IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2


 

 De boas intenções o inferno está cheio...

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
Felicia Sage


Felicia Sage
https://wyspa.forumpolish.com/t137-felicia-andrea-sage https://wyspa.forumpolish.com/t145-czy-leci-z-nami-pilot https://wyspa.forumpolish.com/t144-felicia-andrea-sage
Dane osobowe :
25 lat | stewardessa | wdowa | pół Brazylijka, pół Australijka | 180 cm

Znaki szczególne :
krótkie włosy w kolorze blond | czasami przechodzące w błękit, jasnoniebieskie oczy | praktycznie non stop czerwone usta

Ubiór :
gruby łańcuszek ze srebrnym krzyżem łacińskim, personalizowany, grawer ANGELO na pionowej części z tyłu, przy skórze pod koszulką | kolczyki-liski ze złota (wkręty) | długie spodnie damskie w stylu kowbojskim | biała koszulka męska | niebieska koszula damska z długimi rękawami | kowbojki | cienkie rajstopy podarte przy kolanach

Ekwipunek :
Dziecięcy plecak moro, a w nim: krem nawilżający, paczka mokrych chusteczek, czarna farba do włosów, maskara, dwie tabletki paracetamolu, dwie grube frotki, zeszyt, komplet kolorowych kredek, pluszowy miś, strój stewardessy [podarta sukienka, porwany żakiet, baleriny na niskim obcasie], pięć kiełbasek, dwie tortille, butelka koniaku, opakowanie tabletek antykoncepcyjnych, buteleczka wody utlenionej, poradnik Kamasutry, pusta butelka.

Stan zdrowia :
drobne ranki na twarzy i wierzchach dłoni |oczyszczone rany po szkle powbijanym w plecy - hipsterska wersja jeżozwierza | rozcięty łuk brwiowy - bo naturalne farby do twarzy są w cenie

Punkty :
673


De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 Empty
PisanieTemat: De boas intenções o inferno está cheio...   De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 EmptyNie Wrz 13, 2015 5:46 pm

First topic message reminder :


Kawiarnia w Sydney, wczesny wieczór, sierpnień 2014

Jedna z kawiarni w ścisłym centrum Sydney. Wbrew pozorom, zwłaszcza pod wieczór, niezbyt zatłoczona. W jej sąsiedztwie znaleźć można w końcu wiele innych miejsc, gdzie panuje bardziej kameralna atmosfera.




Ostatnio zmieniony przez Felicia Sage dnia Sob Paź 10, 2015 3:22 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
Felicia Sage


Felicia Sage
https://wyspa.forumpolish.com/t137-felicia-andrea-sage https://wyspa.forumpolish.com/t145-czy-leci-z-nami-pilot https://wyspa.forumpolish.com/t144-felicia-andrea-sage
Dane osobowe :
25 lat | stewardessa | wdowa | pół Brazylijka, pół Australijka | 180 cm

Znaki szczególne :
krótkie włosy w kolorze blond | czasami przechodzące w błękit, jasnoniebieskie oczy | praktycznie non stop czerwone usta

Ubiór :
gruby łańcuszek ze srebrnym krzyżem łacińskim, personalizowany, grawer ANGELO na pionowej części z tyłu, przy skórze pod koszulką | kolczyki-liski ze złota (wkręty) | długie spodnie damskie w stylu kowbojskim | biała koszulka męska | niebieska koszula damska z długimi rękawami | kowbojki | cienkie rajstopy podarte przy kolanach

Ekwipunek :
Dziecięcy plecak moro, a w nim: krem nawilżający, paczka mokrych chusteczek, czarna farba do włosów, maskara, dwie tabletki paracetamolu, dwie grube frotki, zeszyt, komplet kolorowych kredek, pluszowy miś, strój stewardessy [podarta sukienka, porwany żakiet, baleriny na niskim obcasie], pięć kiełbasek, dwie tortille, butelka koniaku, opakowanie tabletek antykoncepcyjnych, buteleczka wody utlenionej, poradnik Kamasutry, pusta butelka.

Stan zdrowia :
drobne ranki na twarzy i wierzchach dłoni |oczyszczone rany po szkle powbijanym w plecy - hipsterska wersja jeżozwierza | rozcięty łuk brwiowy - bo naturalne farby do twarzy są w cenie

Punkty :
673


De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: De boas intenções o inferno está cheio...   De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 EmptySro Wrz 16, 2015 9:56 pm

Wbrew ogólnie przyjętym zasadom życia w społeczeństwie, które obejmowały spokojne i kulturalne zachowania, sama Fel wolała jednak od czasu do czasu wypuścić z siebie te wszelkie uczucia, jakie zdążyła nagromadzić w swoim wnętrzu. Preferowała robić to tak, by mogła kontrolować swoje ruchy, nie zaś czekać na cud i liczyć na to, że uda jej się faktycznie do końca stłumić to, czego wydostanie się było nieuniknione. Kiedy pozwalała na chwilę bez trzymania nerwów na wodzy, miała pewność, że nie straci panowania nad sobą w dużo gorszym momencie. I w tej chwili wiedziała, że takie podejście było słuszne. Przed pamiętnym spotkaniem z Angelo, zebrała w sobie stanowczo zbyt dużo negatywnych uczuć, jakie mimowolnie wykorzystała przeciwko mężczyźnie. Nie chciała więcej popełnić podobnego błędu i nie chodziło jej nawet o samą relację z tym człowiekiem. Nie pragnęła w końcu utrzymywać z nim jakiegokolwiek kontaktu, bo po co…? Na co miałaby to robić, skoro on wyraźnie nie chciał mieć z nią do czynienia, kiedy dowiedział się, kim była? Zachował się dokładnie tak jak większość poznanych przez nią facetów. Jakby status wdowy jednocześnie odbierał jej jakiekolwiek człowieczeństwo.
Mimo wszystko, teraz była dużo bardziej spokojna, więc jakiekolwiek przejawy niekontrolowanej złości nie powinny jej się przydarzyć. Przykre, zdecydowanie niepożądane wypadki najwyraźniej już za to tak. Całe szczęście, tym razem nie wiązało się z nimi wrażenie, jakby chwilę wcześniej płynęła na Titanicu, który właśnie uderzył w górę lodową i zmusił ją do skoku wprost do lodowatej wody. Angelo-Leonardo miał najwyraźniej albo lepszy humor, albo też starał się chociaż, by nie zepsuć ślubu swoich znajomych. Ona także postanowiła podjąć takie próby, obiecując sobie z całego serca, że spróbuje być dla niego milutka jak puszysty króliczek Wielkanocny, który pracował w fabryce przesłodkich czekoladek. Cóż mogło pójść źle, kiedy w grę wchodził równie dobry plan…? Pomyślmy przez chwilę… Może… Dosłownie wszystko…? Tak czy siak, zamierzała chociaż usiłować to zrobić, by nie było aż tak źle. Pamiętała swoje własne wesele, które było kompletną klapą, i nie chciała tego samego dla swojej koleżanki. Poza tym świadkowa powinna dbać o spokój, a nie powodować problemy, jakie równie dobrze mogła rozwiązać w późniejszym czasie lub też na osobności. Nie, że chciała cokolwiek wyjaśniać – nie po tym wszystkim – ale fakt pozostawał faktem, zaś niechęć do cyrków niechęcią do cyrków.
- Podczas ślubu wszystko jest bardziej… Prawidłowe. – Odpowiedziała, uśmiechając się nawet lekko, choć szybko odwróciła głowę, jakby chciała rzucić okiem na salę za swoimi plecami. Sądziła, że właściwie odczytała niedopowiedzenie, jakim posłużył się Angelo, to natomiast nasunęło jej raczej jednoznaczne skojarzenia z wieczorem panieńskim Olivii. Cóż, prawda była taka, że kobiety potrafiły zachowywać się z równie dużym szaleństwem, co mężczyźni. Jak nie większym, bo to, co się działo… Jednocześnie było warte wspominania i godne zapomnienia. Co prawda Fel nie miała przez to rumieńców na policzkach, bo była jedną z tych spokojniejszych osób – bardziej pilnujących niż korzystających, lecz nie wszystkie koleżanki Oliv mogły się tym pochwalić. Kiedy patrzyła na nie teraz, spotykając je na tej sali, z trudem ukrywała uśmiech. Ciekawiło ją to, jak odbierały swoje zachowanie, gdy upłynęło kilkanaście godzin.
- To dobrze. Możesz im powiedzieć, że ich świadkowa właśnie wylała na ciebie cały kieliszek drogiego szampana i strasznie jej przy tym głupio. – Stwierdziła całkiem spokojnie, zachowując przy tym raczej neutralną minę. Ani się nie uśmiechała, ani nie krzywiła. Tak zwana pokerowa twarz, jaką chciała przy nim zachowywać. W końcu w ostatnim czasie stała się przecież nieoficjalnym mistrzem skrytości, więc co to dla niej było…
Stojąc wciąż w tym samym miejscu, obserwowała odchodzącego mężczyznę, by uświadomić sobie wreszcie, że i tak musiał do niej wrócić. Nie mogła stwierdzić, że jej się to podobało, ale jednocześnie była przecież jedyną osobą na tej sali, która posiadała klucze do tymczasowego gniazdka młodych, którzy nie mieli nawet gdzie schować aż tak nieporęcznego przedmiotu. Chcąc nie chcąc, musiała wykonać swoją rolę, zajmując się także tym gościem. Choć szczerze wolałaby tego uniknąć.
- Tak, mam. Z tego wszystkiego zapomniałam ci o tym powiedzieć. – Mruknęła, sięgając do niewielkiej kopertówki, którą trzymała w ręku. Bez szukania, miała tam w końcu tylko najpotrzebniejsze rzeczy – nic więcej by się tam nie zmieściło, wyciągnęła klucz, wlepiając w niego zdziwione spojrzenie. – Nie byłeś jeszcze w tym miejscu? – Po tym jednak wzruszyła ramionami, machając na niego ręką, by poszedł za nią w stronę przejścia do spokojniejszej części hotelu, gdzie dźwięki były dużo cichsze, a kroki odbijały się głośnym echem. Stwierdzając, że nie wejdzie po schodach na piąte piętro, gdzie znajdowały się apartamenty z najlepszym widokiem i gdzie właśnie wynajęto pokój państwu młodym, nacisnęła guzik windy. Nic nie tłumaczyła. Stała tylko w miejscu, dziwnie sztywna – jakby połknęła co najmniej kilka kijów od mioteł, czekając na przyjazd kabiny.
Powrót do góry Go down
Leonardo Cervera


Leonardo Cervera
https://wyspa.forumpolish.com/t252-leonardo-cervera https://wyspa.forumpolish.com/t262-leonardo-cervera https://wyspa.forumpolish.com/t260-leonardo-cervera
Multikonta :
Kiara

Dane osobowe :
30 lat | Służby Specjalne | Sydney | Kolumbijczyk | Rozwodnik | Większość życia spędził w Brazylii, od trzech lat w Australii| 185 cm

Znaki szczególne :
dobrze zbudowany | kilka tatuaży o znaczeniu znanym tylko jemu | blizna na żebrach

Ubiór :
biała podkoszulka z śliczną mozaiką błota i krwi | jeansowa kurtka z długim rękawem | długie, czarne spodnie | wygodne adidasy

Ekwipunek :
płachta (2,5x3) | walizka-plecak: buteleczka alkoholu, chusteczki, notatnik z adresami, nowy ołówek, końska maść rozgrzewająca (150g), BlackBerry Passport (37% baterii) z breloczkiem, damska kosmetyczka (pół buteleczki wody utlenionej, tusz i kredka, czerwona szminka), roztrzaskane lusterko, skarpety frotte, suchy szampon, winogronowa Fanta (1l), koperta ze zdjęciami, dziecięcy kocyk, trampki męskie - rozmiar 42 | srebny krzyżyk, dwuosobowy namiot z narzędziami, krakersy, butelka wina

Stan zdrowia :
głęboko rozcięty lewy policzek (pionowa rana mająca około pięciu centymetrów długości, na tyle głęboka, by w przyszłości pozostawić bliznę) | kolce w dłoni | silny ból prawego ramienia | zszyta muliną rana na kości potylicznej i towarzyszący temu ból głowy

Punkty :
533


De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: De boas intenções o inferno está cheio...   De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 EmptySro Wrz 16, 2015 11:18 pm

Gdyby zdecydował się na nią zerknąć to pewnie zauważyłby, że jej twarz nie mówi tym razem „nie zbliżaj się, bo ugryzę i to nie będzie przyjemne”, ale widać nie śpieszyło mu się żeby to zrobić. Nie to, żeby dookoła znajdowało się coś bardziej interesującego, a Felicia nie przyciągałaby swoim wyglądem spojrzeń wszystkich mężczyzn. Słyszał, że jej głos nie drżał, nie był tak nerwowy jak ostatnim razem i to go w pewnym stopniu uspokoiło. Był w pewni świadomy, że było to spowodowane tylko i wyłącznie chęcią zachowania w miarę normalnej atmosfery. Przecież nikt nawet nie powinien zauważyć, że oni się znają. Gdyby ktoś zapytał skąd to co miałby powiedzieć? Wymyśleć jakieś szybkie kłamstwo, które Fel powtórzyłaby dalej? Niby z jakiego powodu miałaby kłamać? Dlatego nie powinien mieć do czynienia z kimkolwiek ze swojej przeszłości, bo to rodziło same problemy. Ale nie było źle, jeżeli dalej oboje będą prowadzić taką taktykę to uda im się przetrwać ten wieczór i obędzie się bez ofiar.
- Nie było na to czasu – odpowiedział pokrótce. Z racji, iż zostawił sobie wiele spraw na ostatnią chwilę to ostatnie trzy dni były istną tragedią. W tym wszystkim praktycznie zapomniał o tym, że miał się w co ubrać, a na kupowanie garnituru było za późno. Gdy kupował na ślub to musiał mieć trzy poprawki, bo jego postura nie należała do najczęściej spotykanych. Tak więc skończyło się na tym, że musiał założyć ten sam garnitur, co na własny ślub. Całe szczęście, że koszula nie należała do tego zestawu, bo w przeciwnym razie na pewno puściłyby mu nerwy. Były rzeczy,  do których miał sentyment z niewyjaśnionych przyczyn. Może to było bezsensu, ale kto mówił, że jego zachowanie miałoby mieć jakikolwiek sens? W końcu był z krwi i kości Kolumbijczykiem, a w tym kraju wszystko jest do góry nogami.
- Olivia się trochę podenerwowała – dodał, idąc krok za nią, ale miał pewność, że go słyszała. To było w pełni zrozumiałe zachowanie, mimo iż starała się je ukryć. Gorzej byłoby jakby szampan wylądował na jej sukience, pewnie skończyłoby się na płaczu. Jego koszula w tej sytuacji była o wiele lepszym rozwiązaniem. – Długo się znacie? – W sumie nie miał pojęcia, czemu o to pytał. Czy to w jakimś stopniu go obchodziło? Może starał się przypomnieć jakieś słowa panny młody na temat druhnej, czy w ogóle o tym wspominała? Czy była opcja, by uniknąć tego spotkania i nie ryzykować po raz kolejny swojej kariery? Mężczyzna dokładnie przyglądał się cyferkom nad windą i wyczekiwał, aż ta przybędzie, choć nie wykonywał żadnych nerwowych gestów, które mógłby świadczyć o tym, że mu się śpieszy. Gdy winda w końcu przyjechała to przepuścił ją przodem, a potem za nią podążył. Na szczęście nie jechali bardzo wysoko. Nie to, żeby bał się, że Fel może nagle ponieś i kobieta będzie chciała wymierzyć mu sprawiedliwość. Nie przepadał za podróżowaniem windą, na szczęście nie miał klaustrofobii, ale nie zbyt przepadał za wysokością. A świadomość, że pod kilkucentymetrową podłogą jest dwudziestometrowa przepaść jakość mu nie pomagała. Wtedy wyświetliła się czwórka, winda zdążyła pojechać kawałek dalej i nagle się zatrzymała. Niby nic poważnego, więc Leo nacisnął odpowiedni przycisk, ale ona nie ruszyła. Zaświeciły się wszystkie przyciski i pokazał napis „Awaria”.
- Szlag by to – mruknął do siebie pod nosem. Jeszcze tylko tego im brakowało. Poklepał się po kieszeniach, ale nie miał telefonu. Oddawał go Em, bo ona miała dość dużą torebkę. Zerknął na kopertówkę Fel, ale tam ledwo zmieściły się klucze, więc pewnie komórki też nie było. – Chyba mamy problem – powiedział i pierwszy raz przeniósł na nią swój wzrok.
Powrót do góry Go down
Felicia Sage


Felicia Sage
https://wyspa.forumpolish.com/t137-felicia-andrea-sage https://wyspa.forumpolish.com/t145-czy-leci-z-nami-pilot https://wyspa.forumpolish.com/t144-felicia-andrea-sage
Dane osobowe :
25 lat | stewardessa | wdowa | pół Brazylijka, pół Australijka | 180 cm

Znaki szczególne :
krótkie włosy w kolorze blond | czasami przechodzące w błękit, jasnoniebieskie oczy | praktycznie non stop czerwone usta

Ubiór :
gruby łańcuszek ze srebrnym krzyżem łacińskim, personalizowany, grawer ANGELO na pionowej części z tyłu, przy skórze pod koszulką | kolczyki-liski ze złota (wkręty) | długie spodnie damskie w stylu kowbojskim | biała koszulka męska | niebieska koszula damska z długimi rękawami | kowbojki | cienkie rajstopy podarte przy kolanach

Ekwipunek :
Dziecięcy plecak moro, a w nim: krem nawilżający, paczka mokrych chusteczek, czarna farba do włosów, maskara, dwie tabletki paracetamolu, dwie grube frotki, zeszyt, komplet kolorowych kredek, pluszowy miś, strój stewardessy [podarta sukienka, porwany żakiet, baleriny na niskim obcasie], pięć kiełbasek, dwie tortille, butelka koniaku, opakowanie tabletek antykoncepcyjnych, buteleczka wody utlenionej, poradnik Kamasutry, pusta butelka.

Stan zdrowia :
drobne ranki na twarzy i wierzchach dłoni |oczyszczone rany po szkle powbijanym w plecy - hipsterska wersja jeżozwierza | rozcięty łuk brwiowy - bo naturalne farby do twarzy są w cenie

Punkty :
673


De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: De boas intenções o inferno está cheio...   De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 EmptyCzw Wrz 17, 2015 12:15 am

Cóż, przynajmniej jedno naprawdę ich teraz łączyło, a była tym specyficzna niechęć tudzież obawa przed spojrzeniem na tę drugą osobę. Co prawda Fel kilka razy zerknęła w stronę swego towarzysza, jednakże nie robiła tego zbyt chętnie. Wolała zatem patrzyć w każdą stronę, na każdą osobę lub też rzecz, która nie znajdowała się w takim ułożeniu, by również mężczyzna znajdował się w polu jej widzenia. Chwilowo jeszcze się nie kłócili, jednakże nie o to chodziło, kiedy unikała patrzenia na niego. Sprawa była dużo bardziej pogmatwana i zaplątana, ponieważ rozchodziło się o sam fakt zawodu, którego nie chciała doznawać, a który mimo wszystko się pojawił.
W jej wspomnieniach Angelo figurował jako osoba, z jaką mogłaby spędzić życie, gdyby tylko odważyła się wtedy na ten dosyć spory krok. Warto zaś wspomnieć, że niełatwo było zapewnić sobie coś takiego u Fel, która z natury nie odkrywała się przed wszystkimi. To był jeden z tych nielicznych przypadków, kiedy była w stanie to zrobić, jednak nic z tego nie wyszło. Poddała się decyzjom rodziny, posłuchała słów przyjaciółki o tym, by poczekała trochę z tym wyznaniem, a potem zwyczajnie przepadła na drugim końcu świata. Tak czy siak, to nie tak zapamiętała tego człowieka i to nie w taki sposób pojawiał się w jej najskrytszych marzeniach. Brutalne zderzenie snu z rzeczywistością było dużo gorsze od tego, co tak naprawdę wydarzyło się między nimi w ostatnim czasie. I to właśnie dlatego nie chciała zbyt często na niego spoglądać. Wolała dalej tkwić w wyobrażeniach, które zawaliłyby się całkowicie, gdyby wreszcie przyjęła wszystko do wiadomości.
- Rozumiem. – Mruknęła cicho, kiwając głową. Tego wieczoru zamierzała być na tyle oszczędna w słowach, na ile tylko być mogła. Przynajmniej w stosunku do tego osobnika, bo od innych aż tak bardzo się nie dystansowała. Nawet najmniej lubiane koleżanki z pracy mogły się w tym wypadku poczuć niezmiernie docenione, bowiem z pozoru zwracała na nie uwagę znacznie częściej niż na osobę z którą rozmawiała, a do której widziała, że prawie się śliniły. Gdyby uważała, że była teraz pora na żarty, stwierdziłaby zapewne, że już w młodości miała wyjątkowo dobre oko do mężczyzn, bowiem jej dawny przyjaciel już wcześniej przyciągał jej spojrzenie, lecz teraz… W innych okolicznościach, być może nawet w innym życiu, zapewne bez wahania by się z nim umówiła. Ha!, nawet w tym była dosłownie o krok od tego, choć w nieco bardziej dowcipnej formie. Ot, prawie spotkała się z nim na pseudorandce, na którą poszłaby dosłownie w podskokach. Z początku naprawdę cieszyła się z ponownego spotkania, czyż nie?
- Hm? – Spytała, wyrwana z myśli, kiedy powiedział jej o zdenerwowaniu Olivii. Po chwili jednak pojęła, co do niej mówił i skrzywiła się nieznacznie. – Będę musiała jej to później wynagrodzić. Miało być tak pięknie, to coś musiało się popsuć… – Szczera prawda. Czyżby nie było tak zawsze? Dostało to nawet własną nazwę. Prawo Murphy’ego. Jeśli coś mogło pójść źle, z pewnością miało horrendalnie wysoką szansę na to, by tak właśnie się stało. Szczerze nie lubiła tego założenia, że rzeczy pójdą tak źle, jak to tylko możliwe, ale musiała przyznać, że faktycznie miało ono rację bytu.
- Byłyśmy razem na szkoleniu parę lat temu i od tego czasu często ze sobą pracujemy, więc można powiedzieć, że nawet bardzo długo. – Odpowiedziała mimochodem, nadal patrząc na wszystkich i wszystko, byleby tylko nie na twarz Angelo. Już mokra plama na jego piersi zdawała się bardziej przyciągać uwagę Fel. Czy nie miała kształtu nieco przypominającego wilczy łeb? Albo tego stwora z Gry o Tron…? Po chwili zaś ruszyła wreszcie, wychodząc z Sali. – A wy? – Zapytała, pozornie bardziej z uprzejmości niż z zaciekawienia, choć złapała się na tym, że naprawdę chciała wiedzieć.
Spoglądając na zmieniające się cyfry na wyświetlaczu windy, nie dodała nic więcej, stercząc tak w ciszy aż do czasu, kiedy kabina nie podjechała i nie otworzyły się ciężkie, metalowe drzwi. Korzystając z uprzejmości mężczyzny, weszła pierwsza do środka, naprawdę żałując, że chociaż jedna ze ścian nie była przeszklona, bo przynajmniej miałaby na czym zawiesić wzrok. Tymczasem tak jazda miała jej się wyjątkowo dłużyć, a patrzenie w jeden punkt mogło raczej nie wyglądać zbyt dobrze. Zresztą… Kto by się tym przejmował, prawda? Wolała już wychodzić na zawieszającą się wariatkę niż przypominać sobie wszystkie te rzeczy, które wytrącały ją z równowagi.
Nagle jednak winda zatrzymała się, co z początku nie zaniepokoiło Felicii, która zwyczajnie uznała, że nadszedł czas na ich piętro i drzwi zaraz się otworzą. Wtedy jednak zauważyła niezmienioną cyferkę i dopuściła do umysłu myśl o tym, że jechali stanowczo zbyt krótko. Odruchowo zerknęła na twarz Angelo-Leonardo, która wydała jej się wyjątkowo blada, nawet jak na oświetloną światłem jarzeniówki. I wtedy dojrzała wściekle czerwony napis, który sprawił, że sama też nieco skurczyła się w sobie… Pomacała dół sukienki, uświadamiając sobie, że nie miała przecież kieszeni… A światło zamigotało niepokojąco kilka razy.
- Nie masz telefonu… – Bardziej stwierdziła niż spytała, oddychając głęboko. – Ktoś to zaraz zauważy, prawda…? To nie taki duży hotel… – Mruknęła niepewnie. I właśnie wtedy zgasło światło…
Powrót do góry Go down
Leonardo Cervera


Leonardo Cervera
https://wyspa.forumpolish.com/t252-leonardo-cervera https://wyspa.forumpolish.com/t262-leonardo-cervera https://wyspa.forumpolish.com/t260-leonardo-cervera
Multikonta :
Kiara

Dane osobowe :
30 lat | Służby Specjalne | Sydney | Kolumbijczyk | Rozwodnik | Większość życia spędził w Brazylii, od trzech lat w Australii| 185 cm

Znaki szczególne :
dobrze zbudowany | kilka tatuaży o znaczeniu znanym tylko jemu | blizna na żebrach

Ubiór :
biała podkoszulka z śliczną mozaiką błota i krwi | jeansowa kurtka z długim rękawem | długie, czarne spodnie | wygodne adidasy

Ekwipunek :
płachta (2,5x3) | walizka-plecak: buteleczka alkoholu, chusteczki, notatnik z adresami, nowy ołówek, końska maść rozgrzewająca (150g), BlackBerry Passport (37% baterii) z breloczkiem, damska kosmetyczka (pół buteleczki wody utlenionej, tusz i kredka, czerwona szminka), roztrzaskane lusterko, skarpety frotte, suchy szampon, winogronowa Fanta (1l), koperta ze zdjęciami, dziecięcy kocyk, trampki męskie - rozmiar 42 | srebny krzyżyk, dwuosobowy namiot z narzędziami, krakersy, butelka wina

Stan zdrowia :
głęboko rozcięty lewy policzek (pionowa rana mająca około pięciu centymetrów długości, na tyle głęboka, by w przyszłości pozostawić bliznę) | kolce w dłoni | silny ból prawego ramienia | zszyta muliną rana na kości potylicznej i towarzyszący temu ból głowy

Punkty :
533


De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: De boas intenções o inferno está cheio...   De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 EmptyCzw Wrz 17, 2015 9:35 am

To było do przewidzenia kobiety są rozsądniejsze w wyborze osób, które mają odgrywać jakieś istotne role. Pewnie razem pracują, spędzają ze sobą czas, dzielą się prywatnymi przeżyciami, czy tam cokolwiek robią kobiety. Wolał się nad tym nie zastanawiać. Podejście Jacka było o wiele luźniejsze. Chciał mieć przy swoim boku kogoś z kim się dogaduje i jednocześnie kogoś, kto wykazuje choć minimum odpowiedzialności. To był raczej wybór z rozsądku, choć jakaś znajomość też ich łączyła. W końcu spędzali ze sobą trochę czasu, przez ostatni rok rzadkiej, ale mimo wszystko. Leo nadal pracował w jego klubie tylko teraz nie na pełen etat, przecież nie mógł być w dwóch miejscach naraz. Ale przykrywka musiała trwać, musiał cały czas być widywany w tych samych miejsca, by budować pozory normalnego życia. A nikt go przecież z godzin spędzonych w pracy nie rozliczał, nikt tego nie sprawdzał. Ważne, że jakiś znajomy sąsiad, który na karnet na siłowni widywał go tam często i wspominał o tym swojej żonie, która uwielbiała plotkować. Ludzie czasem okazywali się tak pomocni, a nawet nie byli tego świadomi!
- Od ponad trzech lat pracuje w jego klubie – odpowiedział. To była prawda, nawet jeżeli Fel znała całkowicie jego inną stronę. Przecież nie miałby powodu, żeby kłamać w tej kwestii. Jack był dość rozpoznawalną osobą, miał kilka klubów fitness w całym Sydney, więc podejrzewanie go o bycie kimś pod przykrywką było bez sensu. Takie osoby były ciche, nie rzucały się w oczy, a Jack lubił jak się o nim mówiło. Zresztą jego twarz znajdowała się na plakatach reklamujących klub, co byłoby już zupełnie niedopuszczalne. – Kolegujemy się – dodał po chwili. Nie nazwał tego przyjaźnią, choć pewnie Jack by to powiedział. Leo był raczej ostrożny w używaniu tego rodzaju słów. W końcu nie był z nim do końca szczery, ale z drugiej strony nie można było tego traktować jako tylko naciąganej relacji. Panowie mieli wspólne sekrety i wybryki na swoim wspólnym koncie, co sprawiało, że byli sobie bliżsi, ale z drugiej strony były granice nieprzekraczalne.
Wszystko szło nie tak od samego początku. On naprawdę przynosił jakiegoś okropnego pecha. Los się na nim uwziął. Leo zbliżył się do przycisków i kilka razy nacisnął piątkę, mając nadzieje, że to coś pomoże. Ale niestety nic z tego. W napływie nerwów uderzył otwartą dłonią o ścianę windy i pozostał w tej pozycji przez moment, patrząc się pod swoje nogi, jakby tam coś widział poza podłogą. Nie widział przez ściany, ale jego wyobraźnia pokazywała mu jak wysoko jest i ta wizja wcale mu się nie podobała. Po chwili odwrócił się i oparł się plecami o ścianę.
- Trzeci największy w Sydney. Jack chciał wesele z rozmachem – odpowiedział po chwili. Może nie była to największa liczba gości, ale mężczyzna wynajął prawie połowę hotelu. Każdy zaproszony gość miał otrzymać kluczyki do swojego pokoju, żeby nikt nie musiał fatygować się w środku nocy. Zresztą mnóstwo gości było spoza miasta czy kraju, więc o nich też należało zadbać. A wesele ma się przecież raz w życiu… z założenia. Zgasło światło, co już całkowicie wytrąciło go z równowagi.  – W budynku są jeszcze trzy windy tego nikt nie zauważy. Olivia zacznie się denerwować po piętnastu minutach, po kolejnych pięciu poprosi Jacka żeby nas poszukał. Zajmie mu to kolejnych od dziesięciu do piętnastu minut. Wkurzy się, pójdzie do kierownika i wtedy domyślą się, co się stało. Spróbują to uruchomić, ale musieliby od nowa włączyć generator energii, a nie mogą pozbawić całego hotelu prądu. Wezwą pomoc, która przyjedzie najszybciej w ciągu dwudziestu minut, bo przecież w całym mieście są korki – odpowiedział kobiecie, to były chyba jego najdłuższe zdania od momentu ich ponownego spotkania. Szczery do bólu. Widać dobrze znał wszystko z autopsji. Widocznie kiedyś był już w takiej sytuacji. Albo zachowania innych były bardzo przewidywalne. To oznaczało około godziny czekania na pomoc. Świetnie! I na pewno wszyscy będą na nich spokojnie czekać w między czasie. Ta wizja wcale mu się nie podobała i było to widać. I wcale nie chodziło oto, że był tutaj z Fel. Chodziło o samo miejsce.
Powrót do góry Go down
Felicia Sage


Felicia Sage
https://wyspa.forumpolish.com/t137-felicia-andrea-sage https://wyspa.forumpolish.com/t145-czy-leci-z-nami-pilot https://wyspa.forumpolish.com/t144-felicia-andrea-sage
Dane osobowe :
25 lat | stewardessa | wdowa | pół Brazylijka, pół Australijka | 180 cm

Znaki szczególne :
krótkie włosy w kolorze blond | czasami przechodzące w błękit, jasnoniebieskie oczy | praktycznie non stop czerwone usta

Ubiór :
gruby łańcuszek ze srebrnym krzyżem łacińskim, personalizowany, grawer ANGELO na pionowej części z tyłu, przy skórze pod koszulką | kolczyki-liski ze złota (wkręty) | długie spodnie damskie w stylu kowbojskim | biała koszulka męska | niebieska koszula damska z długimi rękawami | kowbojki | cienkie rajstopy podarte przy kolanach

Ekwipunek :
Dziecięcy plecak moro, a w nim: krem nawilżający, paczka mokrych chusteczek, czarna farba do włosów, maskara, dwie tabletki paracetamolu, dwie grube frotki, zeszyt, komplet kolorowych kredek, pluszowy miś, strój stewardessy [podarta sukienka, porwany żakiet, baleriny na niskim obcasie], pięć kiełbasek, dwie tortille, butelka koniaku, opakowanie tabletek antykoncepcyjnych, buteleczka wody utlenionej, poradnik Kamasutry, pusta butelka.

Stan zdrowia :
drobne ranki na twarzy i wierzchach dłoni |oczyszczone rany po szkle powbijanym w plecy - hipsterska wersja jeżozwierza | rozcięty łuk brwiowy - bo naturalne farby do twarzy są w cenie

Punkty :
673


De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: De boas intenções o inferno está cheio...   De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 EmptyCzw Wrz 17, 2015 2:40 pm

- I tyle? - Spytała, unosząc brwi. W przeciwieństwie do Angelo-Leonardo, ona nie widziała praktycznie żadnej logiki w tym, jakiego wyboru dokonał Jack. Dla niej dosyć jasne było to, że świadkowie powinni mieć choć trochę mocniejszy związek z którymś z państwa młodych. I choć ona sama mogła się tytułować tylko bliższą przyjaciółką, co nie było jeszcze zbyt wysoką godnością w hierarchii międzyludzkiej, z pewnością nie była tylko koleżanką z pracy. Cóż, nie dało się zaprzeczyć, że różnice – zwłaszcza te między myśleniem mężczyzn i rozumowaniem kobiet – były dosyć znaczące. Fel złapała się jednak na tym, że nie chciała zbytnio wnikać w głębie relacji towarzyszącego jej faceta z jego kolegą. Przez te wszystkie lata pracy nauczyła się dyskrecji, zyskując przy tym lekką, ale tylko taką drobną!, niechęć do wpychania czubka nosa w nie swoje sprawy. Parę razy się sparzyła, więc zwyczajnie wolała unikać sytuacji, kiedy dowiadywała się więcej niźli chciała wiedzieć.
Jak na przykład tego, że Angelo Alvero równał się Leonardo Cervera, który to znowu równał się pracownikowi najbardziej irytującej instytucji pod słońcem, jaki dodatkowo był także pracownikowi klubu Johna i cholera-jasna-wie-czemu-i-komu-jeszcze. Pogubiłaby się w tym wszystkim, gdyby nie fakt, że miała wyjątkowo dobrą pamięć, którą nieustannie musiała wykorzystywać w pracy oraz na gruncie prywatnym. Chociaż może dla niej samej byłoby znacznie lepiej, gdyby doznała permanentnej amnezji, jaka objęłaby sobą cały okres jej zamieszkania w Brazylii oraz ostatnie dwa tygodnie. Wtedy wszystko byłoby dużo łatwiejsze do przyjęcia i przełknięcia, a obecność tego mężczyzny nie robiłaby na niej większego wrażenia, nie zasypując jej też przy okazji hordami różnorakich, całkowicie niepotrzebnych uczuć. Ale nie było aż tak łatwo.
- Dobrze, wywiad środowiskowy uznaję za skończony. – Mruknęła bardziej sama do siebie niż do niego, uznając przy tym, że towarzysz zwyczajnie nie ma jej nic więcej do powiedzenia. Dawny Angelo zawsze był oszczędny w słowach, już zwłaszcza w niechcianym towarzystwie – zdążyła to zauważyć przez wiele lat ich relacji, ale nigdy do tego stopnia. Półsłówka, półsłówka i półsłówka po raz kolejny. Konwersacja przeprowadzana całkowicie na odczep się, babo. O dziwo, to on sam ją zaczął, więc Fel mogła poczuć się dosyć mocno skołowana. Ha!, dokładnie tak było i to nie pierwszy – zapewne także nie ostatni – raz podczas króciutkiej historii ich starej-nowej znajomości. Nie zamierzała jednak sądzić, że te poplątania były jakimkolwiek przejawem dalszej bytności osoby, którą dobrze znała. Prędzej chodziło w nich o aktorskie potknięcia. W końcu nawet najlepsi je mieni, zaś Fel nie wątpiła w to, jak niezły w te klocki musiał być Angeleonardo – tak na marginesie, może tak właśnie powinna zacząć go w myślach nazywać? byłaby to znacznie płynniejsza wersja – skoro od bitych trzech lat utrzymywał wszystko w sekrecie. Jack nie mógł być kimś równie popapranym, kto by mu pomagał. Zdecydowanie nie. Choć… Może? Albo może jednak nie…? Wolałaby, by nie był, bo naprawdę go lubiła.
- Nie dziwię się. – Mruknęła, czując pierwsze zalążki paraliżującego niepokoju, któremu nie chciała się poddawać. Musiała zatem znaleźć sobie inny temat. A co było lepsze od szczęścia kogoś, z kim zadawało się na co dzień. – Są bogaci, więc będzie ich stać i na wesele, i na wykończenie domu do czasu porodu. Wszystko musi być perfekcyjnie. – Zakończyła cicho, zwyczajnie nie będąc w stanie skupić się nawet na tak przyjemnych rzeczach, jak myśl o tym, że za kilka miesięcy oficjalnie zostanie matką chrzestną któregoś z bliźniaków. Naprawdę kochała dzieci, ale nie potrafiła myśleć o słodyczy, kiedy miała świadomość tego, że utknęli w windzie między piętrami. I że najprawdopodobniej minie trochę czasu, zanim ktokolwiek odkryje ich nieciekawe położenie. Co prawda nie miała klaustrofobii, ale i tak nie było to dla niej niczym przyjemnym. Słowa towarzysza, jakie pojawiły się kilka chwil po zgaśnięciu światła, zdecydowanie jej zaś nie pomagały. Wręcz przeciwnie, tylko wzmagały napięcie, przez co Felicia zrobiła kilka kroków w stronę, gdzie powinna się znajdować jakaś względnie pewna ściana, po raz kolejny wpadając na Angelo-Leonardo.
- Nie pomagasz… – Powiedziała spiętym głosem, całkowicie nie myśląc o tym, że powinna się odsunąć.
Powrót do góry Go down
Leonardo Cervera


Leonardo Cervera
https://wyspa.forumpolish.com/t252-leonardo-cervera https://wyspa.forumpolish.com/t262-leonardo-cervera https://wyspa.forumpolish.com/t260-leonardo-cervera
Multikonta :
Kiara

Dane osobowe :
30 lat | Służby Specjalne | Sydney | Kolumbijczyk | Rozwodnik | Większość życia spędził w Brazylii, od trzech lat w Australii| 185 cm

Znaki szczególne :
dobrze zbudowany | kilka tatuaży o znaczeniu znanym tylko jemu | blizna na żebrach

Ubiór :
biała podkoszulka z śliczną mozaiką błota i krwi | jeansowa kurtka z długim rękawem | długie, czarne spodnie | wygodne adidasy

Ekwipunek :
płachta (2,5x3) | walizka-plecak: buteleczka alkoholu, chusteczki, notatnik z adresami, nowy ołówek, końska maść rozgrzewająca (150g), BlackBerry Passport (37% baterii) z breloczkiem, damska kosmetyczka (pół buteleczki wody utlenionej, tusz i kredka, czerwona szminka), roztrzaskane lusterko, skarpety frotte, suchy szampon, winogronowa Fanta (1l), koperta ze zdjęciami, dziecięcy kocyk, trampki męskie - rozmiar 42 | srebny krzyżyk, dwuosobowy namiot z narzędziami, krakersy, butelka wina

Stan zdrowia :
głęboko rozcięty lewy policzek (pionowa rana mająca około pięciu centymetrów długości, na tyle głęboka, by w przyszłości pozostawić bliznę) | kolce w dłoni | silny ból prawego ramienia | zszyta muliną rana na kości potylicznej i towarzyszący temu ból głowy

Punkty :
533


De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: De boas intenções o inferno está cheio...   De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 EmptyCzw Wrz 17, 2015 3:27 pm

- Facetom to wystarcza. Wie, że w razi potrzeby będę po jego stronie – odpowiedział krótko. Nie sprawdzaliśmy naszej relacji liczbą wypadów na ryby, wyjść na mecze, wieczorów spędzonych w barach, zdradzonych sobie tajemnic. Trzymali razem sztamę i nie było potrzeby móc o tym głośno. Gdyby Jack schlał się i w środku nocy do niego zadzwonił, bo nie mógłby wrócić w takim stanie do domu to Leo by po niego pojechał. A następnego dnia potwierdził, że siedzieli do późna układając razem grafiki pracy, a potem grali w jakieś gry, których Leo nawet nie miał w domu. To może nie było w pełni fair w stosunku do Olivii, ale różnica między facetami a kobietami była taka, że kobiety kłamały cały czas tylko to były jakieś niewinne kłamstewka. „Nie wydawałam dużo w sklepie”, „Nie rozmawiałam o tym z mamą” i tym podobne. Faceci na co dzień należeli do tych szczerszych, ale za to jak potrzebowali nagiąć rzeczywistość to zazwyczaj chodziło o poważniejsze sprawki, o których nikt nie powinien wiedzieć. Co prawda częściej z tych przywilejów w ich relacji korzystał Jack niż Leo, ale on po prostu nie potrzebował zazwyczaj szczególniej ochrony. Przecież sam sobie ją zapewniał swoją niby pracą. Na co dzień nie musiał się tłumaczyć przed żadną kobietą-panią jego życia, jak to większość facetów. Rzadko pił, więc nigdy nie pojawiał się na kacu w pracy. Nigdy nie tknął narkotyków, więc naćpany też nie chodził. Inna sprawa wyglądała z papierosami i lekami, ale w tym nie mógł mu niż nikt pomóc. Zresztą to drugie rzucał, a przynajmniej próbował, więc schodził na dobrą stronę. Przynajmniej w teorii.
- Olivia jest w ciąży? – powiedział ożywionym głosem i podniósł głowę, kierując wzrok w miejsce, w którym znajdowała się Fel, a przynajmniej widział jej zarys. Tego nie wiedział, więc przyjaciel nie zdążył mu się jeszcze pochwalić. Pytanie, czy sam w ogóle o tym wiedział. Może to była nowa sprawa. W kwestii dzieci Leonardo był bardzo przewrażliwiony. Pewnie dlatego, że to był jeden z głównych powodów rozpadu jego małżeństwa. No i nigdy miał nie mieć dzieci. Choć cały czas udawał, że przecież ich nie chciał. Takie sytuacje, w których był czymś widocznie zaskoczony pokazywały jego prawdziwe odczucia do tej kwestii. – Wiadomo, czy chłopczyk czy dziewczynka? – podpytał blondynkę. Jeżeli komuś się chwaliła panna młoda o to raczej swojej druhnej, prawda? Pytał z ciekawości, ale nie miał zamiaru rozpowiadać, po prostu wolał wiedzieć. Zresztą lepiej, że wiedział, bo następnym razem, jak Jack wparuje do niego w środku nocy to Cervera da mu pogaduszkę na temat tego, że w domu czeka na niego żona spodziewająca się jego dziecka, o którą powinien się troszczyć. Jednak był bardziej niż trochę przewrażliwiony w tej kwestii.
- Wiem, wybacz – mruknął do siebie i tak próbował trzymać fason i starał się opanować przerażenie, które zaczynało wypełniać go od środka. Było koszmarnie ciemno, widoczność to kilkadziesiąt centymetrów, więc nie dziwne, że Fel na niego wpadła, a on w odruchy ją chwycił. I jakoś szybko nie puścił. Na jego skroniach zaczęły pojawiać się pojedyncze krople potu, ale to nie było spowodowane tym, że było ciepło. Zaczynał się denerwować, serce mu przyśpieszało, wszystko przez tą cholerną wysokość. – Nie zbyt dobrze znoszę wiszenie w zamknięciu kilkanaście metrów nad ziemią – zabrzmiało to źle, a jak usłyszał swoje słowa, które cały czas siedziały w jego głowie to stwierdził, że to jeszcze gorsze. Chyba na przyszłość zacznie wybierać schody, nawet jeżeli to miałoby być kilka pięter.
Powrót do góry Go down
Felicia Sage


Felicia Sage
https://wyspa.forumpolish.com/t137-felicia-andrea-sage https://wyspa.forumpolish.com/t145-czy-leci-z-nami-pilot https://wyspa.forumpolish.com/t144-felicia-andrea-sage
Dane osobowe :
25 lat | stewardessa | wdowa | pół Brazylijka, pół Australijka | 180 cm

Znaki szczególne :
krótkie włosy w kolorze blond | czasami przechodzące w błękit, jasnoniebieskie oczy | praktycznie non stop czerwone usta

Ubiór :
gruby łańcuszek ze srebrnym krzyżem łacińskim, personalizowany, grawer ANGELO na pionowej części z tyłu, przy skórze pod koszulką | kolczyki-liski ze złota (wkręty) | długie spodnie damskie w stylu kowbojskim | biała koszulka męska | niebieska koszula damska z długimi rękawami | kowbojki | cienkie rajstopy podarte przy kolanach

Ekwipunek :
Dziecięcy plecak moro, a w nim: krem nawilżający, paczka mokrych chusteczek, czarna farba do włosów, maskara, dwie tabletki paracetamolu, dwie grube frotki, zeszyt, komplet kolorowych kredek, pluszowy miś, strój stewardessy [podarta sukienka, porwany żakiet, baleriny na niskim obcasie], pięć kiełbasek, dwie tortille, butelka koniaku, opakowanie tabletek antykoncepcyjnych, buteleczka wody utlenionej, poradnik Kamasutry, pusta butelka.

Stan zdrowia :
drobne ranki na twarzy i wierzchach dłoni |oczyszczone rany po szkle powbijanym w plecy - hipsterska wersja jeżozwierza | rozcięty łuk brwiowy - bo naturalne farby do twarzy są w cenie

Punkty :
673


De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: De boas intenções o inferno está cheio...   De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 EmptyCzw Wrz 17, 2015 4:45 pm

- Powiedzmy, że rozumiem. Mniej wyrażająca uczucia płeć i tak dalej. – Uśmiechnęła się nawet pod nosem, choć nie demonstrowała tego zbyt otwarcie. Ot, takie leciutkie uniesienie kącików ust, które równie szybko zniknęło, co pojawiło się na twarzy Fel. Jeśli tak miała się cała ta sprawa, to faktycznie mogła niejako pojąć, dlaczego mężczyźni trzymali ze sobą takie a nie inne kontakty. W końcu miała dokładnie to samo, jeśli chodziło o przypadek Olivii. Dla niej zgodziła się nawet zostać świadkową, choć nie przepadała przecież zbytnio za uroczystościami ślubnymi, a tym bardziej samą ich organizacją. W tym wypadku była idealnym przeciwieństwem typowej kobiety, która czerpała satysfakcję z każdego, nawet najdrobniejszego szczegółu, jaki mogła ustalić w toku kościelnych przygotowań. Nie robiła tego nawet podczas własnego zamążpójścia, bowiem w pewnym sensie z góry narzucono jej pewne elementy, które dosłownie musiały się tam pojawić.
Miejsce wybrane przez rodzinę przyszłego męża, dekoracje wykonane własnoręcznie przez przyszłą teściową, suknia ślubna również po tejże kobiecie – warto dodać, że niższej i bardziej tęgiej, a słowa o dokonaniu poprawek doprowadzały matkę Tobiasa praktycznie do palpitacji serca – i cała masa sentymentalnych naleciałości, jakie Fel przyjęła tylko dlatego, iż chciała mieć to już za sobą. Całe szczęście, pani Sage w tamtym dniu wyczerpała limit dobrej woli i chęci pomocy, przez co ślub drugiego syna z Isabelle odbył się już w nieco lepszych warunkach, choć i tak nie wszystko było dostosowane do współczesności. Poza tym jednak nie mogła przecież narzekać na osobę, której wszelkie złośliwości pochodziły z przesadnej troski. Pod tym względem starsza pani przypominała jej bowiem nieco własne cechy charakteru. Je obie, choć staruszkę nadal w większym stopniu, dało się nazwać swoistymi control freakami, osobami, które przez znaczną część czasu musiały posiadać choć znikomą kontrolę nad sytuacją i inna opcja nie wchodziła w grę.
Tak czy siak, element w razie potrzeby, bycia po czyjejś stronie, o jakim wspomniał mężczyzna, nie był jej obcy. Skrywała wiele sekretów, jakie powierzali jej ludzie. Ona sama może nie była aż taka otwarta, uważając na to, co komu mówiła, ale też posiadała kilka takich osób, którym mogłaby powiedzieć o znacznej większości rzeczy, nie ryzykując przy tym, że po paru minutach wycieknie to gdzieś dalej. Możliwość zawierzenia komuś, cóż, była naprawdę cennym darem. A skoro Jack wierzył w to, że jego świadkowi uda się wypełnić wszelkie obowiązki z tym związane… Nie mogła nic powiedzieć. Nie, by chciała. To, co stało się między nimi, wolała pozostawić wyłącznie do swojej wiadomości. Cała ta sprawa należała do tych rzeczy, o których nie rozpowiadało się wszem i wobec. Żadne z nich raczej tego nie chciało. Były dużo bardziej odpowiednie tematy. Jak ciąża Olivii, dajmy na to.
- Yhym. Początek czwartego miesiąca, choć muszę przyznać, że praktycznie wcale po niej tego nie widać. – Potwierdziła, nawet nie starając się ukryć zaskoczenia tym, jak przedziwnie pozytywnie podszedł do tego Angelo-Leonardo. Cóż, i tak nie musiałaby się zbytnio trudzić, skoro wokół nich panowała praktycznie całkowita ciemność. Mimo wszystko jednak w jej głosie dało się wyczuć element zadziwienia. Tym razem takiego… Pozytywnego…? – Bliźnięta. Chwilowo lekarz twierdzi, że to dwóch chłopców, ale ponoć ma skłonność do pomyłek. Zresztą Olivia powtarza, że nie ma to dla niej zbyt dużego znaczenia, więc pozostaje tylko się cieszyć.
Ona z pewnością miała to robić. Ha!, już czuła radość na myśl, że miała zostać matką chrzestną. Co prawda chwilowo zanosiło się na to, że mógł być to jedyny rodzaj matki, jaką miała zostać, ale nie zastanawiała się nad tym zbytnio. Chwilowo nie znalazła nawet nikogo, z kim chciałaby spędzić resztę swojego życia, co dopiero mówić tutaj o jakichś dalszych planach, jakimi zdecydowanie było planowanie większej rodziny. W chwili obecnej cieszyła się szczęściem innych.
- Hej, spokojnie, Ang… Leonardo… – Powiedziała, powoli uświadamiając sobie, że stoi wyjątkowo blisko niego, praktycznie w uścisku, i to wcale nie ona aż tak mocno się spina. Opierając się o pierś towarzysza, nie mogła nie czuć, jak mocno biło jego serce. Ton głosu też mówił sam za siebie. W tym momencie nie była nawet w stanie wściekać się na niego za poprzednie spotkanie, zamiast tego, wypełniając się szczerym… Współczuciem? Nie, nie współczuciem. To było coś innego, co nie wchodziło w litość, ale jednocześnie uderzało w bardzo podobne tony i, choć wyglądało dosyć podobnie do typowego uspokajania ludzi w samolocie, nie miało raczej związku z roboczymi nawykami. – Spokojnie… Może usiądziesz, dobrze? Nie stój, usiądź… W porządku, będzie w porządku.
Powoli ujęła jego ramię, ciągnąc go lekko ku podłodze. Jeśli faktycznie pomoc nadejdzie tak, jak przewidywał… Będzie źle. Już to wiedziała.
- Opowiesz mi coś? – Spytała łagodnym głosem, tym razem faktycznie wykorzystując drobną manipulację. Może wtedy jakoś odwróci jego uwagę. Gdzie się podziała tamta twarda osoba, z jaką miała do czynienia…?
Powrót do góry Go down
Leonardo Cervera


Leonardo Cervera
https://wyspa.forumpolish.com/t252-leonardo-cervera https://wyspa.forumpolish.com/t262-leonardo-cervera https://wyspa.forumpolish.com/t260-leonardo-cervera
Multikonta :
Kiara

Dane osobowe :
30 lat | Służby Specjalne | Sydney | Kolumbijczyk | Rozwodnik | Większość życia spędził w Brazylii, od trzech lat w Australii| 185 cm

Znaki szczególne :
dobrze zbudowany | kilka tatuaży o znaczeniu znanym tylko jemu | blizna na żebrach

Ubiór :
biała podkoszulka z śliczną mozaiką błota i krwi | jeansowa kurtka z długim rękawem | długie, czarne spodnie | wygodne adidasy

Ekwipunek :
płachta (2,5x3) | walizka-plecak: buteleczka alkoholu, chusteczki, notatnik z adresami, nowy ołówek, końska maść rozgrzewająca (150g), BlackBerry Passport (37% baterii) z breloczkiem, damska kosmetyczka (pół buteleczki wody utlenionej, tusz i kredka, czerwona szminka), roztrzaskane lusterko, skarpety frotte, suchy szampon, winogronowa Fanta (1l), koperta ze zdjęciami, dziecięcy kocyk, trampki męskie - rozmiar 42 | srebny krzyżyk, dwuosobowy namiot z narzędziami, krakersy, butelka wina

Stan zdrowia :
głęboko rozcięty lewy policzek (pionowa rana mająca około pięciu centymetrów długości, na tyle głęboka, by w przyszłości pozostawić bliznę) | kolce w dłoni | silny ból prawego ramienia | zszyta muliną rana na kości potylicznej i towarzyszący temu ból głowy

Punkty :
533


De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: De boas intenções o inferno está cheio...   De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 EmptyCzw Wrz 17, 2015 6:01 pm

Czy chodziło o to, że mniej okazywali uczucia? Mężczyźni po prostu mieli inne potrzeby niż kobiety. Liczyło się same zaufanie, nie musieli zaczynać każdego spotkania od stwierdzenia „mój przyjacielu” i tak dalej. Przynajmniej tak było u nich, bo kto wie, może ktoś tak robił. Oni bynajmniej nie mieli takich potrzeb. Żyło im się całkiem dobrze w takim zestawieniu i sam Leo raczej nie widział powodów, żeby coś miało się zmieniać. Choć kto wie, jak po zmienia się życie Jacka po narodzinach dziecka… dzieci.
- Bliźniaki? – zapytał z niedowierzaniem. To była rzadkość, był teraz nawet trochę zły, że Jack nie podzielił się tą informacją. Musiał wiedzieć skoro to był czwarty miesiąc. Chyba, że mieli zamiar to ogłosić dziś. W sumie to był dobry pomysł, od razu znajdowali się wszyscy, jedno grupowe zaproszenie na baby shower. – Boże, szczęściarz – kontynuował, oparł głowę o ścianę i widocznie się uśmiechnął. To teraz życie Jacka wywróci się do góry nogami. Zresztą ich obojga, dziecko do wyzwanie, a dwójka na sam początek to już Mount Everest. Czekają go długie nieprzespane noce, więc może w końcu na tej jego buźce pojawią się jakiekolwiek zmarszczki. Teraz jak co dziennie przychodził do pracy na dziesiątą to mógł się wyspać, a przy dzieciach nie będzie takiego komfortu. Ale na pewno było warto, nawet jeżeli przez trzy kolejne lata miałby się ani razu nie wyspać.
- To wiele wyjaśnia – dodał po chwili. Zachowanie Olivii wydawało mu się kilka dni temu bezsensowne, ale teraz nabierało sensu. – Przedwczoraj u nich byłem, informując że zrobiłem wszystko co do mnie należało. Przypomniało mi się, że nie kupiłem garnituru i będę musiał założyć taki sprzed kilku lat, a Olivia zaczęła nagle płakać i mi współczuć. Nie wiedziałem, co się dzieje. Teraz wiem, hormony – dokończył po chwili. To była naprawdę dziwna sytuacja. Kobieta zaczęła go przepraszać, że miał tyle obowiązków na głowie, że nie znalazł na to czasu. Leo zupełnie się tym nie przejmował, ale ona wpadła w płacz, jakby chociażby ktoś umarł. Zrzucił winę na stres spowodowany ślubem. Z boku to musiało wyglądać zabawnie i teraz też tak brzmiało, ale wtedy był zupełnie zdezorientowany i zaczął się zastanawiać, czy nie powiedział czegoś złego. Jack kazał mu się po prostu tym nie przejmować, bo wiedział o co chodzi.
- Dobry pomysł, zawsze półtora metra mniej do spadania – powiedział i nie brzmiało to w ogóle sarkastycznie. Jakby te słowa miały naprawdę jakiś sens. Zaczynał się tak denerwować, że nawet nie zauważył jak kobieta się do niego zwróciła. Pokiwał tylko głową i zsunął się po ścianie, po czym usiadł na podłodze. Przyłożył dwa palce do tętnicy szyjnej i milczał przez dwadzieścia sekund. Ruszał delikatne ustami, jakby coś liczył. – Czterdzieści siedem razy trzy… To będzie – mruczał coś pod nosem do siebie. Próbował to liczyć, ale mu nie szło. Był naprawdę kiepski z matematyki. – Pięćdziesiąt razy trzy… Sto pięćdziesiąt na minutę. – Nie było jeszcze źle, co prawa powinien mieć o jakieś trzydzieści mniej, ale dopiero przy niecałych dwustu powinno pojawić się omdlenie. Choć dla niego trochę mniej, bo przypadkiem uszkodził sobie kiedyś mięsień sercowy. Ale nie było jeszcze zagrożenia. Wziął kilka głębszych oddechów i wtedy dotarło do niego, że Fel coś mówiła. Musiał się zastanowić. Co mógł jej opowiedzieć? Nic nie przychodziło mu do głowy.
- Garnitur – powiedział, co nie miało pewnie w tej chwili większego znaczenia, więc kontynuował. – To mój ślubny garnitur. – Nie wiedział, czy to była dobra historia do opowieści, ale przynajmniej ta była w miarę dobra, a powinien w tej chwili myśleć o dobrych wydarzeniach, a nie wspominać postrzał. – Mój ślub był wspaniały. Wszystko było na swoim miejscu. Mama i Jul non stop płakały, nawet na weselu. Każdy powtarzał mi, że nie mogłem znaleźć w Brazylii lepszej dziewczyny. I mieli wtedy cholerną rację. Była piękna, mądra, zabawna i dobra. Czułem się jakbym wygrał na loterii… Dopóki tego nie zepsułem – skończył swoją opowieść, była krótka i szybko zdradzała zakończenie. Niestety nie było one optymistyczne, więc stwierdził, że nie ma potrzeby mówić za wiele, bo to nie było istotne. Większość ślubów była cudowna, ważne było to potem. A on potem wszystko zniszczył. Tej części nie miał już za bardzo opowiadać. – Nie ma szczęśliwego zakończenia – powiedział z dziwnym uśmiechem na twarzy, jakby kpił z samego siebie. Zerknął na nią i przełknął głośno ślinę. Przyłożył znowu dłoń do szyi, ale za bardzo się trzęsła, więc nie mógł wykonać pomiaru.
Powrót do góry Go down
Felicia Sage


Felicia Sage
https://wyspa.forumpolish.com/t137-felicia-andrea-sage https://wyspa.forumpolish.com/t145-czy-leci-z-nami-pilot https://wyspa.forumpolish.com/t144-felicia-andrea-sage
Dane osobowe :
25 lat | stewardessa | wdowa | pół Brazylijka, pół Australijka | 180 cm

Znaki szczególne :
krótkie włosy w kolorze blond | czasami przechodzące w błękit, jasnoniebieskie oczy | praktycznie non stop czerwone usta

Ubiór :
gruby łańcuszek ze srebrnym krzyżem łacińskim, personalizowany, grawer ANGELO na pionowej części z tyłu, przy skórze pod koszulką | kolczyki-liski ze złota (wkręty) | długie spodnie damskie w stylu kowbojskim | biała koszulka męska | niebieska koszula damska z długimi rękawami | kowbojki | cienkie rajstopy podarte przy kolanach

Ekwipunek :
Dziecięcy plecak moro, a w nim: krem nawilżający, paczka mokrych chusteczek, czarna farba do włosów, maskara, dwie tabletki paracetamolu, dwie grube frotki, zeszyt, komplet kolorowych kredek, pluszowy miś, strój stewardessy [podarta sukienka, porwany żakiet, baleriny na niskim obcasie], pięć kiełbasek, dwie tortille, butelka koniaku, opakowanie tabletek antykoncepcyjnych, buteleczka wody utlenionej, poradnik Kamasutry, pusta butelka.

Stan zdrowia :
drobne ranki na twarzy i wierzchach dłoni |oczyszczone rany po szkle powbijanym w plecy - hipsterska wersja jeżozwierza | rozcięty łuk brwiowy - bo naturalne farby do twarzy są w cenie

Punkty :
673


De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: De boas intenções o inferno está cheio...   De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 EmptyCzw Wrz 17, 2015 7:03 pm

- Dokładnie tak, udało im się. Szczęściarze, choć współczuję im tych wszystkich nieprzespanych nocy. Mimo wszystko, mają powód do radości. Ba, nawet dwa powody. – Przytaknęła, uśmiechając się do siebie. Na takie poświęcenie i ona byłaby gotowa, gdyby tylko miała taką możliwość. Nawet teraz, kiedy już zweryfikowała niektóre pozycje na liście swoich pragnień, gdzieś tam tliła się myśl o tym, że mogłaby. Nie musiałaby, ale właśnie mogła. Kariera nie była dla niej wszystkim, co istotne w życiu. Prawdę mówiąc, Felicia zdawała sobie sprawę z tego, że nie mogła zbyt długo pracować na pokładach samolotów. Linie lotnicze dbały w końcu również o ciasne walory estetyczne, zatem starsze stewardessy zazwyczaj zostawały przenoszone gdzieś za biurka lub do obsługi naziemnych klientów. Co prawda jeszcze sporo jej do tego brakowało, ale nie łudziła się, że słodkie szybowanie będzie trwać wiecznie. Kiedyś w końcu będzie musiała wrócić na ziemię. Zarówno dosłownie, jak i w przenośni. Wtedy zaś rodzina byłaby dla niej czymś niezastąpionym.
- Tak, to ostatnio u niej częste. Kilka razy chciała odwołać cały ślub, bo dotarło do niej, że pojawią się na nim ludzie, którym nie ułożyło się w życiu i może być im przykro. Całe szczęście, doszliśmy jakoś do tego momentu i teraz nie może już zrezygnować. Słowo się rzekło, zatem pozostaje tylko dbać o dobro gości. Mam nadzieję, że wszystko będzie z nią w porządku. – Dodała, myśląc przy tym, że sytuacja z zepsutą windą mogła obrócić się również na niekorzyść nerwów Olivii, która faktycznie ostatnio wyjątkowo mocno wszystko przeżywała. Postanowiła chwilowo to od siebie odsunąć, pytając o coś, co nagle wpadło jej do głowy. – A ty? Masz dzieci?
Może nie powinna była wnikać w takie sprawy, ale zrobiła to całkowicie odruchowo. Skoro już siedzieli w zamknięciu, mogli przecież porozmawiać jak cywilizowani ludzie. Zwłaszcza po to, by nie paść z nerwów, które Angelo-Leonardo prezentował w pełnej okazałości. Aż zaczęła się o niego autentycznie martwić. Cóż, przynajmniej podłapał jej haczyk, co z początku ją ucieszyło. Potem zaś przerodziło się w swego rodzaju melancholię. Nieszczęśliwe zakończenia… Jak dobrze to kojarzyła.
- Czy mogę być szczera…? Tak bez obaw o to, że wykonasz jakieś swoje psychoanalityczne czary mary, czy co wy tam u siebie robicie, a następnie sucho skatalogujesz wszystko to, co mogłam powiedzieć…? – Spytała cicho, wzdychając i powoli osuwając się po ścianie na podłogę. Usiadła na ziemi obok Angelo, podciągając sobie kolana pod brodę i patrząc w mrok przed sobą. Przynajmniej jej mina była w tym momencie niewidoczna, co w pewnym sensie dodawało Fel jakiegoś rodzaju pewności siebie, poczucia trochę większej prywatności, choć na tę myśl uśmiechnęła się z politowaniem. Czy cokolwiek takiego mogło istnieć w zestawieniu z tego typu rozmówcą?
- Zresztą. Przynajmniej masz co wspominać… W ten dobry sposób. Wspaniały ślub, wymarzona panna młoda, idealne początki wspólnego życia… A ja? Nie kochałam Tobiasa, wiesz? Może to zabrzmi, jakbym była chora, wyrodna i okrutna, ale oboje o tym wiedzieliśmy. Byłam zakochana, owszem, tylko nie w nim. Nie wiem, dlaczego zrobiliśmy to, co zrobiliśmy. Chyba oboje łudziliśmy się, że to przyjdzie z czasem. Ta iskra. Poza tym dobrze się ze sobą dogadywaliśmy, nasze rozmowy zawsze były miłe, znaleźliśmy wspólny język, lecz nic więcej. Możliwe, że to go tak wyniszczało i że właśnie przez to miał te wizyty. Nie wiem, nie mówił mi o nich. Tak naprawdę myślę, że o wielu rzeczach mi nie mówił. Tak samo ja jemu. Byliśmy bardziej jak… – Zawahała się, szukając słowa, które odpowiednio oddawałoby jej wrażenia z tamtego czasu. Wreszcie się poddała, korzystając z tego, co przemknęło jej przez głowę. – Jak współlokatorzy.
Pokręciła głową, potrząsając przy tym włosami, choć wiedziała, że przez to tylko jeszcze bardziej zepsuje sobie fryzurę, którą układano jej przez bite dwie i pół godziny. Cóż, z taką ilością lakieru na włosach i w takim gorącu, jakie zaczynało panować w ciasnej kabinie, miała wrażenie, że zaraz cała zacznie się topić. Zsunęła więc bolerko z ramion i poluźniła jasną apaszkę, wkrótce kładąc je obie na swoich kolanach. I tak było jej duszno, ale przynajmniej nieco ograniczyła powierzchnię, jaka zatrzymywała ciepło dzięki ubraniom. Po krótkiej chwili zaczęła się także wachlować kopertówką, co nawet jej samej wydało się zaskakująco zabawne. Prawdę mówiąc, cała ta sytuacja zaczęła coraz bardziej ją bawić, ta absurdalność. Czyżby powoli pojawiało się u niej niedotlenienie mózgu? Nie rozumiała swojej reakcji. Ani tej obecnej, ani wcześniejszej.
- Przynajmniej ciesz się, że masz dopasowany garnitur. – Powiedziała nagle, zupełnie ni stąd, ni zowąd, przekręcając głowę w kierunku towarzysza. – Zawsze mogło być gorzej. Ja na przykład… Ja miałam sukienkę po teściowej, która miała ją po jakiejś swojej matce czy babce, która to zapewne też miała ją jeszcze po kimś. A że kompletnie różnimy się posturami, ona jest niższa i bardziej tęga, to możesz sobie tylko wyobrazić, jak to wyglądało. Jakiekolwiek wspomnienie o poprawkach było dla niej najprawdziwszym świętokradztwem, także wystąpiłam w przykrótkiej sukience gdzieś do połowy kolana, z rękawami trzy czwarte i taką ilością materiału, że pomieściłaby w sobie dwie takie jak ja. Jak nie trzy… I związali mnie sznurkiem takich perełek z pasmanterii, które kupili w ostatniej chwili, by kiecka nie zsunęła się ze mnie podczas uroczystości w kościele. Potem, ku zgrozie pani Sage, przebrałam się w zapasową sukienkę, jaka została po druhnie, która nie mogła przyjechać na ślub. I tyle było z mojego oszałamiającego wizerunku panny młodej. – Zaśmiała się nieco szczekliwie, zwilżając sobie podniebienie językiem. Było strasznie gorąco. – Swoją drogą, skąd wiesz? Może jeszcze zwyczajnie nie pora na nie? I kiedyś się pojawi? Trzeba w to wierzyć. Zawsze lepsza opcja od tego, by załamywać się i dołować.
Powrót do góry Go down
Leonardo Cervera


Leonardo Cervera
https://wyspa.forumpolish.com/t252-leonardo-cervera https://wyspa.forumpolish.com/t262-leonardo-cervera https://wyspa.forumpolish.com/t260-leonardo-cervera
Multikonta :
Kiara

Dane osobowe :
30 lat | Służby Specjalne | Sydney | Kolumbijczyk | Rozwodnik | Większość życia spędził w Brazylii, od trzech lat w Australii| 185 cm

Znaki szczególne :
dobrze zbudowany | kilka tatuaży o znaczeniu znanym tylko jemu | blizna na żebrach

Ubiór :
biała podkoszulka z śliczną mozaiką błota i krwi | jeansowa kurtka z długim rękawem | długie, czarne spodnie | wygodne adidasy

Ekwipunek :
płachta (2,5x3) | walizka-plecak: buteleczka alkoholu, chusteczki, notatnik z adresami, nowy ołówek, końska maść rozgrzewająca (150g), BlackBerry Passport (37% baterii) z breloczkiem, damska kosmetyczka (pół buteleczki wody utlenionej, tusz i kredka, czerwona szminka), roztrzaskane lusterko, skarpety frotte, suchy szampon, winogronowa Fanta (1l), koperta ze zdjęciami, dziecięcy kocyk, trampki męskie - rozmiar 42 | srebny krzyżyk, dwuosobowy namiot z narzędziami, krakersy, butelka wina

Stan zdrowia :
głęboko rozcięty lewy policzek (pionowa rana mająca około pięciu centymetrów długości, na tyle głęboka, by w przyszłości pozostawić bliznę) | kolce w dłoni | silny ból prawego ramienia | zszyta muliną rana na kości potylicznej i towarzyszący temu ból głowy

Punkty :
533


De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: De boas intenções o inferno está cheio...   De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 EmptyCzw Wrz 17, 2015 8:16 pm

- Będzie dobrze, Jack o nią dba. Czasem zachowuje się jak ostatni dupek, ale tak naprawdę jest dobry. Wiesz, że sam ułożył swoją mowę ślubną, pokazywał mi wcześniej i pytał czy się nadaje. Pasują do siebie – odpowiedział Leo. Było widać, że łączyło ich prawdziwe uczucie. Przez te dwa lata nie zdarzyło im się tak naprawdę na poważnie pokłócić. Kłócili się zazwyczaj o jakieś głupoty. A przez resztę czasu dbali o siebie i to było widać. Ich uczucie unosiło się w powietrzu, byleby towarzyszyło im jak najdłużej. Łatwo coś takiego zaprzepaścić, więc oboje musieli o to dbać, ale był przekonany, że akurat im się uda. A jak będzie trzeba to zawsze może dać mu kilka pouczających pogawędek, żeby Jack się ogarnął. Nie chciałby, żeby pan młody zszedł na złą drogę, tak jak on sam zrobił to kiedyś. A w końcu był jego świadkiem, ich świadkiem. To też coś oznaczało, czuł się w pewien sposób odpowiedzialny. Nie wierzył, że Olivia mogłaby zrobić cokolwiek złego, nie znał jej dobrze, ale była typem kobiety, której można ufać bezgranicznie. Stwierdził, że Jacka będzie miał na oku, tylko tak na wszelki wypadek. Zresztą jakby cokolwiek Jack chciał odwalić to on wiedziałby o tym pierwszy i wybiłby tą myśl z jego głowy. Nagle dotarło do niego krótkie pytanie Fel. Było odruchem, nie pytała wścibsko, wiedział to. Mimo to spojrzał się na nią i wpatrywał moment, jakby trafiła w pewien czuły punkt. W końcu odwrócił wzrok i mruknął.
- Nie – dodał krótko. Miał zapytać ją o to samo, ale stwierdził, że może to wywnioskować. – A po twojej figurze mniemam, że ty też nie. Chyba, że masz jakiś świetny program odchudzający – próbował jakoś odwrócić to w żart. Wiedziałby, że jeżeli miałaby dziecko to ta informacja padałaby w ich pierwszej rozmowie. Matki zawsze chwaliły się swoimi dziećmi przy każdej okazji. Zresztą wyczytałby to w jej aktach… Choć ich nie czytał, nawet po ich spotkaniu więc w ten sposób nie mógł się dowiedzieć. Był jednak przekonany, że Felicia nie ma dziecka. – Nie jestem psychologiem. Ja tylko analizuje i przewiduje… Ale nie będę tego robił – dopowiedział na koniec, po czym uważnie jej wysłuchał do końca, próbując nie przerywać.
- Po co brać ślub z kimś kogo się nie kocha? – zapytał, bo kompletnie tego nie rozumiał. W tych kwestiach był dość staromodny. W ogóle należał do tych wierzących. Nie ważne, że był rozwodnikiem i dla kościoła przestał istnieć. To nie musiało zaburzać jego wiary. Tak jak niektóre przekazania, które zdarzyło mu się złamać. Był tylko człowiekiem, mógł popełniać błędy i grzeszyć. Ważne było to, że żałował i był pokorny. Lecz nie był w stanie zrozumieć po co składać najważniejszą przysięgę w życiu, mając świadomość, że jest ona bezpodstawna. Kolejna część jej słów wydawała się jeszcze dziwniejsza. Tak jakby potraktowała małżeństwo, jak jakąś… umowę. No dobra, to całkowicie przypominało jego obecny stosunek do kobiet, ale on z nimi się nie hajtał. To było już przecież poważne zobowiązanie, przynajmniej w jego oczach.  
- Pewnie miał swoje sekrety i nigdy nie dowiemy się jakie. A faceci chodzą częściej do psychologów niż myślisz – odpowiedział, żeby ją jakoś uspokoić. Wiedział to z autopsji. Udało mu się naprawdę zataić wiele przed bliskimi i nikt nie był w stanie dotrzeć do tych informacji. Nawet nie było ich w jego tajnych aktach. Jak mężczyzna chciał coś ukryć to znajdował sposób, żeby to zrobić. Pewnie dlatego nie mogli znaleźć żadnych dowodów na jej męża. Jeżeli to w ogóle był on. Choć zapewne był. Tylko miał świadomość, że będą szukać i wszystko co mogłoby go obarczyć spróbował zniszczyć. Chociażby po to, żeby ratować swoje dobre nazwisko. Albo nie chciał, żeby jego żona po jego śmierci miała wiele problemów. I tak miała, mógł się jednak bardziej postarać.
- Mówią, że ładnemu we wszystkim ładnie – odpowiedział na pocieszenie i nawet na chwilę się uśmiechnął. Pewnie nie zauważyła, ale przez dłuższy moment siedział z zamkniętymi oczami, tak próbując się uspokoić. W końcu musiał je otworzyć i nie czuł się z tym do końca dobrze. Rozluźnił sobie krawat póki jeszcze mógł. Robiło się ciepło i wyglądało na to, że nie tylko jemu. Słowo „Awaria” cały czas migało, a to tylko jeszcze bardziej go denerwowało. – Nie mogłaś się postawić? Zrobić co ty chcesz? – zapytał po chwili. Nie miał pojęcia, co to była za rodzina, ale w końcu to był jej ślub. Czy nikt nie liczył się z jej zdaniem? Czy jej własny przyszły mąż jej nie popierał? A gdzie w tym czasie była matka Fel, która pozwoliła na to? Jak to możliwe, że kobieta sobie na to wszystko pozwoliła, to raczej nie było podobne do osoby, którą kiedyś znał.
- Ty miałaś po prostu pecha, ale ja miałem swoją szansę od losu na szczęście i ją zmarnowałem – powiedział, patrząc jej prosto w oczy trochę za długo. O wiele za długo. Odwrócił twarz i położył dłoń na tętnicy. Siedział kolejne pół minuty w całkowitej ciszy, analizując słowa, które przed chwilą wypowiedział i jednocześnie starając się policzyć uderzenia. – To ostatnie słowa, które usłyszałem przed wyjazdem od matki – dopowiedział po chwili. – Sto siedemdziesiąt – mruknął do siebie pod nosem. Mimo ciągłej rozmowy nie mógł pozbyć się wrażenia, że winda co chwile się porusza, aż w końcu zaskrzypi, a potem runie na sam dół. Podobnież śmierć byłaby natychmiastowa, przynajmniej takie było pocieszenie.
Powrót do góry Go down
Felicia Sage


Felicia Sage
https://wyspa.forumpolish.com/t137-felicia-andrea-sage https://wyspa.forumpolish.com/t145-czy-leci-z-nami-pilot https://wyspa.forumpolish.com/t144-felicia-andrea-sage
Dane osobowe :
25 lat | stewardessa | wdowa | pół Brazylijka, pół Australijka | 180 cm

Znaki szczególne :
krótkie włosy w kolorze blond | czasami przechodzące w błękit, jasnoniebieskie oczy | praktycznie non stop czerwone usta

Ubiór :
gruby łańcuszek ze srebrnym krzyżem łacińskim, personalizowany, grawer ANGELO na pionowej części z tyłu, przy skórze pod koszulką | kolczyki-liski ze złota (wkręty) | długie spodnie damskie w stylu kowbojskim | biała koszulka męska | niebieska koszula damska z długimi rękawami | kowbojki | cienkie rajstopy podarte przy kolanach

Ekwipunek :
Dziecięcy plecak moro, a w nim: krem nawilżający, paczka mokrych chusteczek, czarna farba do włosów, maskara, dwie tabletki paracetamolu, dwie grube frotki, zeszyt, komplet kolorowych kredek, pluszowy miś, strój stewardessy [podarta sukienka, porwany żakiet, baleriny na niskim obcasie], pięć kiełbasek, dwie tortille, butelka koniaku, opakowanie tabletek antykoncepcyjnych, buteleczka wody utlenionej, poradnik Kamasutry, pusta butelka.

Stan zdrowia :
drobne ranki na twarzy i wierzchach dłoni |oczyszczone rany po szkle powbijanym w plecy - hipsterska wersja jeżozwierza | rozcięty łuk brwiowy - bo naturalne farby do twarzy są w cenie

Punkty :
673


De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: De boas intenções o inferno está cheio...   De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 EmptyCzw Wrz 17, 2015 10:12 pm

- Nie wątpię w to. Co prawda nie znam go zbyt dobrze, zaledwie niecałe pół roku, ale wygląda mi na dobrego człowieka. Może trochę szalonego i lubującego się w pokazach, ale kto czasami tak nie robi. Ufam osądowi Olivii. – Pokiwała głową. Co jak co, ale w tej dwójce widziała prawdziwe uczucie. Dokładnie takie, jakiego sama niegdyś chciała. Ha!, co tam niegdyś, nadal pragnęła równie dobrego połączenia. Takiego na dobre i na złe, niezależnie od wszystkiego. Oczywiście, że Olivii i Jacka nie omijały kłótnie, ale jakoś zawsze potrafili się ze sobą pogodzić. Zupełnie tak jak jej matka z ojcem. Taka miłość była prawdziwie piękna. Może nie iście disnejowska, ale warta poświęceń.
- Przepraszam. Nie chciałam cię… – Zaczęła, zaczerpując powietrza i kaszląc cicho. – Nie chciałam cię urazić. Mogę za to powiedzieć, że przynajmniej jedno nas łączy. Nie, nie mam jakichkolwiek dzieci. Może i był jakiś odpowiedni moment, ale na niego nie trafiłam. Za to program odchudzający by się przydał. Mogłabym podrzucić go Olivii w formie prezentu. – Uśmiechnęła się niezbyt szczęśliwie, usiłując jednak podtrzymywać całkiem miły ton. – Dziękuję za wyrozumiałość, niepsychologu… – Rzuciła jeszcze przed samym monologiem.
Odetchnęła głęboko, kiedy zadał jej jedno z cyklu tych niesamowicie trudnych pytań, na które kilka razy sama próbowała sobie odpowiedzieć i które nadal nie miały jasno postawionej odpowiedzi. Po co brać ślub z kimś, kogo się nie kocha? Dokładnie tak, po co? Dlaczego to zrobiła, jaki miała w tym cel? Nie wiedziała. Usiłowała rozszyfrować motywy takiego a nie innego postępowania w tamtym okresie, jednakże dotychczas nic jej to nie dało. Nie wiedziała, czy zrobiła to z czystej głupoty, czy może chciała sobie coś tym zapewnić albo uległa presji otoczenia, w którym prawie każda jej koleżanka miała już rodzinę i/lub dziecko w drodze… Fakt faktem, że więcej niż połowa z tych dziewczyn, z nią włącznie, nie skończyła szczęśliwie, ale można się było tego spodziewać, jeśli tylko patrzyło się na świat w nieco bardziej racjonalistyczny sposób. Ona natomiast tego nie robiła.
- Nie wiem… Nie mam bladego pojęcia. – Odpowiedziała mu mimo wszystko, patrząc na migoczący napis. Awaria… Całe jej doczesne życie było jedną wielką awarią boskiego systemu, który zepsuł się w momencie, kiedy przyjaźń przestała być przyjaźnią. To właśnie od tamtej chwili zaczęły się wszelkie problemy, choć ich maksymalna kumulacja nastąpiła dopiero wiele lat później. Nie obwiniała o to nikogo, oczywiście, ale w pewnym sensie wiązała ze sobą te dwa fakty. – Chociaż może… Kojarzysz to wrażenie, kiedy usilnie musisz wypełnić czymś pustkę, jaką czujesz gdzieś tam wewnątrz? Obawiam się, że to właśnie było to. Jedni zapijają smutki, inni usiłują zapalić je na śmierć, kolejni sięgają po wszelkiego rodzaju odurzacze, natomiast ja wzięłam ślub. Kwestia impulsu. Może myślałam, że po tym będzie mi łatwiej? Nie wiem. – Przyznała, przez moment patrząc na niego, aby ponownie przenieść wzrok na wściekleczerwony napis, jedyne źródło światła w całej windzie.
Awaria, awaria, awaria, awaria, awaria, awaria… Awaria… AWARIA…
Nie wiedziała, dlaczego, ale zaczęło ją to ruszać. Zupełnie tak, jak gdyby nie było to zwykłe zrządzenie losu, a jakiś znak, którego nie umiała rozpoznać i trafnie odczytać. Przymknęła oczy, opierając czoło na kolanach, aby parę razy nabrać powietrza w płuca, wypuszczając je powoli przez zęby. Było wyjątkowo ciepło, a ona czuła się źle. Nie tylko pod względem fizycznym, ale też niejako psychicznym, chociaż musiała przyznać, że jedno uległo zmianie. Ulżyło jej… Dokładnie tak. Poczuła ulgę, że powiedziała na głos to wszystko, co wcześniej przez cały czas zachowywała dla siebie. I nieistotne, że Angelo mogło się odwidzieć i że najprawdopodobniej w takim wypadku wykorzystałby to przeciwko niej, przeciwko Tobiasowi. Jej męża nic już raczej po śmierci nie obchodziło to, jaką miał opinię, zaś dla samej Fel liczyła się teraz chwilowa ulga. Potem będzie się zastanawiać, jak wielki błąd popełniła przez swą zbyteczną gadatliwość. Miała na to aż nazbyt dużo czasu.
- Mówisz? Nie znam się za bardzo na męskiej psychice, więc chyba pozostaje mi uwierzyć ci na słowo. – Wymruczała, a właściwie – prawie wyburczała, przez fałdy materiału, w którym nadal kryła twarz. Zła opcja, bo przez to było jej tylko jeszcze bardziej duszno, ale zwyczajnie musiała dać szyi odpocząć, bo coś pobolewał ją kark. Może to od tych horrendalnie wysokich obcasów, które dała sobie wybrać? Olivia miała wręcz niesamowity gust, ale zdecydowanie nie patrzyła przy tym na fakt, że poza ładnym wyglądem liczyło się coś jeszcze, a tym czymś była możliwość chodzenia tak, by nie uderzać głową o ramy drzwi. Serio, w zakrystii nabiła sobie niezłego guza. – W sumie są chyba takie rzeczy, których nie warto wiedzieć. A przynajmniej ja bym nie chciała. Nigdy nie mogłabym spojrzeć na daną osobę w taki sam sposób. To idealna podstawa do zniszczenia relacji.
I niezależnie od tego, czy mówiła o swoim własnym związku z Tobiasem, czy też może nagle nawiązała także do potyczek na linii ona i jej towarzysz z windy, wszystko było dosyć jasne w odbiorze. Tajemnice stanowiły nieodłączny element ludzkiej egzystencji, jednocześnie mogąc ją też zaburzyć lub wręcz całkowicie pogrążyć. Niesamowicie ciężką decyzją mogło być to, czy ujawnić je komuś i zaryzykować tym samym od razu, czy też może chować je w sobie i bać się o to, że prędzej czy później wyjdą na jaw, a wtedy będzie jeszcze gorzej. Nic nie trwało przecież wiecznie, a kłamstwo ponoć miało krótkie nogi, zatajenie zaś jeszcze krótsze i na dodatek dużo cieńsze. Wystarczyło małe potknięcie, by się o tym przekonać. Sama Fel co prawda nie miała jeszcze okazji zrobić tego, przynajmniej nie w przypadku najgorszego spośród jej sekretów, ale krótka konwersacja z kawiarni uświadomiła ją, jak blisko tego była. O dziwo, tego dnia sam wydźwięk rozmowy był zupełnie inny… Jakby przez moment przestali brać pod uwagę ostatnią część spotkania, a powrócili do tej wcześniejszej.
- Stare ludowe porzekadła na każdą okazję? Bo powiem, że mi schlebiasz. – Uśmiechnęła się do siebie, kiedy odkleiła wreszcie – dosłownie! – twarz od materiału sukienki. Na rozmówcę spojrzała jednak dopiero wtedy, kiedy zadał jej dwa kluczowe pytania. Wzruszyła na nie ramionami, kręcąc przy tym głową. – Byłam strasznie młoda, kiedy wychodziłam za mąż. Ledwo wyrośnięty podlotek, który nadal niewiele przeżył. Chyba nie myślałam nawet o tym, by się postawić. Przynajmniej do czasu samego przyjęcia weselnego. Wcześniej… Cóż, moja teściowa to dosyć… Hm, przytłaczająca osoba. Wiem, że chciała dobrze i nie robiła tego z czystej złośliwości, ale z miłości zadusiłaby mnie na śmierć, gdyby tylko mogła posunąć się jeszcze dalej. W porównaniu z nią, jest ze mnie prawdziwy aniołek.
Jeśli miała być ze sobą szczera, to wyszła za mąż stanowczo zbyt wcześnie, kiedy nie opadły jeszcze wszelkie emocje, a ona sama nie do końca przystosowała się do życia na drugim końcu świata, gdzie wszystko było całkowicie inne. Czuła się tam niepewnie, a w Tobiasie usiłowała znaleźć też swego rodzaju oparcie, stabilność. Nic zatem dziwnego, że dała się otoczyć tak ciasnym kokonem troski ze strony jego matki, że najnormalniej w świecie ją przytłumiono. Teraz uważała to za głupie, ale kiedyś… Kiedyś zachowała się inaczej, nie chciała urazić uczuć kogoś, kto przecież chciał dla niej dobrze, a szanowanie tradycji uznawała za coś wspaniałego. Przynajmniej dopóki nie ingerowało ono w jej szczęście.
- Nie sądzę. – Mruknęła pod nosem, tym razem jeszcze bardziej poważnie niż kiedykolwiek wcześniej podczas tej rozmowy. – Pospieszny ślub nie był moim jedynym błędem młodości. Też mam swoje za uszami i mogę powiedzieć, że na własne życzenie straciłam coś, co było dla mnie niesamowicie ważne. Potem próbowałam to znaleźć gdzieś indziej, zrekompensować sobie jakoś własną porażkę, ale tylko jeszcze bardziej się zamotałam. Jak widać, oboje ssiemy w przypadku podejmowanych decyzji życiowych. – Nie kryła tego, krzywiąc się nieznacznie, aby zwrócić uwagę na to, jak intensywnie przyglądał jej się Angelo. Obracając głowę, napotkała jego spojrzenie – jakby palące jej wnętrze – wpatrując się w niego aż do czasu, kiedy sam odwrócił wzrok. Nie wiedziała, co to wszystko miało oznaczać, ale zdawała sobie sprawę z tego, jak wielkie wrażenie na niej wywarło. Poczuła jeszcze wyraźniejsze gorąco i powiedziałaby nawet, że policzki nieco jej spąsowiały, ale nie mogła tego przyznać, bowiem ich nie widziała. Całe szczęście, bo to oznaczało mniej więcej tyle, że nikt więcej też nie mógł tego zobaczyć. Dzięki niebiosom. Po chwili jednak ochłonęła, myśląc o tym, iż zdecydowanie zbyt personalnie to wszystko odebrała. On mówił o swojej żonie. Wyraźnie mówił o swojej żonie, a jej już zaczynało odbijać z braku tlenu.
- Przykre. Rozmawiałeś z nią po tym? – Spytała, marszcząc brwi na widok jego ręki, której zarys po raz kolejny powędrował w stronę szyi. Po chwili usłyszała też kolejne ciche słowa. Nagłe olśnienie czy też stanowczo zbyt długie myślenie? Nagle dotarło do niej to, co robił. I nie, nie spodobało jej się to. Nie zastanawiała się zbyt długo nad tym, co robi. Zwyczajnie odruchowo pochwyciła obie dłonie Angelo-Leonardo, ściskając je lekko.
- Przestań, dobrze? Nie zamierzam grać z tobą w łapki, choć tak to może wyglądać, ale chcę, żebyś przestał dodatkowo się nakręcać. Okej? Jeśli obiecasz, że to zrobisz, puszczę cię. Jeśli nie, to sobie tak trochę posiedzimy. – Powiedziała, łapiąc się na tym, że mimochodem pogładziła kciukiem wierzch jego dłoni. Nie powinna.
Powrót do góry Go down
Leonardo Cervera


Leonardo Cervera
https://wyspa.forumpolish.com/t252-leonardo-cervera https://wyspa.forumpolish.com/t262-leonardo-cervera https://wyspa.forumpolish.com/t260-leonardo-cervera
Multikonta :
Kiara

Dane osobowe :
30 lat | Służby Specjalne | Sydney | Kolumbijczyk | Rozwodnik | Większość życia spędził w Brazylii, od trzech lat w Australii| 185 cm

Znaki szczególne :
dobrze zbudowany | kilka tatuaży o znaczeniu znanym tylko jemu | blizna na żebrach

Ubiór :
biała podkoszulka z śliczną mozaiką błota i krwi | jeansowa kurtka z długim rękawem | długie, czarne spodnie | wygodne adidasy

Ekwipunek :
płachta (2,5x3) | walizka-plecak: buteleczka alkoholu, chusteczki, notatnik z adresami, nowy ołówek, końska maść rozgrzewająca (150g), BlackBerry Passport (37% baterii) z breloczkiem, damska kosmetyczka (pół buteleczki wody utlenionej, tusz i kredka, czerwona szminka), roztrzaskane lusterko, skarpety frotte, suchy szampon, winogronowa Fanta (1l), koperta ze zdjęciami, dziecięcy kocyk, trampki męskie - rozmiar 42 | srebny krzyżyk, dwuosobowy namiot z narzędziami, krakersy, butelka wina

Stan zdrowia :
głęboko rozcięty lewy policzek (pionowa rana mająca około pięciu centymetrów długości, na tyle głęboka, by w przyszłości pozostawić bliznę) | kolce w dłoni | silny ból prawego ramienia | zszyta muliną rana na kości potylicznej i towarzyszący temu ból głowy

Punkty :
533


De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: De boas intenções o inferno está cheio...   De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 EmptyCzw Wrz 17, 2015 11:53 pm

- Tylko zadałaś pytanie – odpowiedział krótko. Jego odpowiedzi można było podzielić na te, które zawierały minimum informacji i te które były dość długie. Zazwyczaj, gdy jego słowa spełniały te pierwsze wymagania to oznaczało, że wraz z nimi wiąże się jakiś dyskomfort, dlatego mężczyzna ograniczał się, jakby same słowa mogły sprawiać mu jakiś ból i wolał ich unikać. Dłuższych form używał, gdy nie opowiadał o sobie albo wspominał jakąś historię, która i tak nie miała znaczenia w obecnym czasie. Albo pozornie miała nie mieć większego znaczenia. – A co chcesz odchudzać się z kości na ości? I być jak ta… - zaczął mówić i nagle zamilkł. Zaczął się zastanawiać, ale nie mógł skojarzyć żadnego znanego nazwiska, a nie chciał powiedzieć czegoś głupiego. – Jak jakaś tam modelka, podobnież są teraz bardzo chude. Nie znam się, nie oglądam telewizji – dodał po chwili. Ale jeżeli tak wszędzie słyszał to musiało tak być. Podobnież była moda na chudość, wystające kości i zanik jakichkolwiek mięśni. Jakie to seksowne! Nie ma co. On był facetem, więc myślał w trochę innych kategoriach, ale tak czy inaczej Felicia wydawała mu się chuda, nie szczupła, ale chuda. Może miała po prostu taką posturę, bo była bardzo wysoka jak na kobietę, tego dnia była nawet wyższa od niego, dzięki szpilkom – i pewnie od większości mężczyzn na sali.
Szczerze mówiąc wyczekiwał jakiegoś interesującego wytłumaczenia. Czegoś w stylu byłam zauroczona i zgodziłam się, a potem bałam się wycofać. Rodzice uważali, że to świetna partia. Zrobiłam to pod wpływem impulsu w Las Vegas, a potem ślub był tylko szopką dla rodziny. Czy czegoś w tym stylu. Jak można było brać ślub tylko dlatego, że ktoś poprosił ją o rękę? Przecież miała do wyboru tak bądź nie. Miał się już odezwać, kiedy blondynka zaczęła kontynuować.
- Kojarzę – Kolejna krótka odpowiedź, cicho wyszeptana bez jakiegokolwiek spojrzenia w jej kierunku. Pustkę w swoim życiu wypełniał na różne sposoby i wszystkie były złe. Fel znalazła sobie takie, a nie inne wyjście, nie mógł jej osądzać. Zrobiła coś, w co wierzyła, że jej pomoże. Tak jak on, gdy palił papierosy. Albo wcześniej gdy brał leki. Myślał, że jakiś obcy czynnik rozwiąże jego wszystkie problemy. Jednak to nie było takie proste. Zazwyczaj to w jakiś sposób działało, ale tylko chwilowo. Przez moment wydawało się, że jest cudownie, a potem gdy efekt był coraz bladszy to pozostawało się w beznadziejnym miejscu z tymi samymi problemami. Coś co miało pomóc, okazywało się jeszcze bardziej pogrążać. Rozumiał to.
- Z tego wszystkiego, co wymieniłaś wybrałaś chyba najrozsądniej – O ile był taki wybór. Przynajmniej nie niszczyła swojego zdrowia, a że jej życie potoczyło się tak, a nie inaczej to już inna bajka. Na pewno miała jakieś urazy, które nosiła głęboko w sobie, ale nie skończyła jako ćpunka albo alkoholiczka, tylko jako żona. Obecnie wdowa. W sumie jakby wróciła do punktu wyjścia. Pytanie, czy te działania przyniosły jakikolwiek skutek. – Wypełniłaś ją chociaż? – dopytał po chwili. Tej odpowiedzi nie udzieliła. Gdyby jej wszystkie działania okazały się bezsensowne to dopiero byłoby pogmatwane. W końcu okazałoby się, że wszystko na nic. Nie musiała tego przechodzić. Ostateczny rozrachunek wyszedłby na jej niekorzyść. To byłoby smutne. Z jej dotychczasowych opowieści mógł wnioskować, że nie wiele jej to dało, ale przecież obiecał, że nie będzie analizować jej słów, więc po prostu zadawał pytania. Może chociaż znalazła ukojenie na jakiś czas. Odczuwała szczęście, wypełniła pustkę, czuła się spełniona, osiągnęła to co chciała. Cokolwiek. Wtedy oznaczałoby, że w jakimś stopniu było warto. – Ej, w porządku? – zapytał, gdy kobieta pochyliła się do przodu. Położył dłoń na jej ramieniu i zaczął się uważnie przyglądać. Widocznie tak radziła sobie z duchotą, która tam panowała, ale i tak wolał mieć od niej potwierdzenie.
- Jeżeli relacja jest za słaba, żeby coś przetrwać to po co ją chronić? Zresztą i tak wszystkie kłamstwa ostatecznie wychodzą na jaw… wszystkie – mówił co raz ciszej. Mówiąc w to wpatrywał się w podłogę przed sobą, jakby coś tam widział, choć po za ciemnością o tym durnym, czerwonym napisem, który odbijał się na niej nie było niczego. Akurat na ten temat coś doskonale wiedział. Chyba nikt nie kłamał tak dobrze i często jak on. Zaczęło się od tego, że to była część jego pracy, a potem jakoś tak wychodziło. Przynajmniej miał dobrą pamięć do swoich kłamstw i zazwyczaj się w nich nie plątał. Ale gdy dochodziło do podsumowania to tak czy siak był na przegranej pozycji, bo były tajemnice z których nie dało się już wytłumaczyć. Zresztą jak wierzyć komuś kto jest nałogowym kłamcą?
- Sprawdza się, że teściowe to zło w czystej postaci – podsumował jej wypowiedź. Zazwyczaj niby takie niewiniątka, ale jak przechodziło, co do czego to potrafiły wbić igłę w odpowiednie miejsce i postawić na swoim. Swojej teściowej też nie lubił, zresztą ona nigdy nie lubiła jego. Była osobą, która najbardziej cieszyła się z ich rozwodu. Mówiła jeszcze wtedy – widzisz Gabi, trzeba było słuchać matki – no tak, bo ona zawsze miała najlepsze pomysły na świecie. Zawsze wtryniała nos w nie swoje sprawy. Potrafiła przyczepić się o najmniejszą głupotę, a po kilku latach jej córka zaczęła ją przypominać. Pewnie za długo ze sobą przebywały albo to było w genach tylko objawiało się po pewnym czasie. Bardzo źle wspominał tę kobietę. A ta od Felicii wydawała się równie świrnięta, więc mógł jej jedynie współczuć.
- Możemy przybić piąteczkę w tej kwestii – powiedział i uniósł dłoń. To dziwne, że w takich okolicznościach trzymały się go żarty, ale to pewnie przez stres. Już nawet jego włosy były mokre, choć nie było to dobrze widoczne w tych warunkach. Ale można było za to usłyszeć jego ciężki oddech. Jakby pobierania powietrza sprawiało mu dużo trudu. Wykonywał wdechy wolniej i głębiej. Serce za szybko rozprowadzało krew, w której nie było tlenu, bo nie zdążał jej pobierać. Opuścił dłoń po chwili, uświadamiając sobie, że spotkanie dwóch ofiar życiowych jednak nie jest zabawne. To było przykre. Ale raczej nie miał zamiaru płakać z tego powodu. Jeszcze nie.
- Nie. Ona nie chce mieć ze mną do czynienia – Tym razem jego głos zabrzmiał dziwnie pewnie. Jakby miał do niej o to pretensje. Rozumiał jej punkt widzenia. Postąpił źle, w jej oczach zbezcześcił sakrament małżeństwa i popełnił wiele błędów, ale mimo wszystko był jej synem. Z tej racji należało mu się jakiekolwiek zrozumienie, którego nie otrzymał. To było dla niego bolesne. Wartości okazały się dla niej cenniejsze niż jej własne dziecko. Ale miała przecież jeszcze drugie. To lepsze, które nie sprawiało przez całe życie problemów. Nie lubił porównywać się do siostry, ale niestety to było nieuniknione, gdy miało się rodzeństwo.
- Nie nakręcam się, odliczam czas, już to przerabiałem, ale… - mówił i nagle się zahamował, gdy poczuł jej dotyk, który dotarł do niego z opóźnieniem. Nie wiedział czemu, ale podziałało to dla niego dziwnie uspokajająco. Przynajmniej powierzchownie, bo jego serca nadal łopotało w takim tempie, że sam je słyszał. – Nie będę cię straszył – dopowiedział po chwili. Zdarzyło mu się już kiedyś mieć podobny wypadek. Wtedy był w windzie sam i nikt nie śpieszył się z pomocą. Zasłabł i stracił przytomność. Doszło do zatrzymania akcji serca, zabrali go do szpitala i reanimowali, ale nie wiedzieli co się dzieje. Jego akta medyczne były całkowicie czyste. Swoje problemy rozwiązywał po cichu, więc nie było nigdzie żadnych wpisów i lekarze nie mieli pojęcia co robić. Skończyło się kilkudniową śpiączką, a potem kolejne problemy. To było jeszcze w Brazylii, a tutaj znowu jego akta były całkowicie czyste. Sam sobie był winien, ale według jego obliczeń – a był kiepskim matematykiem – miał jakieś siedem minut, więc jeszcze mieli czas. – Dla mnie możemy tak siedzieć – dopowiedział po chwili. To było całkiem przyjemne doświadczenie, więc nie miał zamiaru tego zmieniać. Jego spojrzenie utkwiło na jej dłoniach i chyba nie miał zamiaru go przekierowywać gdzie indziej. – Przepraszam za tamto – dodał po chwili, najciszej jak się dało.
Powrót do góry Go down
Felicia Sage


Felicia Sage
https://wyspa.forumpolish.com/t137-felicia-andrea-sage https://wyspa.forumpolish.com/t145-czy-leci-z-nami-pilot https://wyspa.forumpolish.com/t144-felicia-andrea-sage
Dane osobowe :
25 lat | stewardessa | wdowa | pół Brazylijka, pół Australijka | 180 cm

Znaki szczególne :
krótkie włosy w kolorze blond | czasami przechodzące w błękit, jasnoniebieskie oczy | praktycznie non stop czerwone usta

Ubiór :
gruby łańcuszek ze srebrnym krzyżem łacińskim, personalizowany, grawer ANGELO na pionowej części z tyłu, przy skórze pod koszulką | kolczyki-liski ze złota (wkręty) | długie spodnie damskie w stylu kowbojskim | biała koszulka męska | niebieska koszula damska z długimi rękawami | kowbojki | cienkie rajstopy podarte przy kolanach

Ekwipunek :
Dziecięcy plecak moro, a w nim: krem nawilżający, paczka mokrych chusteczek, czarna farba do włosów, maskara, dwie tabletki paracetamolu, dwie grube frotki, zeszyt, komplet kolorowych kredek, pluszowy miś, strój stewardessy [podarta sukienka, porwany żakiet, baleriny na niskim obcasie], pięć kiełbasek, dwie tortille, butelka koniaku, opakowanie tabletek antykoncepcyjnych, buteleczka wody utlenionej, poradnik Kamasutry, pusta butelka.

Stan zdrowia :
drobne ranki na twarzy i wierzchach dłoni |oczyszczone rany po szkle powbijanym w plecy - hipsterska wersja jeżozwierza | rozcięty łuk brwiowy - bo naturalne farby do twarzy są w cenie

Punkty :
673


De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: De boas intenções o inferno está cheio...   De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 EmptyPią Wrz 18, 2015 1:31 am

- Yhym. – Odetchnęła głęboko, starając się zaczerpnąć jak najwięcej zbawczego powietrza, które stało się już gorące i ciężkie, dosłownie stojące w miejscu. – Tylko zadałam pytanie…
Nie zamierzała mówić nic więcej, mniej lub bardziej podświadomie, zdając sobie częściowo sprawę z tego, jak trudny dla nich obojga mógł być to temat. W wątłym świetle migającego napisu, który chyba po raz pierwszy spełnił jakąś bardziej przydatną rolę, zauważyła w końcu jego reakcję na pytanie, jakie padło. Nie była jednak na tyle podła, by wciskać nos głębiej w nie swoje sprawy. Postanowiła pozostawić zatem ten temat, choć i tak czuła, że wystarczająco już nabroiła. Nie miała pojęcia, dlaczego tak zareagował, ale nie potrzebowała tego wiedzieć. Nie byli ze sobą blisko, nie utrzymywała roli jego dziecięcej powierniczki, zatem mogła śmiało powiedzieć, że była mu praktycznie obca. A obcym ludziom nie wyjawia się swoich najskrytszych myśli. Przynajmniej większość ludzi tego nie robiła.
- Ja też jej nie oglądam. Nie mam na to czasu, czasami tylko spojrzę na jakiś film, ale to w internecie. Także ci nie pomogę. – Mruknęła z cieniem rozbawienia, na jaki było ją w tej chwili stać. Jakieś jego dowcipne skłonności jednak się uchowały, a tekst o ościach i kościach wydał jej się całkiem uroczy. Choć nie miał zbytniego związku z tym, o co naprawdę chodziło. Tak szczerze bowiem mówiąc, Felicia nawet chętnie by trochę przytyła, bo mieściła się dokładnie na samej granicy między prawidłową wagą a niedowagą, tylko jakoś nie była w stanie. Być może przez tryb swojej pracy, gdzie nie była w stanie jadać prawidłowej ilości zdrowych, bogatych w substancje odżywcze, witaminy i takie tam, posiłków. Prędzej wsuwała jakąś niedużą kanapeczkę i leciała dalej, by szybko wybiegać to, co w siebie wrzuciła. W domu zaś nie miała zbytniej motywacji do przyrządzania czegokolwiek lepszego, bo niby dla kogo miała to robić? Dla kota? Ten i tak zdawał się jeść lepiej od niej samej, której kuchnia kojarzyła się z bardzo prozaicznymi, wręcz utartymi, czynnościami. Takimi jak choćby właśnie rola gospodyni domowej, która pichciła obiady przynajmniej dla jednej osoby poza samą sobą. Fel wolała zjeść coś gotowego z tacki, byleby nie sprawiać sobie dodatkowego kłopotu. Już i tak była chronicznie zmęczona, a takie danie odgrzewało się stosunkowo szybko, zwyczajnie wyrzucając potem pseudotalerz, na którym je dostarczano. Nic prostszego.
- Nie, nie zamierzam. Myślałam bardziej o Olivii, która już teraz od czasu do czasu ma te momenty, kiedy zaczyna rozpaczać nad swoją wspaniałą figurą. Przydałoby jej się coś, aby przestała się tym tak zamartwiać, chociaż przecież ma w domu prawdziwego eksperta. Mam nadzieję, że nie popełnię zbyt dużego faux pas, jeśli stwierdzę, że każdy potrzebowałby kogoś takiego. Kolejny powód, by nazwać ją szczęściarą. – Wyjaśniła. I choć końcówka jej wypowiedzi mogła mieć wydźwięk trudny do jednoznacznego odebrania, Felicia zdecydowanie nie miała niczego złego na myśli. Owszem, nieco zazdrościła koleżance, ale nie życzyła jej przecież przy tym źle. Ot, stwierdzała tylko, że z chęcią sama miałaby równie magiczne życie, chociaż wiedziała, że dzieciństwo Olivii nie było aż tak znowu magiczne. Tym się różniły. Kiedy sama Fel miała cudowną młodość i okropne czasy po niej, sytuacja panny młodej miała się całkowicie odwrotnie. I dlatego właśnie Sage życzyła jej jak najlepiej. By zdołała zaznać jak najwięcej szczęścia, którego wcześniej nie miała okazji doznać. Nawiązując jednak do braku radości i niemożności spełnienia się…
- Przykro mi. – Mruknęła cicho. Nikomu nie życzyła tego, by wiedział, o co dokładnie jej chodziło. Nie tylko doskonale pamiętała uczucie pustki, lecz także nadal odczuwała je od czasu do czasu. To było dokładnie tak, jakby ktoś zarzucał jej na głowę foliową torbę, dusząc ją jednocześnie za szyję i nie pozwalając jej odetchnąć ani przez krótki moment. W jakimś momencie podobne wrażenie odpuszczało, ale uścisk w gardle nadal pozostawał. Uścisk w gardle i przemożny lęk przed tym, że to znowu się powtórzy i że następnym razem nie odejdzie tak łatwo.
- Szczerze? Nie jestem tego pewna. Nie w stu procentach. Żadna z tych możliwości nie jest, nie była i nie będzie dobra, ale… Cóż, ja z moją też nie zaznałam zbytniego szczęścia. Chyba zwyczajnie nie ma łatwej opcji. – Wzruszyła ramionami, choć nie odbierała tego wcale aż tak znowu lekko. Podejście Fel mogło się zdawać dosyć luźne, ale było to tylko starannie wprowadzane złudzenie, gdyż prawda miała się zgoła inaczej. Nie chciała jednak o tym rozmawiać, rozdrabniać się i uzewnętrzniać. Nie teraz, nie w takim momencie, nie osobie, dla której była taką a nie inną. – Przypomnij sobie słowa o tym, że wyszłam za jednego mężczyznę, kiedy kochałam drugiego. To chyba wystarczy, by odpowiedzieć na twoje pytanie. Wręcz przeciwnie. Wiesz, dlaczego ten wybór był aż tak zły…? Ponieważ dzień w dzień zastanawiałam się, jak to by było. Nie próbuj tego, uwierz mi, jeśli nagle coś cię podkusi. Książki i filmy są oparte na wierutnych kłamstwach, z których jedno zdementowałam osobiście. Nie da się kochać dwóch osób jednocześnie. Można kogoś lubić, czuć sympatię, nawet może zauroczenie, ale na dłuższą metę… Cóż, to nie wystarcza. A wtedy pustka jest jeszcze głębsza. Jeśli zbyt długo patrzysz w czeluść, czeluść zaczyna patrzeć na ciebie. Sama prawda.
Nawet nie zauważała, jak długich odpowiedzi mu udzielała, kiedy on sam nadal karmił ją krótkimi zdaniami lub wręcz półsłówkami. Nie patrzyła na to, ponieważ myślami była gdzieś w całkowicie odległym zakątku wszechświata, w zupełnie innym miejscu i czasoprzestrzeni. Nie oznaczało to, że znajdowała się na granicy omdlenia z gorąca. Chwilowo jeszcze nie, chociaż raczej niewiele jej do tego brakowało. Ona zwyczajnie miewała podobne stany, mogąc pochwalić się przy tym znacznie większą odpornością na zmiany ciśnienia i temperatur, bowiem było to jednym ze skutków pracowania w takim a nie innym zawodzie. Niezły pozytyw, choć dużo bardziej wolałaby mieć siłę, by ruszyć windę i wrócić zasilanie, a wraz z nim również klimatyzację z wyciągiem.
- O ile może być. – Odpowiedziała, mając nadzieję, że nie zauważył jej reakcji na nagły dotyk. Uniosła też głowę, posyłając mu słaby uśmiech, którego pewnie nawet nie dojrzał w tych egipskich ciemnościach, bo napis – zupełnie jak na złość – na chwilę przestał świecić. – A z tobą? – Co prawda nie widziała samej siebie, ale żywiła przekonanie, że on wyglądał od niej sporo gorzej. Kiedy tak na niego patrzyła, zaczynała się naprawdę poważnie martwić, choć jeszcze niecałe dwa tygodnie temu chciała wylać na niego lodowatą zawartość swojej szklanki – co w sumie przypadkiem zrobiła tego wieczoru, podmieniając tylko rodzaj szkła i płynu w nim – a parę godzin wcześniej nie zamierzała wcale z nim rozmawiać. Uważała ich relację za całkowicie skończoną, tymczasem niespodziewanie znaleźli się razem w ciasnej kabinie windy, gdzie wszystko uległo diametralnej zmianie. Pytanie tylko, na jak długo…?
- Z sentymentu? – Zmarszczyła brwi, powoli wdychając i wydychając powietrze. – Wiele rzeczy robi się właśnie z sentymentu i niechęci do zmian. Wiele głupot, nawet tych całkowicie skrajnych. A potem nadchodzi pora zapłaty…
Była nawet bardziej niż pewna, że jej też przyjdzie kiedyś za to wszystko zapłacić. Nie znała co prawda ceny, ale nie łudziła się, iż będzie niska. W swoim życiu popełniła całkiem sporo błędów, przynajmniej jak na tak młodą kobietę, a jeszcze wiele było przecież przed nią. No i zrobiła tę jedną niewybaczalną rzeczy… Przed czterema laty, co było wyjątkowym odwlekaniem kary w czasie, ciosu od losu.
- Szczęście w nieszczęściu, że chwilowo nie mam w planach zostać czyjąkolwiek teściową. – Spróbowała zażartować, lecz wyszło jej to raczej dosyć kiepsko i bardziej niezręcznie niż zabawnie. Były takie sytuacje, kiedy niektóre teksty należało pozostawić dla siebie, i wychodziło na to, że taką stanowiła właśnie ta obecna. Przynajmniej nie była jedyną ofiarą losu w tym pomieszczeniu, co również należało bardziej do rzeczy godnych pożałowania niźli do tych, z których należało się cieszyć. Obdarzyła Angelo nieznacznym uśmiechem, lecz zniknął on razem z chwilą, kiedy mężczyzna powiedział jej o matce.
- Nie rozumiem. – Szepnęła. – Przecież jesteś jej rodzonym dzieckiem…
Nie dodawała nic więcej, nie potrzebowała. To samo w sobie było wystarczająco wymowne. Fel wydawało się, że wspomniana kobieta należała do tych dobrych, kochających opiekunek, do pełnych zrozumienia matek, którym wszystko można było powiedzieć. Dokładnie takie odniosła wrażenie, kiedy wielokrotnie przebywała u nich w domu, jednakże najwyraźniej okazało się ono całkowicie mylne. Nie mogła w to uwierzyć, ale wiedziała, że jej towarzysz nie kłamał. To dało się wyczuć. Emocje w głosie, twardość, wyraz zawodu, a może i nawet maskowany pod tym ból. Ją samą by to zabolało. I ten fakt najprawdopodobniej wpłynął również na to, co wkrótce zrobiła.
- Co przerabiałeś…? – Spytała z obawą w głosie, nadal nie orientując się jeszcze w tym, że zdecydowanie nie powinna była pozwalać sobie na podobne gesty. Teraz zwyczajnie trzymała go za ręce i patrzyła z niepokojem. Przynajmniej do czasu, kiedy nie poruszył się i nie zwrócił tym samym jej uwagi na to, co też uczyniła. Mimo wszystko jednak była na tyle uparta, by trwać tak, choć to było… W jakiś sposób ciężkie? Nieodpowiednie? – Nie boję się o to, że mnie nastraszysz. Boję się o przyczynę, dla której to robisz. – Wyszeptała cicho, nim jeszcze zastanowiła się nad wydźwiękiem tych słów. A potem usłyszała te dwa krótkie zdania. Jedno cichsze od drugiego, jednak i tak łomoczące w jej uszach pośród ciszy w kabinie.
- Naprawdę? Myślałam, że straciłam w twoich oczach z chwilą, kiedy się przedstawiłam. – Powiedziała wyjątkowo cicho, również spuszczając wzrok. – To ja… Niepotrzebnie zachowałam się w ten sposób… Przepraszam.
Powrót do góry Go down
Leonardo Cervera


Leonardo Cervera
https://wyspa.forumpolish.com/t252-leonardo-cervera https://wyspa.forumpolish.com/t262-leonardo-cervera https://wyspa.forumpolish.com/t260-leonardo-cervera
Multikonta :
Kiara

Dane osobowe :
30 lat | Służby Specjalne | Sydney | Kolumbijczyk | Rozwodnik | Większość życia spędził w Brazylii, od trzech lat w Australii| 185 cm

Znaki szczególne :
dobrze zbudowany | kilka tatuaży o znaczeniu znanym tylko jemu | blizna na żebrach

Ubiór :
biała podkoszulka z śliczną mozaiką błota i krwi | jeansowa kurtka z długim rękawem | długie, czarne spodnie | wygodne adidasy

Ekwipunek :
płachta (2,5x3) | walizka-plecak: buteleczka alkoholu, chusteczki, notatnik z adresami, nowy ołówek, końska maść rozgrzewająca (150g), BlackBerry Passport (37% baterii) z breloczkiem, damska kosmetyczka (pół buteleczki wody utlenionej, tusz i kredka, czerwona szminka), roztrzaskane lusterko, skarpety frotte, suchy szampon, winogronowa Fanta (1l), koperta ze zdjęciami, dziecięcy kocyk, trampki męskie - rozmiar 42 | srebny krzyżyk, dwuosobowy namiot z narzędziami, krakersy, butelka wina

Stan zdrowia :
głęboko rozcięty lewy policzek (pionowa rana mająca około pięciu centymetrów długości, na tyle głęboka, by w przyszłości pozostawić bliznę) | kolce w dłoni | silny ból prawego ramienia | zszyta muliną rana na kości potylicznej i towarzyszący temu ból głowy

Punkty :
533


De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: De boas intenções o inferno está cheio...   De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 EmptyPią Wrz 18, 2015 11:30 am

- Jack jest bardzo upierdliwym trenerem – odpowiedział po chwili. Był typem gościa, który w tej kwestii dążył do perfekcji. Był koszmarnie wymagający i nie znosił jak ktoś okazywał słabości. Ale to było dobre nastawienie. Ponieważ była chociaż pewność, że osoba która z nim ćwiczyła naprawdę zrobi jakieś postępy. W sumie Leo też przejął tą taktykę, gdy tam pracował. Wtedy chociaż do dostawał do prowadzenia świeżaków, które narzekały po pierwszym treningu. Miał do czynienia z osobami, które autentycznie chciały coś zmienić. Jeżeli miał przychodzić ktoś, kto będzie się nad sobą użalać, ale z drugiej strony nie będzie chciał nic robić to lepiej żeby on nie miał kontaktów z taką osobą, bo był za nerwowy. – Chociaż pewnie dla żony będzie bardziej wyrozumiały, bo jak nie… - Nie dokończył tylko uśmiechnął się pod nosem i zerknął na Felicię. Kobiety zawsze znajdowały sposób na mężów, żeby osiągnąć to co chciały. Wystarczy było na jakiś czas ukrócić im smycz i po jakimś czasie facet wracał z podkulonym ogonem, robiąc dokładnie to, czego pani sobie życzy. Więc Olivia była w idealnej sytuacji, pytanie czy była osobą, która prowadziła tego rodzaju zagrywki, choć z drugiej strony, jaka kobieta tego nie robiła?
- Był zajęty czy na tyle głupi, żeby nie odwzajemniać twoich uczuć? – zapytał po jej słowach. Faktycznie blondynka wcześniej już o tym wspominała, ale on chyba już nie rejestrował wszystkich wiadomości. Nie chodziło oto, że mówiła za dużo, mógł jej słuchać i słuchać. Bo był właśnie takim typem, gdy spędzało się czas w jego towarzystwie to trzeba było się przyzwyczaić do jego oszczędności w słowach. A w trudnych tematach to już w ogóle. Ale cały czas wykazywał zainteresowanie rozmową, dopytywał ją. Po prostu nie uważał, że ma zbyt wiele do dodatnia. O wiele bardziej wolał słuchać o czyimś życiu niż opowiadać o swoim. Nie mógł, nie powinien i zazwyczaj nie chciał tego robić. Choć ta winda była jakaś magiczna, bo i tak pozwalała mu na dodanie od siebie o wiele więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Choć z drugiej strony może w tym nie było żadnej magii tylko przerażała go wizja śmierci w takich, a nie innych okolicznościach.
- Jakbym skądś to znał… Wiesz, każdy kto słuchał Nietzschego raczej źle kończył. Jego filozofia była destrukcyjna – odpowiedział po jej dłuższej wypowiedzi. Może było w tym trochę racji. Fel popełniła błąd, którego potem nie dało się naprawić, bo nie dało się stworzyć coś z niczego. A ten pan, jak i inni z tego pokolenia nie byli tymi, których należało naśladować. Przecież to on dzielił ludzi na panów i niewolników, to z jego filozofii rozwinęły się najgorsze myśli dwudziestego wieku. Zresztą Leo nigdy nie lubił filozofów, oni byli dla niego popaprani. Chwytali się jednej myśli i trzymali się jej przez całe życie. Ktoś wywyższał się spośród innych, ktoś uważał, że miłość jest od tego by cierpieć, a ktoś inny, że życie jest bezsensu i cokolwiek by nie robić to i tak nie nabierze sensu. Stanowczo ich nie lubił, ale trochę na nich znał. Od filozofów brały się koncepcje, które potem ludzie wprowadzali w życie, tworząc historię. A przecież historię uwielbiał.
- Może to miała być dla ciebie jakaś nauczka. Wolę tak myśleć o złych wydarzeniach, które mnie spotykają, żeby nie popełniać tych samych błędów w przyszłości – dodał moment później. W końcu jak ktoś raz popełnił duży błąd to wiedział jakie będą tego konsekwencje i było większe prawdopodobieństwo, że znowu tego nie zrobi. Fel była kilka lat od niego młodsza i wszystko przeszła w bardzo wczesnym okresie. Bóg ją doświadczył może po to, żeby sprawdzić jej wytrzymałość i siłę. Była przecież mądrą, ładną i wartą uwagi osobą. Może dopiero teraz miał w jej życiu pojawić się jakiś nowy osobnik. Doświadczona przez życie nie powinna pozwolić tym razem, żeby popełniła jakieś głupstwo.
- Jest w porządku – Nie zabrzmiało to pewnie. Pewnie gdyby jej tu nie było to już dawno zacząłby świrować. Uderzanie we wszystkie ściany i próba otwierania drzwi była bardzo w jego stylu, ale teraz opanowywał takie odruchy. Zresztą było mniej powietrza, więc nie powinien go marnować na niepotrzebne szamotaniny. Musiało im go jeszcze trochę wystarczyć. Dlatego też uspokajał oddech, żeby go za wiele nie marnować. Dla niego działało to gorzej, ale jakby mieli pomdleć oboje z braku tlenu to chyba byłoby gorsze rozwiązanie. Przynajmniej w jego oczach. Tak więc kolejne kłamstwo wypowiedziane dla jakiś swoich pobudek. Już nawet nie zwracał na to większej uwagi.
- No właśnie, zawsze nadchodzi pora zapłaty – powtórzył jej słowa. Nie chciał się z nią sprzeczać w tej kwestii, bo widocznie mieli inne zdania. Jeżeli coś się chroni to dlatego, że komuś na czymś zależy. Ale jeżeli ma się świadomość, że relacja nie przetrwa jakiejś próby to zatacza się bezsensowne koło. Choć sam potrafił w takim trwać, więc nie miał zamiaru krytykować jej zdania. Siedział już dłuższy czas bez żadnego większego ruchu i to z zamkniętymi oczami. Nagle poczuł się bardzo osłabiony i senny. Dobrze, że nic nie było widać w tych okolicznościach. Jej głos wydawał się teraz nawet trochę kojący, uspokajający. Sprawiał, że jeszcze bardziej chciało mu się spać.
- Zrzuciła na mnie całą winę. W sumie nawet słusznie. Zawiodła się na mnie. Jakbym mógł to sam ze sobą też nie utrzymywałbym kontaktu – odpowiedział, żeby jakoś jej bronić. Mimo wszystko to była jego matka i nie chciał, że w oczach blondynki malował się jej zły obraz. On nadał ją kochał i cenił. Dzięki niej w końcu był na tym świecie i będzie jej za to wdzięczny do końca życia. Czuł się bardzo zraniony, ale w jakiś sposób starał się też zrozumieć jej punkt widzenia. Był całkowicie inny, ale czy nie tak powinno właśnie się postępować. Nie mógłby zacząć ją teraz obwiać, bo w końcu jakieś podstawy miała. Jej zachowanie go strasznie raniło jako jej dziecko, ale jako mężczyzna, który wiedział jakie błędy popełnił nie był zdziwiony. Niestety on musiał znosić swoje towarzystwo, nie miał większego wyboru w tej kwestii. Musiał polubić tę wersje siebie, którą się stał albo chociaż zacząć ją znosić i też tak robił. Dlatego stał się teraz takim, a nie innym człowiekiem.
- Nie ważne… Co to za podlotek? Byłaś zmuszona z nim przyjść? – zapytał od razu, próbując uciekać od swoich poprzednich słów. Z drugiej strony to było w miarę ciekawe. Na pewno Fel mogła wziąć kogoś innego, więc czemu pojawiła się z jakimś dzieciakiem? Nie kojarzył, czy Olivia miała młodsze rodzeństwo. Może to był jej brat? W sumie to byłoby całkiem zabawne, choć mieć za partnera zabawy nastolatka już nie za bardzo. Przynajmniej była pewność, że chłopak niczego nie odwali, bo wyglądał na takiego, który boi się własnego cienia. Przynajmniej tak określił go po tym krótkim spojrzeniu, którym go obdarzył w międzyczasie, gdy opuszczali kościół.
- Lubię robić wokół siebie zamieszanie, masz przyczynę – powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy. Tak on osoba, która unikał przebywania z ludźmi – który nie poszedłby na ten ślub, gdyby nie był świadkiem – on lubił być w centrum uwagi. Ale to nie było istotne. Ich sytuacja i tak była wystarczająco beznadziejna, po co miałby jeszcze ją pogarszać? Jej nerwy w tej chwili w niczym by nie pomogły. Starał się utrzymywać głowę prosto. I kątek oka zerkał na nią, co jakiś czas żeby upewnić się, że jeszcze jakoś się trzyma. – Nie chodzi oto, że straciłaś – powiedział o wiele bardziej stanowczo niż wcześniej. Źle odebrała tę sytuację, więc należało to wytłumaczyć. – Ja popełniłem błąd, nie przejrzałem akt. Nie powinien się tam pojawić. Złamałem większość możliwych zasad tego dnia, jakby mój szef się dowiedział to pewnie siedziałbym już w Japonii albo pożal się Boże w Niemczech. A teraz łamię kolejne, mówiąc ci o tym – starał się mówić spokojnie. Jeden błąd pociągał za sobą kolejne. W tamtej chwili był po prostu przerażony, że straci wszystko, znowu. Zostawił wszystko, gdy wyjeżdżał do Australii, teraz miał znowu zostawiać to co sobie stworzył, jadąc gdzieś dalej tylko dlatego, że wciąż popełniał błędy. – Nie powinnaś… - nie dokończył swojego zdania, bo coś mu przerwało, lecz nie było to nic innego. Nagle cała winda zatrzęsła się, a potem energicznie przesunęła w dół o jakiś metr. Światło się nie zapaliło, wszystko w tym czasie skrzypiało, a przeklęty napis cały czas się świecił.
Powrót do góry Go down
Felicia Sage


Felicia Sage
https://wyspa.forumpolish.com/t137-felicia-andrea-sage https://wyspa.forumpolish.com/t145-czy-leci-z-nami-pilot https://wyspa.forumpolish.com/t144-felicia-andrea-sage
Dane osobowe :
25 lat | stewardessa | wdowa | pół Brazylijka, pół Australijka | 180 cm

Znaki szczególne :
krótkie włosy w kolorze blond | czasami przechodzące w błękit, jasnoniebieskie oczy | praktycznie non stop czerwone usta

Ubiór :
gruby łańcuszek ze srebrnym krzyżem łacińskim, personalizowany, grawer ANGELO na pionowej części z tyłu, przy skórze pod koszulką | kolczyki-liski ze złota (wkręty) | długie spodnie damskie w stylu kowbojskim | biała koszulka męska | niebieska koszula damska z długimi rękawami | kowbojki | cienkie rajstopy podarte przy kolanach

Ekwipunek :
Dziecięcy plecak moro, a w nim: krem nawilżający, paczka mokrych chusteczek, czarna farba do włosów, maskara, dwie tabletki paracetamolu, dwie grube frotki, zeszyt, komplet kolorowych kredek, pluszowy miś, strój stewardessy [podarta sukienka, porwany żakiet, baleriny na niskim obcasie], pięć kiełbasek, dwie tortille, butelka koniaku, opakowanie tabletek antykoncepcyjnych, buteleczka wody utlenionej, poradnik Kamasutry, pusta butelka.

Stan zdrowia :
drobne ranki na twarzy i wierzchach dłoni |oczyszczone rany po szkle powbijanym w plecy - hipsterska wersja jeżozwierza | rozcięty łuk brwiowy - bo naturalne farby do twarzy są w cenie

Punkty :
673


De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: De boas intenções o inferno está cheio...   De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 EmptyPią Wrz 18, 2015 3:44 pm

- Serio? Nie miałam jeszcze okazji się o tym przekonać, przynajmniej na własnej skórze, więc w życiu bym nie powiedziała, tak prawdę mówiąc. Wezmę to za przestrogę dla mojego leniwego ja i poszukam kogoś innego, jeśli nagle najdzie mnie ochota na jakiekolwiek wyczerpujące treningi. - Parsknęła krótkim, urywanym śmiechem, dodając przy tym jeszcze. - Nie martw się, nie powiem mu o tym, że robisz jego biznesowi antyreklamę. Słowo skauta. A dla Olivii... Oj, lepiej, by się pilnował. - Niby zażartowała, ale w praktyce chyba faktycznie pan młody powinien mieć się na baczności.
Chociaż, co do antyreklamy, i tak szczerze wątpiła w to, by zbyt szybko dało się zniszczyć opinię kogoś, kto pracował na nią od zaskakująco długiego czasu. Jack był od niej w końcu dużo starszy, przez całe życie mieszkał w jednym miejscu, a swój biznes rozwijał praktycznie od czasów wcześniej młodości, kiedy to zaczynał od garażowych improwizacji na niekompletnym sprzęcie domowej roboty. Co prawda sam Fel o tym nie opowiadał, ale była to na tyle znana historia kariery - przynajmniej w samym Sydney - że naprawdę mało kto nie kojarzył jej chociaż w niewielkim stopniu. I pomyśleć, że Olivia wyszła za mąż właśnie za kogoś takiego, swego rodzaju ikonę w branży. Kolejny element bajkowego zakończenia, którego od zawsze życzyła tej kobiecie. Z pewnością miała zostać otoczona bardzo dobrą opieką, może nawet lepszą niż to było zazwyczaj. Poza tym Fel obiecała sobie także to, że nie pozwoli komukolwiek bliższemu na popełnienie błędów, które ona sama zrobiła. Przynajmniej tym mogła jakoś je odpokutować.
- Ślepy, tak sądzę. Albo zwyczajnie niezainteresowany, co też jest dosyć prawdopodobne. W tamtym czasie był ze mnie jeszcze większy typ młodszej siostrzyczki.Takie życie, zresztą szybko straciliśmy kontakt. - Odpowiedziała, zmagając się z chęcią pozwolenia sobie na niesamowicie przepełniony ironią uśmiech. Bo to właśnie była taka ironia. Żart losu, kiedy rozmawiało się właśnie z tą samą osobą, która nieświadomie zadawała pytania o własny brak jakiejkolwiek reakcji. To mogłoby być nawet całkiem zabawne, gdyby nie to, jak dziwnie się z tym faktem czuła. Mimo wszystko - nawet po tak długim czasie na dokonanie wszelkich przemyśleń, analiz i pogodzenie się z rzeczywistością - nie czuła, by na miejscu było rzucenie jakiegoś bardzo sugestywnego stwierdzenia, które później niezręcznie usiłowałaby obrócić w żart. Także powiedzenie tego raz, jasno i wyraźnie... Nie, raczej nie wchodziło w grę. Przeszłość była w końcu tylko czymś zamierzchłym, co nie miało już zamiaru powrócić. Po co robić z siebie jeszcze większą idiotkę i przy okazji rozdrapywać zabliźnione rany...? Dokładnie.
- Coś mi się zdaje, że dużo o tym wiesz, skoro jesteś taki pewny. - Odparła z zaciekawieniem, przyglądając mu się przez chwilę. Nie, nadal nie wyglądał jej na osobę miłującą się w jakichkolwiek filozofiach. Ani teraz, ani wcześniej, kiedy jeszcze go znała. Czyżby coś pominęła i miała przed sobą właśnie wielkiego fana teorii ogólnoświatopoglądowych? To byłoby dosyć dziwne, zważywszy na fakt, że ona sama tylko od czasu do czasu rzucała jakimś odpowiednim tekstem, który udało jej się skądś zapamiętać, lecz na co dzień niekoniecznie w to wszystko wierzyła. Czasami zdarzały się po prostu takie momenty, gdy powiedzenie czegoś było odpowiednie albo całkowicie nie na miejscu. A Nietzsche, wraz ze swoimi specyficznymi tekstami filozoficznymi, idealnie wpasowywał się w ten związany z zamknięciem w ciasnej, gorącej i ciemnej windzie... Zawieszonej gdzieś między dwoma piętrami, podejrzanie mocno sprzyjającej niełatwym rozmowom.
- A czy cokolwiek na tym świecie takie nie jest? - Spytała po chwili, nieświadomie wpadając w dosyć myślicielski ton, choć wcale nie zamierzała tego robić. Zwyczajnie jakoś tak wyszło, ale nie ciągnęła dalej tego tematu. Przynajmniej nie jakoś mocno tudzież szczegółowo. Na co jej to było? Przecież sama nie przepadała za ludźmi, który na siłę próbowali być domorosłymi filozofami i co najmniej kilka razy w tygodniu zmieniali przy tym swój światopogląd. Byli dla niej na tyle trudni do przełknięcia, że sama starała się jak najbardziej ograniczyć podobne odruchy. Nie to, by nie miała jakichś głębszych refleksji. Ona tylko niekoniecznie dzieliła się nimi z każdym, kto przypadkiem wszedł z nią w konwersację. Preferowała dialog, mniej lub bardziej płynny - nieistotne, nad rozwlekły monolog, podczas którego ludzie nieustannie spoglądali na zegarek, by sprawdzić, kiedy wreszcie będą mogli ją zostawić.
- Skoro tak sądzisz, to dlaczego dla ciebie też nie mogła być? W zestawieniu z innymi ludźmi, nie jestem na tyle wyjątkową jednostką, by dostawać fory w postaci specjalnej drugiej szansy. Skoro wolisz tak myśleć, proszę bardzo, ta też chętnie zacznę odbierać to w podobny sposób, ale tylko wtedy, kiedy odwołasz swoje wcześniejsze słowa. Te o pechu i zmarnowanej szansie. Daj mi znać, gdy to zrobisz. Wtedy faktycznie przyznam ci rację, co do nauczki. - Powiedziała, nawet dla samej siebie, brzmiąc dosyć przekornie. Nie zamierzała się z nim droczyć. To zwyczajnie wyszło samo z siebie, lecz nie miała przy tym nic złego na myśli. Zwyczajnie nie podobał jej się sposób, w jaki mężczyzna wspominał o swoich wcześniejszych decyzjach. Może i równość nie istniała na tym świecie, ale Fel nie do końca potrafiła to uznać. Z dozą hipokryzji, bowiem osobiście też miała skłonności do patrzenia na siebie przez dużo ciemniejsze okulary.
- Naprawdę? Nic ci nie będzie, prawda? - Obawy Fel wcale nie zniknęły wraz ze słowami o tym, jakoby było dobrze. Miała w końcu swoje oczy i uszy, przez które aż za bardzo zdawała sobie sprawę z tego, że z ich obojgiem nie było w porządku. Przyspieszone, bardziej urywane oddechy, łomoczące serca, ciężej wypowiadane słowa... Wszechobecna duszność. Czy nie było tu czegokolwiek, kto podtrzymywałoby prawidłową cyrkulację powietrza nawet wtedy, kiedy wszystko inne by wysiadło? Drogi, luksusowy hotel, jednak stary typ budownictwa miał tutaj swoje potwornie widoczne wady. Co z tego, że został zachowany klimat, kiedy podczas awarii mogli się tu podusić i pomdleć? Co dopiero byłoby, gdyby znajdował się z nimi ktoś jeszcze...
- Gdybym była jeszcze bardziej negatywna, powiedziałabym, że to być może właśnie ten moment. Jak myślisz, ile mogło minąć czasu? - Jednocześnie chciała to wiedzieć i wolała pozostawać w nieświadomości. Była wyjątkowo mocno rozdarta między jednym a drugim wrażeniem, czekając na to, co powie jej współwięzień. Oparła się bardziej plecami o ścianę, wzdychając ciężko. Nawet nie wątpiła w to, jak marny widok musiała teraz sobą przedstawiać. Była dziwnie otumaniona, zgrzana i rozkojarzona. Aż dziw, że udawało jej się dalej prowadzić rozmowę.
- Nie mów tak. Nie ma ludzi bez winy. Najważniejsze, że nie uważasz się za wszechstronnie idealnego. A niektórym, zwłaszcza tym starej daty - jak nasi rodzice czy dziadkowie, znacznie łatwiej jest wściekać się i wyklinać niż choćby spróbować zrozumieć, dlaczego jest jak jest. Znam to z autopsji. - Marne próby pocieszenia, ale zawsze jakieś. Zwłaszcza wtedy, gdy zupełnie nie wiedziała, co może mu powiedzieć. Całe szczęście, sam zmienił temat na łatwiejszy do omówienia w tych okolicznościach, kiedy naprawdę ciężko było się skupić. Na twarzy Fel odmalował się uśmieszek.
- A co? Jesteś zazdrosny? - Zażartowała, spoglądając przy tym przez chwilę na sufit, którego w ciemnościach nie widziała dobrze. Ale tam był... Tak samo jak reszta tej metalowej puszki. Spoważniała. - To Ian, starszy syn mojej sąsiadki. Złoty chłopak, którego niedawno rzuciła dziewczyna. Biedak prawie się załamał, więc wymyśliłyśmy, że może to trochę mu pomoże. I tak nie miałam z kim iść, więc przy okazji upiekłam dwie pieczenie na jednym ogniu. Tylko mu nie mów. - Uprzedziła. Wiedziała, że sam sąsiad nie miał co prawda nic przeciwko każdej możliwej opcji, która mogłaby zwrócić na niego uwagę jakiejś miłej pocieszycielki, ale mimo wszystko.
- Kto by pomyślał, że jesteś tak bardzo żądny uwagi. Może jeszcze dodatkowo łasy na obfite komplementy, co? - Odpowiedziała mu słabym uśmiechem, patrząc jednocześnie na to, jak słabo wyglądał. Jeśli nikt ich stąd szybko nie wyciągnie, będzie naprawdę, ale to naprawdę źle. Nie chciała się z nim przy tym kłócić o ostatnią kwestię, jaką przed momentem poruszyli, choć widziała przecież jego niedawną reakcję - ta wyraźnie zapisała jej się w pamięci. Spory były w tej chwili niepotrzebne, więc tylko kiwnęła głową.
- Mimo wszystko, cieszyłam się, że tego nie zrobiłeś. Wiesz, na samym początku. To naprawdę było coś mile niespodziewanego. Przynajmniej na samym początku... - Wetchnęła, przymykając oczy. - Nikomu o tym nie powiem, obiecuję. Przynajmniej ta jedna rzecz może nas przez chwilę łączyć, bo myślę, że nikt nie chce niepotrzebnych problemów. Będę milczeć. Przecież się nie znamy. - Powiedziała dosyć grobowym tonem, nadal nie otwierając oczu... To był błąd. Ponoć, kiedy zaciska się powieki podczas jazdy na kolejce górskiej, jest tylko jeszcze gorzej. Felicia przekonała się o tym na własnej skórze. Ruch windy pojawił się tak niespodzianie, że ledwo powstrzymała piśnięcie, ściskając za to dłonie Angelo i odruchowo bardziej się przybliżając. Serce łomotało jej w piersi, a ona sama przez moment nie była w stanie wydać z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Życie nie przeleciało jej co prawda przed oczami... Jeszcze.
Powrót do góry Go down
Leonardo Cervera


Leonardo Cervera
https://wyspa.forumpolish.com/t252-leonardo-cervera https://wyspa.forumpolish.com/t262-leonardo-cervera https://wyspa.forumpolish.com/t260-leonardo-cervera
Multikonta :
Kiara

Dane osobowe :
30 lat | Służby Specjalne | Sydney | Kolumbijczyk | Rozwodnik | Większość życia spędził w Brazylii, od trzech lat w Australii| 185 cm

Znaki szczególne :
dobrze zbudowany | kilka tatuaży o znaczeniu znanym tylko jemu | blizna na żebrach

Ubiór :
biała podkoszulka z śliczną mozaiką błota i krwi | jeansowa kurtka z długim rękawem | długie, czarne spodnie | wygodne adidasy

Ekwipunek :
płachta (2,5x3) | walizka-plecak: buteleczka alkoholu, chusteczki, notatnik z adresami, nowy ołówek, końska maść rozgrzewająca (150g), BlackBerry Passport (37% baterii) z breloczkiem, damska kosmetyczka (pół buteleczki wody utlenionej, tusz i kredka, czerwona szminka), roztrzaskane lusterko, skarpety frotte, suchy szampon, winogronowa Fanta (1l), koperta ze zdjęciami, dziecięcy kocyk, trampki męskie - rozmiar 42 | srebny krzyżyk, dwuosobowy namiot z narzędziami, krakersy, butelka wina

Stan zdrowia :
głęboko rozcięty lewy policzek (pionowa rana mająca około pięciu centymetrów długości, na tyle głęboka, by w przyszłości pozostawić bliznę) | kolce w dłoni | silny ból prawego ramienia | zszyta muliną rana na kości potylicznej i towarzyszący temu ból głowy

Punkty :
533


De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: De boas intenções o inferno está cheio...   De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 EmptyPią Wrz 18, 2015 6:16 pm

- To nie jest antyreklama, to reklama dla osób, które wiedzą po co tam przychodzą – wytłumaczył się od razu. Nie miał nic, a nic złego na myśli. Jak ktoś chciał być głaskany po głowie i chwalony za każdy wrzucony kilogram to mógł wybrać sobie innego trenera. A jak ktoś chciał jak najszybciej osiągnąć efekt i dobrze się przy tym spocić, a przy tym miał dużo kasy to Jack sam się zajmował takimi osobami. A nie robił tego często, bo przecież musiał zarządzać tym wszystkim, miał kilka filii porozsiewanych po całym mieście i musiał to wszystko ogarniać. Był bardzo przedsiębiorczym człowiekiem i samodzielnym. Rzadko prosił kogokolwiek o pomoc, wszystko starał się załatwiać sam. Między innymi dlatego Leo go cenił. Powierzchownie mógł wydawać się całkiem inną osobą, ale kto oceniał go za szybko to wiele tracił.
- Pech, rada na przyszłość, do facetów trzeba prosto z mostu – powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy. Przecież nie miał pojęcia, że o nim mowa. Ta sprawa była tak dawno, że nie wydawało mu się, że może jakieś dobre wspomnienia na jego temat rysowały się w jej pamięci. A tym bardziej takie. Był wtedy tak młodzi, niewinni i niepewni, że zdawało mu się, że po tylu latach nie można do tego jeszcze wracać. Może też różnica była taka, że w okresie, w którym wyjechała tyle rzeczy zaczęło się dziać i problemy już tak się spiętrzyły, że zazwyczaj nie zastanawiał się co by było gdyby. Choć kilka dni temu miał taki moment… Ale to nieistotne. W swoim życiu Leo oddzielał pewne etapy grubymi kreskami i starał się zaczynać na nowo, kiedy dostawał szansę, więc pewnie dlatego nie był w stanie powiązać pewnych faktów. – Przez pół roku kręciłem się wokół Gabi zanim cokolwiek z tego wyszło, spotykaliśmy się, ale zawsze chodziło o sprawy służbowe. Pewnego dnia po raz kolejny poszedłem do niej prosić, żeby wpadła w sobotę i uzupełniła ze mną dokumentacje to w końcu zapytała pewnie „Czy masz zamiar w końcu zaprosić mnie na normalną randkę czy cały czas będziesz robił podchody?” Zamurowało mnie wtedy. Nie wiedziałem, co powiedzieć, więc kazała mi po prostu przyjechać po nią o ósmej – mówił to z lekkim uśmiechem na twarzy. Nie należał wtedy już do osób nieśmiałych, ale miał wtedy wrażenie, że może liczyć z jej strony jedynie na przyjaźń. A jeżeli tak było to nie chciał tego popsuć, w końcu ona była jedną osobą, która zgadzała się go wyręczać w kwestiach formalnych. Lubił wspominać takie wydarzenia, które nie przywoływały żadnych bolesnych wspomnień. Nie mógł powiedzieć, że całe jego dotychczasowe życie było bezcelowe. Było w nim wiele dobrych momentów, ale zazwyczaj było tak, że pamiętało się o tym co złe, a nie dobre. Od czasu do czasu miło było wspominać coś, co sprawiało, że uśmiech malował się na twarzy.
- Jak tam dalej pójdzie to wymyślimy nowy prąd w filozofii – powiedział po chwili. Wolał nie kierować się w tą stronę. To zazwyczaj jedynie pogarszała humor, a im to było w tej sytuacji niepotrzebne. Wolał nie myśleć jak jest źle i że może być tylko gorzej, a cały świat jest tylko zło. I tak mieli grobowe humory, po co jeszcze sobie dokładać. Wolał przemilczeć ten fragment, więc siedział moment w spokoju. Wolną dłonią w tym czasie zmierzył sobie tętno, ale tym razem nie powiedział nic na głos, bo ona chyba nawet nie widziała, że to robił.
- Dla mnie to też była nauczka, tylko że teraz wszystko jest inne – zaczął i pewnie brzmiało to banalnie. Ale problem był bardziej złożony, więc musiał jakoś to wytłumaczyć. – Ją poznałem przed  tym wszystkim, mogłem być z nią w pełni szczery. Nie uważam, że nie ma na całym świecie osoby, w której mógłbym się zakochać – starał się to jakoś tłumaczyć i patrzyć w jej oczy, kontakt wzrokowy był dobrym pomysłem w tym momencie. Jak mówił i skupiał się na niej, a nie otaczającej ich ciemności to przynajmniej oczy mu się nie kleiły. W tym tragicznym oświetleniu z jakim mieli do czynienia było widać, jak duże zrobiły się teraz jego źrenice. Mogła to dokładnie zauważyć, bo znowu wpatrywał się w nią trochę za długo. – Chodzi oto, że nigdy nie będę mógł z nikim być szczery, więc jaki to ma sens? Miałbym budować z kimś związek na kłamstwie? Nawet jeżeli byłoby dobrze to pomyśl, co by się stało jakby po kilku latach wszystko wyszło na jaw. Nie chcę znowu komuś niszczyć życia – odpowiedział. Nigdy z nim o tym nie rozmawiał, nawet psychologowi nie wspominał o tego rodzaju obawach. Wiedział, że były całkowicie podstawne. Nawet jego najbliższa partnerka w pracy nie wiedziała nic na temat jego wcześniejszego życia. Jak to było mówione – tamtego życia nigdy nie było. Było tylko to co napisane w biografii. I jak mógł z kimś budować związek? Podstawowe informacje: skąd jesteś, gdzie się uczyłeś, jakie masz kontakty z rodziną – to wszystko były kłamstwa. Dobrze poukładane tak, że praktycznie nie było szansy, by ktoś coś podejrzewał, ale mimo wszystko kłamstwa. Nigdy nie mógłby pojechać z taką osobą do Brazylii, przedstawić ją rodzinie. Musiałby ją okłamywać każdego dnia, gdy wychodził do pracy. Nie chciał takiego życia. Nie chciał krzywdzić kogoś, kto byłby w stanie go pokochać, bo wiedział, że skończyłoby się to okropnym zranieniem. On nie miał kolejnej szansy. - Teraz mnie rozumiesz? – zapytał ze swego rodzaju nadzieją w głosie. Pierwszy raz obnażył przed kimś swoje prawdziwe obawy. Wcześniej nie mógł czegoś takiego ryzykować, a teraz i tak ryzykował już wiele. Zresztą czuł, że może to powiedzieć. Gdyby chciała zniszczyć to i tak miała już wystarczająco wiele informacji, kolejne nie były jej potrzebne. A mimo to przez ten okres dwóch tygodni nie wpłynęła żadna skarga, więc Felicia nie miała zamiaru się nad nim odgrażać. Nie zrobiła tego wtedy, więc czemu miałaby zrobić to teraz.
- Będzie w porządku… ale w razie czego wiesz jak udzielać pierwszej pomocy? – zapytał i zabrzmiało to poważnie. Była stewardessą musiała wiedzieć jak to robić, w samolocie mogły wydarzyć się różne rzeczy, więc na pewno ludzie byli szkoleni, głupie pytanie. – Tylko żartuje – dopowiedział po chwili z lekkim i niepewnym uśmiechem. W końcu miał jej nie denerwować prawda? Prościej było to wszystko obrócić w żart. Im mniej tlenu tym bardziej trzymały się go żarty, ciekawa zależność.
- Piętnaście, maksymalnie dwadzieścia minut – odpowiedział kobiecie. Im czas dłużył się strasznie. Każdy oddech wydawał się walką o tlen, ale tak naprawdę wszystko toczyło się zwyczajnym tempem. Obecnie ich świat ograniczał się do małej windy, ale wesele pewnie trwało, goście składali życzenia, kelnerzy podawali jedzenie i tak dalej. Na zewnątrz czas płynął o wiele szybciej. Kto wie, może dopiero teraz Olivia zauważyła ich nieobecność albo powiedziała o tym Jackowi. Jego reakcja zależała od tego, co przekazała mu Olivia. Gdyby powiedziała wprost, jaka była sytuacja i poprosiłaby, żeby tym się zajął to zrobiłby to od razu, jakby używała jakiś niefortunnych sformułowań w stylu „Leo poszedł z Felicią na górę, może sprawdzisz co robią?” to Jack uśmiechnąłby się zawadiacko, udałby że poszedł coś zrobić, ale nawet nikogo by nie powiadomił, bo pomyślałby sobie, że nie warto przeszkadzać. Ale jemu zawsze jedno w głowie tylko było! To straszne, że ich los był w rękach takiej osoby.
- Starsi zawsze mają rację, nie znasz tego? – zapytał i zaśmiał się pod nosem. Czasem mieli rację, zgadza się. Ale czasem zbyt szybko wyciągali wnioski. Wiedział jednak, że tej sytuacji nie można tak łatwo rozpatrywać. Szereg działań doprowadził do takich, a nie innych konsekwencji. Nie chodziło o jednorazową akcje, bo której jego matka całkowicie go skreśliła. Zresztą nie bardzo chciał już o niej rozmawiać, bo źle się z tym czuł. Jakby robił coś za jej plecami.
- Pewnie, uwielbiam słuchać jaki to jestem wspaniały – powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy, zerkając na nią kątem oka. Jej też zaczął trzymać się dobry humor, widocznie ich sytuacja była już naprawdę beznadziejna. Ile mieli jeszcze tutaj siedzieć? Kolejne dwadzieścia minut? Czterdzieści? Jak tak dalej pójdzie to opowiedzą sobie całe dziesięć lat przez które się nie widzieli. Z jednej strony podobało mu się to, a z drugiej zdawał sobie sprawę, gdyby nie ten wypadek to wcale by tak nie rozmawiali. Była milsza tylko dlatego, że mieli pecha i znaleźli się w tej beznadziejnej sytuacji wspólnie. Zdążył ją jedynie wysłuchać, ale nie odpowiedzieć, gdy winda przesunęła się. Wydawało mu się, że spadną. Pewnie dlatego tak mocno ścisnął jej dłoń, pewnie za mocno. Odruchowo ją objął, jakby to miało im jakkolwiek pomóc. Nie miał nawet siły, żeby cokolwiek krzyknąć, ale nagle się zatrzymali. Znowu coś sobie z niego żartowało. Tylko to wcale nie było śmieszne. Otworzył oczy, ale obraz który dostrzegł był już zamazany. - Fel – powiedział bardzo cicho i nagle zaczął oddychać coraz szybciej, jakby brakowało mu powietrza, lecz przecież było jeszcze czym oddychać. – Wiedziałem, że nic nie powiesz. Dlatego nie poszedłem stamtąd, jak powiedziałaś mi kim jesteś – dodał, praktycznie pod swoim nosem. W ten sposób wykazał się kredytem zaufania do kogoś, kogo nie widział od lat. Praktycznie bezpodstawnie, ale czuł, że mógł jej zaufać. Moment później, jego głowa opadła na jej ramię.
Powrót do góry Go down
Felicia Sage


Felicia Sage
https://wyspa.forumpolish.com/t137-felicia-andrea-sage https://wyspa.forumpolish.com/t145-czy-leci-z-nami-pilot https://wyspa.forumpolish.com/t144-felicia-andrea-sage
Dane osobowe :
25 lat | stewardessa | wdowa | pół Brazylijka, pół Australijka | 180 cm

Znaki szczególne :
krótkie włosy w kolorze blond | czasami przechodzące w błękit, jasnoniebieskie oczy | praktycznie non stop czerwone usta

Ubiór :
gruby łańcuszek ze srebrnym krzyżem łacińskim, personalizowany, grawer ANGELO na pionowej części z tyłu, przy skórze pod koszulką | kolczyki-liski ze złota (wkręty) | długie spodnie damskie w stylu kowbojskim | biała koszulka męska | niebieska koszula damska z długimi rękawami | kowbojki | cienkie rajstopy podarte przy kolanach

Ekwipunek :
Dziecięcy plecak moro, a w nim: krem nawilżający, paczka mokrych chusteczek, czarna farba do włosów, maskara, dwie tabletki paracetamolu, dwie grube frotki, zeszyt, komplet kolorowych kredek, pluszowy miś, strój stewardessy [podarta sukienka, porwany żakiet, baleriny na niskim obcasie], pięć kiełbasek, dwie tortille, butelka koniaku, opakowanie tabletek antykoncepcyjnych, buteleczka wody utlenionej, poradnik Kamasutry, pusta butelka.

Stan zdrowia :
drobne ranki na twarzy i wierzchach dłoni |oczyszczone rany po szkle powbijanym w plecy - hipsterska wersja jeżozwierza | rozcięty łuk brwiowy - bo naturalne farby do twarzy są w cenie

Punkty :
673


De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: De boas intenções o inferno está cheio...   De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 EmptyPią Wrz 18, 2015 8:30 pm

- Jeśli spojrzeć na to w ten sposób, to moooże... Moooże nawet coś takiego brzmi całkiem logicznie, chociaż nadal nie jestem zbytnio przekonana, co do tego, że więcej niż pięć, może osiem albo dziewięć, procent społeczeństwa pragnie wycisku z makabrycznie wymagającym trenerem. Reszta pewnie jest gotowa uznać coś takiego za zajęcia dla masochistów. - Wzruszyła ramionami, nie kryjąc się nawet z tym, jaką miała opinię na temat podobnych spraw. Osobiście nie wymagała wspomnianego głaskania po główce, jednakże po pracy lubiła spotykać się raczej z miłymi osobami, nie zaś pedałować, biegać i tak dalej w towarzystwie cholerycznych okrzyków o ślimaczeniu się czy czymś takim. Jack był dla niej dobrą osobą na gruncie prywatnym, a po czymś takim zapewne diametralnie zmieniłaby o nim zdanie. Nie, zdecydowanie wolała tego uniknąć i dalej mieć go za gościa całkowicie odpowiedniego dla Olivii. Mimo wszystko, uśmiechnęła się jednak nieznacznie.
- Najwidoczniej faktycznie. Iii... A nie mówiłam? Jesteście nie tylko płcią, która w mniejszym stopniu wyraża uczucia, lecz i także nie dopatruje się jakichkolwiek znaków, jeśli nie postawi jej się świecącego neonu tuż przed czubkiem nosa. - Rzuciła jedną ze swoich wyśmienitych teorii na każdą okazję, prezentując tym samym zaskakująco dobry humor, który zdecydowanie nie powinien pojawić się u niej w podobnych okolicznościach. To nie było normalnie nawet dla samej Fel, choć kobieta na co dzień robiła przecież pewnego rodzaju dziwactwa. Ha!, nawet praca od niej tego po części wymagała, gdyż należało rozwiązywać jakoś problemy markotnych dzieci, by nie skarżono się na nie i by współpasażerowie mieli jak najbardziej udany lot. A co innego było zabawniejszego od stewardessy robiącej z siebie kogoś, kto bawił najmłodszych za pomocą niecodziennych min, akcentów czy też gestów ciała? Na pokładzie pasażerskim...? Chyba nic. To było jej życie, o którym mogła opowiadać najróżniejsze historie. Nie zaś coś w typie tego, co też mówił tymczasowy kompan. Przynajmniej trochę bardziej się ożywił. Nie mogła skłamać, ucieszyło ją to nawet.
- Była rozsądniejsza od większości kobiet na świecie, w tym też najwyraźniej ode mnie. Musi być z niej nadzwyczaj otwarta osoba, a to popłaca na przyszłość. - Skomentowała tylko, nie zagłębiając się bardziej w temat, aby nie zepsuć mu radości ze wspomnień. Skoro już znalazł jakiś powód do tego, by autentycznie mieć ten pogodny, może nawet nieco rozmarzony - w ciemności nie była w stanie dokładnie tego określić, wyraz twarzy, pozostawało jej tylko to obserwować. - Niewątpliwie podjęła wtedy dobrą decyzję. To widać nawet w tym momencie. Nie wiem, ile czasu zdążyło upłynąć, ale nadal darzysz ją uczuciem, prawda? - Nie musiała być specjalnie spostrzegawcza, żeby to dostrzegać. Przez głowę Felicii przemknęła nawet jakaś zbłąkana myśl o tym, że wspomniana Gabi była szczęściarą. Niezależnie od tego, co stało się później i co stanowiło powód rozpadu małżeństwa. Szybko pozbyła się tego jednak z głowy, bo nie czuła, by miała prawo do dokonywania jakichkolwiek ocen, skoro nie wiedziała przy tym dokładnie, co doprowadziło ich do rozwodu. Równie dobrze okoliczności na zewnątrz mogły być inne, całkowicie różne od tych, jakie istniały naprawdę. Ludzie w związkach potrafili czasem grać lepiej od oskarowych aktorów. Poza tym pamiętała też wewnętrzną uwagę, jaką rzuciła sobie wtedy w kawiarni, kiedy Angelo-Leonardo zaprezentował jej całkowicie lodowate zachowanie, tę swoją dużo mroczniejszą wersję. Wtedy szczerze współczuła jego byłej małżonce. Przedziwne, jak szybko zmieniały się punkty widzenia.
- To może jednak przystopujmy, bo kompletnie nie wiem, jak moglibyśmy to nazwać. O ile nie chcesz pilnie zostać sławny, zdobyć zwolenników i nie masz genialnego pomysłu na nazwę nowej ideologii. - Felicionizm? Leonardyzm? Humor nadal całkiem jej się trzymał, więc była w stanie jeszcze sklecić kilka całkiem lekkich zdań, nawet mimo narastającego bólu głowy.
- Świat się nie zmienił. - Odrzekła powoli, przyglądając mu się uważniej i z większą powagą. To nie był w końcu ot taki temat do żartów, nawet w stylu czarnego humoru. - Ale za to ty już tak... Nie będę pytać, dlaczego, bo to nie moja sprawa, za to powiem, że współczuję ci niezależnie od tego, co to było i co się stało. - Tym razem nie uciekała wzrokiem na inne punkty, odpowiadając spojrzeniem na spojrzenie. Lekko ścisnęła też jego dłoń. Nie miała pojęcia, dlaczego to robił, ale jej zaufał. Nie był już taki oschły i oziębły, lecz w tej chwili przypominał Fel nieco osobę z dawnych lat. - Myślę, że jest dla ciebie jeszcze jakaś nadzieja, mimo wszystko. Nigdy nie możesz mieć zupełnej pewności co do tego, jak potoczą się niektóre wydarzenia. Rozumiem to, ale i tak życzę ci tego, by okazało się inaczej. Być może ktoś z podobnymi doświadczeniami, ktoś, kogo nie trzeba będzie chronić przed prawdą. Nigdy nie wiesz. - Poklepała go po ręce, uśmiechając się jakby bardziej pokrzepiająco. Choć musiała przyznać, że w obecnej sytuacji każdy uśmiech był jakby nieco niepasujący do chwili. Ponadto zadziwiała ją własna wesołość, która nie powinna występować. Przynajmniej nie wedle podstawowej logiki. - Nie zniszczysz. Jeśli nawet przyczyniłeś się do czegoś złego, teraz masz już jakieś doświadczenie w tym, czego nie robić. Może być tylko lepiej. Kolejne słowo skauta. - Przyłożyła sobie wolną dłoń do serca. Gdyby tylko ona sama mogła uwierzyć w coś podobnego we własnym przypadku, byłoby dużo lepiej i piękniej. Zamiast tego zaś tylko dawała innym pseudodobre rady, samej się do nich nie stosując. Choć... Czy ktoś widział kiedyś znak, który szedł drogą, jaką wskazuje? Dokładnie.
- Jestem stewardessą. - Odpowiedziała pokrótce, robiąc zatroskaną minę. - Ale pod żadnym pozorem mi tego nie rób, nawet w żartach, jeśli nie chcesz, bym padła na zawał obok ciebie. Ta sytuacja nie działa na mnie zbyt dobrze. - Wolała go uprzedzić, że kompletnie nie może określić swojego przewidywanego zachowania, choć ma odpowiednie przeszkolenie. Nawet w obliczu tego, że chwilę później próbował obrócić to w żart. Przyjęła jego wersję, by spróbować nie denerwować się jeszcze bardziej, lecz i tak naprawdę nie wierzyła w jej prawdziwość. Coś musiało w tym być.
- Ano, znam. Ba, może nie pamiętasz, ale sam mi to udowadniałeś. Wielki, wszechmądry i jeszcze łasy na komplementy... No, no, no. Niezłe ziółko z ciebie wyrosło. - Zażartowała, mrugając do niego nawet jednym okiem. Rozmowa w takim tonie, choć niecodzienna i zdecydowanie niespodziewana - w innych okolicznościach dodatkowo zapewne nie mająca mieć nawet miejsca - dodawała jej nieco pewności siebie, choć Fel nadal nie wątpiła w to, jak bardzo fatalna była ich sytuacja. Wręcz dramatyczna, jeśli spojrzeć na fakt, że nadal nie otrzymywali jakiejkolwiek pomocy. Dosłownie znikąd...
- Ja... - Zaczęła, milknąc gwałtownie. Działo się z nim coś złego, bardzo, bardzo złego... - Ang... Leonardo? Co się dzieje?! - Spytała z coraz bardziej widoczną paniką w głosie. Złapała go za ramiona, obejmując jeszcze bardziej, lecz nie zdążyła się nawet ponownie odezwać, kiedy jej najgorsze obawy stały się rzeczywistością. - Leonardo?! Angelo?! - W głowie zaczęło jej się kręcić, a serce jeszcze bardziej przyspieszyło, kiedy sięgnęła ręką, starając się wyczuć jego puls. Stanowczo zbyt szybki puls... - Powiedz coś do mnie! Odezwij się! Cholera jasna!

Powrót do góry Go down
Leonardo Cervera


Leonardo Cervera
https://wyspa.forumpolish.com/t252-leonardo-cervera https://wyspa.forumpolish.com/t262-leonardo-cervera https://wyspa.forumpolish.com/t260-leonardo-cervera
Multikonta :
Kiara

Dane osobowe :
30 lat | Służby Specjalne | Sydney | Kolumbijczyk | Rozwodnik | Większość życia spędził w Brazylii, od trzech lat w Australii| 185 cm

Znaki szczególne :
dobrze zbudowany | kilka tatuaży o znaczeniu znanym tylko jemu | blizna na żebrach

Ubiór :
biała podkoszulka z śliczną mozaiką błota i krwi | jeansowa kurtka z długim rękawem | długie, czarne spodnie | wygodne adidasy

Ekwipunek :
płachta (2,5x3) | walizka-plecak: buteleczka alkoholu, chusteczki, notatnik z adresami, nowy ołówek, końska maść rozgrzewająca (150g), BlackBerry Passport (37% baterii) z breloczkiem, damska kosmetyczka (pół buteleczki wody utlenionej, tusz i kredka, czerwona szminka), roztrzaskane lusterko, skarpety frotte, suchy szampon, winogronowa Fanta (1l), koperta ze zdjęciami, dziecięcy kocyk, trampki męskie - rozmiar 42 | srebny krzyżyk, dwuosobowy namiot z narzędziami, krakersy, butelka wina

Stan zdrowia :
głęboko rozcięty lewy policzek (pionowa rana mająca około pięciu centymetrów długości, na tyle głęboka, by w przyszłości pozostawić bliznę) | kolce w dłoni | silny ból prawego ramienia | zszyta muliną rana na kości potylicznej i towarzyszący temu ból głowy

Punkty :
533


De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: De boas intenções o inferno está cheio...   De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 EmptySob Wrz 19, 2015 11:05 am

- Jeżeli się czegoś chce to po co dawać znaki, można o tym powiedzieć wprost prawda? – zapytał w odwecie. On nigdy nie ogarniał kobiecych znaków, nawet po kilku latach małżeństwa. Nawet jeżeli coś dostrzegał to nie potrafił tego odpowiednio odczytać. Prościej byłoby mówić wszystko wprost, przynajmniej on wyznawał taką zasadę. Jednak kobiety zawsze robiły po swojemu, a potem miały jeszcze pretensje! „Powinieneś się domyślić” – uwielbiał wręcz ten tekst. No tak, bo przecież czytał drugiej osobie w myślach. Nie znosił tego rodzaju słów i zagrywek. Wolał mówić sobie wszystko prosto w twarz i pewnie dlatego nie miał za wielu przyjaciół. Jak ktoś miał rażącą wadę to od razu to wytykał. Jak coś mu się nie podobało to od razu o tym mówił. Takie zachowanie nie pomagało, w związku też czasem było lepiej niektóre sprawy przemilczeć, a on raczej nie potrafił. Może to nie było lekkie, ale jakby kobiety nie stosowały systemu znaków – który nie jest nigdzie opisany – to byłoby o wiele prościej.
- A tu masz rację, bardzo otwarta, szczególnie w porównaniu do mnie. I typ osoby, która jeżeli nie wejdzie drzwiami to wskoczy oknem, a jak nie oknem to spróbuje piwnicą – odpowiedział. On też był uparty i osiągał to czego chciał, ale robili to trochę w inny sposób. Ona była bardziej cierpliwa, wszystko dokładnie planowała i analizowała. On był taki jedynie w pracy, w życiu prywatnym było już gorzej. Jeżeli czegoś chciał to musiał mieć to od razu, nie ważne co musiałby zrobić. Każdy sposób jest dobry, by osiągnąć cel. A kiedy nie mógł tego robić popadał w obsesje albo nerwy. Żadna z tych opcji nie była dobra. – Trzy lata. Raczej, jak to powiedziałaś… sentymentem? – powiedział, nawiązując do jej poprzedniej wypowiedzi. Mimo iż rozchodzili się w okropnych warunkach to nie przekreślał tego, co było wcześniej. Nie mógł powiedzieć, że całe jego pięcioletnie małżeństwo było całkowicie bezsensu. Może nie był to niewiadomo jak długi okres, ale w tym czasie wydarzyło się wiele rzeczy, które były warte zapamiętania. – Byłbym głupi, jakim darzył uczuciem kogoś, kto prosto w oczy powiedział mi, że już nic do mnie nie czuje. Takie słowa niszczą wszystkie uczucia – odpowiedział. Przynajmniej tak było w tym przypadku. Szczególnie, że on w ogóle się ich nie spodziewał. W ich małżeństwie działo się źle, ale wszystko było do poukładania – według niego. Tylko ona nie chciała tego układać, bo chciała mieć coś, czego on nie mógł jej dać. Jej marzenia o wspólnej przyszłości legły w gruzach, a on pokazywał tylko, że nie jest wart tego, by dalej z nim wytrzymywała. W końcu otrzymał zimny prysznic w postaci takowych słów i było już za późno. Nie było już czego nawet odbudowywać. Mimo tego, licznych kłótni nigdy nie życzył jej źle. Miał nadzieje, że życie Gabi układa się teraz lepiej. Może udało jej się znaleźć kogoś, kto na nią zasługiwał i dawał jej wszystko czego potrzebowała. Chociaż go bardzo skrzywdziła to nie potrafił jej znienawidzić, wolał ją dobrze wspominać. W końcu tych miłych wspomnień nie miał wiele.
- Współczuć można by mi, jakby zdechłby mi pies, a nie z powodu mojej własnej głupoty. O właśnie, wspominałem, że mam psa? Berneński pies pasterski, urocze stworzenie, je więcej niż ja. Jego kupno to jedna z moich lepszych decyzji – odpowiedział z lekkim uśmiechem na twarzy. Zawsze chciał mieć psa, ale jakoś nigdy się nie złożyło. A jak w tym przypadku można było powiedzieć, że połączył przyjemne z pożytecznym. Kupił go tuż po przeprowadzce, wytresował go choć zajmowało to strasznie dużo czasu, a wiele mebli zdążyło poczuć dotyk jego zębów na sobie. Teraz był jak pięćdziesięciokilogramowa przytulanka, która zajmowała większość łóżka, bo oczywiście nie dało się go przekonać to spania w budzie, bo zaczynał wyć i sąsiedzi narzekali. Ale poza tym był naprawdę posłuszny.
- Tak, to bardzo ładnie brzmi. W teorii – odpowiedział. Przecież Rei była po podobnych przejściach co on – znaczy nie miał pojęcia jakich, bo przecież nie boli o tym rozmawiać. Co prawda przed nią nie musiał udawać, jaki zawód wykonuje, ale to co było przed trzema laty i tak pozostawało tajemnicą. Takie były zasady, tak działał program. Ona też nie mogła mu nic powiedzieć i nie chodziło o danie sobie słowa, że nikt nie wygada. Chodziło o bezpieczeństwo tej drugiej osoby. Na tym świecie znajdowały się osoby, które bardzo chętnie by go znalazły i obdarły ze skóry. Rei pewnie też takie znała. A osoby, które znały prawdę na temat takich osób były potencjalnie zagrożone. Nie można było przecież narażać czyjegoś życia. Przynajmniej się nie powinno. Zresztą wiedział jak to dokładnie wyglądało od środka. Jego szef był zbliżającym się do sześćdziesiątki kawalerem, kiedyś miał narzeczoną, ale z tego co mówiły plotki to sam zerwał zaręczyny. Od tej pory był wiecznie sam, a jego wyraz twarzy wydawał się zawsze niezadowolony. Leo wcale mu się nie dziwił, jeżeli sam by kogoś kochał to nie chciałby wciągać kogoś w to całe bagno. Z troski o tę osobę wolałby ją stracić. W ustal Felicii wszystko brzmiało ładnie i może kobieta miała rację, ale on też miał jakieś swoje zasady i wiedział, że będzie się ich sztywno trzymał. Przynajmniej tak robił do tej pory, przez nią ostatnio zaczynał je łamać.
Stewardesa, które nie zna się na pierwszej pomocy? Nieładnie. Pewnie ta sytuacja miała jej pokazać, że przyda jej się zrobić kilka kursów, chociażby dla bezpieczeństwa pasażerów.  A to był taki mały test zorganizowany przez los, który pokazał, że Fel średnio sobie radzi. Bo potrząsanie umierającym trudno było zaliczyć do pierwszej pomocy. Było z nim źle, chyba na moment stracił nawet przytomność. Świetnie przewidział to, co się wydarzy choć miał nadzieje, że zajmie to więcej czasu. Niestety nagłe obsunięcie się windy pokrzyżowało nieco jego zamiary i nie zdążył odpowiednio zareagować. Myślał, że ma jeszcze trochę czasu. Na szczęście krzyki Fel go oprzytomniły, przynajmniej do tego stopnia żeby na moment otworzył oczy, które i tak po chwili się zamknęły. Uniósł jedną dłoń, robił to bardzo powoli i niezgrabnie. Próbował sięgnąć do wewnętrznej kieszeni, w której znajdowało się małe pudełeczko z tabletkami. Nie było na nich żadnej etykietki, nic. W końcu był okazem zdrowia, więc oficjalnie tych leków też nie mógł posiadać, ale je miał. W jego przypadku to co było na papierze, a to jaka była rzeczywistość zupełnie się od siebie różniły. Niestety nie udało mu się po nie sięgnąć, bo ręka opadła mu i znowu stracił wszystkie siły. Był jeszcze przytomny, bo słyszał jej głos, ale nie był w stanie nic zrobić. Musiał dać jej jakoś znać. – Dwie – mruknął pod nosem, pytanie czy usłyszała i w ogóle zrozumiała, o co chodzi. Następnym razem wybierze schody, stanowczo.
Powrót do góry Go down
Felicia Sage


Felicia Sage
https://wyspa.forumpolish.com/t137-felicia-andrea-sage https://wyspa.forumpolish.com/t145-czy-leci-z-nami-pilot https://wyspa.forumpolish.com/t144-felicia-andrea-sage
Dane osobowe :
25 lat | stewardessa | wdowa | pół Brazylijka, pół Australijka | 180 cm

Znaki szczególne :
krótkie włosy w kolorze blond | czasami przechodzące w błękit, jasnoniebieskie oczy | praktycznie non stop czerwone usta

Ubiór :
gruby łańcuszek ze srebrnym krzyżem łacińskim, personalizowany, grawer ANGELO na pionowej części z tyłu, przy skórze pod koszulką | kolczyki-liski ze złota (wkręty) | długie spodnie damskie w stylu kowbojskim | biała koszulka męska | niebieska koszula damska z długimi rękawami | kowbojki | cienkie rajstopy podarte przy kolanach

Ekwipunek :
Dziecięcy plecak moro, a w nim: krem nawilżający, paczka mokrych chusteczek, czarna farba do włosów, maskara, dwie tabletki paracetamolu, dwie grube frotki, zeszyt, komplet kolorowych kredek, pluszowy miś, strój stewardessy [podarta sukienka, porwany żakiet, baleriny na niskim obcasie], pięć kiełbasek, dwie tortille, butelka koniaku, opakowanie tabletek antykoncepcyjnych, buteleczka wody utlenionej, poradnik Kamasutry, pusta butelka.

Stan zdrowia :
drobne ranki na twarzy i wierzchach dłoni |oczyszczone rany po szkle powbijanym w plecy - hipsterska wersja jeżozwierza | rozcięty łuk brwiowy - bo naturalne farby do twarzy są w cenie

Punkty :
673


De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: De boas intenções o inferno está cheio...   De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 EmptySob Wrz 19, 2015 5:56 pm

- Powiedziała osoba, która w młodości była tak bardzo ekstrawertyczna, że aż szok... - Odgryzła się ponownie, patrząc na niego ze zmrużonymi oczami i śmiejąc się pod nosem. Ta ich cała konwersacja była stanowczo zbyt płynna, jeśli spojrzeć na warunki, jakie panowały dookoła. W całkowitym przeciwieństwie do tej, jaka miała między nimi miejsce w kawiarence. Choć przecież wtedy z początku było dużo bardziej pogodnie i wesoło, fakt faktem, później się popsuło, lecz wpierw towarzyszyła im radość z ponownego spotkania. W tym wypadku natomiast pierwsza część dnia oparta była na wzajemnym unikaniu się, lecz porozumienie nadeszło nagle w zupełnie niespodziewanym momencie. Jakiż ten świat był pogmatwany…
- Ponoć przeciwieństwa się przyciągają. – Stwierdziła po prostu, wzruszając przy tym ramionami. Co prawda jej własna relacja była idealnym przykładem tego, jak na dłuższą metę niedziałały związki oparte na podobnych przeciwieństwach względem charakteru, ale znała za to nadzwyczaj wiele par, które autentycznie idealnie się ze sobą dogadywały, a z pozoru każda z osób w nich stanowiła całkowicie inny biegun. Cóż, powodzenie w związku nie opierało się jednak tylko na jednej rzeczy. W grę wchodziło nadzwyczaj wiele szczegółów i szczególików – drobnych, średnich lub zupełnie wielkich – które należało idealnie ze sobą dograć, by osiągnąć cel, jakim było szczęśliwe życie. Nie wszyscy potrafili to zrobić. Ona sama całkowicie nie umiała, pogubiła się w tym wszystkim, a potem było już stanowczo za późno na to, by cokolwiek naprawiać. Przegapiła swoją szansę, choćby nawet stało się to w jakimś wyższym celu, choćby nawet miało jej to dać pilnie potrzebną nauczkę od życia. Najwyraźniej w przypadku Angelo sprawa miała się dosyć podobnie. Przynajmniej tak właśnie wnioskowała po jego słowach, z jakich powoli formowała sobie pewnego rodzaju obraz tego, co mogło się stać.
- To sporo czasu. – Mruknęła w zamyśleniu. Nie chciała wnikać w jego życie prywatne, ale i tak dowiedziała się o nim wyjątkowo wielu rzeczy, patrząc na to, że nie rozmawiali ze sobą przez wiele lat. Oczywiście, z pewnością mieliby dużo więcej do nadrobienia, gdyby faktycznie chcieli to robić. A szczerze wątpiła w to, że chcieli. W tej chwili może i podchodziła do niego bardziej niż miło, rozmawiała z nim, odpowiadała na pytania, przedstawiała swój punkt widzenia i takie tam, jednakże działo się tak, bo nie chciała myśleć o możliwości roztrzaskania się razem ze spadającą windą. W innym wypadku zapewne wcale by się do niego nie odezwała lub też zrobiłaby to z czystego przymusu, aby nie zmartwić państwa młodych i nie zepsuć im tego pięknego dnia. Taka prawda. I Fel zdawała sobie przy tym raczej sprawę z tego, że z jego strony wyglądało to dokładnie tak samo. Niezobowiązująca rozmowa przerodziła się w coś głębszego, poruszającego bardziej istotne tematy, jednak nadal była czysto towarzyska. Nie straciła nic na swojej lekkości i braku jakichkolwiek musów. Ponadto mieli się rozejść wraz z chwilą, kiedy ich uwolnią. Po co więc wypytywać o szczegóły, mącić i nęcić…
- Naprawdę to zrobiła? – Spytała, mimo wszystko, w niezłym szoku. Nie potrafiła sobie wyobrazić, by ktoś ot tak stwierdził nie kocham cię już, nawet nie próbując walczyć o przyszłość relacji, która była dlań istotna. Nie, nie sądziła, by dało się tak zrobić. Albo miłość istniała w relacji, albo jej w niej nie było. Jeśli zaś coś było, to nie wyparowywało w przeciągu kilku chwil. I nie tak łatwo dawało się odpuścić, powiedzieć. Zwłaszcza prosto w oczy. – Nie wątpię. Najwyraźniej na ciebie nie zasługiwała, skoro tak łatwo odpuściła. – Nie zastanawiała się zbytnio nad tym, co mówi. Ona tylko stwierdzała fakt, który dało się odebrać w wieloraki sposób. W tej chwili nie miała jednak nic personalnego na myśli. Wbrew pozorom, była tylko wyjątkowo szczerym człowiekiem, jeszcze bardziej otwartym niż w czasach młodości. W tym momencie z pewnością nie zawahałaby się zawalczyć o to, co odpuściła, kiedy miała te naście lat. Zmieniła się, życie wielokrotnie brutalnie ją doświadczyło, więc zdecydowanie była teraz inną osobą. Mimo wszystko, zachowała swoją wrażliwość. Przynajmniej częściowo.
- Dlaczego ciągle wspominasz o swojej winie, co? Za rozpad związków odpowiadają dwie osoby, zawsze. - Tym razem w głosie Fel zabrzmiała zaskakująca pewność siebie, jednakże nie ciągnęła zbytnio tego tematu dalej, skoro wyraźnie wolał go zmienić. - Zawsze chciałam mieć psa, wiesz? Właśnie takiego dużego miśka, ale nigdy nie miałam okazji. Mój mąż był uczulony na psią sierść, więc kupiliśmy kota, który chodzi swoimi ścieżkami.
Tak, rudy kociak nawet w domu był ciężki do namierzenia. Chował się gdzieś, zasypiał w najciemniejszych zakamarkach i tyle go widziała. Uwielbiała tego puchacza, ale i tak marzyła właśnie o psiaku.
- Jesteś strasznym cynikiem, wiesz?
Chociaż wolała i tak jego cyniczną gadaninę od tego, co stało się zaraz. Znała podstawy pierwszej pomocy, przechodziła rozmaite szkolenia i kursy, ale nigdy nie była w podobnej sytuacji. Pozoracje znacznie różniły się od prawdziwego życia. Zwłaszcza wtedy, kiedy w grę wchodziły jeszcze wybitnie kiepskie warunki oraz osoba, którą znała. Nie miała wytłumaczeń. Spanikowała, podskakując dodatkowo, kiedy się odezwał.
- Co? Co mówisz? Dwie? - Dopiero po paru sekundach dotarło do niej na tyle wyraźnie, że wreszcie się ruszyła. Kieszeń... Próbował wziąć coś z kieszeni, do której sięgnęła, drżącymi rękami wyjmując pudełeczko. Czyste, niepodpisane... Wzięła dwa głębokie oddechy, ostrożnie otwierając to, co znalazła. Tabletki. Tak... Dwie. Problem w tym, że nie miała ani kropli wody. - Co z nimi? - Spytała bardzo cichym, głosem, przysuwając się jeszcze bardziej, by spróbować mu je podać. Spróbować... Dobre słowo...
- Nie rób mi tego, proszę. - Wyszeptała, czując, że zaraz zacznie zwyczajnie płakać. Była w końcu strasznie chaotyczna w podobnych sytuacjach. Cud, że jeszcze kompletnie nie spanikowała.
Powrót do góry Go down
Leonardo Cervera


Leonardo Cervera
https://wyspa.forumpolish.com/t252-leonardo-cervera https://wyspa.forumpolish.com/t262-leonardo-cervera https://wyspa.forumpolish.com/t260-leonardo-cervera
Multikonta :
Kiara

Dane osobowe :
30 lat | Służby Specjalne | Sydney | Kolumbijczyk | Rozwodnik | Większość życia spędził w Brazylii, od trzech lat w Australii| 185 cm

Znaki szczególne :
dobrze zbudowany | kilka tatuaży o znaczeniu znanym tylko jemu | blizna na żebrach

Ubiór :
biała podkoszulka z śliczną mozaiką błota i krwi | jeansowa kurtka z długim rękawem | długie, czarne spodnie | wygodne adidasy

Ekwipunek :
płachta (2,5x3) | walizka-plecak: buteleczka alkoholu, chusteczki, notatnik z adresami, nowy ołówek, końska maść rozgrzewająca (150g), BlackBerry Passport (37% baterii) z breloczkiem, damska kosmetyczka (pół buteleczki wody utlenionej, tusz i kredka, czerwona szminka), roztrzaskane lusterko, skarpety frotte, suchy szampon, winogronowa Fanta (1l), koperta ze zdjęciami, dziecięcy kocyk, trampki męskie - rozmiar 42 | srebny krzyżyk, dwuosobowy namiot z narzędziami, krakersy, butelka wina

Stan zdrowia :
głęboko rozcięty lewy policzek (pionowa rana mająca około pięciu centymetrów długości, na tyle głęboka, by w przyszłości pozostawić bliznę) | kolce w dłoni | silny ból prawego ramienia | zszyta muliną rana na kości potylicznej i towarzyszący temu ból głowy

Punkty :
533


De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: De boas intenções o inferno está cheio...   De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 EmptySob Wrz 19, 2015 7:16 pm

- I nadal nie jestem – powiedział z uśmiechem na twarzy. Różnica była, że jeżeli coś chciał osiągnąć  to potrafił to zrobić. Nie lubił tłumów, ale potrafił spędzić wieczór w barze czy klubie, jeżeli ktoś bo zaprosił i chciał iść. Albo on chciał iść z jakiś konkretnych powodów. Skojarzyła mu się sytuacja sprzed paru tygodni, gdy właśnie wybrał się do jakiegoś klubu. Był tam z kimś umówiony i czekał przy barze, aż zaczepiła go jakaś dziewczyna. Całkiem miła, porozmawiali sobie moment. W końcu uświadomił sobie, że oczekiwana osoba się nie pojawi, więc zaczął się zbierać, bo to nie było miejsce dla niego. Dziewczyna była zdziwiona, oczekiwała, że Leo postaci jej drinka albo coś takiego. A on otwarcie odpowiedział, że jeżeli poszukuje księcia z bajki to raczej wybiera sobie złe miejsce na poszukiwania, a jeżeli chce tylko z kimś gdzieś wypaść na noc to mogą odpuścić sobie etap pogaduszek. Leonardo bardzo cenił swój czas, ale o dziwo takie podejście czasem było korzystne. A przynajmniej mniej naruszało jego budżet. – Jeżeli widzę w czymś sens i podstawy to mówię wprost – dopowiedział i potrzebował chwili, żeby przytoczyć jakiś lepszy przykład. – Jak pojechałem dziś po moją partnerkę to powiedziałem, że ma ładną sukienkę, ale w czarnej wyglądałaby szczuplej – dodał z widocznym uśmiechem na twarzy. Większość kobiet zapewne by się obraziła, ale Em znała go od kilku miesięcy i zaczęła przyzwyczajać się do tego rodzaju uwag. Zresztą trudno było ją obrazić, bo była bardzo łaskawym człowiek. Wszystko od razu wybaczała. Może to była jakaś drobnostka, ale zapewne większość mężczyzna zostawiłaby sobie ją dla siebie. W końcu lepiej nie prowokować kobiet. Tak więc zmienił się troszkę od tamtych czasów, niekoniecznie na lepsze, ale na pewno nie bał się każdej ludzkiej istotny, która pojawiała się na jego drodze, jak to bywało wcześniej.
- Czasami tak się przyciągają, że aż zaczynają odpychać – powiedział moment później. Różnice były fajne, kiedy dwie osoby się docierały. Małe kłótnie czasem podsycały relacje, sprawiały, że nie była taka monotonna, nadawały jej emocji. Ale kiedy to przekładało się na większe różnice to nie było już tak przyjemnie. Chyba wolałby mieć do czynienia z kim podobnym do siebie. Wtedy łatwiej by mu było się dogadać z taką osobą. Choć z drugiej strony jakby ktoś był tak uparty jak on to mogłoby być ciężko. Więc może ktoś z lekko podobnych charakterem. W sumie każdy był inny, trudno mówić tutaj o jakiś zasadach. Mogły się dogadywać osoby, które były takie same i zupełne różne, wszystko zależało od człowieka, jego podejścia i chęci. Wszystko można było pogodzić, jeżeli by się chciało. – A czasem tak kogoś do kogoś przyciąga, że na siła zaczyna działać przeciw niemu – dopowiedział po chwili. Było tak ciepło i duszno, że było duże prawdopodobieństwo, że w takim momencie gadał już głupoty. Choć dla niego to brzmiało dość sensownie. – Kiedyś – zaczął, ale na tym jednym słowie się skończyło. Może nie myślał już jasno, ale potrafił łączyć ze sobą fakty. To co chciał powiedzieć pociągnęłoby za sobą szlag wydarzeń, o których nie chciał teraz z nią rozmawiać. W ogóle nie chciał z nią rozmawiać na ten temat.
- Czemu miałbym kłamać w tej kwestii? – odpowiedział pytaniem na pytanie. Nie musiał tego wymyślać, nie rozmawiali przecież w normalnych okolicznościach, to nie była jakaś tam zwykła pogawędka. W innej sytuacji pewnie w ogóle nie poruszyłby takich tematów, ale nie zrobiłby wiele rzeczy, a przy Felicii wszystko działo się na odwrót. Nie miał pojęcia jak ona to robiła. Od dawna z nikim nie rozmawiał tak swobodnie na jakikolwiek temat. Czuł do niej niezrozumiałe zaufanie. Jakby uważała, że ona przeszła na tyle dużo, że może w jakiś sposób go zrozumieć. A przynajmniej nie ocenić pochopnie. Pewnie to wszystko na daną chwilę było bezpodstawne. Przecież nie powinien powoływać się na uczucia, relację, którą żywił do niej dekadę wcześniej. Tak czy inaczej, sam nie rozumiał swojego postępowania, ale nie czuł się z tym źle.
- Nikt nie powiedział, że zrobiła to od razu – dodał i na moment skierował na nią wzrok. Historia była na tyle długa, że jakby chciał ją opowiedzieć to nie starczyłoby im wieczoru. Problem był naprawdę złożony, w prostej rozmowie mogło to wyglądać inaczej, ale problemy piętrzyły się przez lata. Aż w końcu pojawiła się ostatnia kropla, która przelała czarę. Trudno powiedzieć kto na kogo zasługiwał w tej relacji. On przez długi okres czasu zachowywał się źle, ale ona za to na koniec nie postąpiła też w porządku. Chyba raczej byli siebie warci. Gniew, złe emocje i żal gromadził się w nich za długo, aż ta mieszkanka doprowadziła do całkowitej destrukcji.
- Psycholog mi tak kazał – odpowiedział po chwili, zabrzmiało to tak, jakby sobie żartował. Zresztą jaki psycholog mówi takie rzeczy. A taki, który chce odpowiednio manipulować swoim pacjentem, żeby ten był taki, jaki ma być. – Podobnież jestem typem takiego człowieka, który jak coś sam spieprzy to będzie robił wszystko by na innych gruntach być jak najlepszym. W moim przypadku w pracy… Zresztą, jakbyś znała całą historię to pewnie też inaczej byś myślała – dopowiedział po chwili. To było na swój sposób nieodpowiednie, ale skuteczne. Przez trzy lata bardzo dobrze wykonywał swoją pracę, był w nią w pełni zaangażowany. Starał się, brał nadgodziny, przynosił pracę do domu. A to wszystko z poczucia winy. Musiał jakoś je zwalczyć, nie mógł cofnąć czasu, więc próbował w ten sposób. Wiedział dokładnie, jaki typ działania prowadzi na nim psycholog, bo miał z nimi do czynienia od dawna – dlatego tak bardzo ich nie lubi. Ale w sumie stwierdził, że jeżeli to ma sprawić, że będzie wydajniejszy to czemu nie. A nie obwiniał już o nic byłej żony, więc mógł przyjąć całą winę na siebie.
- Wiem, ciężko to wytrzymać, no nie? Dlatego jak psycholog kazał mi znaleźć przyjaciela to kupiłem sobie psa. Polubiłabyś go, choć pewnie by cię zmiażdżył – odpowiedział. Doskonale wiedział jaki ma charakter i jakoś mu z tym źle nie było. Był bardzo specyficzną mieszanką, na co dzień trudną do wytrzymania, ale jeszcze nic nie wpłynęło na niego tak, żeby to miało ulec zmianie, a on sam też nie chciał tego robić.
Mogło się wydawać, że już nie za bardzo kontaktuje. Jego puls był nadal bardzo szybki. Na szczęście Fel udało się znaleźć to czego szukał. Nie mogła mieć pewności co to jest i czy robi dobrze, ale zdecydowała się mu je podać. Trudno określić czy sam je przełknął czy po prostu wpadły do gardła, ale wziął te tabletki. Problem w tym, że nie zadziało się nic dobrego. Jego ciało stało się na tyle wiotkie, że w końcu ześlizgnął się i wylądował na podłodze. Minęła minuta, druga i kolejna, a on leżał praktycznie w bezruchu. Gdy blondynka zaczęła krzyczeć to pewnie nawet by nie zareagował, bo nie był przytomny. Dopiero po pięciu minutach zaczął powoli odzyskiwać zmysły. Nie szumiało już mu w uszach, jego puls zaczął się powoli uspokajać, oddychał spokojnie i regularnie. Jakby dostał zastrzyk czegoś, czego bardzo potrzebował. - Będę tego żałować - wymruczał nagle pod nosem i dopiero potem otworzył oczy.
Powrót do góry Go down
Felicia Sage


Felicia Sage
https://wyspa.forumpolish.com/t137-felicia-andrea-sage https://wyspa.forumpolish.com/t145-czy-leci-z-nami-pilot https://wyspa.forumpolish.com/t144-felicia-andrea-sage
Dane osobowe :
25 lat | stewardessa | wdowa | pół Brazylijka, pół Australijka | 180 cm

Znaki szczególne :
krótkie włosy w kolorze blond | czasami przechodzące w błękit, jasnoniebieskie oczy | praktycznie non stop czerwone usta

Ubiór :
gruby łańcuszek ze srebrnym krzyżem łacińskim, personalizowany, grawer ANGELO na pionowej części z tyłu, przy skórze pod koszulką | kolczyki-liski ze złota (wkręty) | długie spodnie damskie w stylu kowbojskim | biała koszulka męska | niebieska koszula damska z długimi rękawami | kowbojki | cienkie rajstopy podarte przy kolanach

Ekwipunek :
Dziecięcy plecak moro, a w nim: krem nawilżający, paczka mokrych chusteczek, czarna farba do włosów, maskara, dwie tabletki paracetamolu, dwie grube frotki, zeszyt, komplet kolorowych kredek, pluszowy miś, strój stewardessy [podarta sukienka, porwany żakiet, baleriny na niskim obcasie], pięć kiełbasek, dwie tortille, butelka koniaku, opakowanie tabletek antykoncepcyjnych, buteleczka wody utlenionej, poradnik Kamasutry, pusta butelka.

Stan zdrowia :
drobne ranki na twarzy i wierzchach dłoni |oczyszczone rany po szkle powbijanym w plecy - hipsterska wersja jeżozwierza | rozcięty łuk brwiowy - bo naturalne farby do twarzy są w cenie

Punkty :
673


De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: De boas intenções o inferno está cheio...   De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 EmptyNie Wrz 20, 2015 12:34 am

- Powiadasz...? Za to brzmisz jak wyjątkowo pewny swego człowiek. To ci się udaje. - Odgarnęła zlepione włosy z czoła, przegarniając je sobie na boki, jakby liczyła, że da jej to choć trochę więcej - tak desperacko potrzebnego - chłodu. Nic podobnego się jednak nie stało, nadal było jej równie duszno i gorąco, przez co westchnęła... Tym razem już słabiej. Nie to, że oczekiwała, by zabiegi przy włosach dały jej jakieś zbawcze rezultaty, jednakże praktycznie nic to nie zmieniało. W takiej temperaturze naprawdę tęskniła za chłodem zimy, choć zdecydowanie nie przepadała za tą porą roku. W późnojesiennym okresie zawsze nachodziły ją niezbyt pogodne refleksje, którym dodatkowo sprzyjała nieprzyjemna pogoda. Oczywiście, w Australii zima wyglądała całkowicie tak jak lato, jednakże sama Fel dosyć często podróżowała z jednego zakątka planety wprost do drugiego. I jakoś tak zazwyczaj wychodziło, że podczas tej pory roku najczęściej odwiedzała rejony słynące z szarych, ponurych krajobrazów. Anglia, Kanada, Rosja, Rumunia, Ukraina… Wiele, wiele, wiele różnych państw, które łączyły ze sobą zimne okresy. Dlatego też zdecydowanie nie przepadała za tym pierwszym krajem. Bo ileż można trafiać tam w zdecydowanie jednej z najpaskudniejszych pór roku? W jej przypadku…? Setki razy… Pocieszające, nieprawdaż?
Tak czy siak, wiele dałaby za to, aby znaleźć się teraz w przyjemnie chłodnym i przewiewnym miejscu, gdzie nie musiałaby pływać we własnym pocie. Oczywiście, taki stan rzeczy nie miał wyłącznie samych wad, jednak jego zalety zdecydowanie zostawały przez nie zakrywane. Owszem, raz czy dwa pomyślała o tym, jak bardzo lekko było jej w rozmowie, która toczyła się między nią i towarzyszem, lecz równie dobrze przeprowadziłaby ją w całkowicie innych okolicznościach, gdyby tylko była w stanie to zrobić. Prawda miała się zgoła inaczej, jak to również sobie wspominała, bowiem zapewne nigdy więcej nie wymieniłaby z nim żadnego bardziej personalnego słowa – co dopiero mówić już o swoistych wyznaniach, jakie zaczęli sobie czynić – ale coś za coś. Może i potrzebowała kogoś, kto by jej wysłuchał, ale zdecydowanie nie chciała umierać w odkupieniu. Wolała dalej żyć z wewnętrznymi demonami, bo stanowczo nie należała do grona tych osób, jakie nienawidziły nawet samego oddychania. Oddychanie, zwłaszcza teraz, było w końcu nadzwyczaj cennym darem. Potrafiła to docenić, nawet mimo tego wszystkiego, co przeżyła. Przynajmniej miała już jakieś doświadczenie i nie była głupia. Chyba…
- Tym się różnimy, bo ja niby jestem szczera, ponoć czasem nawet aż do bólu, ale mam te wyrobione hamulce. Wiesz, są takie dni, kiedy zachowuję wszystko dla siebie. Milcząca obserwatorka i tak dalej, chociaż muszę ci przyznać, że momentami naprawdę chciałabym powiedzieć coś w pełni szczerze. Tylko przez większość czasu ograniczają mnie obowiązki wraz z kodeksem pracy. – Uśmiechnęła się pod nosem, kręcąc głową na przykład, jaki postanowił jej przytoczyć. Usłużnie go nie skomentowała, chociaż rozbawił nią nim. Nie należała do osób, które cieszyły się z incydentów z udziałem innych ludzi, ale potrafiła sobie wyobrazić samą siebie w podobnej sytuacji i to ją bawiło. Cóż, z pewnością by się nie obraziła, bo aż tak fochliwa nie była, ale za to zapewne dosłownie tarzałaby się ze śmiechu po ziemi, a następnie zmieniła jednak tę nieszczęsną sukienkę, skoro ktoś raczył dać jej podobną radę. Mężczyźni w końcu mieli dobre oko do tego, co płeć przeciwna powinna na siebie nakładać. No, przynajmniej niektórzy mężczyźni, bo znała również takich, których nigdy w życiu nie poprosiłaby o radę. Wbrew temu, co twierdziły pewne osoby, gejowie wcale nie mieli rozwiniętego naturalnego zmysłu modowego. Wcale, a wcale. Iii… Tak, lwia część grona znajomych Fel należała dokładnie do tej grupy. Przynajmniej nie musiała się obawiać o to, że ktoś zacznie ją natrętnie podrywać albo – co chyba gorsza – skończy dokładnie tak samo jak ona przed dekadą. Obie te opcje zwyczajnie nie wchodziły przy tym w grę. A patrzenie na szczęście zawsze podnosiło na duchu.
- Czyżbyś czytał mi w myślach? – Spytała powoli, przyglądając mu się z uwagą. No, na tyle, na ile była w stanie to robić w do tego stopnia ciemnym pomieszczeniu. – Dokładnie tak sądzę. Przy czym z własnego doświadczenia sądzę, oczywiście, że zbyt duża spójność charakterów też nie jest dobra. Najlepszy byłby jakiś złoty środek, ale wszyscy chyba wiedzą, że coś takiego nie istnieje. Pozostaje więc skakać od skrajności w skrajność i mieć nadzieję, że któregoś dnia spotka się taką osobę, która będzie jak najbliżej tego ideału. – Nie chciała, by ostatnie słowo zabrzmiało z aż takim przekąsem, bo zdecydowanie nie była wyznawczynią cynizmu ani podobnych mu zachowań, ale jakoś tak wyszło. Jednocześnie skrycie liczyła bowiem na to, że i dla niej ów ideał naprawdę gdzieś tam istniał, oraz temu zaprzeczała. – Mam wnioskować, że tak właśnie było w tym przypadku? Cóż, to tylko sprawia, że sytuacja staje się jeszcze bardziej smutna. – Stwierdziła wreszcie, zauważając to, że urwał na samym początku jakiejś wypowiedzi – ponieważ kiedyś nie mogło być teraz raczej osobnym słowem w logicznym kontekstem – jednakże nie zmuszała go do mówienia. Już i tak czuła się dziwnie zszokowana, że do tego stopnia się przed sobą otwierali. Praktycznie z nikim nie robiła czegoś takiego.
- Nie wiem. Przyzwyczaiłam się do półprawdy, jaką serwują mi ludzie. Wiesz, usilne przedstawianie faktów w inny sposób. Nie znam cię już, a teraz… Cóż, zapomnij. – Mruknęła cicho w odpowiedzi na pytanie, skupiając się bardziej na tym, co miał jej do przekazania w następnym momencie. Zaczęła cichnąć, nie wyciszać się, lecz zwyczajnie powoli opadać z sił. Próbowała sobie przy tym przypomnieć, ile czasu musiało minąć, by mózg uległ na tyle dużemu niedotlenieniu, że miało ono nieodwracalne skutki. Nie chciała się straszyć, swego kompana zresztą też nie, zwyczajnie robiła to w jakimś odruchu. Być może miała ją pocieszyć myśl, że w takich warunkach przewidywana godzina nie była jeszcze ostateczną granicą, choć może… Może jednak nią była? W tym stanie Fel nie myślała zbyt jasno i zwyczajnie nie potrafiła przypomnieć sobie podobnych informacji. Ku jej zdrowiu psychicznemu.
Tajemniczość niektórych stwierdzeń mężczyzny, cóż, nie była wcale aż tak znowu zaskakująca, a sama Felicia nie wnikała w nią już mocniej. Dlatego też nadal nie prosiła go o szczegółowy skrót wydarzeń z ostatnich dziesięciu lat, podczas którego popadaliby zapewne niczym muchy. Wyszła z założenia, że i tak już wyjątkowo mocno się przed nią otworzył. Były zaś takie rzeczy, jakich nie chciała poruszać, bo wiedziała, że tak czy siak zaangażuje się w nie zbyt emocjonalnie. Nie pozostawał jej w końcu całkowicie obojętny, co zauważyła z niejakim posmakiem goryczy. Głupia dziewczyna, głupia kobieta. Miała nadzieję, że przejdzie jej to, kiedy rozejdą się na amen. Łudziła się także, że już nigdy więcej nie przyjdzie im wpaść potem na siebie, bo choć rozmawiało jej się z nim dobrze i choć w tym momencie czuła do niego coś na kształt zaufania – niepojęte, z jakiego powodu – nie mogła ponownie pozwolić sobie na jakiś katastroficzny błąd. Zresztą pozostawało jeszcze zbyt wiele kwestii, które uniemożliwiały jej nawet wzięcie pod uwagę czegoś, co mogłaby w przyszłości nazwać dobrą znajomością.
- Z pewnością… – Roześmiała się cicho, by za moment spoważnieć. – Wiesz, znam historię własnego życia i powiem ci, że większego pracoholika nigdy nie widziałeś. Masz obok siebie kogoś, kto zazwyczaj bierze wszelkie możliwe święta, okazje i dni, kiedy normalni ludzie siedzą w domu w gronie rodzinnym. Przynajmniej współpracownicy mnie kochają, bo wiedzą, że dzięki temu mogą mieć choć trochę wolnego. – Potrząsnęła głową. Nawet jej samej wydawało się to dosyć absurdalne, jednakże właśnie taka była prawda. Fel należała do tych osób, jakie można było poprosić o przyjście nawet w nocy o północy, a ona robiła to. Może nie w radosnych podskokach, ale robiła. Stanowczo wolała pracowanie od siedzenia w pustym domu, gdzie zachowanie kota momentami przyprawiało ją o mini zawał. Był taki szybki i cichy… Całkowite przeciwieństwo leniwych, niezdarnych, ale też wyraźnie kochających psów.
- Z ust mi to wyjąłeś. A psy… Psy są wspaniałymi przyjaciółmi. Teraz, kiedy nie mam już alergika w domu, mogłabym jednego wziąć, ale mój kot nie toleruje innych zwierząt. Jest równie aspołeczny, co i ja. – Uśmiechnęła się nieco gorzko, uświadamiając sobie, że kiedy nie mam już alergika w domu zabrzmiało dosyć brutalnie i bezuczuciowo. Wzdrygnęła się mimo ciepła. – Gdyby nie to, że jestem tym, kim jestem, zapewne miałabym okazję. – Wymruczała tylko pod nosem, nawiązując nieco do tego, że prawie umówiła się z nim na randkę. Tylko jej przeszłość, jak zwykle zresztą, ponownie spaprała okazję. Powinna się już do tego przyzwyczaić. Prawdziwym szokiem byłoby, gdyby coś innego miało miejsce.
I nie miało. Ani wcześniej, ani teraz, kiedy to zaczęła dosłownie odchodzić od zmysłów. Na bok odeszły wszystkie suche fakty, jakie miała okazję poznać na szkoleniach. Nie pamiętała o nich, nie mogła pozbierać myśli na tyle, by wykorzystać je w praktyce. Nigdy wcześniej nie spotkała się z czymś podobnym. W samolotach zresztą presja rozkładała się całkowicie inaczej, zaś tutaj… Tutaj byli całkowicie sami, uzależnieni tylko od pomocy z zewnątrz, która mogła, lecz nie musiała się pojawić. Na dodatek jeszcze chwilę wcześniej rozmawiali ze sobą, a ona znała tego człowieka. Znała… Z przeszłości, z innej wersji, ale znała. Na dodatek miała świadomość tego, że nie do końca zniknęło to wszystko, co kiedyś odczuwała względem niego. Tymczasem nagle wszystko zawisło na włosku. Być może na prawdę nie wyglądało to tak paskudnie jak w oczach Fel, ale emocje barwiły wszystko na wściekleczerwony kolor napisu awaria – jedynego jasnego punktu w całym pomieszczeniu.
Zaufała Angelo w jego własnej zdolności osądu tego, co mogło w jakikolwiek sposób pomóc. Nie wiedziała dokładnie, co robi, ale nie miała też jakichkolwiek informacji dotyczących tego, co i dlaczego się działo. Jak w amoku, podała mu tabletki, nie powstrzymując jednak przerażenia, kiedy nagle osunął się na ziemię. Złapała go. Złapała go, by nie uderzył głową o podłogę, choć szybko przekonała się, że była na to stanowczo zbyt słaba, a on zbyt ciężki. Nawet nie wiedziała, kiedy zaczęła szlochać, przełykając kolejne łzy między płytkimi, urywanymi oddechami, gdy usiłowała przesunąć go jakoś tak, by nie pogorszyć jeszcze wszystkiego.
Przysuwając mu lusterko, jakie wcisnęła wraz z puderniczką do kopertówki, do ust, doszła do tego, że nadal oddychał. Pojawiła się para, choć w tych okolicznościach… By się upewnić, drżącymi dłońmi – zupełnie jak u paralityka, sprawdziła mu puls, ale to nie pocieszyło jej w żadnym stopniu. Nawet najmniejszym. Wręcz przeciwnie, zdenerwowała się jeszcze bardziej, wpadając w jeszcze wyraźniej chaotyczny stan. Płakała, krzyczała, prosiła, zaklinała, a nawet wyklinała wszelkie siły, które doprowadziły do tego. Nic nie przyniosło skutków. Wreszcie usiadła jakoś półbezwładnie, ostrożnie trzymając głowę mężczyzny na swoich kolanach i delikatnie gładząc jego włosy. Nie była w stanie nic zrobić. Krokodyle łzy spływały jej po policzkach, pozostawiając po sobie zacieki z tuszu do rzęs. Ta cisza ją przerażała. Czyżby świat się kończył…?
- Co…? – Pociągnęła nosem, mrugając półprzytomnie. Potrzebowała stanowczo zbyt dużo czasu, by uświadomić sobie, co się stało. Wtedy zaś całkowicie zamknęła oczy, wydając z siebie ciężkie westchnienie, kiedy w odruchu pochyliła się, składając czoło na jego czole. Nie zastanawiała się nad tym co robi. Poczuła tylko ulgę, która to nie wpłynęła na uśmiech, lecz tylko spowodowała kolejny napad łez. – Wróciłeś… – Wychlipiała urywanym głosem. Nie była odkrywcza, ale nie potrzebowała być. Nadal dygotała z przerażenia.
Powrót do góry Go down
Leonardo Cervera


Leonardo Cervera
https://wyspa.forumpolish.com/t252-leonardo-cervera https://wyspa.forumpolish.com/t262-leonardo-cervera https://wyspa.forumpolish.com/t260-leonardo-cervera
Multikonta :
Kiara

Dane osobowe :
30 lat | Służby Specjalne | Sydney | Kolumbijczyk | Rozwodnik | Większość życia spędził w Brazylii, od trzech lat w Australii| 185 cm

Znaki szczególne :
dobrze zbudowany | kilka tatuaży o znaczeniu znanym tylko jemu | blizna na żebrach

Ubiór :
biała podkoszulka z śliczną mozaiką błota i krwi | jeansowa kurtka z długim rękawem | długie, czarne spodnie | wygodne adidasy

Ekwipunek :
płachta (2,5x3) | walizka-plecak: buteleczka alkoholu, chusteczki, notatnik z adresami, nowy ołówek, końska maść rozgrzewająca (150g), BlackBerry Passport (37% baterii) z breloczkiem, damska kosmetyczka (pół buteleczki wody utlenionej, tusz i kredka, czerwona szminka), roztrzaskane lusterko, skarpety frotte, suchy szampon, winogronowa Fanta (1l), koperta ze zdjęciami, dziecięcy kocyk, trampki męskie - rozmiar 42 | srebny krzyżyk, dwuosobowy namiot z narzędziami, krakersy, butelka wina

Stan zdrowia :
głęboko rozcięty lewy policzek (pionowa rana mająca około pięciu centymetrów długości, na tyle głęboka, by w przyszłości pozostawić bliznę) | kolce w dłoni | silny ból prawego ramienia | zszyta muliną rana na kości potylicznej i towarzyszący temu ból głowy

Punkty :
533


De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: De boas intenções o inferno está cheio...   De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 EmptyNie Wrz 20, 2015 12:41 pm

- Bycie stewardessą oznacza bycie cały czas miłym bez względu na sytuacje? Nie spotkałem nigdy nie uprzejmej stewardessy. Chociaż dużo nie latałem, bo tego nie lubię – odpowiedział szczerze. Ona musiała to uwielbiać w końcu wybierając taką, a nie inną pracę. To musiało być ciężkie, szczególnie jak lot był długi, na przykład dwunastogodzinny. Jakby doliczyć odpoczynek i powrót to w sumie dwa dni z życia wyjęte. Dwa dni spędzone gdzieś wysoko nad ziemią bądź w całkiem innym kraju. Na dłuższą metę to musiało być męczące. Sama wspominała, że była gościem we własnym domu, a jak to wyglądało w małżeństwie? Połowę swojego życia spędzała setki kilometrów od domu. Nie było dla kogo przygotowywać kolacji ani do nikogo przytulić się wieczorem. Stwierdził, że nawet jeżeli wcześniej nie kierowała się miłością to na pewno rozsądkiem – w końcu wybrała sobie męża pilota. Mogła latać z nim, a nawet jeżeli nie to była z kimś kto miał taki sam styl życia. Musieli się dobrze dogadywać, a przynajmniej nie kłócić oto, że któreś z nich jest cały czas poza domem. W sumie jego wybór też był podobny – koleżanka z pracy. Ale widać, że w obu przypadków takie połączenia nie wyszły dobrze, więc chodzenie na skróty nie zawsze było najlepszym wyborem, raczej najłatwiejszym.
- Przy mnie możesz je puścić, raczej mnie nie obrazisz – powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy. Jeżeli to miałoby jej pomóc to mogła mówić co sobie chciała. Wysłuchał się o sobie tyle, że chyba już nic by go nie zdziwiło. Zazwyczaj reagował śmiechem na różne oceny, ale tym razem starałby się jej nie lekceważyć, bo pewnie źle to by się skończyło. I mówił całkowicie serio, jeżeli miała ochotę ochrzanić go za jego ostatnie zachowanie to mogła to zrobić w tym momencie.
- Chciałbym – odpowiedział krótko z mało widocznym uśmieszkiem na twarzy. Oj tak to byłaby świetna umiejętność! Już nawet nie byłby tak zachłanny, żeby czytać w myślach wszystkich, wystarczyłby kobiety. Nawet kilka, a w ostateczności jedna. Wtedy wszystko byłoby o wiele prostsze, bardziej niż był nawet tego świadomy. Gdyby wiedział, że Felicia kiedykolwiek cokolwiek do niego czuła. Wtedy mógłby wytłumaczyć się i pokazać prawdziwe powody, dla których złamał tak wiele zasad. Pojawienie się tej uroczej blondynki, która wywoływała tak dobre wspomnienia sprawiło, że mężczyzna powrócił do uczuć, które już dawno były przez niego zapominanie. Mówią stara miłość nie rdzewieje. Nie było istotne, że nigdy nie byli ze sobą bardzo blisko, nigdy się nawet nie całowali. Jego uczucia były jak najbardziej prawdziwe. Jeżeli tak mocno kochał kogoś, kto nie odzwierciedlał tego uczucia – jego zdaniem – to nie dziwne, że nawet po latach pozostały w nim jakieś ślady tych uczuć. Prawda, że wtedy próbował z nimi walczyć wszystkimi środkami, stłumił je doszczętnie, ale wystarczyło jedno spotkanie, jego spojrzenie w jej błękitne oczy, jeden jej piękny uśmiech, a to wszystko zaczynało się wydostawać. I nie ważne było, że ma teraz do czynienia z całkiem inną osobą, dla jego uczuć Felicia nadal pozostawała tą samą osobą, którą znał. Jedynie jego rozum mówił mu coś innego.
- I tutaj pada magiczne słowo ideał – odpowiedział. Nie wierzył w istnienie ideałów, każdy miał wady. Mniej lub bardziej rażące, ale miał. Czasem tylko były takie, że komuś one nie przeszkadzały i wtedy mogliśmy mówić o jakiś zbliżeniu do ideału, ale ta osoba i tak nim nie było, bo kogoś innego doprowadzałaby do szaleństwa. W końcu jeżeli był osobnikiem, który we wszystkich wyłapywał ich wady to wiedział o czym mówi. Choć z drugiej strony jakby miał przyjrzeć się Felicii. Może była trochę za nerwowa, zwracając uwagę na ich poprzednie spotkanie. I dużo mówiła, ale to było akurat jego świetnym uzupełnieniem. Były momenty, w których to było przydatne, choć w innych chętnie zamknąłby jej tą rozgadaną buzie. I tu już jego wyobrażenia powędrowały stanowczo za daleko. Z jakiej okazji mógł pomyśleć o tym, że chętnie by ją pocałował? To nie trzymało się całości. Blondynka wywoływała niesamowite zamieszanie w jego umyśle.
- Powiedzmy – odpowiedział krótko. Nie chciał dokładnie zagłębiać się w tę myśl, bo to nie był odpowiedni moment. Tak jak ona nie wypytywała o to, co chciał powiedzieć to on też nie miał zamiaru nic na siłę wyciągać. Czasem było lepiej tego nie robić. Jeżeli ktoś nie był pewny, co chciał powiedzieć to zmuszanie go do tego nie miało większego sensu. Cokolwiek ją zablokowało miało znaczenie, jak jego wcześniej. Wolał po prostu przemilczeć ten fragment, żeby znowu nie zeszli na tematy, które mogłoby sprawić, że zaczną skakać sobie do gardeł. Tego raczej nie chciało żadne z nich.
- Czyli jesteś ulubionym typem pracownika dla potencjalnego szefa – dodał od siebie. Przynajmniej nie groziło jej zwolnienie, jeżeli trzeba byłoby zmniejszać kadrę pracowniczą. Takie osoby zawsze były cenne. Zazwyczaj nie wykorzystywały całego urlopu, brały wszystkie niewygodne terminy. Mogła być chociaż bezpieczna o swoje miejsce. On w sumie był bardzo podobny, bo też większość życia ostatnio poświęcał pracy tylko oprócz tego był typem upierdliwego pracownika. Nie silił się by atmosfera w pracy była przyjemna, nie dawał sobie wciskać wszystkiego od razu, musiał zawsze trochę ponarzekać. Ale ostatecznie i tak wychodził na plus w porównaniu z niektórymi. Miał swoje zalety, które nadrabiały jego upierdliwość.
- Podobnież zwierzaki mogą upodabniać się do swoich właścicieli. Jak przestaniesz być aspołeczna, to może on też – powiedział wesołym tonem. Widział to po sobie i swoim psiaku. Łączyła ich niesamowita upartość. Tak więc może kot Fel też by się zmienił? Jeżeli zaczęłaby sprowadzać znajomych do domu to nie miałby wyboru i w końcu musiałby ich zaakceptować. Chyba, bo koty to były dziwne stworzenia. Ale każdego do wszystkiego można było przyzwyczaić, tylko potrzeba było czasu. Moment później uśmiech całkowicie zniknął z jego twarzy, faktycznie Leo zapomniał już jak wygląda sytuacja. Przecież oni się nie znają i nie mają prawa znać. Nie było nawet takiej opcji, żeby blondynka kiedykolwiek przekroczyła próg jego domu. Chyba jego wyobrażenia zbyt daleko odbiegały od rzeczywistości, choć zazwyczaj to się nie zdarzało. – Przez chwilę zapomniałem – mruknął pod nosem. On był powiązany z tą sprawą, ona też. Nie dało się tego zmienić, a z racji iż reprezentowali przeciwne strony to nie powinni mieć ze sobą nic wspólnego. Niestety. Nie mógł na to wpłynąć, ale mógł ot tak wycofać się ze sprawy nie podając powodów, a nawet jeżeli by to zrobił to jeżeli dalej by się toczyła to nie mógłby się do niej zbliżyć.  Mogła by go oskarżyć o wiele różnych rzeczy, które potem mogłyby zaważyć na autentyczności śledztwa. On mógł wierzyć, że tego nie zrobi, ale dla szefostwa nie byłby to żaden argument.
Ta wizja była koszmarnie przytłaczająca, dlaczego jedyna osoba, z którą kiedyś łączyło go coś prawdziwego. Która była dla niego ważne. Teraz była tą, do której nie powinien się zbliżać. I tak to robił, ale nie powinien. Życie zawsze rzucało kłody pod nogi… Był w stanie usłyszeć dopiero kilka ostatnich słów, więc nie zdawał sobie sprawy, jak prezentowała się panika blondynki. Tak samo, jak nie miał pojęcia ile czasu mogło upłynąć. Po swoich słowach powoli otworzył oczy, próbując zobaczyć cokolwiek. W tych okolicznościach to nie było łatwe. Przynajmniej migające światło, co kilka chwil oświetlało jej twarz, dzięki czemu mógł jej się przyjrzeć. Wtedy zauważył jej łzy wraz z rozmytym makijażem. Mało co na niego działało, co potrafiło go w jakiś sposób ruszyć, ale płacz należał do tej grupy. Czuł się koszmarnie, gdy był w otoczeniu kogoś kto płakał, a jak ktoś płakał przez niego to miał okropne wyrzuty sumienia. Uśmiech od razu zniknął z jego twarzy, nie zdawał sobie sprawy, że może tak bardzo ją wystraszyć.
- O mój Boże, Fel, nie chciałem – zdążył wymruczeć pod nosem, spróbować wytrzeć dłonią jej mokry policzek, a po chwili kobieta wpadła w jego gorszy lament. Przejęła się nim sto razy bardziej niż on sam sobą. Ta sytuacja była koszmarnie stresująca i wizja siedzenia w windzie z trupem zapewne nie była pocieszająca, ale jej reakcja i tak była bardzo skrajna. Poczuł się okropnie. – Wszystko ze mną w porządku – powiedział, żeby ją jakoś uspokoić, choć to mijało się z prawdą. Wiedział, że pożałuje wzięcia tych tabletek, ale nie teraz miał się nad tym zastanawiać. Miał przed sobą całkowicie zdruzgotaną Fel, a w sobie ciążące poczucie winy. Chyba nigdy wcześniej nie byli tak blisko. To była specyficzna sytuacja, ale mimo wszystko. Na moment przymknął oczy, opanował wszystkie swoje myśli. Podniósł się powoli i objął ją, wplatając jedną z dłoni w jej włosy. Widział, że cała drży, więc starał się ją jakoś uspokoić, a taki ruch wydawał się mu jak odpowiedniejszy. – Hej – powiedział, żeby na moment się uspokoiła i spojrzała prosto w jego oczy. - Zaraz nas wyciągną, zobaczysz – dodał pokrzepiająco, nie ważne czy sam wierzył w te słowa czy nie.


Ostatnio zmieniony przez Leonardo Cervera dnia Nie Wrz 20, 2015 10:45 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Felicia Sage


Felicia Sage
https://wyspa.forumpolish.com/t137-felicia-andrea-sage https://wyspa.forumpolish.com/t145-czy-leci-z-nami-pilot https://wyspa.forumpolish.com/t144-felicia-andrea-sage
Dane osobowe :
25 lat | stewardessa | wdowa | pół Brazylijka, pół Australijka | 180 cm

Znaki szczególne :
krótkie włosy w kolorze blond | czasami przechodzące w błękit, jasnoniebieskie oczy | praktycznie non stop czerwone usta

Ubiór :
gruby łańcuszek ze srebrnym krzyżem łacińskim, personalizowany, grawer ANGELO na pionowej części z tyłu, przy skórze pod koszulką | kolczyki-liski ze złota (wkręty) | długie spodnie damskie w stylu kowbojskim | biała koszulka męska | niebieska koszula damska z długimi rękawami | kowbojki | cienkie rajstopy podarte przy kolanach

Ekwipunek :
Dziecięcy plecak moro, a w nim: krem nawilżający, paczka mokrych chusteczek, czarna farba do włosów, maskara, dwie tabletki paracetamolu, dwie grube frotki, zeszyt, komplet kolorowych kredek, pluszowy miś, strój stewardessy [podarta sukienka, porwany żakiet, baleriny na niskim obcasie], pięć kiełbasek, dwie tortille, butelka koniaku, opakowanie tabletek antykoncepcyjnych, buteleczka wody utlenionej, poradnik Kamasutry, pusta butelka.

Stan zdrowia :
drobne ranki na twarzy i wierzchach dłoni |oczyszczone rany po szkle powbijanym w plecy - hipsterska wersja jeżozwierza | rozcięty łuk brwiowy - bo naturalne farby do twarzy są w cenie

Punkty :
673


De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: De boas intenções o inferno está cheio...   De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 EmptyNie Wrz 20, 2015 7:19 pm

- Raczej tak. Zdarzają się mniej uprzejme wyjątki, jak chyba w każdym zawodzie, ale nie mają przy tym zbyt dużych szans na owocną karierę, wiesz. To praca nieustannie z ludźmi, mimo wszystko, niektórzy z nich są wybitnie irytujący... Natrętni, ohydni, namolni, wkurzeni, paranoidalni, zwyczajnie dziwni, inni natomiast są dobrzy, mili i kulturalni. Do wszystkich musimy się odnosić z przesadną uprzejmością, choć nikt nie broni nam przy tym znacznie bardziej doceniać tych normalnych pasażerów. Także dostaniesz jakąś tam kulturę nawet przy jej braku z twojej strony, ale znacznie lepiej jest, kiedy stewardessa cię polubi. Uwierz mi. - Spojrzała mu prosto w oczy, uśmiechając się co prawda, ale zachowując przy tym cień powagi. Nie żartowała bowiem z tą uprzejmością. Osobiście znała jedną ze stewardess, które pluły do kaw nielubianych klientów lub też robiły takie rzeczy, że włos się jeżył na głowie. Ona sama co prawda nie oferowała żadnych wstawek do serwowanych potraw i drinków, ale wychodziła przy tym z założenia, że znaczna część jej klientów zwyczajnie wie, co może się stać. Czasami żartowała nawet na ten temat z tymi, których kojarzyła już z wielokrotnego widzenia, swoistymi stałymi pasażerami. Lepiej w końcu utrzymywać dobrą atmosferę praktycznie w każdym momencie lotu niż zmagać się później z niezręcznością lub też wręcz wrogością. Przynajmniej dla niej samej, bo zdarzali się tacy frustraci, którzy od początku nastawieni byli na uprzykrzanie wszystkiego i wyładowywanie pokładów agresji na każdym, kto nawinął im się pod rękę. Nie przekreślała z góry nawet takich osób, ale z nimi sprawa miała się całkowicie inaczej. Fel zaś złapała się teraz na myśli, że liczyła na to, iż jej towarzysz nie należał do tej wyjątkowo paskudnej grupy.
Choć on... Cóż, w stosunku do niego miała wybitnie wiele skrajnie różnych myśli, wrażeń i uczuć. Całkowity wewnętrzny chaos, a przecież nigdy nie było aż tak pogmatwanie. Dokładnie - nigdy, nawet przed laty, kiedy to wszystko dotyczyło jej jakby dużo bardziej personalnie - nie mogła teraz dokładnie nazwać tego wrażenia, choć takie słowo nie do końca pasowało do stanu - i na dodatek było świeższe. Pozornie to nastolatki nazywano nieogarniętymi, ale w tej chwili gotowa była stwierdzić, że wtedy nijak się miało do intensywności teraz. Nie miała pojęcia, dlaczego tak się stało, ale wystarczyła chwila, początkowy moment w kawiarni, by przypomnieć jej przeszłość. Wtedy jeszcze pewnie nie zrobiłoby to na niej aż takiego mocnego wrażenia, jednakże teraz... Ta atmosfera, te słowa... Nigdy nie pragnęła mieć jakieś specjalnej mocy, lecz w tejże chwili tak. Ona też zajrzałaby w jego myśli, gdyby tylko mogła. Choć to, co by w nich zapewne znalazła, nie byłoby dla niej całkowicie dobre. Tak jak wszystkie rzeczy, miałoby swoje dobre i złe strony, swe wady i zalety. Pytanie tylko, czy w tym wypadku świadomość porażki nie zabiłaby w niej wszystkich pozytywmych wrażeń. Teraz mogła bowiem co prawda zastanawiać się, co byłoby, gdyby... Lecz w takim wypadku, cóż, to nie byłoby już to. Wtedy wiedziałaby, że faktycznie mogło tak być. Jeszcze bardziej dobite marzenia i sny...
- Zapamiętam to sobie. - Powiedziała, nie do końca wiedząc, czy zabrzmiało to jak zwykłe stwierdzenie... Czy może jednak obietnica, bo groźbą zdecydowanie nie było. Felicia była przedstawicielką tych strasznie chaotycznych kobiet. Mogła płakać, mogła krzyczeć, ale dwóch rzeczy nie robiła - nie groziła i nie strzelała typowo babskich fochów. Uważała to zwyczajnie za coś grubo poniżej swojego poziomu. Była w końcu dorosła i nie chodziła już do przedszkola, z czym być może wiązać się mogła jeszcze trzecia rzecz - praktycznie nigdy nie latała na skargę. Ani do matki, z którą to zresztą nie była aż tak mocno związana jak jej starsza siostra, ani kogokolwiek innego. Nie obsmarowywała ludzi za ich plecami, dlatego też milczała również w przypadku Angelo-Leonardo, kiedy miała okazję rozmawiać z panną młodą o wrażeniach, jakie na niej zrobił. Powiedziała miły, mając przy tym wtedy szczerą nadzieję, że szalona Olivia nie postanowi ich ze sobą swatać, bo jej koleżanka zdecydowanie była w stanie wpaść na coś równie tchnącego absurdem. 
- Czyżbym wyczuwała prześmiewczy ton w twoim głosie, kiedy mówisz o ideałach? Cóż, jak u dziewięćdziesięciu dziewięciu procent ludzi, jakich znam. Jeden procent za to nieustannie powtarza o ich istnieniu. I komu tu wierzyć... - Mruknęła z rozbawieniem. Oczywiście, że ideały nie istniały w czystym tego słowa znaczeniu. Każdy miał różne strony swojego charakteru, chodziło zatem o to, że niektóre jego typy zgrywały się ze sobą lepiej, kiedy inne robiły to gorzej. Istniały osoby idealnie do siebie dopasowane, tak przynajmniej sądziła. Nawet nie zgrywające się ze sobą do perfekcji, ale na swój sposób dopełniające siebie. Coś jak osławione dwie połówki jabłka. I skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie marzyła o tym, by znaleźć swoją własną. Oczywiście, że marzyła. Jak znaczna większość osób. Problem w tym, iż zwyczajnie nie była w stanie odnaleźć kogoś takiego, choć kiedyś myślała, że właśnie to zrobiła. Kiedyś... Czyż nadal nie żywiła w stosunku do niego całej masy tych nielogicznych uczuć...? Właśnie. 
- I dla wszystkich współpracowników, o ile nie są leniwi i nie starają się jednocześnie o awans, bo wtedy jestem dla nich tak zwanym wrzodem na dupie. W końcu szefostwo często stawia takich jak ja za jakiś chory przykład, jakby to miało większe moralizatorskie znaczenie, choć w żadnym razie tak nie jest. Każdy się za to wścieka. A wtedy mam takie mini piekiełko. - Wyjaśniła, poszerzając nawet nieco samą istotę tego, co dopiero niejako liznęli w tym temacie. Nie chciała jednak zbyt wiele opowiadać, ponieważ i tak miała wrażenie, że mówi i tak za dużo. Przynajmniej w zestawieniu z tym, czym karmił ją Angelo. Choć i tak zauważyła, że dużo bardziej się rozgadał, co mogła uznać za swój minisukces, gdyby tylko prowadziła listę takich drobnych zwycięstw i gdyby wierzyła w to, że później też tak będzie. Uprzedzając wątpliwości - nie, nie wierzyła. Ani trochę.
- Tym razem nie powiem ci, byś znalazł kogoś, przy kim nie będę aż tak straszliwie aspołeczna, ponieważ byłoby to raczej nawet bardziej niż niezręczne, czyż nie? - Skoro powiedział jej, że może być przy nim szczera, to właśnie robiła. Była otwarta w tym, co mówiła. I wyjątkowo żałowała też tego, że tak miała się cała sprawa. - To wiele zmienia, niestety.
Zmieniało w ewentualnej przyszłości, a właściwie w braku tejże przyszłości, ich relacji. Nie wpływało zaś na to, co do niego czuła. Potrzebowała wiele więcej, by zrezygnować nawet z takiego katowania się w imię niczego. Dlaczego życie nie mogło być choć trochę bardziej proste, łatwiejsze? Być może w grę wchodziła inna rzeczywistość, w której to nie działy się praktycznie żadne paskudne rzeczy, a katastrofa była powodem do szoku. W tej jednak było jak było, nie mogła tego zmienić, choć próbowała. Dalej i nieustannie. Momentami jednak zwyczajnie musiała zrezygnować z takich prób. Tak jak w chwili, kiedy zrozumiała, że nie może nic zrobić, by Angelo ocknął się z tego, co nagle pochwyciło go w swoje sidła. Nie wiedziała, co to było. Wiedziała za to, że podczas tych minut odkryła się bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Nie powiedziała mu co prawda, że go dalej kocha, bo to były zdecydowanie wielkie słowa, ale za to wypowiedziała wiele innych rzeczy. I kiedy się ocknął... Dotarło do niej, że nie chciałaby, by cokolwiek wtedy usłyszał. Z tego powodu serce jej mocniej zabiło, a na policzkach pojawiły się rumieńce. Nie zdradliwe, bo równie dobrze mogły być swobodowane gorącem, ale jednak.
- Nic nie mów, proszę... - Wyszeptała, próbując powstrzymać płacz i drgawki, kiedy podniósł się w próbie pocieszenia jej. - Nie powinnam była tak reagować, ale... - Zaczęłam, cichnąc zupełnie nagle, gdy zrobił coś, czego zupełnie się nie spodziewała. Niby zwykły gest, a jednak... Wpatrując się przez długą chwilę w jego oczy... Nachyliła się, całując go...
Powrót do góry Go down
Leonardo Cervera


Leonardo Cervera
https://wyspa.forumpolish.com/t252-leonardo-cervera https://wyspa.forumpolish.com/t262-leonardo-cervera https://wyspa.forumpolish.com/t260-leonardo-cervera
Multikonta :
Kiara

Dane osobowe :
30 lat | Służby Specjalne | Sydney | Kolumbijczyk | Rozwodnik | Większość życia spędził w Brazylii, od trzech lat w Australii| 185 cm

Znaki szczególne :
dobrze zbudowany | kilka tatuaży o znaczeniu znanym tylko jemu | blizna na żebrach

Ubiór :
biała podkoszulka z śliczną mozaiką błota i krwi | jeansowa kurtka z długim rękawem | długie, czarne spodnie | wygodne adidasy

Ekwipunek :
płachta (2,5x3) | walizka-plecak: buteleczka alkoholu, chusteczki, notatnik z adresami, nowy ołówek, końska maść rozgrzewająca (150g), BlackBerry Passport (37% baterii) z breloczkiem, damska kosmetyczka (pół buteleczki wody utlenionej, tusz i kredka, czerwona szminka), roztrzaskane lusterko, skarpety frotte, suchy szampon, winogronowa Fanta (1l), koperta ze zdjęciami, dziecięcy kocyk, trampki męskie - rozmiar 42 | srebny krzyżyk, dwuosobowy namiot z narzędziami, krakersy, butelka wina

Stan zdrowia :
głęboko rozcięty lewy policzek (pionowa rana mająca około pięciu centymetrów długości, na tyle głęboka, by w przyszłości pozostawić bliznę) | kolce w dłoni | silny ból prawego ramienia | zszyta muliną rana na kości potylicznej i towarzyszący temu ból głowy

Punkty :
533


De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: De boas intenções o inferno está cheio...   De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 EmptyNie Wrz 20, 2015 11:01 pm

- Mówisz to tak, jakby stewardessa w odwecie za złe zachowanie mogłaby zrobić coś złego – powiedział z lekki uśmiechem na twarzy. Wydawało mu się, że takie rzeczy nie powinny się dziać, ale kto wie do czego zdolni są ludzie. W końcu one przynosiły wodę i jedzenie, a mogły z tym zrobić wszystko. Nie powinny łamać przepisów, ale kto wie. Na samą myśl pewnych poczynań od razu skwasił minę. – Dobrze, że ja zawsze śpię – dodał od siebie. On zapewne należałby do nieprzyjemnych pasażerów. Nie potrafiłby wysiedzieć na miejscu i co chwilę o coś prosić. Szczególnie przy dłuższych lotach. Ale z racji, że nie znosił tego dobrze to zazwyczaj ratowały go tabletki nasenne i tym podobne. Gdy inni marudzili i przeżywali podróż to on smacznie spał i budził się w czasie lądowania, a potem szedł na porządny obiad, żeby zjeść coś normalnego.
- Zazwyczaj większość ma rację – odpowiedział na jej słowa. W końcu wiele ważnych decyzji podejmowało się większością głosów, mniejsze prawdopodobieństwo pomyłki. Także ten jeden procent optymistów i marzycieli nikł przy całej reszcie, która była o wiele bardziej zróżnicowana, a mimo to nie wierzyła w ideały. Nikt nie dostawał wszystkiego od życia, zawsze było jakieś ale. Ktoś był piękny, ale niski. Ktoś był mądry, ale biedny. Ktoś miał dobre serce, ale był outsiderem. I tak dalej. Nie istniały osoby idealne, choć niektórzy się na nie kreowali. Takie zachowania były śmieszne, a najbardziej lubił reakcje ludzi, gdy uświadamiało im się, że nie są idealni. Wtedy jeszcze bardziej za wszelką cenę, próbowali udowadniać swoje racje i coraz bardziej się pogrążać. – Choć z drugiej strony.. – Zaczął i zaśmiał się po chwili. Temat rzeka, można było sobie rozmawiać i gdybać w tej kwestii, ale i tak na koniec nie doszliby do jakiegoś konkretnego wniosku. Takie rzeczy po prostu należało praktykować! Szukać, szukać, aż odnajdzie się kogoś kto potwierdzi bądź zaprzeczy tezie o ideałach. Te poszukiwania na pewno musiały być długie i męczące, wiązać się z poznawaniem dużej liczny osób, z czego większość relacji byłaby bardzo krótka, ale Leo byłby w stanie poświęcić się, żeby potem móc udzielić konkretnej odpowiedzi na pytanie, kto ma racje.
- Z kim ty pracujesz? Raz cię kochają, raz nienawidzą, nawet kobieta jak ma złe dni nie zmienia aż tak diametralnie swoich uczuć, ona najwyżej dochodzi do niechęci, ale nie nienawiści – odpowiedział z uśmieszkiem na twarzy. Pewnie większość  jej współpracowników to były kobiety, więc domyślał się, że w momencie ogólnego kryzysu muszą mieć tam ładne piekiełko. Akurat był typem osoby, która nie narzekała na kobiece humorki, bo patrzył to jak na uatrakcyjnianie sobie życia. Co prawda powrót do domu i dostanie ochrzanu za to, że odwiesiło się kurtkę na nie swój wieszak nie było miłym doświadczeniem, ale w zamian za to w inny dzień można było dostać niespodziankę w postaci bardzo napalonej kobiety na co już by nie narzekał. Wszystko miało swoje uroki! Czasem warto byłoby trochę pocierpieć, bo potem karma odwracała się. Chyba, że miałby znosić takie humorki i nie dostawać nigdy nic w zamian to już nie byłoby takie sympatyczne. – Szef też powinien rozumieć, że na co innego może pozwolić sobie samotna kobieta a żona i matka trójki dzieci – odpowiedział już nieco poważniej. Pewnie osoby młode nie stawiały wiele obiekcji, mogły dostosowywać swoje grafiki i były bardziej pożądane przez pracodawcę. Osoby, które miały rodzinę raczej nie chciały spędzać świąt w pracy i to było w pełni zrozumiałe. Niestety niektórzy stosowali zasadę jeden do jednego. Jeżeli jedna osoba może to wszyscy mogą i już.
- Zawsze mogę przedstawić ci któregoś z moich kolegów z pracy – zaproponował po jej słowach i zamyślił się, patrząc gdzieś w obok. Po chwili pokiwał przecząco głową, dodając. – Ci którzy są wolni są za dużymi dupkami. Zawsze zostaje ci jeszcze… twój sąsiad – dodał, chcąc obrócić to jakoś w żart, nawet jeżeli wyszło trochę niezgrabnie. Nie rozumiał jak Felicia mogłaby mieć problem ze znalezieniem kogokolwiek. Gdyby tylko chciała – a to jest podstawowy warunek – to pewnie od ręki, wchodząc do pierwszej lepszej kawiarni znalazłaby jakiegoś mężczyznę, który by się z nią umówił. Tylko chyba brakowało jej pewności siebie bądź czegokolwiek, co sprawiało, ze miała takie a nie inne podejście. On mógł być obiektywny – do pewnego stopnia – i widział przed sobą naprawdę ciekawą osobę, nie wydawało mu się że patrzyłby na nią przez jakieś różowe okulary bo nigdy tego nie robił. To że jego poprzednia propozycja randki okazała się pomysłem, którego nie można było zorganizować to jedno, ale z drugiej strony chyba wolałby poszukać dla niej kogoś bardziej odpowiedniego. Kogoś takiego, żeby miał pewność, że jej nie skrzywdzi. A on… o siebie w ogóle nie był już pewny. Przez ostatnie lata trochę zapomniał kim jest. Musiał zmieniać się tyle razy, że gdzieś w tym wszystkim zagubił siebie. Fel nie byłby potrzebny osobnik z takimi problemami.
Czuł się koszmarnie. Czuł się gorzej niż koszmarnie. Może nie miał wielkiego wpływu na to jak jego organizm zareagował na tą stresującą sytuację, ale czuł się winny tego co się wydarzyło. To miał być spokojny dzień, pełen radości i zabawy, a nie dzień, który Fel zapamięta jako zatrzaśniecie w windzie z wizją prawie martwego mężczyzny przy boku. Kilka lat wcześniej straciła kogoś bardzo bliskiego, a teraz była świadkiem takiej, a nie innej sceny. Nie mógł nawet sobie wyobrazić jak bardzo ciężka to musi być dla niej sytuacja. – Ale? – powtórzył jej słowo, niby miał się nie odzywać, ale jedno słowo to niewiele. Nie miał pojęcia, co mogłaby chcieć powiedzieć. Ale to dopiero jej działanie całkowicie zbiło go z tropu. Chyba był bardziej świadomy tego co się dzieje, nim nie targały tak bardzo emocje jak nią, przynajmniej do tego momentu. Nie wiedział, co się dzieje, ale gdy już poczuł dotyk jej warg to przestało być istotne. Wiele razy marzył o tym momencie. Wyobrażał sobie jak to może wyglądać, w jakich okolicznościach. Czy faktycznie byłoby tak dobrze, jak sobie o tym myślał. Czy jej wargi były tak delikatne na jakie wyglądały. W tym momencie dostał odpowiedzi na te wszystkie pytania razem z masą uczuć, która w niego uderzyła. Nie dziwne więc, że odwzajemnił jej pocałunek. Jeżeli tego pragnął od tak dawna i w końcu miał okazje – prawdopodobnie jedyną – żeby spełnić swoje dawne pragnienia to poddał się chwili, nie mając zamiaru odrywać się od jej warg do momentu, aż ona oprzytomnieje i sama go odepchnie.
Powrót do góry Go down
Felicia Sage


Felicia Sage
https://wyspa.forumpolish.com/t137-felicia-andrea-sage https://wyspa.forumpolish.com/t145-czy-leci-z-nami-pilot https://wyspa.forumpolish.com/t144-felicia-andrea-sage
Dane osobowe :
25 lat | stewardessa | wdowa | pół Brazylijka, pół Australijka | 180 cm

Znaki szczególne :
krótkie włosy w kolorze blond | czasami przechodzące w błękit, jasnoniebieskie oczy | praktycznie non stop czerwone usta

Ubiór :
gruby łańcuszek ze srebrnym krzyżem łacińskim, personalizowany, grawer ANGELO na pionowej części z tyłu, przy skórze pod koszulką | kolczyki-liski ze złota (wkręty) | długie spodnie damskie w stylu kowbojskim | biała koszulka męska | niebieska koszula damska z długimi rękawami | kowbojki | cienkie rajstopy podarte przy kolanach

Ekwipunek :
Dziecięcy plecak moro, a w nim: krem nawilżający, paczka mokrych chusteczek, czarna farba do włosów, maskara, dwie tabletki paracetamolu, dwie grube frotki, zeszyt, komplet kolorowych kredek, pluszowy miś, strój stewardessy [podarta sukienka, porwany żakiet, baleriny na niskim obcasie], pięć kiełbasek, dwie tortille, butelka koniaku, opakowanie tabletek antykoncepcyjnych, buteleczka wody utlenionej, poradnik Kamasutry, pusta butelka.

Stan zdrowia :
drobne ranki na twarzy i wierzchach dłoni |oczyszczone rany po szkle powbijanym w plecy - hipsterska wersja jeżozwierza | rozcięty łuk brwiowy - bo naturalne farby do twarzy są w cenie

Punkty :
673


De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: De boas intenções o inferno está cheio...   De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 EmptyPon Wrz 21, 2015 12:28 am

- Teoretycznie nie może, ale pamiętaj, że to tylko czysta teoria. W praktyce... Cóż, może lepiej, byś nie wiedział, co niektóre moje współpracownice potrafią wymyślić. Momentami są jeszcze bardziej kreatywne od Aibileen ze Służących. Nie mówię, że od razu wszystkie, bo sama nie uciekam się do jakichś podchodowych metod mszczenia się na pasażerach, ale z ręką na sercu mogę ci powiedzieć, że lepiej zwyczajnie być miłym albo chociaż neutralnym. To popłaca za każdym razem. Na swój specyficzny sposób, chociaż możesz tego nawet nie widzieć. Ot co. - Jeśli już zapewniał ją, że może być przy nim szczera, zamierzała właśnie tak się zachowywać. Przy okazji chciała go dodatkowo ostrzec przed niezbyt pożądanymi skutkami nieciekawego zachowania w samolocie lub też na lotnisku, o co było zaskakująco łatwo. Czasem zdarzało się tak, że ludzie nawet nie zdawali sobie sprawy z tego, jak bardzo piekielni byli w swym zachowaniu. Większość stewardess rozpoznawała coś podobnego, balansując jednak przy tym na cienkiej granicy domysłów, lecz zdarzały się i takie, które kompletnie nie zwracały na to uwagi. Dla nich nieuprzejmość była nieuprzejmością, nawet niezależnie od okoliczności.
- Cóż za śpioch z ciebie... - Mruknęła cichutko, nieco obracając przy tym głowę, by nie zauważył dziwnie ckliwego uśmiechu, jaki pojawił się przy tym na jej twarzy. Nawet tak proste stwierdzenia, jak te o śnie, przywoływały jakieś wspomnienia. Z tą drobną różnicą, że to właśnie jej zdarzało się zasypiać kiedyś podczas większości trochę dłuższych podróży lub oczekiwań na podróż. Otwarcie - z głową na jego ramieniu, a czasami też na kolanach. To były znacznie lepsze czasy, zdecydowanie. Teraz nie miała kogo wykorzystywać za swą osobistą poduszkę. Zresztą pewnie nikt nie byłby aż tak świetny w tej roli. Taka prawda, w jej myślach była ona zarezerwowana właśnie dla Angelo, choć zdarzały się takie chwile, kiedy pragnęłaby móc rozwinąć to niegdyś o inne funkcje. Przeszłości jednak nie cofnie.
- Momentami mam wrażenie, że z bandą potencjalnych psychopatów. - Zaśmiała się trochę nazbyt ciężko, przez co po chwili śmiech przeszedł w suchy kaszel. Umysł mówił jej tylko jedno pić. Serce zaś uciekało zupełnie w innym kierunku. I nie, zdecydowanie nie w stronę kolegów z pracy Angelo-Leonardo lub też młodego sąsiada, choć ta wizja mogłaby być całkiem zabawna. Zdecydowanie wolałaby jednak, by było całkowicie na odwrót i by to któryś z jego kolegów przedstawił jej swoich kolegów... Co zaś tyczyło się Młodego, cóż. - Wydaje mi się, że wolę starszych. - Zażartowała, jednakże jej późniejsze zachowanie mogło być idealnym odzwierciedleniem tych słów.
Nigdy wcześniej, kiedy z kimkolwiek się całowała, nie czuła czegoś takiego. Tego szybkiego łomoty serca, zawrotów głowy i wrażenia, jakie większość ludzi określała chyba mianem motylków w brzuchu. Była dorosłą kobietą, lecz zachowywała się w tym nieco jak młodziutka nastolatka, która po raz pierwszy zasmakowała pocałunku. Cóż mogła powiedzieć? Nikt wcześniej tak tego nie odwzajemniał, a okoliczności także zdecydowanie miały wpływ na odbiór całej tej bliskości między nimi. Uspokajacąc drżenie ciała, powoli objęła Angelo za szyję. To było dla niej takie... Nieokreślenie barwne. Zupełnie jak wielopoziomowa prezentacja tego wszystkiego, czego brakowało jej przez wyjątkowo długi czas i o czym marzyła skrycie, kiedy mieszkała jeszcze w Brazylii. Wielokrotnie zastanawiała się wtedy, jakby to było, ale żaden z tamtych snów na jawie nie oddawał w pełni tego, co miało miejsce. I nie musiała nawet uciekać się do tego, co z koleżankami dowcipnie nazywała glonojadem. Wręcz doskonale wyważony pocałunek, w jaki włożyła multum swoich emocji, aby na moment odsunąć się o parę milimetrów, uśmiechając trochę nieprzytomnie i znów to robiąc. Gdyby tylko mogła, takie chwile nadzwyczaj szybko stałyby się jej własnym narkotykiem, ale kiedyś musiała wreszcie wyrwać się z przyjemnego zamroczenia. Kończąc zaś pocałunek, nie odepchnęła mężczyzny, choć w pełni uświadomiła sobie, jak wielki błąd w tym popełniła. Westchnęła ciężko, opierając czoło na jego ramieniu. Nic nie mówiła, powoli kładąc ręce na swoich kolanach. Popełniła kategoryczny błąd, kiedy zbyt mocno się odsłoniła. Przynajmniej skrywał ich mrok...
Powrót do góry Go down


Sponsored content

De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: De boas intenções o inferno está cheio...   De boas intenções o inferno está cheio... - Page 2 Empty

Powrót do góry Go down
 
De boas intenções o inferno está cheio...
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 5Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
All hope is lost :: Prolog :: Retrospekcje-