IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Riley Marlowe


 

 Riley Marlowe

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Riley Marlowe


Riley Marlowe
https://wyspa.forumpolish.com/t313-riley-marlowe?nid=1#3568 https://wyspa.forumpolish.com/t319-you-re-gonna-be-the-one-that-saves-me#3573 https://wyspa.forumpolish.com/t318-riley-marlowe#3571
Dane osobowe :
wybyłem ze Stanów i gonię za nieznanym już piąty rok. {25-letni podróżnik}

Znaki szczególne :
blizny tudzież znamiona tajemniczego pochodzenia; odstające uszy; marsowe spojrzenie; pokaźna postura (198 centymetrów wzrostu).

Stan zdrowia :
wory pod oczami; kolekcja siniaków we wszystkich kolorach tęczy; rozcięta warga; przypalony policzek; nudności; ból brzucha.

Punkty :
145


Riley Marlowe Empty
PisanieTemat: Riley Marlowe   Riley Marlowe EmptyNie Wrz 13, 2015 9:25 pm

Karta Pokładowa
Oceanic Airlines | Sydney, Australia → Los Angeles, USA | 22-09-2014
dane osobowe

IMIĘ I NAZWISKO:
Lorgan Marlowe

DATA I MIEJSCE URODZENIA:
Missoula (Montana, USA), 13.11.90r.

MIEJSCE ZAMIESZKANIA:
ostatni miesiąc spędził w Mona Vale w Australii; brak stałego miejsca zamieszkania

NARODOWOŚĆ:
Amerykanin

ZAWÓD:
najczęściej barman

KLASA PRZELOTU:
ekonomiczna (J31)

TOWARZYSZE PODRÓŻY:
Scarlett Fox (przybrana siostra)

WIZERUNEK:
Ben Dahlhaus
biografia

Chciałem bliżej, więcej, wciąż za daleko, by mieć. Przesiąknąłem zachłannością, otaczałem się wygodnictwem, miałem wszystko - łącznie z emocjonalnym pustostanem. W mym życiu od samego początku brakowało żeńskiego pierwiastka. Ojciec starał się jak mógł (mniej niż mógł?), by wypełnić niezapełnioną przestrzeń przesadnie drogimi drobiazgami tudzież spełniając najbardziej absurdalne zachcianki pięcioletniego gówniarza, którego cały świat kręcił się szybko (w epicentrum znajdowałem się tylko ja). Postrzeganie rzeczywistości przez pryzmat samego siebie i własnego widzimisię jest potwornie nużące. Brakowało kogoś, kto pokazałby mi, co powierzchowność robi z człowiekiem. Nauczyłem się tego sam, kolekcjonując mentalne siniaki, które bolały bardziej niż zabarwione wrogością (i przeplatane inwektywami) frazesy, rzucane przez rówieśników. Miałem więc wszystkie najnowsze gry (nikogo, by się nimi podzielić), miałem też pochmurne spojrzenie i poliestrowy kocyk, przesiąknięty łzami (nikogo, kogo by to obchodziło). A czas mijał dziwnie ospale, nie szczędząc ani jednej nanosekundy samotności.


Odgrodziłem się od rzeczywistości murem z książek. Wchłaniałem je nazbyt intensywnie, spijając każde zdanie, które przenosiło mnie do świata wyobraźni. Tolkiena nauczyłem się niemal na pamięć. Ojciec zaraził mnie miłością do podróży tam i z powrotem po zakamarkach Śródziemia. Zafiksowany na punkcie LOTR-a profesor lingwistyki, ponadto conlanger i autor książki o sindarinie - byłem skazany na dorastanie na swoistego rodzaju cmentarzysku reliktów po Tolkienie. A spontaniczny lot do Anglii, aby zapalić znicz na grobie guru mego rodziciela... to nie było coś, co mogłoby mnie zaskoczyć po tylu latach spędzonych w męskiej komitywie z tym dorosłym dzieciakiem.


Na dziesiąte urodziny dostałem najcenniejszy prezent (ten upragniony), gdy tata dziwnie rozedrganym głosem (tak jakby okruszki rozbitego serca kaleczyły jego struny głosowe) poinformował mnie, że mogę zobaczyć się z mamą.
Znalazłem kiedyś jej zdjęcie (dusza na ramieniu, promienie słoneczne wplecione w długi warkocz, radosne iskierki tańczące na spojówkach). Jej jedyne zdjęcie. Nigdy nie mogłem pojąć, dlaczego ojciec nie pozwala mi się z nią zobaczyć. Była od niego dużo młodsza (nie o siedem lat - lecz o bagaż doświadczeń całego pokolenia) i wydawało mi się, że mogłaby mnie lepiej zrozumieć. Gdy każde pytanie o nią zbywał jakimiś pół-słowami... W pewnym momencie zacząłem się obawiać, że to może mama nie chce mnie poznać.
Ale kiedy tylko usłyszałem, że mamy się spotkać, wykreowałem sobie w myślach idealny scenariusz. Ona - zaczerwienione od płaczu oczy, ciche przepraszam wyszeptane wprost do mojego ucha, ciepłe ramiona obejmujące mnie kurczowo. Ja - początkowo z naburmuszoną miną, z czasem dający się obłaskawić, a może nawet oswoić (w odpowiednim momencie, żeby nie myślała, że na mą miłość nie trzeba zasłużyć; w odpowiednim momencie, gdyby znów zniknęła za rogiem czasu, zostawiając mnie bez słowa).


Tata zabrał mnie do miejsca w innej płaszczyźnie emocjonalnej (i czasoprzestrzeni?). Nie znalazłem tam kobiety ze zdjęcia. Był tylko przywiązany do łóżka, wątły światłocień; beznamiętne spojrzenie kukły (zawieszonej na najwyższej gałęzi).
To mnie złamało. Pokruszyło na drobne kawałki.


Byle jakie poskładanie się, ułożenie swoich myśli chronologicznie zajęło mi dużo czasu. Ale wróciłem tam i obiecałem jej, że wracał będę. Co tydzień, starając się stworzyć z ulotnej relacji coś trwałego. Być stałą w jej życiu. Oparciem.
Nasz rytuał nie-milczenia. Szostakowicz w słuchawkach, próba nawiązania kontaktu wzrokowego, czytanie Dickinson (smutek i ciemność w wierszach tej pisarki paradoksalnie zdawały się rozjaśniać oblicze mej rodzicielki). Od czasu do czasu nagrywałem dla niej na dyktafonie melodie codzienności (nie chciałem, by zapomniała, jak to jest stać na zewnątrz w czasie burzy ani jak rozkosznie mruczy mały kociak). A gdy dostałem pierwszą kamerę, nauczyłem się rejestrować wszystko (parzenie kawy, atmosferę w miejskiej czytelni, światła stroboskopowe na imprezie, świat ze szczytu górskiego). Nigdy nie traktowałem jej inaczej. Początkowo nie zadałem sobie nawet trudu, by wygooglować osobowość borderline. Dopiero później dowiedziałem się, co to oznacza (moja mama całe życie tańczyła na linie nad przepaścią, targana sprzecznymi emocjami).


Przez cały okres adolescencji funkcjonowałem na pograniczu trzech rzeczywistości - tej nudnej (szkoła, marazm, codzienność), tej będącej odskocznią (LARP-y z ojcem, filmy, muzyka, stosy książek), tej w szpitalu psychiatrycznym (obcowanie z rodzicielką).


Miałem szesnaście lat, gdy w Montana State Hospital natrafiłem na nią. Pieczołowicie zasłaniała nadgarstki, przyozdobione symetrycznymi ornamentami (w kolorze ciemnego wina), które wyszły spod zardzewiałej żyletki. Udawałem, że nie widzę, gdy zakrada się pod uchylone drzwi i szuka istoty słów (tych, które odczytywałem mamie na głos). Z szaleństwem było jej do twarzy. A kiedy później posmakowałem tego szaleństwa, całując ją zachłannie (nieporadnie, nierytmicznie, ale z głębokim oddaniem) w pustej salce na piętrze, zaznałem błogiego szczęścia. Od tego momentu miałem już dwa powody, by odwiedzać szpital.


Gdy skończyłem osiemnastkę, dostałem się na reżyserię w Las Vegas. Wyjazd na studia to największy błąd w moim życiu. Straciłem pół roku, bawiąc się w przygotowanie do tworzenia komercyjnego gówna. Sześć miesięcy. Tyle potrzebowałem, by dorosnąć do decyzji o powrocie do domu.


W Montanie czas mijał mi gdzieś pomiędzy pracą w pubie, odwiedzaniem mamy, pisaniem scenariusza do swojego pierwszego filmu (niemego) a uczeniem się sindarinu ze swoją dziewczyną (odważyłem się w końcu powiedzieć jej gi melin). Lekarze poinformowali mnie, że stan mojej rodzicielki jest na tyle stabilny, iż pozwolą jej poruszać się swobodnie po terenie szpitala. Nikt nie zorientował się, że mamie udało się nabrać nas wszystkich.
Cztery minuty i trzydzieści sekund. Podobno tyle trwa śmierć przez podduszenie się na klamce. Rozpaczliwie wykonana resuscytacja mniej więcej kwadrans od momentu zgonu niczego nie zmieniła. Pod paznokciami mam jeszcze zapach jej perfum (Chance Chanel), złuszczony naskórek i drobinki wspólnie spędzonych chwil.


Przywdziałem czerń, a w mojej głowie narodził się plan, jak we właściwy sposób pożegnać się z rodzicielką. Nie potrafiłem sobie jednak wyobrazić zostawienia mojej dziewczyny w psychiatryku. Porwaliśmy się więc na desperacką próbę ucieczki, która skończyła się jednym wielkim fiaskiem. Złapali nas, gdy próbowaliśmy rozmontować kłódkę przy oknie w piwnicy. Wtedy też widziałem ją po raz ostatni (miała na sobie prezent ode mnie, obietnicę w postaci Gwiazdy Wieczornej), bowiem stałem się w szpitalu persona non grata.


Wyjechałem z domu bez grosza przy duszy. Po dziś dzień noszę czerń; po dziś dzień wciąż jeszcze nie pozbyłem się obumarłego fragmentu okaleczonej duszy. Od pięciu lat robię kolaż z nagrań z podróży; z miejsc, których nigdy nie dane było mamie zobaczyć. Kiedyś chciałbym ulepić z nich całość, łatając je za pomocą muzyki klasycznej (stworzyć osobistą wersję Samsary).


Od czasu do czasu zatrzymywałem się na dłużej na różnych krańcach świata, by zarobić na dalszą podróż. Na miejsce ostatniego przerywnika moich wojaży wybrałem mieścinę Mona Vale. Jak zawsze wysłałem tacie kartkę o może nazbyt lakonicznej treści, ale spełniającą swoją rolę - przekazującą mu, że nic mi nie jest. Zapewne, gdybym pokusił się o podanie adresu zwrotnego, w moim życiu nie pojawiłaby się pewna drobna blondynka (w kącikach jej ust często wygina się uśmiech, co mocno zbija mnie z tropu; nie wiem, jak zachować się w obecności podarowanej mi przez los siostry), a ja wyruszyłbym na spotkanie z chorym tatą znacznie wcześniej, unikając lotu felernym samolotem. Ale przecież ponoć nie istnieje coś takiego jak przypadek w przebiegu spraw ludzkich.


Znalazłem się więc pod bezdusznym firmamentem, który nieustannie przypomina mi, że jestem tutaj obcy. Bardziej obcy niż gdziekolwiek wcześniej. Choć bycie pesymistą leży w mej naturze, pozwalam sobie na wyjątek i po cichu marzę o tym, żeby poznanie melodii nieba tego miejsca nie było tym razem niezbędne. Dam się uratować. Proszę o ratunek wszystkich bogów, których znam.

charakter

Życie w krzywym zwierciadle. Matowa powierzchnia, osnuta wirującymi w powietrzu drobinkami kurzu; gdzieś tam bawiący się na niej światłocień, tworzący niedopowiedzenia - setki niedopowiedzeń, ślizganie się na granicy prawdy i fałszu. Świat zrewaloryzowanych wartości - zatarcie się grubej kreski oddzielającej postępowanie prawe od szykanowanych przez większość społeczeństwa zachowań. Dychotomia myślenia jest Lorganowi obca. Trudno uchwycić jego odbicie lustrzano-psychologiczne, bowiem nieustannie przybiera różne formy. Jedyny constans w życiu Marlowe'a to kolejno: chorobliwa ambicja, niemożność pozostania w inercji, złożoność procesów myślowych, wyważone słowa podszyte ironią, skrywana pod podkładami pozorów wrażliwość, wścibstwo z rodzaju tych upierdliwych, przyciąganie kłopotów jak magnes, perfekcjonistyczne nawyki. Lubi też znajdować się tam, po drugiej stronie lustra, obnażając osobowości skomplikowane. Jest obrazem pozornym, symetrycznym względem płaszczyzny. Złudzeniem optycznym?

umiejetnosci

Pomijając cały pakiet umiejętności w rodzaju puszczania kółek z dymu (z pewnością dodaje mu to dwadzieścia punktów do zajebistości i przetrwania), warto wspomnieć, iż Riley należy do tych osób, które nie muszą narzekać na swoją sprawność fizyczną. Przez ostatnie pięć lat przywyknął do długich wędrówek (na dodatek ze swoim wypełnionym po brzegi siedemdziesięciolitrowym plecakiem); kondycyjnie radził sobie nawet w mało sprzyjających warunkach atmosferycznych (upały często dawały mu się we znaki). Wyrobił sobie też nawyki, które mogą się przydać w warunkach 'survivalowych'. Spokojnie da sobie radę chociażby z rozpaleniem ogniska, zbudowaniem jakiejś osłony od deszczu, wyznaczeniem stron świata. Natomiast jeśli znajduje się w nowej sytuacji, stara się podejść do rozwiązywania problemu kreatywnie - bierne załamywanie się jeszcze chyba nigdy nikomu się nie opłaciło. Na koniec wspomnę też o umiejętności przypierwiastkowania nieparzystym ilorazom; z racji skłonności do cholerycznych zachowań oraz impulsywnych reakcji często miał okazję potrenować wybijanie zęby innym (poza nawias, hehe).


dodatkowe informacje

△ JĘZYKI: ojczysty; uczył się hiszpańskiego (ale pamięta jedynie przekleństwa; te quiero puta i tym podobne); zna podstawowe zwroty (w sensie dzień dobry, dziękuję, mieć ogień?) w kilkunastu językach krajów, które odwiedził w czasie swojego pięcioletniego wojażu.
△ ZAWARTOŚĆ BAGAŻU:
plecak 75-litrowy, cały w naszywkach: vonet 83, legria hf g25, kasety, W drodze, Pieśń Aborygenki. Podróż w głąb duszy Australii, 3 pary majtek, 4 pary skarpetek i jedna skarpetka bez pary, spodnie khaki 3/4, pięć t-shirtów (czarne, z nazwami zespołów: Black Sabbath, Iron Maiden, Judas Priest, Motörhead, Slayer), koszulka szybkoschnąca (ciemnozielona), koszula w kratę, granatowa bluza, zielona kurtka przeciwdeszczowa (ortalionowa), buty trekkingowe, sandały, purpurowa bandana, dwa ręczniki z mikrofibry, uniwersalny żel do mycia, szczotka do zębów, pasta do zębów, mydło, linka do rozwieszania prania, power bank, 4 paczki papierosów, apteczka pierwszej pomocy, ładowarka do telefonu, stos kartek z różnych miejsc, które odwiedził, lekki śpiwór.
czarny plecak, bagaż podręczny: telefon komórkowy, paczka papierosów, zapalniczka, zwinięta z pokładu samolotu gazeta z ciekawym artykułem o Banksym, długopis, dokumenty, notatnik, woda mineralna (kupiona w bezcłowym), jabłko, kanapka z szynką, portfel, okulary przeciwsłoneczne, skórzana kurtka.
na sobie: majtki, skarpetki, lniana koszula, dżinsy z chusteczkami higienicznymi w kieszeni, trampki, bransoletka z rzemyków, skórzany pasek do spodni.
△ INNE:
- używa imienia Riley, Lorgan widnieje tylko w dowodzie,
- jest uzależniony od fajek,
- ma uczulenie na jad pszczół,
- obrzydza go jedzenie owadów (kiedyś wymiotował pół dnia, gdy dowiedział się, że w potrawie, którą go poczęstowano, były larwy mącznika młynarka), jak i samo dotykania ich (na widok takich chociażby pajączków ma ochotę teleportować się kilkaset kilometrów dalej),
- ze Stanów dostał się jachtostopem do Francji, potem zahaczył o Włochy, Słowenię, Chorwację, Serbię, Rumunię, Bułgarię, Turcję, Iran, Turkmenistan, Uzbekistan, Tadżykistan, Chiny, Indie; ponad rok podróżował po Australii (średnio co dwa miesiące przerywał podróż, by zarobić na utrzymanie).




Ostatnio zmieniony przez Riley Marlowe dnia Wto Wrz 15, 2015 1:22 am, w całości zmieniany 7 razy
Powrót do góry Go down
Felicia Sage


Felicia Sage
https://wyspa.forumpolish.com/t137-felicia-andrea-sage https://wyspa.forumpolish.com/t145-czy-leci-z-nami-pilot https://wyspa.forumpolish.com/t144-felicia-andrea-sage
Dane osobowe :
25 lat | stewardessa | wdowa | pół Brazylijka, pół Australijka | 180 cm

Znaki szczególne :
krótkie włosy w kolorze blond | czasami przechodzące w błękit, jasnoniebieskie oczy | praktycznie non stop czerwone usta

Ubiór :
gruby łańcuszek ze srebrnym krzyżem łacińskim, personalizowany, grawer ANGELO na pionowej części z tyłu, przy skórze pod koszulką | kolczyki-liski ze złota (wkręty) | długie spodnie damskie w stylu kowbojskim | biała koszulka męska | niebieska koszula damska z długimi rękawami | kowbojki | cienkie rajstopy podarte przy kolanach

Ekwipunek :
Dziecięcy plecak moro, a w nim: krem nawilżający, paczka mokrych chusteczek, czarna farba do włosów, maskara, dwie tabletki paracetamolu, dwie grube frotki, zeszyt, komplet kolorowych kredek, pluszowy miś, strój stewardessy [podarta sukienka, porwany żakiet, baleriny na niskim obcasie], pięć kiełbasek, dwie tortille, butelka koniaku, opakowanie tabletek antykoncepcyjnych, buteleczka wody utlenionej, poradnik Kamasutry, pusta butelka.

Stan zdrowia :
drobne ranki na twarzy i wierzchach dłoni |oczyszczone rany po szkle powbijanym w plecy - hipsterska wersja jeżozwierza | rozcięty łuk brwiowy - bo naturalne farby do twarzy są w cenie

Punkty :
673


Riley Marlowe Empty
PisanieTemat: Re: Riley Marlowe   Riley Marlowe EmptyWto Wrz 15, 2015 1:30 am

witaj na Wyspie!

Cieszymy się, że zdecydowałeś się do nas dołączyć i mamy nadzieję, że zostaniesz z nami na długo! Pamiętaj, że przed rozpoczęciem rozgrywki musisz założyć jeszcze informator oraz zarezerwować miejsce w samolocie. Punkty za Kartę otrzymasz po założeniu Informatora. Jeśli będziesz mieć jakieś uwagi lub pytania - pisz śmiało, od tego tutaj jesteśmy! (:

Uwagi do Karty: Nie powiem, od razu widać podobieństwo między Waszym przyrodnim rodzeństwem, bowiem nawet Karty są zachowane na wysokim poziomie. Aż miło czytać, ale nie będę już sypać słodyczą, bo nikt nie wie, kiedy nadejdzie pomoc, a kawę trzeba sobie z czymś robić! Riley Marlowe 1615451806
Leć do fabuły, znajdź mi kilka torebek cukru i baw się dobrze! <3
Powrót do góry Go down
 
Riley Marlowe
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Riley Marlowe

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
All hope is lost :: Offtop :: Archiwum :: Karty Pokładowe-