IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Royce Wide


 

 Royce Wide

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Royce Wide


Royce Wide
https://wyspa.forumpolish.com/t194-royce-wide https://wyspa.forumpolish.com/t283-rojs-zaprasza#2827 https://wyspa.forumpolish.com/t282-royce-wide#2812
Dane osobowe :
32 lata | hodowca owczarków australijskich, treser psów | okolice Sydney, Australia

Znaki szczególne :
wiecznie uśmiechnięty

Stan zdrowia :
Silne stłuczenie i zdrętwienie lewej nogi na wysokości biodra, lekki wstrząs mózgu

Punkty :
126


Royce Wide Empty
PisanieTemat: Royce Wide   Royce Wide EmptySob Sie 15, 2015 10:59 pm

Karta Pokładowa
Oceanic Airlines | Sydney, Australia → Los Angeles, USA | 22-09-2014
dane osobowe

IMIĘ I NAZWISKO:
Royce Wide

DATA I MIEJSCE URODZENIA:
28 IX 1982, Sydney, Australia

MIEJSCE ZAMIESZKANIA:
Okolice Sydney, Australia

NARODOWOŚĆ:
Czystokrwisty Australijczyk

ZAWÓD:
Właściciel hodowli (owczarki australijskie) i profesjonalny treser psów

KLASA PRZELOTU:
biznesowa

TOWARZYSZE PODRÓŻY:
Abelard Zaciszko - młodszy kolega;
Angua, pies rasy owczarek australijski się liczy?

WIZERUNEK:
David Giutoli
biografia

Moja historia nie jest za specjalnie ciekawa, nie zawiera w sobie mrożących krew w żyłach przygód, dramatów wyciskających z człowieka łzy, wzruszających scen miłości. Ot co, po prostu normalne życie. To co najbardziej wyróżnia je od tego większości innych mieszkańców naszej pięknej wyspy to fakt, iż w przeciwieństwie do 90% żyjących tu ludzi nie wychowałem się w mieście. Co prawda przyszedłem na świat w takowym, miałem tyle szczęścia, iż, kiedy dość gwałtownym i przedwczesnym szturmem postanowiłem wypchnąć się na świat, moja rodzina była akurat w Sydney. To był Dzień Wielkich Zakupów, jeden z nielicznych podczas których ojciec, jego brat i bratowa oraz matka wbijali się w samochód i opuszczali granice naszego rancza na cały dzień. Czasem nawet dłużej. To zapewne jedyny powód, który sprawił, że swój pierwszy samodzielny oddech złapałem w czystej sali nowoczesnego szpitala, zamiast w salonie naszego domu.
Dalej wszystko poszło już z górki, według odwiecznej rodzinnej tradycji. Nikt specjalnie nie przejmował się tym by trzymać mnie z dala od zwierząt, ciężkich byków o ostrych rogach i ciężkich kopytach czy wielkich i majestatycznych koni. Wręcz przeciwnie, przy każdej możliwej okazji rodzice zabierali mnie ze sobą, chcąc bym od pierwszych dni wypełniał płuca świeżym powietrzem i przyzwyczajał się do specyficznego zapachu towarzyszącego naszej rzeczywistości. Kiedy tylko nauczyłem się samodzielnie utrzymywać równowagę i siedzieć bez podpory rodzicielskiej dłoni zaczęli sadzać mnie na grzbietach co łagodniejszych zwierząt. Obserwowałem ich wtedy z wysokości patrząc jak pracują, chłonąc wiedzę od samego początku, nasiąkałem tradycjami i miłością do naszych czworonożnych podopiecznych jak gąbka wrzucona do wody.
Chyba nikogo nie zdziwi jeśli powiem, że nie miałem za dużo ludzkich przyjaciół? Nie dlatego, że nie umiałem złapać problemu z innymi dziećmi, byłem zawsze żywym i komunikatywnym bachorem, któremu usta prawie nigdy się nie zamykały, ciągle chciałem o czymś opowiadać, a to o znalezionym ptasim gnieździe z porzuconymi jajami, które przytargałem do naszego kurnika by kwoki mogły je wysiedzieć (niestety... kury nie były zadowolone z tego pomysłu tak jak ja wtedy), a to kangurze, który podszedł tak blisko ogrodzenia, a ja mogłem  go obserwować z drzewa, na którym akurat siedziałem. Na dobrą sprawę do pełni szczęścia wystarczyło mi to co miałem, przyroda, zwierzęta, nie szukałem więc na siłę kontaktu z innymi. Kuzyn, młodszy o dwa lata (on nie miał już tego szczęścia by urodzić się w szpitalu), wystarczył mi jako jedyny towarzysz dziecięcych swawoli.
Dorastałem otoczony przez przyrodę, od najmłodszych ucząc się szacunku do wszystkiego co żywe. Nie obawiałem się większości zwierząt, nauczyłem się unikać sytuacji, w których byłbym narażony na atak i tego jak radzić sobie, gdy jednak znalazłem się w bezpośrednim kontakcie z rozwścieczonym osobnikiem. Nauczyłem się jeździć konno, wypasać bydło, nawiązywać nić porozumienia z każdym naszym podopiecznym. A między tym wszystkim znajdowałem też czas na normalną naukę. Uczęszczałem do szkół publicznych, potem poszedłem na studia (do Sydney, by nie opuszczać na długo rodzinnych stron).
To właśnie na uczelni odkryłem swoją nową pasję. Podczas pierwszego roku studiów po raz pierwszy zetknąłem się z kynologami, zawodowcami, którzy potrafili zdziałać tak wiele w relacjach z psami. Sam od dziecka uwielbiałem te zwierzęta, na naszym ranczu żyło małe stado owczarków australijskich, które rozmnażaliśmy w umiarkowanym stopniu, jedynie na własne potrzeby, one były moimi towarzyszami zabaw, kiedy kuzyna jeszcze nie było i wtedy, gdy był on za mały na swobodne bieganie. Kochałem je całym sercem, nigdy jednak nie przypuszczałem, że tę miłość będę potrafił połączyć z przyszłą pracą. Zawsze byłem przekonany, że to ja odziedziczę lwią część rancza (w końcu byłem najstarszym potomkiem), że będę żył tam i pracował do swojej śmierci, a przynajmniej do dnia, w którym to moje dziecko wyrośnie na tyle by przekazać mu pałeczkę. Wszystko jednak zmieniło się w chwili, w której po raz pierwszy przekroczyłem próg pomieszczenia, w którym spotykali się miłośnicy kynologii, wiedziony bardziej ciekawością niż jakimikolwiek konkretnymi planami.
Miłość do tej dziedziny nauki rozwinęła się u mnie gwałtownie, była niczym płomień, który wybuchnął w mojej duszy, spalił od dawna istniejące tam fundamenty i dał mi szansę na wybudowanie nowych. Porzuciłem poprzednie studia i przeniosłem się na nowe, rozpocząłem naukę, z zapałem uczyłem się pogłębiać i tak już okazałe relacje nawiązywane ze zwierzętami. Wyczuliłem się na mowę ich ciała, na ich potrzeby i jeszcze przed skończeniem studiów podjąłem decyzję, by część ziemi, które miały do mnie należeć przeznaczyć na założenie własnej hodowli. Zapożyczyłem się od wujka, obiecując mu, że w dniu, w którym reszta ziemi przejdzie na mnie odsprzedam mu je za niewielkie wręcz grosze i za zdobyte pieniądze wybudowałem swój ośrodek.
Początki nie były łatwe. Chów, tresura psów, to wszystko wymagało dużych nakładów czasu i pieniędzy, jednak takie przeszkody nie miały mnie powstrzymać. Oddałem się temu w pełni odstępując od większości obowiązków, które wcześniej pochłaniały moją uwagę na ranczu, z dzikim zapałem walczyłem o uznanie czystości rasy i zdobycie certyfikatu o jej wzorcowości, by w końcu, w wieku dwudziestu siedmiu lat móc pochwalić się już poprawnie funkcjonującą hodowlą. Miałem duże długi, jednak nie przejmowałem się tym, nie w wielkim stopniu, w końcu wszystko wskazywało na to, że moja praca nie poszła na marne. Tresura i chów zaczęły przynosić pierwsze pieniądze, prawdziwe pieniądze, a organizowane w Sydney wystawy i konkursy, a także znajomości nawiązane podczas studiów pozwoliły mi zabłysnąć w świecie hodowców i wybić się ponad przeciętny poziom. Ciężka praca zaczęła popłacać, a najlepiej przekonałem się o tym po trzech kolejnych latach, kiedy to lokalni filmowcy, kręcący jakiś serial kryminalny, którego akcja działa się w Sydney, poprosili mnie o współpracę i pomoc w wytresowaniu psów na planie, a także o wypożyczeniu kilku moich zwierząt.
To właśnie na planie poznałem ją, wtedy zdawać by się mogło, kobietę moich marzeń. Połączył nas burzliwy romans, tak jakbyśmy sami byli bohaterami jakiegoś filmu, jednak w przeciwieństwie do bajki istniejącej na ekranach nam nie udało się przetrwać za długo. Po intensywnym roku przyszło wyciszenie, a potem stagnacja, której nie potrafił nawet przerwać pierścionek błyszczący na jej palcu. Rozstaliśmy się jako przyjaciele, bez żadnej urazy.
Jak na razie moją jedyną, prawdziwą miłością miały być psy, którym poświęcałem najwięcej ze swojego czasu. Starałem się rozwijać działalność i poszerzać horyzonty, dzięki poznanym podczas wystaw ludziom nawiązałem współpracę z kilkoma hodowlami zagranicznymi, wyjeżdżałem na wystawy do innych krajów, szczególnie upodobawszy sobie wizyty we Francji. W tym roku udało mi się jednak osiągnąć coś więcej, po raz pierwszy miałem odwiedzić Stany Zjednoczone by wraz z Anguą zaprezentować się na jednej z największych na świecie wystaw.

charakter

Rozrywkowy, wesoły, pozytywnie nastawiony do życia, przyjacielski, dość uparty, mimo wszystko odpowiedzialny i dość rozważny, otwarty, nie przepada za chamstwem ani hipokryzją

umiejetnosci

Umie radzić sobie ze zwierzętami, jako rodowity Australijczyk nie traci zimnej krwi na widok węża, czy pająków, potrafi ponadto obchodzić się ze zwierzętami w taki sposób, by po naruszeniu ich terytorium mieć szansę na wycofanie się bez ryzyka ataku. Ponadto wychowanie na ranczu sprawiło, iż całkiem nieźle jeździ konno, a także dość dobrze radzi sobie w rozpoznawaniu tropów zwierząt. W końcu ktoś musiał tropić to zaginione bydło.
Ma dobrą orientację w terenie, podczas zaganiania stada na nowe pastwiska uczył się od rodziny i pracowników w jaki sposób rozpoznawać gdzie jest północ, a także jak rozpoznawać porę dnia (określić przybliżoną godzinę).
Lubi i umie pływać, choć zajmował się tym tylko dla przyjemności, nigdy nie chodził na jakieś dodatkowe kursy.

dodatkowe informacje

△ JĘZYKI: angielski, francuski (w stopniu komunikatywnym), parę słów po polsku (w tym całkiem pokaźny pokład polskich przekleństw poznanych dzięki Abelardowi);
△ ZAWARTOŚĆ BAGAŻU: 3 koszule, czarne spodnie dżinsowe, kosmetyczka (szczoteczka do zębów, zestaw mini środków kosmetycznych: pasta, żel po prysznic, szampon, pianka do golenia; elektroniczna maszynka do golenia,  patyczki higieniczne), przenośna apteczka (tabletki na ból głowy, bandaż normalny i elastyczny, plaster z opatrunkiem), scyzoryk, psi koc, dwie psie miski, obroża, smycz, dokumenty poświadczające o czystości rasowej Angui, piłka psia, 4 porcje psiej karmy (ok. 1,5 kg), bielizna i skarpety na zmianę (na 4 dni), laptop, zasilacz, ładowarka do telefonu, piżama, luźny t-shirt z nadrukiem ulubionego zespołu, książka do snu, bluza, marynarka, 2 ręczniki, czapka;
△ INNE: >>Jest wielkim fanem książek Terry'ego Pratchetta;
>>Uzależniony od seriali, aktualnie nadrabia całą Grę o Tron;
>>Choć większość swoich urazów bagatelizuje, bardzo przejmuje się stanem zdrowia swoich psów;
>>Rok temu zerwał z narzeczoną, jednak nadal utrzymuje z nią przyjazne kontakty;
>>Podziwia ludzi, którzy umieją rysować/śpiewać/grać na jakimś instrumencie;
>>Wychował się na ranczu położonym niedaleko Sydney;
>>Zawsze nosi przy sobie okulary przeciwsłoneczne;




Ostatnio zmieniony przez Royce Wide dnia Wto Wrz 01, 2015 5:52 pm, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry Go down
Felicia Sage


Felicia Sage
https://wyspa.forumpolish.com/t137-felicia-andrea-sage https://wyspa.forumpolish.com/t145-czy-leci-z-nami-pilot https://wyspa.forumpolish.com/t144-felicia-andrea-sage
Dane osobowe :
25 lat | stewardessa | wdowa | pół Brazylijka, pół Australijka | 180 cm

Znaki szczególne :
krótkie włosy w kolorze blond | czasami przechodzące w błękit, jasnoniebieskie oczy | praktycznie non stop czerwone usta

Ubiór :
gruby łańcuszek ze srebrnym krzyżem łacińskim, personalizowany, grawer ANGELO na pionowej części z tyłu, przy skórze pod koszulką | kolczyki-liski ze złota (wkręty) | długie spodnie damskie w stylu kowbojskim | biała koszulka męska | niebieska koszula damska z długimi rękawami | kowbojki | cienkie rajstopy podarte przy kolanach

Ekwipunek :
Dziecięcy plecak moro, a w nim: krem nawilżający, paczka mokrych chusteczek, czarna farba do włosów, maskara, dwie tabletki paracetamolu, dwie grube frotki, zeszyt, komplet kolorowych kredek, pluszowy miś, strój stewardessy [podarta sukienka, porwany żakiet, baleriny na niskim obcasie], pięć kiełbasek, dwie tortille, butelka koniaku, opakowanie tabletek antykoncepcyjnych, buteleczka wody utlenionej, poradnik Kamasutry, pusta butelka.

Stan zdrowia :
drobne ranki na twarzy i wierzchach dłoni |oczyszczone rany po szkle powbijanym w plecy - hipsterska wersja jeżozwierza | rozcięty łuk brwiowy - bo naturalne farby do twarzy są w cenie

Punkty :
673


Royce Wide Empty
PisanieTemat: Re: Royce Wide   Royce Wide EmptyCzw Wrz 03, 2015 11:06 pm

witaj na Wyspie!

Cieszymy się, że zdecydowałeś/aś (zmienić na właściwe) się do nas dołączyć i mamy nadzieję, że zostaniesz z nami na długo! Pamiętaj, że przed rozpoczęciem rozgrywki musisz założyć jeszcze informator oraz zarezerwować miejsce w samolocie. Punkty za Kartę otrzymasz po założeniu Informatora. Jeśli będziesz mieć jakieś uwagi lub pytania - pisz śmiało, od tego tutaj jesteśmy! (:

Uwagi do Karty:Cóż mogę powiedzieć? Lukruję Kartę, posypuję ją cukrem pudrem i cukierkowymi serduszkami, bo naprawdę bardzo mi się podobała. Nie mam żadnych większych uwag, więc mogę śmiało zaakceptować Royce'a, co też zrobię z wielką chęcią. <3 Z pewnością ucieszy Cię fakt, że przez ten czas znalazł się już jego czworonożny przyjaciel, choć nie jest w zbyt dobrym stanie, niestety.
Leć zatem do fabuły, baw się dobrze i odszukaj swojego psiaka wraz z jego nową właścicielką. Może zajmiecie się nim razem...? ;>
Powrót do góry Go down
 
Royce Wide
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Royce Wide

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
All hope is lost :: Offtop :: Archiwum :: Karty Pokładowe-