IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Don't you know there ain't no Devil, it's just God when he's drunk.


 

 Don't you know there ain't no Devil, it's just God when he's drunk.

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Felicia Sage


Felicia Sage
https://wyspa.forumpolish.com/t137-felicia-andrea-sage https://wyspa.forumpolish.com/t145-czy-leci-z-nami-pilot https://wyspa.forumpolish.com/t144-felicia-andrea-sage
Dane osobowe :
25 lat | stewardessa | wdowa | pół Brazylijka, pół Australijka | 180 cm

Znaki szczególne :
krótkie włosy w kolorze blond | czasami przechodzące w błękit, jasnoniebieskie oczy | praktycznie non stop czerwone usta

Ubiór :
gruby łańcuszek ze srebrnym krzyżem łacińskim, personalizowany, grawer ANGELO na pionowej części z tyłu, przy skórze pod koszulką | kolczyki-liski ze złota (wkręty) | długie spodnie damskie w stylu kowbojskim | biała koszulka męska | niebieska koszula damska z długimi rękawami | kowbojki | cienkie rajstopy podarte przy kolanach

Ekwipunek :
Dziecięcy plecak moro, a w nim: krem nawilżający, paczka mokrych chusteczek, czarna farba do włosów, maskara, dwie tabletki paracetamolu, dwie grube frotki, zeszyt, komplet kolorowych kredek, pluszowy miś, strój stewardessy [podarta sukienka, porwany żakiet, baleriny na niskim obcasie], pięć kiełbasek, dwie tortille, butelka koniaku, opakowanie tabletek antykoncepcyjnych, buteleczka wody utlenionej, poradnik Kamasutry, pusta butelka.

Stan zdrowia :
drobne ranki na twarzy i wierzchach dłoni |oczyszczone rany po szkle powbijanym w plecy - hipsterska wersja jeżozwierza | rozcięty łuk brwiowy - bo naturalne farby do twarzy są w cenie

Punkty :
673


Don't you know there ain't no Devil, it's just God when he's drunk.  Empty
PisanieTemat: Don't you know there ain't no Devil, it's just God when he's drunk.    Don't you know there ain't no Devil, it's just God when he's drunk.  EmptySro Lis 04, 2015 1:01 am


przyhotelowa knajpa, San Francisco, wieczór, poczatek wrzesnia 2014

Niezbyt duże, ale całkiem dobre miejsce w niezłym hotelu niedaleko lotniska. Pomimo różnych pór dnia, zazwyczaj można tu zobaczyć wielu interesujących ludzi, których łączy jedno. Nie trzeba mówić, co.
Powrót do góry Go down
Felicia Sage


Felicia Sage
https://wyspa.forumpolish.com/t137-felicia-andrea-sage https://wyspa.forumpolish.com/t145-czy-leci-z-nami-pilot https://wyspa.forumpolish.com/t144-felicia-andrea-sage
Dane osobowe :
25 lat | stewardessa | wdowa | pół Brazylijka, pół Australijka | 180 cm

Znaki szczególne :
krótkie włosy w kolorze blond | czasami przechodzące w błękit, jasnoniebieskie oczy | praktycznie non stop czerwone usta

Ubiór :
gruby łańcuszek ze srebrnym krzyżem łacińskim, personalizowany, grawer ANGELO na pionowej części z tyłu, przy skórze pod koszulką | kolczyki-liski ze złota (wkręty) | długie spodnie damskie w stylu kowbojskim | biała koszulka męska | niebieska koszula damska z długimi rękawami | kowbojki | cienkie rajstopy podarte przy kolanach

Ekwipunek :
Dziecięcy plecak moro, a w nim: krem nawilżający, paczka mokrych chusteczek, czarna farba do włosów, maskara, dwie tabletki paracetamolu, dwie grube frotki, zeszyt, komplet kolorowych kredek, pluszowy miś, strój stewardessy [podarta sukienka, porwany żakiet, baleriny na niskim obcasie], pięć kiełbasek, dwie tortille, butelka koniaku, opakowanie tabletek antykoncepcyjnych, buteleczka wody utlenionej, poradnik Kamasutry, pusta butelka.

Stan zdrowia :
drobne ranki na twarzy i wierzchach dłoni |oczyszczone rany po szkle powbijanym w plecy - hipsterska wersja jeżozwierza | rozcięty łuk brwiowy - bo naturalne farby do twarzy są w cenie

Punkty :
673


Don't you know there ain't no Devil, it's just God when he's drunk.  Empty
PisanieTemat: Re: Don't you know there ain't no Devil, it's just God when he's drunk.    Don't you know there ain't no Devil, it's just God when he's drunk.  EmptySro Lis 04, 2015 7:54 am

Ciężkie było życie kogoś, kto nieustannie przemieszczał się z miejsca, przekraczając przy tym strefy czasowe w takim tempie, że nie miał nawet najmniejszej okazji dostosować się do nagłego skoku godzinowego. Przez znaczną większość czasu latała właśnie w ten sposób - na długie dystanse, ponieważ sama sobie coś takiego narzuciła jeszcze za tych lepszych czasów, a linie lotnicze nadzwyczaj chętnie to przyjęły. Jej współpracownicy również nie protestowali jakoś zbyt mocno, gdy chwytała się tych większych zajęć, byleby tylko mieć co robić i na czym skupić myśli. Tak było wtedy, gdy była jeszcze wyłącznie samotną ładną dziewczynką z brzydkim sekretem, który usilnie skrywała przed całym światem. Teraz ten stan uległ zmianie, aczkolwiek szczerze wątpiła, by stało się to na lepsze. Gdyby bowiem faktycznie poprawiła jakoś swój nieciekawy stan, z pewnością nie siedziałaby w podobnym miejscu całkowicie sama. 
Tymczasem właśnie tak się stało. To był jeden z tych dni, kiedy prawie wytoczyła się z samolotu - dosyć mocno zmęczona po dłużącej się podróży, w którą weszło jeszcze ponad godzinne opóźnienie - i teoretycznie powinna była wpaść tylko do przydziałowego pokoju, aby rzucić się tam na łóżko, momentalnie zasypiając. Nie zrobiła tego jednak, tym razem jakoś odruchowo swoje kroki kierując wpierw do przyhotelowej knajpki z zamiarem początkowego przekąszenia tylko czegoś śmieciowego, co zazwyczaj serwowali w podobnych miejscach. Niby powinna zdrowo się odżywiać - i zazwyczaj właśnie tak było - ale od czasu do czasu musiała sobie na coś takiego pozwolić, bo inaczej by nie wytrzymała. Zdecydowanie nie była tym typem człowieka, który miał istnego świra na punkcie organicznego jedzenia, mimo że poza tym zdarzało jej się wpadać w skrajną ostrożność we wszystkim. Teraz nie próbowała nawet zdobyć się na pójście za głosem rozsądku. Odkleiła tylko z twarzy firmowy uśmiech numer dwa tysiące trzy, nie szlochając co prawda po kątach, ale zdecydowanie nie będąc też pozytywną osobą. Jakże mogłaby?
Zamiast tego przybrała tylko całkowicie nową maskę - maskę obojętności, w której kryło się coś takiego, co podświadomie odpychało od niej ludzi, jacy przekraczali jej nową - półmetrową - strefę przestrzeni osobistej. Faktycznie zamówiła coś jak najbardziej niezdrowego, ale za to jak dobrego. Siadając w samym kącie pomieszczenia, spod byka obserwowała jego resztę. Zdążyła przebrać się w swoje prywatne ciuchy, zmywając przy tym część oficjalnego makijażu i związując krótkie włosy frotką w niedużą kitkę, więc raczej mało kto dostrzegłby w niej wyszczerzoną pracownicę Oceanic Airlines, jeśli postanowiłby już rzucić okiem w jej kierunku. Gdyby zaś faktycznie nasunęło mu się takie skojarzenie, zapewne bardzo szybko by się go pozbył, stwierdzając przy tym prosto, że to nie mogła być ta sama osoba. Siła iluzji, przez którą każdy potrafił być choć na chwilę całkiem dobrym aktorem. I ona nim była, teraz na kilkanaście godzin schodząc ze sceny. Cóż, przynajmniej nie postanowiła zniszczyć wizerunku firmy - szeroko pojęte khym w komentarzu do takich wspominek - pijąc. Jeszcze tego nie robiła. Pytanie tylko, jak długie miało być to jeszcze w tym wypadku...
Powrót do góry Go down
Drew Stauntan


Drew Stauntan
https://wyspa.forumpolish.com/t349-drew-stauntan https://wyspa.forumpolish.com/t351-drew https://wyspa.forumpolish.com/t350-drew-stauntan
Dane osobowe :
28 || Biznesmen || Amerykanin z krwi i kości || San Francisco

Znaki szczególne :
Ma słabość do szkockiej. Wyraźne blizny- po czterech kulkach- na lewym barku. Podłużne, cienkie zbliznowacenie wzdłuż szyi. Perfekcyjnie ułożona fryzura i dwudniowy zarost.

Ubiór :
Granatowy garnitur nadpalony w okolicy ramienia, biała koszula z granatowymi mankietami, skórzane, eleganckie buty. Wszystko ufajdane krwią oraz pyłem. Na szyi widnieje nieśmiertelnik z najważniejszymi dla niego datami, skórzany pasek za szlufkami spodni oraz zegarek z pękniętym szkiełkiem.

Ekwipunek :
damskie dresowe spodnie, czarna halka, wyczerpana zapalniczka, dwuosobowy namiot (bez słupków do stawiania, czarny, brudny z dziurą w części dotykającej podłoża), rtęciowy termometr, rozładowany telefon komórkowy (Nokia Asha 302), baterie paluszki oraz półlitrowa buteleczka czystej wódki, różowy termos bez nakrętki

Stan zdrowia :
Przemeczenie, senność, wstrząs mózgu, spalone brwi, wybite trzy palce u lewej dłoni, około sześciocentymetrowa dziura w ramieniu (coś się w nie wbiło, a potem zostało wyrwane, jednocześnie powodując wyrwanie fragmentu mięśnia)

Punkty :
198


Don't you know there ain't no Devil, it's just God when he's drunk.  Empty
PisanieTemat: Re: Don't you know there ain't no Devil, it's just God when he's drunk.    Don't you know there ain't no Devil, it's just God when he's drunk.  EmptyCzw Lis 05, 2015 12:08 am

San Francisco nie miało sobie równych. Za dnia i nocy było jednym z najlepiej prezentujących się miast w Ameryce Północnej, choć nigdy nie osiągnęło takiej sławy jak próżne Los Angeles. Przepełnione niesamowitymi widokami, ogromnymi mostami i stromymi uliczkami, które w ten charakterystyczny sposób nadawały jedyny w swoim rodzaju klimat. Historyczne budowle skrzętnie ukrywane w turystycznych poradnikach i nieskazitelne, architektoniczne drapacze chmur, które swymi szczytami dotykały nieba. Blisko brzegu Alcatraz, które niegdyś stanowiło o bezpieczeństwie narodu, albowiem najgroźniejsi przestępcy kończyli za jego murami. To było odpowiedzą na fakt, dlaczego kryminaliści trzymali się z dala od granic miasta i pozostawiali służby z pustymi rękami. Wszystko wydawało się idealne i tworzące przykład dla innych, jednak to jak silna była w owym miejscu perswazja mediów rozumieli tylko Ci, co żyli w jego podziemiach. Wieści były obłudą, a skrajne rządy prowadzone przez rzekomych filantropów dostatecznie ukrywały wykresy rosnącej przestępczości. Był to raj dla wszelkiego rodzaju bandytów, którzy własną rodzinę sprzedaliby za kilka istotnych udziałów. Krzątanie się nocami, paradowanie nietutejszych po ulicach przeważnie kończyło się tym samym i śmiało można powiedzieć- niczym dobrym. Nie znano tutaj litości, empatii, zrozumienia, a nawet gestu drugiej szansy. Jeden błąd mógł skończyć się tragicznie, więc jeśli ktoś zamarzył emigrować i rozwijać swe skrzydła to bardzo szybko się sparzy, bądź nawet nie zdąży tego zrobić.
Drew urodził się nieopodal Lincoln Park, stąd znał całe miasto jak własną kieszeń. Spirala wydarzeń, która wydarzyła się przez wszystkie lata jego młodości doprowadziła do punktu, w którym opuścił SF obiecując sobie, iż nigdy więcej już tu nie powróci. Przeszłość jednak zacisnęła na jego nadgarstkach kajdany i z każdym dniem coraz częściej przypominała o swojej obecności w codziennym życiu. Nie mógł spokojnie spać, nie miał nawet prawa swobodnie otwierać starej szkockiej, która pielęgnowała podniebienie każdego wieczora. Realia były paskudne i choć z całych sił starał się z nimi walczyć to one niczym łańcuch owijały mu się w kostkach i przewracały nawet na najłatwiejszej prostej.
Tego dnia ponownie musiał przekroczyć zarośnięte mchem mury miasta, gdyż tędy wodził trop przyjaciela, który zaginął. Podróż za jego śladami trwała już kilkanaście tygodni i choć przeważnie w ten czas wiele się wyjaśniało to tym razem było inaczej. Był w kropce i nie mógł znaleźć odpowiedniego wyjścia, żeby nieco przyspieszyć cały proces. We dwoje byli zamieszani w mafijne porachunki i właśnie obawa, iż to ich sprawka, ściągnęła go właśnie tutaj- do domu.
Jego brat nie miał litości często zapędzając w kozi róg, więc liczył się tak naprawdę każdy moment. W tejże chwili jego przyjaciel mógł oddychać tylko dzięki aparaturze, bądź gnić w celi jak ostatni śmieć. Forza była zdolna do wszystkiego i nie dawała nader wiele czasu, aby dojść prawdy i zdążyć uratować kogoś w jednym kawałku. Cały dzień spędził, zatem na poszukiwaniach, rozmowach z informatorami oraz ludźmi, którzy byli przeciwni władzy absolutnej. Nikt nie słyszał o dużej akcji tak samo jak i o nowych więźniach, którym to przeważnie daninodawcy przynosili pożywienie, a raczej coś, czego nawet nie dało się zinterpretować. Stracił resztki nadziei na spotkanie go tutaj, bo choć nie był na tyle naiwny, aby uważać, że odzyska go momentalnie to liczył, choć na jakąś wskazówkę. Stało się jednak inaczej, a on był bezsilny. Bezsilność zaś była tym, czego nienawidził najbardziej.
Przekroczył progi hotelowego baru, który nie zachęcał, ale też szczególnie nie odpychał. Nie zastanawiał się nad walorami owego miejsca, albowiem liczył tylko na kilka szklanek starej szkockiej, która otworzy mu umysł. Był zły, zirytowany, lecz przede wszystkim zmartwiony, gdyż każda minuta przybliżała go coraz bardziej do smutnego finału całej historii. Ciężko było mu wpoić swoje racje podobnie jak otumanić fałszywą nadzieją, stąd nie łudził się, iż znajdzie go dnia następnego, czy też kolejnego. Opadł na hokerze zamawiając podwójną z lodem i otulając palcami szkło zdobione reliefem rozejrzał się po knajpie. Nie miał ochoty na dialogi, lecz w zwyczaju leżało już zapoznanie się, choć powierzchownie z otoczeniem. W pewnej chwili jego wzrok przykuła samotna blondynka, która siedząc w kącie sprawiała wrażenie, jakoby odbębniała jakąś karę. Uśmiechnął się na tą myśl i przeniósł wymowne spojrzenie na barmana, któremu podsunął dwadzieścia dolców tuż po tym, jak coś powiedział. Gdy ten przyjął drobny ‘napiwek’ podał Drew kartkę, zaś sam uzupełnił drugą whiskaczówkę szkocką oraz lodem. Stauntan naskrobał kilka słów na skrawku, a resztę podpalił zapalniczką, którą ujął w drugą dłoń i zaczekał, aż papier wypali się do zapisanego fragmentu. Kiedy tak też się stało oddał mu notatkę i wskazał dziewczynę, aby to jej dostarczył owy ‘pakunek’. Nim zdążył opróżnić szkło, praktycznie na raz, barman stał tuż przy niej podając trunek.

Napis na kartce: „Wszystko można spalić, ale nie alkohol. On tylko wznieca ogień i powoduje jeszcze większe zniszczenia tym samym ukazując swą piekielną siłę. Lecz skoro tak emanuje swą odpornością, to, dlaczego poddaje się płomieniowi? Może jest zbyt słaby?”
Powrót do góry Go down
Felicia Sage


Felicia Sage
https://wyspa.forumpolish.com/t137-felicia-andrea-sage https://wyspa.forumpolish.com/t145-czy-leci-z-nami-pilot https://wyspa.forumpolish.com/t144-felicia-andrea-sage
Dane osobowe :
25 lat | stewardessa | wdowa | pół Brazylijka, pół Australijka | 180 cm

Znaki szczególne :
krótkie włosy w kolorze blond | czasami przechodzące w błękit, jasnoniebieskie oczy | praktycznie non stop czerwone usta

Ubiór :
gruby łańcuszek ze srebrnym krzyżem łacińskim, personalizowany, grawer ANGELO na pionowej części z tyłu, przy skórze pod koszulką | kolczyki-liski ze złota (wkręty) | długie spodnie damskie w stylu kowbojskim | biała koszulka męska | niebieska koszula damska z długimi rękawami | kowbojki | cienkie rajstopy podarte przy kolanach

Ekwipunek :
Dziecięcy plecak moro, a w nim: krem nawilżający, paczka mokrych chusteczek, czarna farba do włosów, maskara, dwie tabletki paracetamolu, dwie grube frotki, zeszyt, komplet kolorowych kredek, pluszowy miś, strój stewardessy [podarta sukienka, porwany żakiet, baleriny na niskim obcasie], pięć kiełbasek, dwie tortille, butelka koniaku, opakowanie tabletek antykoncepcyjnych, buteleczka wody utlenionej, poradnik Kamasutry, pusta butelka.

Stan zdrowia :
drobne ranki na twarzy i wierzchach dłoni |oczyszczone rany po szkle powbijanym w plecy - hipsterska wersja jeżozwierza | rozcięty łuk brwiowy - bo naturalne farby do twarzy są w cenie

Punkty :
673


Don't you know there ain't no Devil, it's just God when he's drunk.  Empty
PisanieTemat: Re: Don't you know there ain't no Devil, it's just God when he's drunk.    Don't you know there ain't no Devil, it's just God when he's drunk.  EmptyCzw Lis 05, 2015 2:21 pm

Sama Felicia miała szczęście urodzić się w miejscu, które na stałe zapisało się gdzieś tam w jej wnętrzu. I nie, nie chodziło przy tym o długodystansowy samolot Oceanic Airlines, mimo że to właśnie tam tak naprawdę przyszła na świat, co również odcisnęło na niej swego rodzaju piętno. Mówiąc o narodzinach, praktycznie zawsze miała na myśli nie pokład podniebnej maszyny i nie mały domeczek dziadków na obrzeżach Sydney, gdzie spędziła prawie bite pięć lat na początku swego życia, lecz właśnie tę prawdziwą małą ojczyznę, w której przeżyła najlepszy czas w całej swojej dotychczasowej historii. Gdyby w swej naturze miała jeszcze teraz skłonność do ryzykanctwa i potrafiła postawić wszystko na jedną kartę, nie bojąc się przy tym kolejnych nieprzyjemnych konsekwencji nieprzemyślanego działania, zapewne chciałaby powrócić w znajome okolice. Albowiem ktoś inny mógłby wychowanie w miejscu okrzykniętym mafijnym lub bandyckim zapleczem uważać za pecha, kierując się przy tym szeroko rozwiniętymi i rozpowszechnionymi stereotypami, lecz dla niej realia wyglądały praktycznie całkowicie inaczej. Ona lubiła gwar, kolorowe targowiska pełne wszelkich możliwych towarów, śmiech dzieci kopiących piłkę na samym środku wąskiej uliczki, gdzie domy ciasno przytulały się do siebie, intensywnie zapachy potraw gotowanych przez starszą sąsiadkę codziennie dokładnie o tej samej porze, niezbyt szerokie i zdecydowanie zbyt strome ścieżynki pnące się pod górę. Ha!, z rozrzewnieniem wspominała nawet przekrzykujących się ludzi czy pałętające się wszędzie zwierzęta. W jej wspomnieniach było to życie tak różne od tego nieustannego pędu, jaki wiodła obecnie w Australii i jakim żyła znaczna większość osób w krajach, do których latała. Na taki a nie inny obraz zapewne wpływał fakt, że była wtedy dużo młodsza, teraz zapewne widziałaby to wszystko dużo inaczej, ale nie miała okazji się o tym przekonać. Czas ją gonił, leciał tak szybko, że kolejne dni uciekały jej przez palce, jeszcze zanim zdążyła dobrze się w nich zorientować.
Tak i teraz, gdy spojrzała na duży zegar w rogu pomieszczenia, z niemałym szokiem zauważyła, że mijała już prawie druga godzina od czasu jej wejścia do przyhotelowego baru. W przeciwieństwie jednak do wielu bardzo drogich restauracji, tutaj nikt nie próbował jej nawet wyganiać i nie wspominał nic o zajmowanym przez nią miejscu. Barman obdarzał ją tylko od czasu do czasu uśmiechem, jakby pełnym nie współczucia, lecz zrozumienia. I Fel miała pełną świadomość tego, że najprawdopodobniej była tu nie pierwszą oraz nie ostatnią kobietą siedzącą samotnie i gapiącą się w pusty talerz, jak gdyby miał jej on zaraz przepowiedzieć przyszłość. Patrząc natomiast na to, że był praktycznie cały brudny i obsypany kawałkami chrupiącej posypki z cebuli, najbliższe dni Sage miały wyglądać raczej... Krucho. Suchar na miarę najmniej zabawnego człowieka świata, pani Felicio. Kobieta była już jednak w tak banalnie przybitym stanie, że uśmiechnęła się nawet do siebie pod nosem. Gorzko, bo gorzko, ale zawsze jakoś. 
Nie rozglądała się zbytnio dookoła, nie patrząc raczej na wchodzących i wychodzących, jeśli akurat nie zwrócili jej uwagi czymś specjalnie nietypowym. O to natomiast było co najmniej ciężko, kiedy należało się do grona ludzi naturalnie pracujących z bardzo rozległym przekrojem najróżniejszych indywiduów. Nawykła już nawet stwierdzać, że jeśli coś było ją w stanie naprawdę zaskoczyć pod względem czyjegoś wyglądu, to być może trzymetrowy mężczyzna z umięśnionymi wąsami podnoszącymi własne miniaturowe sztangi, który przyleciałby w okolicę na tęczowym koto-toście i byłby ubrany w jedną z damskich wyjściowych szat Rona Weasleya. Tak, wtedy zdecydowanie mrugnęłaby więcej niż raz, starając się dojść do tego, co było w składzie panierki krążków cebuli w cieście. Inaczej jednak zwyczajnie przymykała oko na dziwy rodem nie z tego świata, popijając jakiś niedrogi i cienki drink z palemką, jaki zamówiła sobie w końcu po pewnym czasie siedzenia niczym ta aspołeczna sierota, którą przecież wcale aż tak bardzo nie była. Należało tu jednak zatrzymać dłużej uwagę przy stwierdzeniu jakiś drink, bowiem w założeniu zamówiła ni mniej, ni więcej, niźli tylko coś zupełnie innego. Mojito, jeśli miała być drobiazgowa. Już przy otrzymaniu dowiedziała się jednak, że zamyślony barman pomylił wykonywane zamówienie z czymś, co jemu samemu chodziło po głowie. A że nie była w tej chwili - ani zazwyczaj żadnej innej - skora do wykłócania się o taką duperelę, jeśli nie miała typowego potrzebuję TEGO tu i TERAZ, machnęła tylko ręką i przyjęła to, co jej podawano. Przynajmniej nie dała się obrobić przy tym na kasie, bowiem zapominalski pracownik niejako postawił jej to na własny koszt w ramach przeprosin. Jakże miałaby zatem wzgardzić jego pracą? Sączyła napój powoli, smakując go i dochodząc przy tym do wniosku, że smakował równie dobrze, co wyglądał... A pomyłka barmana mogłaby równie dobrze być próbą udanej zagrywki, mimo że Felicia nie wyglądała w tej chwili raczej jak jedna z tych wiecznie głupio rozchichotanych cizi. Bliżej jej było do Grumpy Cata. 
Dopiła wreszcie zawartość wysokiej szklanki, odsuwając ją chwilowo na bok. Zamierzała, korzystając z chwili wątpliwego spokoju, napisać smsa do matki, która wychodziła ostatnio ze skóry przez strach o swoje córki. Wtedy to jednak zauważyła mężczyznę, który jak cień zjawił się przed nią. Uniosła wzrok, obdarzając go pytającym spojrzeniem, kiedy podał jej kolejne szkło, podsuwając pod nim również nadpaloną kartkę. Pogrążona dotąd we własnych myślach, z początku nie zrozumiała intencji jegomościa, jednak powiodła wzrokiem w kierunku, w którym barman machnął głową. Nie odmówiła jednak alkoholu, z przekorą kręcąc tylko głową w kierunku mężczyzny od karteczki, mimowolnie nieznacznie się przy tym uśmiechając. Wyjmując czarny długopis z torebki, napisała jedno słowo z tyłu karteczki, oddając ją barmanowi. 
Filósofo?
Powrót do góry Go down
Drew Stauntan


Drew Stauntan
https://wyspa.forumpolish.com/t349-drew-stauntan https://wyspa.forumpolish.com/t351-drew https://wyspa.forumpolish.com/t350-drew-stauntan
Dane osobowe :
28 || Biznesmen || Amerykanin z krwi i kości || San Francisco

Znaki szczególne :
Ma słabość do szkockiej. Wyraźne blizny- po czterech kulkach- na lewym barku. Podłużne, cienkie zbliznowacenie wzdłuż szyi. Perfekcyjnie ułożona fryzura i dwudniowy zarost.

Ubiór :
Granatowy garnitur nadpalony w okolicy ramienia, biała koszula z granatowymi mankietami, skórzane, eleganckie buty. Wszystko ufajdane krwią oraz pyłem. Na szyi widnieje nieśmiertelnik z najważniejszymi dla niego datami, skórzany pasek za szlufkami spodni oraz zegarek z pękniętym szkiełkiem.

Ekwipunek :
damskie dresowe spodnie, czarna halka, wyczerpana zapalniczka, dwuosobowy namiot (bez słupków do stawiania, czarny, brudny z dziurą w części dotykającej podłoża), rtęciowy termometr, rozładowany telefon komórkowy (Nokia Asha 302), baterie paluszki oraz półlitrowa buteleczka czystej wódki, różowy termos bez nakrętki

Stan zdrowia :
Przemeczenie, senność, wstrząs mózgu, spalone brwi, wybite trzy palce u lewej dłoni, około sześciocentymetrowa dziura w ramieniu (coś się w nie wbiło, a potem zostało wyrwane, jednocześnie powodując wyrwanie fragmentu mięśnia)

Punkty :
198


Don't you know there ain't no Devil, it's just God when he's drunk.  Empty
PisanieTemat: Re: Don't you know there ain't no Devil, it's just God when he's drunk.    Don't you know there ain't no Devil, it's just God when he's drunk.  EmptyCzw Lis 05, 2015 4:27 pm

Zazdrościł każdemu dzieciakowi, który miał okazję dorastać w domowym ognisku przepełnionym miłością oraz rodzinnym wsparciem. Tam cieszono się z najmniejszych triumfów, zwoływano spędy z najbanalniejszych okazji, a przede wszystkim pomagano sobie nawet w najbardziej kuriozalnych sytuacjach. Każdy krok w życiu był objęty obecnością bliskich, którzy gdy tylko się upadło momentalnie podnosili ułatwiając wykonanie kilku kolejnych szurnięć nogą. Napotkane drogowskazy nie były tymi ostatecznymi, albowiem zawsze można było wrócić ze spuszczoną głową i wyrazić skruchę za błąd, który się popełniło. Człowiek, bowiem był maszyną do ich wykonywania i tylko od niego zależało, jak wiele razy był skory dopuścić się tego samego. Wszystko leżało w jego gestii oraz dłoniach, które wbrew pozorom miały o wiele większy zasięg, gdy na karku czuło się rodzinny oddech. Nic tak nie umacniało jak owe więzi, które z czasem tylko rozbudowywało się o kolejne gałęzie niesamowicie pięknego drzewa. On jednak nigdy swojej rośliny nie miał, a trafniej mówiąc- nie był jego częścią. Pamiętał do dziś jak chłód opiewał jego klatkę piersiową, gdy cała rodzina spędzała święta przy stole, zaś on krzątał się uliczkami miasta. Nie zasługiwał na jedno z owych miejsc, tylko dlatego że miał swoje zdanie i porachunki z ojcem, który z niewiadomych powodów od samego początku żywił wobec niego nienawiść. Na tą chwilę był świadom tych zawistnych uczuć, a w szczególności ich powodów, lecz rozwodzenie się nad tym już dawno wyszło z jego gestii. Fakt, że posiadł ową wiedzę ani trochę nie usprawiedliwił Wayn’a w jego oczach, albowiem w młodości nie był niczemu winny. Był tylko dzieckiem, które pragnęło normalnego dzieciństwa bez przemocy, wyzwisk, a przede wszystkim zmuszania do pracy, bo w końcu ich rezydencja była istnym świadectwem zer na koncie. Tak się jednak nigdy nie stało i owe tłamszenie zakończył wraz z chwilą wyprowadzki, kiedy to już w mafijnych ramionach zaczął rozwijać swoje skrzydła. Przez nieświadomy ból, którego doświadczył, stał się podatny na manipulacje i wpływy, które do dnia dzisiejszego potrafią spędzić mu sen z powiek. Wpadł w złe towarzystwo, trzymał się nie z tymi ludźmi, co powinien, ale nie było osoby, która mogła chwycić go za ramię zatrzymując, a następnie wskazując odpowiednią drogę. Rodzinie to w końcu było na rękę, albowiem w ich świadomości pozbyli się go na zawsze. Popełniając w ten sposób naiwne błędy stworzył sobie istny tor przeszkód nie mający swego końca. Mógł do reszty swoich dni obwiniać własnego ojca za owe bagno, lecz jaki był w tym większy sens? Na ten moment Wayn nie żył płacąc rzekomo dostateczną cenę za swoje postępowanie, lecz w oczach Drew nadal była ona zbyt niska. Nawet zabójstwo nie zniszczyło w nim żalu, który tak usilnie tlił się w jego sercu. Kamiennym sercu.
Czas w barach mijał o wiele szybciej, choć nie było na to racjonalnego wytłumaczenia. Dla tych, którzy spędzali go w przyjacielskim gronie był zwykłą chwilą radości i zapomnienia, zaś dla samotników momentem kontemplacji. Mogło wydawać się, iż przemyślenia powodowały zwolnienie strzałek na tarczy zegara, lecz w towarzystwie najwierniejszego kompana- whisky, było zupełnie odwrotnie. Często spędzał wieczory na barowym hokerze, gdyż sam w Philadelphii prowadził lokalny pub. Żaden nie trafiał dostatecznie w jego gusta, więc postanowił wybudować sobie własny na dwudzieste czwarte urodziny. W końcu każdemu nieraz należy się coś od życia, prawda? Wielu powtarzało mu, że wpędził się w kozi róg i już dawno poddał nałogowi, lecz on uważał zupełnie inaczej. Mógł nie pić, ponieważ potrafił odmówić nawet w towarzystwie, jednak nie widział stosownego powodu, aby to robić. Cały czas twierdził, że miał nad wszystkim kontrolę, choć w gruncie rzeczy było już chyba zupełnie inaczej. Lubił być w stanie nieważkości, bo miał świadomość, iż to było powodem otwarcia umysłu i wymyślenia nowego planu, choć na ten moment nie miał żadnego, gdyż już wszystkie możliwe po prostu wykorzystał. Żadnej bramki A, żadnej B, czy C. To przygnębiało najbardziej i wzbudzało pokłady bezsilności jaką gardził najbardziej. Świetne umiejętności taktyczne na nic tu się zdawały, gdyż potrzebował wskazówki, której nikt udzielić mu nie potrafił, bądź po prostu nie chciał.
Nie myślał o tym, czy dziewczyna będzie skora odpisać na jego wiadomość. Siedziała samotnie i popijała lekkiego drinka, bądź przynajmniej takowego przypominał z daleka. Szkocka smakowała o wiele lepiej, choć faktem było, iż tylko koneserzy pili ją bez żadnej domieszki coli tudzież wody. On sam nie wyobrażał sobie rozwadniać tak znakomitego trunku, więc i kobiecie posłał go w pierwotnej postaci. Lód miał za zadanie jedynie wzmacniać aromat, co powodowało większą pieszczotę kubków smakowych. Widząc goszczący na jej twarzy uśmiech sam wygiął wargi w szelmowskim wyrazie, albowiem wedle niego każda przedstawicielka płci pięknej była o wiele atrakcyjniejsza, gdy tylko nieco rozpromieniała. Skinął w jej stronę głową i delikatnie uniósł szklaneczkę w geście toastu, który już po chwili zwieńczył czynem. Opróżniwszy szkło do dna chwycił z dłoni barmana kartkę z odpisem i przyjrzawszy się zgrabnie ułożonym literom uniósł brew w cynicznym wyrazie. Do filozofia było mu daleko, choć pewnie gdyby posłuchać go w stanie upojenia to można byłoby wyciągnąć takie wnioski. On jednak stronił od tego określenia i nigdy się z nim nie personalizował. Zamówił kolejną kolejkę ponownie wciskając w dłoń pracownika banknot i odpisawszy na skraju wysłał go do stolika dziewczyny. Odwrócił się w jej kierunku z błądzącym, szarmanckim uśmieszkiem oczekiwał na reakcję, która mogła być naprawdę różna. Nie każdy, bowiem tolerował pewne określenia.
Alkoholikiem. Znaleźliśmy więc pierwszą rzecz, która nas łączy.
Powrót do góry Go down
Felicia Sage


Felicia Sage
https://wyspa.forumpolish.com/t137-felicia-andrea-sage https://wyspa.forumpolish.com/t145-czy-leci-z-nami-pilot https://wyspa.forumpolish.com/t144-felicia-andrea-sage
Dane osobowe :
25 lat | stewardessa | wdowa | pół Brazylijka, pół Australijka | 180 cm

Znaki szczególne :
krótkie włosy w kolorze blond | czasami przechodzące w błękit, jasnoniebieskie oczy | praktycznie non stop czerwone usta

Ubiór :
gruby łańcuszek ze srebrnym krzyżem łacińskim, personalizowany, grawer ANGELO na pionowej części z tyłu, przy skórze pod koszulką | kolczyki-liski ze złota (wkręty) | długie spodnie damskie w stylu kowbojskim | biała koszulka męska | niebieska koszula damska z długimi rękawami | kowbojki | cienkie rajstopy podarte przy kolanach

Ekwipunek :
Dziecięcy plecak moro, a w nim: krem nawilżający, paczka mokrych chusteczek, czarna farba do włosów, maskara, dwie tabletki paracetamolu, dwie grube frotki, zeszyt, komplet kolorowych kredek, pluszowy miś, strój stewardessy [podarta sukienka, porwany żakiet, baleriny na niskim obcasie], pięć kiełbasek, dwie tortille, butelka koniaku, opakowanie tabletek antykoncepcyjnych, buteleczka wody utlenionej, poradnik Kamasutry, pusta butelka.

Stan zdrowia :
drobne ranki na twarzy i wierzchach dłoni |oczyszczone rany po szkle powbijanym w plecy - hipsterska wersja jeżozwierza | rozcięty łuk brwiowy - bo naturalne farby do twarzy są w cenie

Punkty :
673


Don't you know there ain't no Devil, it's just God when he's drunk.  Empty
PisanieTemat: Re: Don't you know there ain't no Devil, it's just God when he's drunk.    Don't you know there ain't no Devil, it's just God when he's drunk.  EmptyPią Lis 06, 2015 2:30 pm

Zmiany związane z wejściem w dorosłość prędzej czy później stawały się udziałem praktycznie każdego żyjącego człowieka. Były naturalnym, aczkolwiek przez wielu skrajnie niepożądanym, elementem ludzkiej egzystencji. I niezależnie od wszystkiego, należało się z tym w jakiś sposób pogodzić - prędzej czy później. Jeśli miała być ze sobą w pełni szczera, naprawdę mocno tęskniła za przeszłością. Dzieciństwo wspominała jako okres prawdziwej beztroski, o wiele łatwiejszy od tego wszystkiego, z czym obecnie musiała mierzyć się w swoim życiu. Nienormalnie szybkie tempo, ciągłe gwałtowne zmiany, przyjmowanie coraz to mocniejszych ciosów za swe błędy i pomyłki, mimo że ponoć ludzką rzeczą było się mylić... To wszystko skrajnie negatywnie wpływało na kształtowanie się charakteru tej Fel, jaką aktualnie była. Gdzieś w tym wszystkim praktycznie całkowicie zagubiła się szczęśliwa dziewczynka z kochającej rodziny, posiadająca wielu wspaniałych przyjaciół, żyjąca praktycznie pełnią życia, oddychająca bez strachu całą piersią. Ta obecna kobieta była miła, potrafiła uśmiechać się naprawdę pięknie, acz dla niej samej sztucznie i wyłącznie z szeroko pojętym profesjonalizmem. Rzadko kiedy naprawdę się cieszyła, a jeśli już znalazł się taki moment, to zazwyczaj bardzo szybko ponownie znikał. Swego czasu podtrzymywała słowa o tym, jakoby była niepoprawną idealistką, jednakże z czasem zaczęła zauważać, że i tego zdawało się w niej jakby coraz mniej. 
Nic więc dziwnego, że musiał nadejść kiedyś ten żałosny moment, w którym wylądowała gdzieś, gdzie naprawdę nieczęsto chodziła w takich celach. A przynajmniej nie sama i nie przepełniona tak wielkim poczuciem goryczy, iż nie był go w stanie osłodzić nawet bardzo słodki drink z dużą ilością syropu z mango, jakim pachniał na kilometr. Ze zgrozą zauważyła też, że wydawał jej się jakby za słaby. Zawsze raczej unikała alkoholu i w tym momencie zdając sobie sprawę z tego, iż dużo łatwiej było popaść w nałóg komuś, kto zwyczajnie zapijał smutki. Bardzo szybko zepchnęła jednak tę myśl na bok, wypijając swój iście zabójczo lekki drink i przez chwilę - stanowczo nazbyt długą, jak na ocenę tej rozumniejszej części podświadomości Fel - wpatrując się w pustą szklankę, w której odbijało się światło pobliskich lamp. Nie musiała nawet zbyt długo dochodzić do tego, że jej zachowanie zaliczało się teraz do tych bardziej żałosnych. Sama nie miała bladego pojęcia, gdzie podziała się ta zwyczajna kobieta. Silna i niezależna? Cóż, do sposobności wykorzystywania tych dwóch określeń praktycznie niczego jej już nie brało. Miała nawet kota - co prawda z początku należącego do jej nieżyjącego męża, ale miała i mogła z nim jeść swoje romantyczne kolacje. Co prawda dużo bardziej wolałaby to robić z jednym - ha!, nawet doskonale jej znanym, co było dodatkowym powodem do wręcz dramatycznego zgrzytania zębami - mężczyzną, ale życie pod tym względem również było niezłą suką. 
Całe szczęście, zwróciła uwagę na nadejście barmana, odpuszczając sobie dalsze takie rozważania, ponieważ do niczego dobrego zdecydowanie nie prowadziły. Tym razem złamała nieco swe postanowienie, co do tego, by nie przyjmować napitków od nieznajomych w barze. Wzruszyła na to ramionami, na ironiczny toast odpowiadając nieznacznym uniesieniem szklanki i kolejnym krzywym uśmiechem, nim zanurzyła usta w alkoholu. Czy należało wspominać, że była w stanie dosyć mocno spić się zaledwie czterema niedużymi lampkami niskoprocentowego wina? Jako ktoś, kto nie pił wiele, wiele też nie potrzebowała. Tym razem wychyliła jednak całość szybciej niż kiedykolwiek wcześniej. Dramat na miarę teatru szekspirowskiego. Prawdę mówiąc, tylko połowicznie spodziewała się odpowiedzi. Nadal nie sądziła, by wyglądała na kogoś naprawdę chętnego do konwersacji. Ta zaciekawiła ją jednak na tyle, że uniosła brwi, ponownie widząc kursującego barmana i nie zrezygnowała z kolejki. Rozwinęła za to papier, a jej brwi powędrowały jeszcze wyżej. Wbrew - a może wedle? - oczekiwaniom, nie przejęła się zbytnio dosyć dosadnym określeniem. Parsknęła tylko śmiechem o nieco gorzkawym wydźwięku, przez parę chwil wpatrując się w płyn pobłyskujący w szklance. Uniosła lekko szkło, obracając je w palcach, by napój uderzył o chłodne ścianki. Dopiero po tym wzięła w palce długopis, odpisując bez pospiechu, by przekazać karteczkę.
Pierwszą, ale czy ostatnią...? Wbrew pozorom, nie zamierzam dzisiaj wylądować pod stołem. Picie dla picia czy zapomnienia? Bo wątpię, że do towarzystwa.
Powrót do góry Go down
Drew Stauntan


Drew Stauntan
https://wyspa.forumpolish.com/t349-drew-stauntan https://wyspa.forumpolish.com/t351-drew https://wyspa.forumpolish.com/t350-drew-stauntan
Dane osobowe :
28 || Biznesmen || Amerykanin z krwi i kości || San Francisco

Znaki szczególne :
Ma słabość do szkockiej. Wyraźne blizny- po czterech kulkach- na lewym barku. Podłużne, cienkie zbliznowacenie wzdłuż szyi. Perfekcyjnie ułożona fryzura i dwudniowy zarost.

Ubiór :
Granatowy garnitur nadpalony w okolicy ramienia, biała koszula z granatowymi mankietami, skórzane, eleganckie buty. Wszystko ufajdane krwią oraz pyłem. Na szyi widnieje nieśmiertelnik z najważniejszymi dla niego datami, skórzany pasek za szlufkami spodni oraz zegarek z pękniętym szkiełkiem.

Ekwipunek :
damskie dresowe spodnie, czarna halka, wyczerpana zapalniczka, dwuosobowy namiot (bez słupków do stawiania, czarny, brudny z dziurą w części dotykającej podłoża), rtęciowy termometr, rozładowany telefon komórkowy (Nokia Asha 302), baterie paluszki oraz półlitrowa buteleczka czystej wódki, różowy termos bez nakrętki

Stan zdrowia :
Przemeczenie, senność, wstrząs mózgu, spalone brwi, wybite trzy palce u lewej dłoni, około sześciocentymetrowa dziura w ramieniu (coś się w nie wbiło, a potem zostało wyrwane, jednocześnie powodując wyrwanie fragmentu mięśnia)

Punkty :
198


Don't you know there ain't no Devil, it's just God when he's drunk.  Empty
PisanieTemat: Re: Don't you know there ain't no Devil, it's just God when he's drunk.    Don't you know there ain't no Devil, it's just God when he's drunk.  EmptyPią Lis 06, 2015 6:40 pm

Często bywało tak, że pędząca rzeczywistość zmuszała do refleksji, których wcale nie chciało się odbywać. Z dnia na dzień zmieniało się tak wiele, że nawet człowiek sprawiał wrażenie zupełnie nienadążającego za owym tempem. Nie było możliwości zwolnienia i złapania oddechu, albowiem już po chwili czuło się czyiś oddech na karku, bądź deptujące po piętach stopy. Mogło się wydawać, iż stało się z boku tego wszystkiego, lecz owe myślenie było zupełnie błędne. Odejście od realnego świata było fikcją ubarwioną przez optymistów, ponieważ gdy ktoś tak postępował to momentalnie stawał się wyrzutkiem tudzież typowym dla społeczeństwa marginesem. Świat nie akceptował inności, chęci odpoczynku, bądź pragnienia wolności. Pochłaniał swymi mackami nawet te najbardziej niewinne dusze i już od małego przystosowywał je do przyszłych lat, które nijak miały się do spokojnej oraz radosnej codzienności. Tylko Ci, którzy twardo stąpali po ziemi byli w stanie dojść do czegokolwiek i w ramach prezentu otrzymywali pióro, którym malowniczo mogli kreować kolejne miesiące. Los bywał jednak przewrotny i lubił płatać figle w szczególności w kwestiach, które były dla persony najważniejsze. Istne wystawianie na próbę, aby selekcją dążyć do pewnego, niewyjaśnionego ideału. Nikt nigdy nie odkrył, w jakim celu działało przeznaczenie, lecz Drew był zdania, iż każdy miał takowe zapisane na kartach własnego życia. Nic nie działo się, bowiem bez przyczyny, a każdy przypadek miał swój jeden, konkretny powód. Ludzie mogli ze wszystkich sił igrać z ogniem, lecz nie mieli prawa z własną przyszłością, bo i tak cierpieli na indywidualne fatum, od którego nie było ucieczki.
Samotność nie była dla niego żałosną kwestią nawet w perspektywie drinka, który był jedynym towarzyszem rozmowy. Czasem wyciszenie oraz kontemplacja mogły wnieść o wiele więcej jak beztroska rozmowa z najlepszym kumplem. Oczywiście nie należało tutaj pomijać istoty posiadania najbliższych, jednak były chwile, w których nawet oni wydawali się zbędni. Człowiek był jednostką i mimo, że społeczną to nadal najlepiej rozumiał samego siebie i nikt z boku nie śmiał twierdzić, że znał go bardziej. Chwile, w których musiał zastanowić się nad własnym ‘ja’ były niezbędne, gdyż ktoś, kto takowych nie miał widocznie posiadał bajkowe życie bez zmartwień i większych celów. Bowiem każdy wojownik dążący do swych marzeń popełniał błędy, które z różnym skutkiem wpływały na jego codzienność. Nie dało się kierować do czegoś idealnie, a tym bardziej bez żadnej skazy. Tylko ten, co nie robił nic mógł założyć aureolę z nadzieją, iż istota u góry przyjmie go z otwartymi ramionami. Może i było to naiwne tłumaczenie alkoholika, który większość ostatnich wieczorów spędzał w samotności, lecz takie miał zdanie w danej kwestii. Nigdy nie patrzył na siebie przez lupę z żałosnym wyrazem twarzy, albowiem sądził, iż niepowodzenia należało w sobie zabić, a w tym najbardziej pomagała whisky. Skumulowane, nieudane próby pozostawały w pamięci o wiele dłużej i w większej mierze wpływały na samoocenę, która u ludzi i tak była zaniżona. Triumfy były jedynie dodatkiem, choć właściwie powinno być zupełnie odwrotnie. Owe założenia zaszczepił w nim Roger, któremu po prostu chodziło o to by dążyć po trupach do celu. Lecz czyż tu nie miał racji? Bez grama hipokryzji można było dojść do wniosku, iż każdy kierował się tą maksymą, ale nigdy nie prawił o niej głośno. Drew posiadł tą odwagę i bez skrupułów potrafił przyznać, iż dobro jego najbliższych było dla niego priorytetem, który nie miał marginesu ofiar.
To nie życie było suką, lecz ludzie wobec siebie samych. Nigdy nie potrafił zrozumieć kwestii dwóch przyciągających się magnesów, które dla wyższego dobra nie były ze sobą. Oczywiście częściej istniała też kwestia strachu przed uczuciami będącymi kolebką, cholernym wierzchołkiem ludzkich emocji. Drew stronił od jakichkolwiek tematów związanych z więzami, albowiem nie potrafił się otworzyć na żadne tego typu aspekty. Był zimny i kpiący, a jego serce przypominało lodową bryłę, której nie mógł stopić nawet największy płomień. Oczywiście aseksualność nie wchodziła w grę, bo uwielbiał towarzystwo kobiet podobnie jak zapach ich perfum, lecz nigdy nie umiał przyznać się przed samym sobą do większego zaangażowania. Nie uciekał, lecz niczego nie okazywał, co dla drugiej strony było dość jasne. Dodatkowo nie wyobrażał sobie wplątywać innych we własne porachunki, a przecież to był najłatwiejszy ruch, który mogli wykonać jego wrogowie.
Nie zdarzało mu się stawiać drinków nieznajomym paniom, lecz to miejsce wydawało się iście do tego sprzyjać. Z resztą byli w knajpie jednymi z ostatnich klientów, co raczej było dość jednoznaczne. Obydwoje musieli coś zapić, a lekki drink przypominający hollywoodzkie standardy raczej nie nadawał się na ową okazję. Pytanie tylko czy barman miał słaby gust, czy też dziewczyna nie chciała przegiąć nader bardzo. Przeważnie spotykał te, których głowy nie należały do najmocniejszych, jednak czy był to jakiś większy problem? Siedzieli w hotelu, stąd droga do pokoju nie stanowiła żadnego problemu. Czasem każdy miał prawo się skończyć i wyzerować, aby kolejnego dnia zamartwiać się tylko i wyłącznie mocnym kacem. Jej to chyba naprawdę było potrzebne.
Uśmiechnął się szarmancko, gdy spostrzegł jak kąciki ust kobiety lekko zadrżały. Świadczyło to, bowiem o tym, iż nie zirytowała ją jego kpiąca uwaga i dość czarny humor, którym posługiwał się, na co dzień. Wiele osób narzekało na iście cyniczne podejście do świata, jednak mu z daną maską było o wiele prościej. Widząc kątem oka jak kelner skierował się do baru cały czas zerkał w stronę kobiety nie mając ochoty odwracać wzroku. Dopiero po dłuższym przyglądnięciu się dostrzegł wszystkie szczegóły jej delikatnej i niesamowicie atrakcyjnej twarzy. Miała kształtne, pełne usta, które ubarwione krwistą czerwienią prezentowały się naprawdę niesamowicie kusząco. Chwyciwszy kartkę przeniósł spojrzenie na zgrabny ciąg słów i uśmiechnął się pod nosem w ten swój szelmowski sposób. Zamierzał odpisać, bo choć owy sposób konwersacji przypominał mu szkolne ławki to wydawał się iście intrygujący. Wsunął papier do kieszeni, a następnie wychylił się za bar i chwycił kolejny już bez zgody barmana, który chyba przywykł do swojej nowej roli. W gruncie rzeczy był najdroższym gońcem w tej części Stanów, więc miał, co świętować. Zanotował kilka słów i biorąc kolejną kolejkę tylko odprowadził mężczyznę wzrokiem, który już za moment podawał kobiecie alkohol. On zaś swój wypijał raz po raz do samego dna. Szkocka smakowała tu wyjątkowo dobrze.
Ostatnie jest końcem. Koniec jest czernią, a czerń próżnią. Nikt nie pragnie skończyć w jej głębi. Obydwa aspekty u madame, jak śmiem sądzić. Ciekawi mnie jednak, z którego powodu bardziej. Zapomnienie bywa trudne, a alkohol w samotności nie jest sprzymierzeńcem, a katem. Masochizm nie leży im w madame naturze, choć jak każdy inny czasem się mylę.
Pasja. Lubię pić z pasji. Czyż to nie grzech oblany słodyczą braku samokrytycyzmu?
Powrót do góry Go down
Felicia Sage


Felicia Sage
https://wyspa.forumpolish.com/t137-felicia-andrea-sage https://wyspa.forumpolish.com/t145-czy-leci-z-nami-pilot https://wyspa.forumpolish.com/t144-felicia-andrea-sage
Dane osobowe :
25 lat | stewardessa | wdowa | pół Brazylijka, pół Australijka | 180 cm

Znaki szczególne :
krótkie włosy w kolorze blond | czasami przechodzące w błękit, jasnoniebieskie oczy | praktycznie non stop czerwone usta

Ubiór :
gruby łańcuszek ze srebrnym krzyżem łacińskim, personalizowany, grawer ANGELO na pionowej części z tyłu, przy skórze pod koszulką | kolczyki-liski ze złota (wkręty) | długie spodnie damskie w stylu kowbojskim | biała koszulka męska | niebieska koszula damska z długimi rękawami | kowbojki | cienkie rajstopy podarte przy kolanach

Ekwipunek :
Dziecięcy plecak moro, a w nim: krem nawilżający, paczka mokrych chusteczek, czarna farba do włosów, maskara, dwie tabletki paracetamolu, dwie grube frotki, zeszyt, komplet kolorowych kredek, pluszowy miś, strój stewardessy [podarta sukienka, porwany żakiet, baleriny na niskim obcasie], pięć kiełbasek, dwie tortille, butelka koniaku, opakowanie tabletek antykoncepcyjnych, buteleczka wody utlenionej, poradnik Kamasutry, pusta butelka.

Stan zdrowia :
drobne ranki na twarzy i wierzchach dłoni |oczyszczone rany po szkle powbijanym w plecy - hipsterska wersja jeżozwierza | rozcięty łuk brwiowy - bo naturalne farby do twarzy są w cenie

Punkty :
673


Don't you know there ain't no Devil, it's just God when he's drunk.  Empty
PisanieTemat: Re: Don't you know there ain't no Devil, it's just God when he's drunk.    Don't you know there ain't no Devil, it's just God when he's drunk.  EmptyNie Lis 08, 2015 11:24 pm

Gdyby w przeszłości podjęła choć trochę inne decyzje, kierując się przy tym głosem swojego własnego rozsądku – nie zaś podszeptami innych ludzi, zapewne byłaby w tej chwili dużo szczęśliwsza. Ha!, z pewnością, ponieważ ostatnie dni zdążyły ją w tym całkowicie uświadomić. Dowiedziała się tylu rzeczy na temat wyjść z zamierzchłych sytuacji, jakich nie widziała, kiedy przeszłość była jeszcze teraźniejszością możliwą do zmiany… Dowiedziała się tylu rzeczy, zyskując przy tym również nawet aż nazbyt wiele powodów do dalszego dołowania się. W końcu nie należało obwiniać całego świata o coś, co wyraźnie było swą własną winą. To przez swój brak spostrzegawczości doprowadziła do tego, że żadne z nich nie było teraz szczęśliwe. A przecież mogli tacy być… Niegdyś sądziła, iż to brak świadomości czegoś był najgorszą z możliwych opcji, jednak przez ten czas zdążyła wielokrotnie zmienić już swe podejście do sprawy. Aktualnie najświeższa na tapecie była refleksja, że czasami niewiedza stawała się prawdziwym wybawieniem, świadomość zaś siała wyłącznie wszechobecne zniszczenie. Jak w końcu miał się zachować człowiek, kiedy z ust dawnego przyjaciela – teraz całkowicie zmienionego, odpychającego i obcego – słyszał słowa o tym, iż był właśnie przyczyną zrujnowania cudzego życia…? Ona to właśnie usłyszała. Wypowiedziane w gniewie, więc z pewnością szczersze od jakichkolwiek wcześniejszych zapewnień, że nie miał do niej jakichkolwiek pretensji. I nie potrafiła wyrzucić tego jakoś z głowy, mimo że podczas paru szczęśliwszych chwil spędzonych razem nie zwracała na to aż takiej uwagi, teraz jednak się rozstali. Negatywy powróciły więc do Fel z całą swoją siłą.
Nic więc dziwnego, że nie była raczej w zbyt dobrym nastroju do jakiegokolwiek udziału w życiu społecznym. Nie chciała zacieśniać relacji międzyludzkich, odnawiać ich bądź też nawiązywać. Nie chciała… Cóż, nie chciała chyba praktycznie nic poza najświętszym spokojem, jakiego nie mogła jednak doznać ze względu na miejsce, jakie sobie wybrała. Być może jakoś tam podświadomie nie do końca chciała pozostawać całkiem sama, aczkolwiek równie prawdopodobne zdawało się w tej chwili to, że przyszła tu od razu z włączonym pijackim trybem, czego nie mogła robić we własnym pokoju. Tam musiałaby przemycać w torbie jakikolwiek alkohol, ponieważ wszystkie zamówienia z baru do apartamentu byłyby bardziej niż widoczne na wielopozycjowym rachunku. To natomiast raczej nie spodobałoby się jej pracodawcom, którzy bardzo uważnie patrzyli na to, jaki wizerunek firmy tworzyli ich bardziej reprezentacyjni pracownicy. Co prawda siedzenie i chlanie w miejscu publicznym też nie było zbyt mile widziane, ale przynajmniej przycupnęła sobie w mniej widocznym kącie pomieszczenia, starając się przy tym nie zwracać na siebie zbytecznej uwagi otoczenia. No i zaczęła wyłącznie od lekkiego drinka.
Co z tego, że bardzo szybko przeszła do czegoś mocniejszego, co stawiał jej jakiś mężczyzna? Już zaledwie po szklance napitku czuła się lżej, więc nie przejęła się nawet zbytnio tym, iż kursujący z miejsca na miejsce i noszący karteczki barman mógł przyciągać uwagę tych niedobitków, którzy wciąż jeszcze znajdowali się w przyhotelowym pijalnym gnieździe. Większość ludzi w tym miejscu albo przyszła, by znaleźć sobie jakiś łatwy obiekt do zaliczenia – przy czym Felicia zdecydowanie na taki nie wyglądała, toteż dziewięćdziesiąt dziewięć procent klientów stroniła od niej, zwyczajnie traktując ją jak powietrze lub jako nieciekawy element wyposażenia – albo uchlać się do nieprzytomności z powodu nieszczęścia lub typowego picia dla picia. Z tego to też ostatniego powodu na jej przedostatniej kartce pojawiło się takie, a nie inne pytanie. Gdy zaś otrzymała odpowiedź, uniosła tylko brew w wyrazie zamyślenia, czytając tekst po raz pierwszy, a następnie i drugi, by w końcu posłużyć się tym, co niektórych skłaniało do podjęcia większej dyskusji, innych natomiast odstraszało. Co więc takiego pojawiło się pod ruchami jej długopisu? Trzy kropki. Wyłącznie trzy kropki. Nie mówiące nic i jednocześnie prezentujące sobą zaskakująco wiele. Kwestią było tylko to, jak należało je odebrać.
Powrót do góry Go down
Drew Stauntan


Drew Stauntan
https://wyspa.forumpolish.com/t349-drew-stauntan https://wyspa.forumpolish.com/t351-drew https://wyspa.forumpolish.com/t350-drew-stauntan
Dane osobowe :
28 || Biznesmen || Amerykanin z krwi i kości || San Francisco

Znaki szczególne :
Ma słabość do szkockiej. Wyraźne blizny- po czterech kulkach- na lewym barku. Podłużne, cienkie zbliznowacenie wzdłuż szyi. Perfekcyjnie ułożona fryzura i dwudniowy zarost.

Ubiór :
Granatowy garnitur nadpalony w okolicy ramienia, biała koszula z granatowymi mankietami, skórzane, eleganckie buty. Wszystko ufajdane krwią oraz pyłem. Na szyi widnieje nieśmiertelnik z najważniejszymi dla niego datami, skórzany pasek za szlufkami spodni oraz zegarek z pękniętym szkiełkiem.

Ekwipunek :
damskie dresowe spodnie, czarna halka, wyczerpana zapalniczka, dwuosobowy namiot (bez słupków do stawiania, czarny, brudny z dziurą w części dotykającej podłoża), rtęciowy termometr, rozładowany telefon komórkowy (Nokia Asha 302), baterie paluszki oraz półlitrowa buteleczka czystej wódki, różowy termos bez nakrętki

Stan zdrowia :
Przemeczenie, senność, wstrząs mózgu, spalone brwi, wybite trzy palce u lewej dłoni, około sześciocentymetrowa dziura w ramieniu (coś się w nie wbiło, a potem zostało wyrwane, jednocześnie powodując wyrwanie fragmentu mięśnia)

Punkty :
198


Don't you know there ain't no Devil, it's just God when he's drunk.  Empty
PisanieTemat: Re: Don't you know there ain't no Devil, it's just God when he's drunk.    Don't you know there ain't no Devil, it's just God when he's drunk.  EmptyWto Lis 10, 2015 1:24 am

Ludzie często prawili wiele słów w gniewie, które mało miały się do rzeczywistości. Złość wyzwalała w człowieku najgorsze twarze i choć czasem pragnął zamknąć swe usta, by przerwać potok żalu to wydawało się to niemożliwe. Zaangażowanie oraz uczucia budziły skrajne emocje często prowadząc do chwil, które nigdy wcześniej nie miałyby prawa bytu. Pokonywały wiele barier i granic, by móc uwolnić się na zewnątrz, ciągnąc za tym nie tylko te pozytywne skutki.  Nie istniały aspekty idealne, oblewane jedynie lukrem z czekoladową posypką, a jeśli ktoś sądził, że takowe naprawdę były to żył w poważnym błędzie. Świadczyło to, bowiem o jakieś płytkości, braku poszanowania wobec krytycznego punktu widzenia tudzież czystej ignorancji wywołanej brakiem odpowiedniego przywiązania. Wszędzie były momenty, w których leciały iskry i tylko od dwójki osób zależało, jak wiele zniszczeń mogły one wywołać.
Drew nigdy nie dawał wiary utopijnemu światu, który był pozbawiony wszelakich wad oraz ludzkiej zawiści. Wychował się w mieście, gdzie zazdrość oraz gniew były podstawowymi emocjami między poszczególnymi osobami, albowiem walka o pozycję grała pierwsze skrzypce. Ten który siedział na szczycie mógł bez trudu ustawiać pod sobą rzędy innych, a co za tym szło wiódł spokojne i pełne wspaniałych aspektów życie. Jednym problemem był jednak fakt, iż nigdy nie mógł złapać głębokiego oddechu oraz stracić czujności, gdyż najczęściej wiązało się to po prostu z kulką w głowie. Czym więc w takich warunkach był owy fantastyczny świat pozbawiony zmartwień oraz parcia na banknot? Śmierć zaglądała w oczy każdemu, nawet najmniej groźnemu osobnikowi, który miał większe ambicje, niżeli lokalni gangsterzy. Zabijano, bowiem dla układów, ścinano głowy dla pieniędzy oraz pracy, lecz przede wszystkim mordowano z czystej zazdrości. Realia przerażały, ale media nigdy nie podjęły próby zmieniania owej sytuacji podobnie z resztą, jak państwowe służby.
Drew na szczęście był w nieco lepszej sytuacji niżeli Felicia. Nie musiał on chować się przed nikim, a tym bardziej dbać o pozycje na rachunku, które i tak w większości stanowiły te za alkohol. Lubił przebywać w pijackim amoku, który otwierał mu umysł pozwalając zebrać wszystkie myśli, a przede wszystkim dać swego rodzaju ukojenie. Stres, nadmiar emocji oraz niepewność mijały, bowiem wraz z kolejną szklanką whisky, którą dzierżył w swojej dłoni. Obracał szkło delikatnie w placach obserwując bursztynowy płyn i w tenże sposób zupełnie się rozluźniał. Brzmiało to paskudnie i czuł, że w oczach innych nie wypadłby najlepiej, jednak czy aby na pewno powinien się tym przejmować? Ludziom najprościej było oceniać czyjeś poczynania pozostawiając przy tym swoje własne daleko w tyle. Byli urodzonymi hipokrytami oraz egoistami, dla których w krytycznych sytuacjach własny byt okazywał się najważniejszy. Nie liczyło się nic poza własnymi pragnieniami, marzeniami oraz celami z reguły będącymi jedynie namiastką prawdziwych możliwości. Nie byli, bowiem zbyt wymagający nawet wobec samego siebie w wyniku czego stawiane szczeble przykładowej kariery kończyły się tuż za drugim schodkiem. Drew natomiast miał w sobie masę samokrytycyzmu i dyscypliny, która budziła w nim chęci ciągłego rozwijania skrzydeł. Owszem dzierżył brzemię egoisty i zamkniętego w sobie dupka, lecz czy to miało jakikolwiek związek z jego aspiracjami? Dążył po trupach do celu i zazwyczaj docierał do niego o wiele szybciej niżeli ktokolwiek inny. Powodem tego był fakt, że nie marnował czasu na ingerowanie w życie konkurencji, gdyż skupiał się jedynie na swoim własnym, mając nad nim pełną kontrolę.
Stautan nigdy nie traktował kobiet w powierzchowny sposób, a tym bardziej nie patrzył na nie pod kątem ciekawych, sypialnych obiektów. Żył w przekonaniu, że jeśli ktoś skakał od łóżka do łóżka to nie szanował samego siebie i tyczyło się to zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Nie rozumiał stereotypowego podziału i zupełnie go nie respektował, gdyż jego zasady wykluczały spontaniczne, wieczorne schadzki z nieznajomymi sobie paniami. Dzierżył maniery dżentelmena, toteż płeć piękną pragnął podziwiać, a nie każdego ranka ubierać. Był już za stary na robienie z siebie towarzyskiego alvaro, do którego wszystkie kobiety powinny wzdychać , choć nawet za młodu unikał tego typu zachowań. Owszem lubił niewinny flirt i często zdarzało mu się zagadywać piękne panie, lecz nigdy nawet nie przyszłoby mu do głowy, aby zaciągać ją do sypialni tylko dla spełnienia własnych potrzeb. Jeśli natomiast druga strona naciskała, to też było dla niego sygnałem, iż czas zbierać zabawki i uciekać do domu.
Gdy barman podał mu do rąk odpowiedź dziewczyny na moment się zamyślił, albowiem w gruncie rzeczy trzy kropki mogły znaczyć wszystko. Punkt widzenia zależał od punktu siedzenia i choć mogło się to wydawać zabawne, to dała mu naprawdę niezłą zagwozdkę. Kiedy popił włączał mu się tryb filozofa i ubierał własne zdania w iście niepodobne do siebie barwy, co było powodem, dla którego szukał w jej odpisie drugiego dna, bądź choć jednego wyrazu między wersami. Nie zwlekając dłużej chwycił za długopis przelewając własną myśl na papier, który zaraz po tym trafił na jej stolik.
Trzy kropki, jak trzy godziny do samolotu. Trzy kropki, jak trzy kolejki wypitej whisky. Trzy kropki, jak trzy powody picia. Trzy kropki, jak trzy powody smutku. Trzy kropki, jak dwa niewypowiedziane słowa. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu, więc pozwól sobie to usłyszeć.
Trzy kropki, jak trzecia kanapa od wyjścia. Trzy kropki, jak trzy zegarowe minuty.

Upewniwszy się, że kobieta dostała wiadomość chwycił całą flaszkę ledwo nadpitej szkockiej i zsunął się z hokera. Nie obróciwszy się nawet przez ramię skierował się do wyjścia licząc, że zrozumiała jego słowa i wyrazi chęć, aby zrezygnować z ryz hotelowego baru na rzecz czegoś zdecydowanie lepszego. Oczywiście alkoholu mieli nadmiar, stąd o ten fakt nie musiała się martwić, gdyż obecność butelki w jego dłoni wyraźnie zaznaczył.
Przechodząc przez korytarz odliczył trzecią, skórzaną kanapę, lecz nie siadł na niej, a jedynie obszedł dookoła, aby stanąć przy ściance tuż za nią. Pewnie był nieco schowany, choć gdyby się przyjrzała to mogła go dostrzec, lecz czy w tej sytuacji nie sofa była elementem wartym trzech kropek?
Powrót do góry Go down
Felicia Sage


Felicia Sage
https://wyspa.forumpolish.com/t137-felicia-andrea-sage https://wyspa.forumpolish.com/t145-czy-leci-z-nami-pilot https://wyspa.forumpolish.com/t144-felicia-andrea-sage
Dane osobowe :
25 lat | stewardessa | wdowa | pół Brazylijka, pół Australijka | 180 cm

Znaki szczególne :
krótkie włosy w kolorze blond | czasami przechodzące w błękit, jasnoniebieskie oczy | praktycznie non stop czerwone usta

Ubiór :
gruby łańcuszek ze srebrnym krzyżem łacińskim, personalizowany, grawer ANGELO na pionowej części z tyłu, przy skórze pod koszulką | kolczyki-liski ze złota (wkręty) | długie spodnie damskie w stylu kowbojskim | biała koszulka męska | niebieska koszula damska z długimi rękawami | kowbojki | cienkie rajstopy podarte przy kolanach

Ekwipunek :
Dziecięcy plecak moro, a w nim: krem nawilżający, paczka mokrych chusteczek, czarna farba do włosów, maskara, dwie tabletki paracetamolu, dwie grube frotki, zeszyt, komplet kolorowych kredek, pluszowy miś, strój stewardessy [podarta sukienka, porwany żakiet, baleriny na niskim obcasie], pięć kiełbasek, dwie tortille, butelka koniaku, opakowanie tabletek antykoncepcyjnych, buteleczka wody utlenionej, poradnik Kamasutry, pusta butelka.

Stan zdrowia :
drobne ranki na twarzy i wierzchach dłoni |oczyszczone rany po szkle powbijanym w plecy - hipsterska wersja jeżozwierza | rozcięty łuk brwiowy - bo naturalne farby do twarzy są w cenie

Punkty :
673


Don't you know there ain't no Devil, it's just God when he's drunk.  Empty
PisanieTemat: Re: Don't you know there ain't no Devil, it's just God when he's drunk.    Don't you know there ain't no Devil, it's just God when he's drunk.  EmptySro Lis 11, 2015 10:15 pm

Były takie przypadki, kiedy należało sobie na coś pozwolić, jednakże zdarzały się również te, kiedy pozornie normalne czynności i ruchy nie zaliczały się do najsłuszniejszych wyjść w danej chwili. Nadzwyczaj szybko odczuwając skutki wypicia pozornie wcale nie tak dużych ilości alkoholu, Felicia wiedziała jeszcze, co mieściło się w granicach szeroko pojętego rozsądku. Owszem, z każdą kolejną porcją racjonalizm ten zmniejszałby się zapewne coraz bardziej, jednakże ona zdecydowanie nie przyszła do przyhotelowego baru, by schlać się w trzy trupy i zacząć wreszcie żyć pełnią życia, jak to niektóre jej koleżanki ładnie nazywały najzwyklejsze w świecie durne szaleństwo praktycznie na granicy prostytucji. Oczywiście, nie zarzucała mężczyźnie przy barze jakichś skrajnie niecnych tudzież zwyczajnie chorych zamiarów – nie była aż tak szybka w dokonywaniu psychologicznej oceny osób widzianych ze sporej odległości i zachowujących się na swój sposób klasycznie – ale nazbyt otwarcie się też nie zachowywała. Trzy kropki, jakie pozostawiła na papierze, były przejawem… Wszystkiego. A to, jak miał je odebrać jegomość, to niewątpliwie ciekawiło Felicię.
I musiała przyznać, że z dosyć wyraźnym zainteresowaniem oczekiwała na odpowiedź z jego strony, zastanawiając się przy tym jednocześnie, czy mężczyzna zwyczajnie nie postanowi odejść bez słowa komentarza lub też nie skupi się na innej czynności niż posyłanie sobie filozoficznych karteczek nad mocniejszym alkoholem. Zaintrygowana zauważyła jednak, że barman ponownie zmierzał w kierunku miejsca, które zajmowała, niechybnie niosąc kolejną odpowiedź. Wpatrzona w ruchy specyficznego doręczyciela, uniosła brew, uśmiechając się nieznacznie pod nosem. Gdy zaś papier trafił w jej ręce, powoli skierowała wzrok w stronę słów na nim, odczytując słowa i kątem oka zauważając to, że tajemniczy mężczyzna opuszcza swe dawne siedzisko. Przez dłuższą chwilę patrzyła na jego plecy. Do czasu, gdy nie zniknął poza progami pomieszczenia, bowiem wtedy podniosła się niespiesznie. Z pewnością rozniecił tym jej zaciekawienie, ale nie zamierzała polecieć za nim jak ta głodna psica za kawałkiem boczku, jakkolwiek by to porównanie nie wyglądało.
Powoli opuściła bar, zabierając swoje rzeczy i przy okazji pozostawiając jeszcze barmanowi dyskretny napiwek, mimo że wiedziała, iż nie kupi tym sobie jego milczenia. Z pewnością przez najbliższy czas miał opowiadać o tym, jak dziwni potrafili być klienci, przytaczając przy tym przykład związany z nią samą. A może jednak nie? W końcu już na samym początku zauważyła, że przekrój osób znajdujących się w barze był dosyć barwny, toteż zapewne zdarzały się dużo ciekawsze rzeczy niż zwykła wymiana kartek i kursowanie od jednego miejsca do drugiego. Postanawiając nie przejmować się tym za bardzo, ponieważ w takim stanie znacznie łatwiej było jej pewne rzeczy zbagatelizować, odeszła. Przechodząc korytarzem od wyjścia, rozejrzała się, choć niezbyt otwarcie. Przybierając na twarz nieco krzywy uśmieszek, stanęła przy wysokim fikusie, lustrując wzrokiem swoje paznokcie.
- Intrygujące. – Mruknęła, przeczesując palcami końcówki swoich włosów i rzucając mężczyźnie krótkie spojrzenie.
Powrót do góry Go down
Drew Stauntan


Drew Stauntan
https://wyspa.forumpolish.com/t349-drew-stauntan https://wyspa.forumpolish.com/t351-drew https://wyspa.forumpolish.com/t350-drew-stauntan
Dane osobowe :
28 || Biznesmen || Amerykanin z krwi i kości || San Francisco

Znaki szczególne :
Ma słabość do szkockiej. Wyraźne blizny- po czterech kulkach- na lewym barku. Podłużne, cienkie zbliznowacenie wzdłuż szyi. Perfekcyjnie ułożona fryzura i dwudniowy zarost.

Ubiór :
Granatowy garnitur nadpalony w okolicy ramienia, biała koszula z granatowymi mankietami, skórzane, eleganckie buty. Wszystko ufajdane krwią oraz pyłem. Na szyi widnieje nieśmiertelnik z najważniejszymi dla niego datami, skórzany pasek za szlufkami spodni oraz zegarek z pękniętym szkiełkiem.

Ekwipunek :
damskie dresowe spodnie, czarna halka, wyczerpana zapalniczka, dwuosobowy namiot (bez słupków do stawiania, czarny, brudny z dziurą w części dotykającej podłoża), rtęciowy termometr, rozładowany telefon komórkowy (Nokia Asha 302), baterie paluszki oraz półlitrowa buteleczka czystej wódki, różowy termos bez nakrętki

Stan zdrowia :
Przemeczenie, senność, wstrząs mózgu, spalone brwi, wybite trzy palce u lewej dłoni, około sześciocentymetrowa dziura w ramieniu (coś się w nie wbiło, a potem zostało wyrwane, jednocześnie powodując wyrwanie fragmentu mięśnia)

Punkty :
198


Don't you know there ain't no Devil, it's just God when he's drunk.  Empty
PisanieTemat: Re: Don't you know there ain't no Devil, it's just God when he's drunk.    Don't you know there ain't no Devil, it's just God when he's drunk.  EmptySob Lis 14, 2015 3:28 pm

Może i był staroświecki, jednak nie uważał, aby wyładowanie się w postaci trywialnego ‘pójścia na całość’ było dobrym rozwiązaniem. Stronił od ludzi, którzy siebie nie szanowali, gdyż jednokrotny, tego rodzaju błąd mógł zrozumieć, lecz uznawanie go, jako tryb życia już nie. Właściwie nigdy nie wnikał w sprawy osobiste, przekonania oraz wychowanie, ale kreując sobie kogoś wizerunek wiedział po prostu, czego mógł się spodziewać i czy warto było z daną osobą nawiązywać, choć kontakt. Takie miał swoje zasady i choć uwielbiał przebywać w towarzystwie kobiet, to nie wyobrażał sobie traktować ich jak nic nie wartą rzecz. Oczywiście wszyscy mieli swoje potrzeby włącznie z nim samym, ale zawsze twierdził, iż lepiej trwać w otwartym układzie, jak chwalić się ilością nowych zdobyczy. Taki był i nie zamierzał tego zmieniać, albowiem sądził, iż właśnie dzięki temu kobieta, u której boku trwał, mogła czuć się wyjątkowa i pewna względem jego uczuć. W końcu była świadoma tego, iż nie jest tylko na moment, by Drew mógł zaspokoić własne pragnienia i chore emocje.
Trzy kropki mogły być wszystkim, lecz tak samo i niczym, stąd podszedł nieco zachowawczo do własnej odpowiedzi. Ujął tam tylko i wyłącznie swój własny pogląd na owy symbol, niżeli jakiekolwiek próby rozszyfrowania zamiarów dziewczyny. Uważał, bowiem że w ten sposób dała mu pole, które on mógł wykorzystać w bardziej, bądź mniej interesujący dla niej sposób. Z pewnością wiele mogła zapisać między wierszami, ale tym samym ograniczyłaby jego działania, gdyż próba odczytania czyiś intencji zawsze była najtrudniejsza. Prostym przykładem było chociażby złudzenie optyczne, które każdy zaobserwował w swój sposób. Jeden obrazek mógł posiąść kilkanaście zupełnie skrajnych definicji i to czyniło go wyjątkowym. Ludzie widzieli przeważnie to, co chcieli widzieć i choć odbiegała owa wizja od rzeczywistości, to nie dawali wiary własnym błędom. Żyli w przekonaniu, iż to inni chcieli ich oszukać, choć w gruncie rzeczy każdy posiadał jakąś część racji. Prawd, bowiem było kilka, lecz najważniejsza i najistotniejsza była tylko ta, w którą wierzyło się samemu.
Podobna rzecz miała się tutaj, gdyż spoglądając przez pryzmat owych kropek mógł oczytać fakt, że czas się odczepić, lecz wystarczyło tylko unieść głowę, by dostrzec malujący się na jej twarzy, delikatny uśmiech. On zaś nadawał owej treści zupełnie nowego znaczenia, które było wręcz zachęcające, a nie odstręczające. Drew był ryzykantem i choć owa sytuacja takowego nader wiele nie wymagała, to przecież mogła spowodować poważny cios prosto w dumę. Ta zaś była u niego cholernie wrażliwa, stąd nienawidził używać jej, jako tarczy na własne występki. Mimo wszystko zdecydował się opuścić knajpę, a decyzję wspólnego wieczora pozostawić jedynie długonogiej, ślicznej blondynce. Czasem mówił filozoficznie i zupełnie bezsensu, ale istna pewność siebie podpowiadała mu, że element zaintrygowania jest czymś niezastąpionym.
Oczekując na kobietę nie liczył na jej morderczy bieg w poszukiwaniu trzeciej kanapy, a co za tym szło jego samego. Wyglądała na zadziorną, ale przy tym subtelną, stąd szybciej posądziłby ją o zamówienie taksówki z baru do holu, niżeli wyścigi hartów. Nie mniej jednak na jego twarzy pojawił się nieznaczny, szarmancki uśmiech, gdy dostrzegł ją w okolicach wejścia, opuszczonego przed momentem, lokalu. Zaintrygowała go jej ostatnia odpowiedź i liczył, że da upust jego ciekawości tuż po tym, jak zabierze ją w o wiele bardziej sprzyjające rozmowom miejsce.
Pozwolił sobie zmierzyć jej talię spojrzeniem, a dopiero później powrócić do błękitnych oczu. Nie obawiał się kontaktu wzrokowego, a wręcz przeciwnie- zdecydowanie bardziej takowe preferował. Uważał, bowiem że w ludzie byli paskudnymi kłamcami, albowiem nawet ich największe krętactwa można było dostrzec w nieco bardziej niżeli zwykle wyostrzonych tęczówkach. Czuli się bezkarnie, lecz nawet nie mieli świadomości, jak szybko zostali złapani na gorącym uczynku. Drew oczywiście nie oskarżał o nic dziewczyny, a tym bardziej nie pragnął wykorzystywać na niej swoich sztuczek, jednak nie wyobrażał sobie odmówić patrzenia w tak piękne oczy. Był tylko facetem, prostym gościem z krwi i kości, dla którego kobiece wdzięki były największą słabością.
-Nie mniej jak Pani uśmiech. Zastanawiam się tylko, czy jest on spowodowany samolotem za trzy godziny, czy alkoholem, który w ten czas zdążymy wypić.- uniósł brew w chwili, gdy odbił się barkiem od niewielkiej kolumny, o którą był oparty. Zamierzał udać się w pewne miejsce, ale nadal nie miał pewności, czy kobieta również postawiła na jego wizję wieczora. -Zastanawiające jest to, dlaczego akurat ten hotel stał się celem. Nie ma tutaj nic poza dobrą szkocką i starym, stęchłym materacem w pokoju. Czyżby whisky brało górę nad snem?- uśmiechnął się zawadiacko zaraz po tym jak znalazł się dosłownie przed dziewczyną. Wtem mógł dokładnie się jej przyjrzeć, a co za tym szło dostrzec każdy szczegół jej twarzy.
Powrót do góry Go down
Felicia Sage


Felicia Sage
https://wyspa.forumpolish.com/t137-felicia-andrea-sage https://wyspa.forumpolish.com/t145-czy-leci-z-nami-pilot https://wyspa.forumpolish.com/t144-felicia-andrea-sage
Dane osobowe :
25 lat | stewardessa | wdowa | pół Brazylijka, pół Australijka | 180 cm

Znaki szczególne :
krótkie włosy w kolorze blond | czasami przechodzące w błękit, jasnoniebieskie oczy | praktycznie non stop czerwone usta

Ubiór :
gruby łańcuszek ze srebrnym krzyżem łacińskim, personalizowany, grawer ANGELO na pionowej części z tyłu, przy skórze pod koszulką | kolczyki-liski ze złota (wkręty) | długie spodnie damskie w stylu kowbojskim | biała koszulka męska | niebieska koszula damska z długimi rękawami | kowbojki | cienkie rajstopy podarte przy kolanach

Ekwipunek :
Dziecięcy plecak moro, a w nim: krem nawilżający, paczka mokrych chusteczek, czarna farba do włosów, maskara, dwie tabletki paracetamolu, dwie grube frotki, zeszyt, komplet kolorowych kredek, pluszowy miś, strój stewardessy [podarta sukienka, porwany żakiet, baleriny na niskim obcasie], pięć kiełbasek, dwie tortille, butelka koniaku, opakowanie tabletek antykoncepcyjnych, buteleczka wody utlenionej, poradnik Kamasutry, pusta butelka.

Stan zdrowia :
drobne ranki na twarzy i wierzchach dłoni |oczyszczone rany po szkle powbijanym w plecy - hipsterska wersja jeżozwierza | rozcięty łuk brwiowy - bo naturalne farby do twarzy są w cenie

Punkty :
673


Don't you know there ain't no Devil, it's just God when he's drunk.  Empty
PisanieTemat: Re: Don't you know there ain't no Devil, it's just God when he's drunk.    Don't you know there ain't no Devil, it's just God when he's drunk.  EmptySro Lis 25, 2015 12:11 am

|strasznie przepraszam za ten zamuł, tak strasznie nie mam czasu na życie poza pracą

Ogólnie rzecz biorąc, momentami zwyczajnie ssała w relacjach międzyludzkich i to w najgorszym tego stwierdzenia stopniu. Kiedyś, gdy była jeszcze całkowicie inną osobą, kontakty z innymi osobami przychodziły jej jakoś bardziej naturalnie. Obecnie nadal lubiła porozmawiać z kimś, kto mniej lub bardziej podzielał z nią przekonania czy poglądy, w dyskusję z ich przeciwnikiem również momentami była skora się wdawać, ale mimo wszystko preferowała święty spokój. Była na tyle otwartą kobietą, na ile w danym momencie potrafiła być. Ni mniej, ni więcej. Wszystko zależało od czynników takich jak humor, nastawienie, aktualne spojrzenie na otoczenie, pewność siebie i miejsca, w którym się znajdowała. Przy tym ostatnim natomiast mogła stanowić pewnego rodzaju indywiduum, ponieważ wcale nie lubiła grać na znanym sobie terenie, jaki mógł być na przykład jej kuchnią czy salonem. Robiąc coś takiego, czuła się obnażona. Zupełnie tak, jak gdyby ktoś naruszał tę przestrzeń, która była dużo bardziej niż osobista. Nadzwyczaj niewiele osób miało okazję w ogóle zobaczyć segment szeregów ko-kamienicy, jaki zajmowała stewardessa. Takie osoby zdecydowanie mogły poszczycić się tym, że im ufała, będąc z nimi bliżej niż z większością towarzystwa. Dlatego znacznie lepiej dało się z nią porozmawiać w miejscu neutralnym – choćby nawet właśnie takim jak ten mało luksusowy hotel – albo wręcz gdzieś, gdzie to właśnie ta druga strona czuła się jak u siebie. Cóż, prawdę mówiąc, nawet sama Fel momentami stwierdzała, że na świecie nie żył chyba raczej człowiek bardziej skomplikowany od niej, mieszczący w sobie tyle sprzeczności.
Nawet w tej chwili na jej nastrój składało się mnóstwo przeciwstawnych rzeczy. Czuła się zła, sfrustrowana, w jakiś sposób również wykorzystana, nieszczęśliwa, ale kilka porcji alkoholu sprawiło, że z mijającymi sekundami coraz łatwiej to znosiła. Dzięki – a może wręcz przeciwnie? przez przekleństwo? – ciągłemu działaniu tej racjonalnej części umysłu, podświadomie wiedziała, że taki stan nie utrzyma się zbyt długo. To była tylko pozorna lekkość, całkowicie złudna ulga, którą wkrótce miało zastąpić coś znacznie gorszego, co dużo lepiej przyjmowała już na trzeźwo. Ze swojego wątłego doświadczenia wiedziała w końcu, iż praktycznie nigdy nie zdarzało jej się spić na wesoło. Zawsze prędzej czy później przychodziły wyrzuty. Do siebie samej, do matki, ojca, siostry, zmarłego męża, przyjaciół, współpracowników, a ostatnio również do Naczelnego Dupka, który pozostawił ją w taki sposób. Aż nazbyt dobrze pamiętała o tym, że sama prosiła go o to, by nie żegnał się z nią w oficjalny sposób, jednakże pod tym względem mentalnie zachowała się jak typowa kobieta. Praktycznie do samego końca miała szczerą nadzieję, że nie zostawi jej w taki sposób i że nie była mu całkowicie obojętna. Cóż, przeliczyła się. Zamiast tego została tylko kolejnym potwierdzeniem zbytniej ufności względem prawdziwości gestów i słów, jaką przejawiała znaczna większość kobiet. Przynajmniej nigdy nie zeszła do poziomu, w którym błagałaby o jakiekolwiek cieplejsze uczucia, o miłość tym bardziej. Pod tym względem nadal zachowywała dosyć jasny umysł, doskonale wiedząc, że jej wybory zawsze były nietrafne. Miała w końcu nieciekawą skłonność do tego, by trafiać na nieodpowiednich mężczyzn.
Skoro już jednak o tym mowa, aktualnie najbardziej zastanawiającą rzeczą było dla Felicii to, na kogo wpadła tym razem. Mężczyzna z baru zdecydowanie nie zaliczał się – a przynajmniej nie pod względem zachowania – do typowych facetów, jakich zazwyczaj klasyfikowała do danej grupy. Nie przyczepiała im jako takich łatek, ale zazwyczaj od początku wiedziała, co zamierzali sobą reprezentować. Ich zachowania wpisywały się w raczej jasno określony schemat, przez co bardzo ciężko było pomylić się, co do ich intencji. Robili to, to, to i to, chcąc przy tym tego, tego, tego i tego, no… Może jeszcze tego, ale poza tym niczego więcej. Byli przewidywalni w swoim zgrywaniu osób oryginalnych i wyjątkowych. O dziwo!, ich działania musiały przynosić jakieś skutki, ponieważ inaczej nie trudziliby się w taki sposób. Lecz nie o nich była przecież mowa. Tym razem nie potrafiła powiedzieć zbyt wiele o kimś, z kim przecież w pewnym sensie piła. Na odległość, ale piła. I to dlatego właśnie opuściła swoje dotychczasowe miejsce, wychodząc na spotkanie twarzą w twarz. Była zaintrygowana.
- Podoba mi się ten tok rozumowania, nie przeczę. Problem w tym, że nie mam żadnego samolotu aż do jutra rana, a wtedy muszę być… Niestety… Trzeźwa. – Odpowiedziała raczej mało zaaferowanym tonem, nie zmieniając przy tym pozycji, w jakiej ułożone było jej ciało. Nadal bawiła się końcówkami własnych włosów, ukradkiem spoglądając przy tym na mężczyznę, by nie wwiercać się w niego natrętnie wzrokiem. Z doświadczenia wiedziała, że ludzie czuli się dużo swobodniej, gdy nie mieli wrażenia obserwowania i oceniania każdego ich ruchu. I mimo że właśnie to w tej chwili robiła – dokonywała swoistej analizy – nie sprawiała raczej takiego wrażenia. Wyłącznie na ostatnie słowa nieznajomego wykrzywiła usta w wyraźniejszym uśmiechu, rozbawiona, parskając przy tym przez nieco uchylone wargi.
- Nic z tego, chociaż alkohol faktycznie jest tu niczego sobie. Za to mnie najchętniej wcale by w tym miejscu nie było. – Stwierdziła prosto i zwyczajnie, dalej obserwując ruchy towarzysza, by unieść brew jeszcze wyżej, kiedy stanął przed nią. – Praca. – Uściśliła. Jedno krótkie słowo, które wyjaśniało dosłownie wszystko. To właśnie przez pracę ludzie robili wiele rzeczy, jakie normalnie raczej nie przyszłyby im do głowy. Jak i ona zdecydowanie nie trafiłaby do podobnego hotelu, gdyby podróżowała z najzwyklejszej chęci poznania świata i liźnięcia nowych doświadczeń. – Za to, nie powiem, nie potrafię pana rozgryźć. Tu również nie powiedziałabym, że wygląda pan na stałego bywalca takich miejsc. Prawdę mówiąc, bardziej widziałabym pana w bardziej… Eleganckim miejscu… Z klasą. – Zmrużyła oczy, przyglądając mu się uważniej, a potem kiwając głową na potwierdzenie swoich własnych słów. Chwilę po tym odezwała się ponownie, uśmiechając przy tym w bardziej zwyczajny sposób. – Felicia.
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Don't you know there ain't no Devil, it's just God when he's drunk.  Empty
PisanieTemat: Re: Don't you know there ain't no Devil, it's just God when he's drunk.    Don't you know there ain't no Devil, it's just God when he's drunk.  Empty

Powrót do góry Go down
 
Don't you know there ain't no Devil, it's just God when he's drunk.
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
All hope is lost :: Prolog :: Retrospekcje-