, dlaczego świat tak mocno wirował Cii przed oczami. Chociaż równie dobrze dało się to uznać za wymówkę dla paniki. Nie wiedziała, co też było prawdą… Lub zwyczajnie nie chciała wiedzieć.
Najważniejsze jednak, że nie była z tym wszystkim sama. Znalazł się ktoś jeszcze… Ktoś zdecydowanie żywy i nawet skłonny przy tym do tego, aby jakoś ją pocieszać. Co prawda nie zmieniało to zbyt wiele, bo nadal pogrążała się w tym paskudnym stanie zdołowania, lecz cokolwiek już tak. Odzyskała nawet chwilowy uśmiech, który zniknął z chwilą, kiedy Nicolas opuścił ją, aby szukać czegoś odpowiedniego do opatrzenia ran. Wtedy to bowiem po raz pierwszy usłyszała bzyczenie. Nadzwyczaj podejrzane i nieprzyjemne dla ucha bzyczenie, które zmusiło ją do rozejrzenia się wokoło. Nic to jednak nie dało, przynajmniej nie z tej pozycji. Pozostał sam niepokój, który utrzymywał się u samej Felicii nawet po tym, kiedy Nico do niej powrócił.
- Aż wodę… Zdecydowanie aż wodę, bo ta głusza… Cóż, nie nastraja zbyt optymistycznie. – Mruknęła, machając ręką, jakby chciała objąć nią cały teren dookoła. Po chwili pożałowała jednak tego ruchu, bowiem okolice ramienia zapiekły ją wręcz potwornie.
Głębiej wbite szkło zdecydowanie było ostatnim, czego jeszcze potrzebowała, zatem postarała się już zbytecznie nie ruszać i… I czekała na to, co zamierzał zrobić jej towarzysz. Jego ruchy nie mogły zaś pozostać niezauważone, choćby nawet samym kątem oka, ponieważ wraz z nimi pojawił się ostrzejszy ból. A kiedy pierwsze krople wody popłynęły po jej plecach, Felicia wzdrygnęła się dosyć wyraźnie. Lecz to był dopiero sam wstęp do dalszych fizycznych tortur, jakich fundatorem był felerny samolot linii Oceanic Airlines. I choć zagryzała zęby, gryząc sobie przy tym wargi do krwi, z trudem wytrzymała wyjmowanie kawałków szkła z dosyć wrażliwych pleców. Miała w sobie jednak na tyle godności, by nie piszczeć niczym dziecko i by podziękować Nicolasowi po wszystkim, choć w kącikach oczu nadal stały jej łzy.
- Dziękuję iii… Ja… – Zaczęła, podnosząc się powoli do pozycji siedzącej, jednak nie kończąc zdania, ponieważ jej oczom ukazał się raczej niespodziewany widok.
Mucha… Bzycząca mucha, która pozostawiła po sobie smugę krwi. Fel mimowolnie uniosła podbródek w górę, obracając głowę w stronę, z której dochodziło do niej głośniejsze bzyczenie. Spojrzała i zamarła, dopiero po kilku cennych sekundach, podrywając się z ziemi jak najszybciej, aby chwycić kompana za ramię.
- Chodźmy stąd, Nico. Nie podoba mi się to, że tak powiem, cholernie mi się to nie podoba. – Nie czekając, ruszyła przed siebie, chybocząc się przy tym niczym pingwin. Wiedziała, że towarzysz pójdzie za nią. W końcu mieli ten sam cel…
[z/t]
Powrót do góry Go down
Nicolas Fuentes


Nicolas Fuentes
https://wyspa.forumpolish.com/t166-nicolas-a-fuentes https://wyspa.forumpolish.com/t182-senor-piloto https://wyspa.forumpolish.com/t181-nicolas-a-fuentes
Multikonta :
Rei

Dane osobowe :
36 * drugi pilot * Argentyńczyk

Znaki szczególne :
długa blizna przez całe plecy (poparzenie)

Ekwipunek :
strój pilota, butelka wody, ciemnozielony gruby koc, igła i szpulka jasnobrązowej nici

Stan zdrowia :
pulsujący ból moszny (palący przy oddawaniu moczu), opiłki szkła w twarzy

Punkty :
150


(10) Zarośla Empty
PisanieTemat: Re: (10) Zarośla   (10) Zarośla EmptySob Sie 29, 2015 2:10 am

[Przepraszam za jakość. Kolejny będzie lepszy. ^^"]

Pałałem dumą sam z siebie, bo nie byłem geniuszem medycyny. Umiałem uciąć i przykleić plaster, polać wodą utlenioną ranę, wyjąć drzazgę... ...a takie małe elementy kruchego szkła to było wyzwanie. Nie lada. Całe szczęście, że miałem wzrok dobry, bo wymagała praca tego właśnie. Inaczej mogłoby gorzej być z prędkością działania. Tymczasem szybko poszło i wkrótce otwierałem usta, żeby poprosić Fel o zajęcie się moją twarzą. Pamiętałem nawet w skupieniu o tych bolących i szczypiących kawałkach szkła w mojej facjacie. Problem w tym, że nie zdążyłem. Tylko usłyszałem podziękowania Felicii, które stłumiły dziwne pomruki. Dotarło do mnie dopiero po chwili, że to było bzyczenie. Nie byle jakie, bo strasznie głośne. Wydawało je stworzenie o zatrważającej wielkości. Nie bałem się owadów, ale mucha ta była stanowczo za duża. Na dodatek ubrudziła mnie czymś co jak krew wyglądało i pewnie nią było. Sprawdzanie sobie darowałem... ...by spojrzeć za wzrokiem Sage, przeklnąć po hiszpańsku pod nosem, wziąć moją zakręconą butelkę i szybko rzucić się w długą za blondyną. Nie miałem ochoty na spotkanie z owadami. Wolałem sprawdzić głosy w lesie a Fel postanowiła mi chyba towarzyszyć. Sama drogę wybrała...

[zt]
Powrót do góry Go down


Sponsored content

(10) Zarośla Empty
PisanieTemat: Re: (10) Zarośla   (10) Zarośla Empty

Powrót do góry Go down
 
(10) Zarośla
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
All hope is lost :: Wyspa :: Okolice plaży-